W morzu wspomnień i marzeń.
Lubię święta. Od kilku lat przeżywane tylko jako okazja do wspomnień. Wspominając tamtych ludzi, ciszę, barwę śpiewanych w kościele piosenek...Wiem, że czasem idealizuję, ale to jest przecież froma jakiegoś działania psychologicznego. Dzisiaj było inaczej. Skupiłam się na Słowach. Zadając ciągle pytania do tekstu, poszukując na nie odpowiedzi i zastanawiając się. Może czasem potrzebny byłby mi człowiek-encyklopedia teologiczna, który by zwalniał mnie od przymusu długiego szukania odpowiedzi... Wielki Czwartek zawsze był szczególnym dniem. W Wielki Piątek najbardziej mnie, jako małą dziewczynką zachwycała cisza, nastająca w kościele, kiedy księża leżeli na podłodze. Wielkiej Soboty nie lubiłam. Ogień zawsze za szybko gasnął. A Wielkanoc miała w sobie tę moc. Z powodu miejsca procesji. Tak nietypowego. Wątpię, czy gdzieś jeszcze tak było. Wiem, że za dużo nie "mówię" tymi słowami. Chciałabym tylko, żeby te wspomnienia pozostały tylko moje. Nie będę opisywać miejsc. Są jeszcze. Wciąż w strefie mityzacji, którą stworzyła sobie jakieś sześć lat temu dziewczynka, którą wtedy byłam.
Dzisiaj spotkałam się z ludźmi. Wynikiem czego są dwa zaproszenia. Jedno na spacer, a drugie na wino.Skorzystam z obydwu.A teraz rozmawiam z kimś, kto z dnia na dzień staję się ważniejszy. Zupełnie inaczej niż inni. Z pewnym akcentem z mojej strony, którego nie chciałabym, by za szybko się domyślił. Potem usłyszę "dobranoc", którego mi od jakiegoś czasu brakowało...I zasnę. W morzu wspomnień i marzeń.