Rąbek wspomnień uchylony
Wróciłam. Dwa razy po 40 godzin bez snu, kilkanaście godzin jechania przed siebie. Najbardziej lubię jechać autobusem. Gdzieś. Nie muszę wiedzieć gdzie. Byle jechać, byle nie tam. Różne myśli w głowie, na ustach fragment układaj modlitwy. Taka noc za oknem i mleko rozlane na drodze.
A poźniej...zastanawiałam się czy coś będzie. Było. TYle miłych słów w moim dzieciństwie na jawie. Odnajdywanie pomniejszonych kszatłów starych wielkości, kilka snów, dużo wspomnień, palcami dotykanie kamieni, zimno, stary kumpel, którego rozpoznałam z linii ust.
I jeszcze przyjaciel. Jedyny mężczyzna, którego żoną kiedyś zgodziłabym się być. Może dlatego, że to niemożliwe. Wypad do knajpy na wspominanie. Jakby można było kilka lat streścić w 3 dniach. A nawet można. Traktował mnie jak małą księżniczkę. Tak jak wtedy, kiedy obudzona ze snu płakała mała dziewczynka w dziecięcym łóżeczku i on przyszedł. Ktoś, kogo znam od wieków. I "Dziękuję" z rodzaju tych nielicznych głęboko uczuciowych, bardzo szczerych w życiu.
Jakby nie patrzeć kawał dobrej historii. Jestem zadowolona, że tak wyszło. Taki prezent od losu za dobre sprawowanie. A może to ten mój Anioł, z którym codziennie rozmawiam?
Za te pisane słowa, kiedy mnie nie było dziękuję. Nie mam głowy po 3 godzinach snów na dwie doby...