Życie jest śmiechu warte, więc się śmieję!...
Obudziłam się o 1 wyspana. Ostatnio często mi się to zdarza. Napisał Michał. Po miesiącu przypomniało mu się, że mnie obraził. Nie odpisałam. Dobrze wiem, że z tymi przeprosinami, to chodziło tylko o to, że ma wolny czas...O 5.50 wstałam. W 10 minut umyłam się, śniadanko, 5 na ubranie się.Z kumpelą poszłyśmy do...kościoła.O 6.30 procesja o urodzaje. Jutro też. Właściwie, to nie wiem dlaczego. Może, żeby nie było nudno. Choć to dziwnie zabrzmi. Ostatnio robię nietypowe rzeczy(np. zakładam spódnicę przed 7). Potem poszłam spać.
Jako że przypiekało słoneczko i szkoda było marnować dnia wybrałyśmy się do lasu na podobno bezludną polankę.Wszytsko byłoby dobrze. To znaczy normalnie, gdyby nie fakt, że u wejściu lasu zobaczyłyśmy mężczyznę. Nawet to byłoby całkiem normalne, gdyby nie fakt, że był nagi. Zupełnie. Ale my mądre dziewczynki są, więc na jego widok zareagowałyśmy, jakgdyby to była codzienność. Swoją drogą zawsze myślałam, że facet, który rozbierze się przede mną zrobi to z miłości....
Z doświadczeń ostatnich dwóch dni, powołując się na doświadczenia moich kubków smakowych-okocim palone lepsze od reddsa malinowego.
Może i bym się podłamała, gdyby nie to, że każdy dzień mnie śmieszy. W swojej prozaiczności, ludzkich zmaganiach, wysiłkach, które okazują się nie potrzebne, w tym, ża każdy sobie do oczu skacze...A to jest przecież nic nie warte. Zupełnie nic. I jeśli bardzo dużo znaczy, to tylko dla jednej osoby. Jeszcze jeden wolny dzień...Ciekawe co będzie tym razem? Od ostatnich5 dni mam same tarapaty.
Szkoda. Tyle we mnie ironii. A niechęć przyjdzie w nocy. Ktoś się wydziera w moich głośnikach. Nie mogę się poddać. Nie dam się temu, co myślę. Carpe diem. I tyle to warte.