Bez tytułu
Ten strach paraliżuje coraz bardziej. Strach przed brakiem zrozumieniem siebie. Przed jutrem. I stres. Bo coś będzie nie tak. Bo inni, bo on, bo śniegu nie ma, bo wierzę za bardzo albo za mało, że układ odniesień jest niewspółmierny. Bo każdy jest inny, a jednocześnie taki sam, tylko nie w tej chwili.
Kiedyś powiedział( z reguły piszę o innych w trzeciej osobie, nie wymieniając imion), że czasem się mnie boi. Ja umiem z tym żyć.
Obiecałam sobie, że się nie poddam, ale dopadła mnie banalność rzeczy innych i jednocześnie własna małość. Bo kim ja jestem żeby żyć?Żeby myśleć cokolwiek?Małym ziarenkiem piasku? Dziś jestem, jutro mnie nie ma? I z tyloma rzeczami trzeba się wyrobić...Jakieś przyjaźnie, prace, zadania, miłości, uczucia w mgnieniu oka świata.