Już wiem.
Spać poszłam z mocnym postanowieniem poprawy. Po jakiejś godzinie wiercenia się i rozmyślania ogarnął mnie sen. Biała koszula nocna z delikatnego materiału i oczy Misia(taki beżowy wierny i cierpliwy niestety nie ożywiony) dawały pewne poczucie bezpieczeństwa. Zasnęłam nie zadając zbędnych pytań czy się wyśpię. Rano jakieś w miare jasne świało biło po oczach. Dzień był udany.
Ciągle jeszcze mam obawy przed nadejściem wieczoru a zwłaszcza nocy. Noc to według romantyków, a także i mnie, zalicza się do tych momentów kiedy widzi się więcej. Nawet to, czego się nie chcę. Na szczęście już trochę czasu trenuję sztukę panowania nad uczuciami.
Co przyniesie kolejny dzień...Dowiem się ni prędzej ni wcześniej niż jutro. Na tym polega odwieczny porządek świata...I właśnie ta odwieczność, to, że moje myśli najprawdopodobniej są czyjeś albo były już wykorzystane...to jakoś nie do końca mi odpowiada. Ale do gadania nie mam za dużo...
Bo co takiego się stało? Dla mnie po prostu trudny jest czas pomiędzy pogodzeniem się z końcem tego etapu, który właściwie od dawna powinien być wspomnieniem(rozdział zawiera kilku przyjaciół, dziecięce marzenia, pewną mityzację świata i niezdawanie sobie jeszcze sprawy z archetypów), a cieszeniem się z faktu, że ten rozdział kiedykolwiek miał prawo zaisnieć, że jednak jest niepowtarzalny, w mojej własnej pośrednio-bezpośredniej kompozycji.
A sposobem na n i e p a m i ę ć jest zrozumienie.