Wróciłam!!! Spóźnione pozdrowienia niewiadomo...
Wróciłam... Było bardzo fajnie, choc taki sposób spedzania czasu jeszcze kilka miesięcy temu by mi nie odpowiadał.
No wiec po kolei.
Byłam sobie godzinkę na rynku w Krakowie, potem sobie ruszyliśmy w stronę Zakopca.Gdy wysiedliśmy w naszej małej wiosce była godzina 23 i nikt nie wiedział, w którą stronę mamy iść. Wokół ciemność i las, ale doszliśmy... Ten moment mi się najbardziej podobał. Co prawda doszliśmy już w czwartek o godzinie 00:40, no ale to nic. Poza tym nie spaliśmy na karimatach, ale na materacach.
Czwartek :jutrznia - śpiewanie psalmów po benedyktyńsku, śniadanie, łażenie po domu, wyprawa na Turbacz, do którego swoją drogą nie doszliśmy, bo zabrakło nam sił; powrót do domu, nabożeństwo radosne(dla mnie wcaletakie nie było) lekie złapanie przeze mnie doła, płacz na całą godzinę - spałam 5 godzin
Piątek: poszłam spac o 2 zapłakana i wogóle z wygasłymi jakimikolwiek emocjami, wstałam 15 minut przed jutrznią, smutna i wogóle, uciekłam ze śniadania, choć nie można tak, ale Duduś się nade mną ulitowała.Poszłam szukać moich ulubionych psalmów; poprawienie humoru, wyprawa do sklepów, potem 1,5 godz. w lesie na spacerku. Wieczrem psychologiczne zabawy.
Dziś: wstałam po 4 godzinach spania, spakowałam się zjedliśmy śniadanie i baj-baj, nasz pobyt się skończył. Jechaliśmy od 10 do 17 śpiewając różne piosenki.
Ogółem - był to jeden moich najciekawszych, najdziwniejszych i najśmieszniejszych wyjazdów. POznałam mnóstwo ludzi. Trochę rozjaśniło mi się w życiu albo raczej w tym, co mam z nim zrobić- mianowicie nie schrzanić.
Wiem już czemu niektóre moje sprawy wyglądają jak wyglądają. Intuicyjnie podoba mi się ktoś, z kimnie mam szansy coś zbudować, a wszystko dlatego,że boję się odkrywać w ludziach ich wady.
Teraz staram się przezwycieży.
Mnóstwo osób stwierdziło, że lubi to zasmarkane z powodu płaczu chochlikowate stworzenie, które często się śmieje i ma dołeczki w policzkach uwielbiając przy tym piosenkę "IKAR" i szerzącą ją pomiędzy innych, ufne i miłe stworzenie, które przytulajac się sprawia,że wszystko staje się jaśniejsze.( o wadach nie gadaliśmy, na szczęście). Sama się zdziwiłam,że tyle ludzi mnie lubi, ja ic też bardzo polubiłam i będzie mi bardzo ale to bardzo brakować tego wszytskiego, co tam robiliśmy. Tego czarnego i zwykłego także humoru i tych serdecznych ludzi.
Spotkamy się w piątek na 2 godziny, tylko piątek będzie za tydzień.
Moje spostrzeżenie: zdziwiłam się, że potrafiłam z tyloma ludmi porozmawiać o rzeczach dla mnie waznych, o niektórych pierwszy raz nie płaczac przy tym, nie udając sierotki i wogóle. Duży krok do przodu jak na mnie.
Żeby teraz znów nie stać się tym zamkniętym w sobie żółwiem.
Jadąc stwierdziłam,że moje życie przypomina koszulkę, którą kiedyś bardzo lubiłam. Teraz jest sprana, wytarta, pozszywana i poplamiona.
Mam już drugą - pomarańczowo-zieloną, z kwiatuszkami, lekkim odcieniem czerni, uśmiechniętą buźką. Ta koszulka jest oryginalna, tylko tak bardzo za nią się stęskniłam,że boję się ją nałożyć, więc ona czeka...Czeka aż dojrzeję do tego kroku.
Jestem już!!! I wiem juz co mam robić - żyć nadal jak mi się podoba, każdy czowiek ma wady, czerpać z życia moim ulubionym kubkiem: wiecznie kochać, wiecznie żyć!!! Sobą być!! Wolnym być!!!