zacznę wierzyć w to że.....właściwie...
teoretycznie każdy dzień niesie coś nowego.a praktycznie czasem czuję się jakbym cofam się o krok lub dwa do tylu, do tego, co już kiedyś bylo.dziwne, prawda? w dodatku okazuję się,że nie da się ze mną porozmawiać...nie da się-chyba dlatego,że ja nie chcę, albo może już nie umiem.dobija mnie to.cholernie się zmienilam w ciągu ostatnich kilku lat-bylam pewna siebie, teraz wolę się schować, lubilam zabawę, teraz wolę ciesze,bylam zawsze wygadana...a teraz nie mam pojęcia o czym mam gadać z kimkolwiek.chyba się w sobie zamykam.wiem-czasem jest dobrze.prawie tak jak kiedyś, ale nie będzie tak jak kiedyś nigdy, bo kiedyś to bylo,a nie bedzie.glupoty wypisuję, ale tak wygląda prawda. chwilami nie chcę być sobą, nie chcę być wogóle nikim.postać trawy zupelnie by mnie zaspokoila-krótkie życie, fotosyteza i piękna śmierć.....w dodatku brak uczuć-calkiem gratis. wydaje mi się, że gdyby nie to,że potrafię odczuwac i myslec byloby ze mną wszytsko okey, no ale wlaśnie, wtedy nie bylabym już czlowiekiem, ale robotem. wkurza mnie to codzienne podsumowywanie swoich wykroczeń?tego, co zrobilam nie tak jakbym chciala,zdecydowanie mniej.nie umiem sobie znaleźć przyjaciól-nie umiem, bo kiedyś mi wlaśnie przyjaciela zabrano.bez pytania.bez chwili.kurcze, rozklejam się.nie będzie to zbhyt piękna noc. pieprzone sny, które mi się śnią nie pozwolą na to.nie pozwolą zapomnieć różnych dziwnych, innych, starych i zardzewialych rzeczy.bo ja nie umiem sobie radzić ze wszystkim.glupi abonent