• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum 05 czerwca 2005

Sen, jawa, we wszystko ingeruje Tata.

Obudziłam się. Dużo czasu zajęło mi odgrodzenie snu od wczorajszej jawy. Okazało się, że była sama jawa. Choć trochę bałam się, że jadę nie z tymi ludźmi, co trzeba i że w ogóle jadę. I jeśli teraz się zastanawiam nad tym, co napisać, to tylko dlatego, że próbuję znaleźć i wyodrębnić to najważniejsze.

Do organizacji Lednicy zraziłam się wtedy, kiedy wielebny ojciec Góra mijał mnie w potężnym samochodzie, rozmawiając sobie z uśmiechem, podczas gdy ja musiałam iść z moim plecakiem i iść, i iść. A jak już doszliśmy to był tłum ludzi. Większość wyglądała jak bliźnięta, w tych samych koszulkach.  Potem zobaczyłam moją siostrę, właściwie dwie. Jak rzuciłam się w jej ramiona. To było takie piękne. Lubię moją emefowatą rodzinę. Słowa z lipca przypominają, że we wspólnocie, gdzie każdy człowiek jest moim bratem. To w nas lubię najbardziej. Poczucie bezpieczeństwa i jedności. Myślałam nawet, że podobny stan pojawi się w realizowaniu podpunktu nazywającego się:"zawiązanie wspólnoty".

Padał deszcz. Dużo deszczu. Pola Elizejskie, bo tak je nazwaliśmy dla kontrastu, przemierzyłam kilka razy. Za pierwszym natknęlam się na napalonego wielbiciela Lednicy, którą jął się mnie ewangelizować. Wszystkie argumenty mu zbiłam, odszedł zmyty. Wyglądał jakby przez tydzień siedział na rekolekcjach i teraz chce wszystkim na siłę pokazać drogę do Boga. A ja moją drogę do Taty już wybrałam. Ten odszedł zmyty, a ja później przez niego się martwiłam czy mu tego zapału trochę nie nadpaliłam. Służba porządkowa więcej uwagi zwracała na to czy trzymasz się czerwonej wstążki, niż na to czy pijesz piwo. Mijałam księży, siostry, zakonników i ruchome konfesjonały. Niektórzy klęczeli, inni stali obok lub naprzeciwko siebie. Penitenci czasem płakali. Trochę przypominali mi mnie. Tylko, że ja właściwie nie chcę płakać, a te łzy same sobie idą.

Ostatecznie przestało mi się podobać, kiedy Krzysztof Krawczyk śpiewał mój ulubiony psalm. Wiem, że nie o to chodzi jaki głos i jak...Mijając ludzi zastanawiałam się czy wiedzą po co przyjechali. Ja chciałam zobaczyć dwie kochane osoby, przeżyć coś a la czerwiec tamtego roku i zrobić coś inaczej.W pewnym moemencie spanikowałam. Bałam się, że wszystko zacznie się jak kiedyś. Na nowo. Tylko, że już nie mam tych 13 lat. Na szczęście poszukałam człowieka. Nie wiem. Zawsze tak jest, że wystarczy mi na kogoś popatrzeć i wiem czy mogę powiedzieć, co czuję, czy trzeba używać słownika awaryjnego, może przejsć na drugą stronę ulicy, albo nie mówić nic.

Podładowałam moje wyczerpane już baterie. To był dosć ciekawy rozmówca. Mam o czym myśleć na jakiś czas, kolejny schodek. Idąc za przykładem balona, znów więcej wiem i jednocześnie nie wiem. Ale to, czego dowiedziałam się, podoba mi się, dodaje siły i w pewnym sensie pozwala zaakceptować coś, na co i tak już nie mam wpływu. Bo jednak każdy jest inny, mimo że podobny. Może będę już umieć mówić "nie", a nie to jeszcze tylko dzisiaj, następnym razem już nie będę, bo po co, to nic nie daje. Dzisiaj był ten ostatni raz.

Polubiłam pocztę polską. Wtedy, kiedy lunął największy deszcz, a ja piłam herbatę, siedząc na krześle w ich namiocie. I lekarzy. Kiedy po dość potężnym skurczu, nawet nie ostatnim, przyszłam do nich i oprócz wapnia i aspiryny dostałam czekoladę. 

Wracaliśmy. Wreszcie było sucho. Tak całkiem. Już wiem, że trzeba zawsze brać oprócz dwóch par spodni, dwie pary butów i skarpetek. No właśnie, skarpetki. Miałam ich nie mieć i miało mi być zimno. Ale tak samo pojawiły się niespodziewanie jak ten schodek do pełnego wejrzenia w siebie. I było mi ciepło. I w zakonie sióstr pallotynek, z białymi ścianami, tam wszytsko było białe, piliśmy herbatę. Ja kawę. Ten jej zapach o 3 nad ranem. Ta iskra życia przeszywająca powietrze.

A teraz jestem. Podtwierdziła się reguła, że na takich wyjazdach ja biorę tylko to, co potrzebuję, a nie to, co dają. Choć to, co mówili w głosnikach to był czysty populizm i było mokro, ale byli też ludzie. Tacy naprawdę ludzie. I Tata do mnie przyszedł w drugim człowieku. To chyba jest najważniejsze. Więc, mam to, czego szukałam jeszcze w piątek.

05 czerwca 2005   Komentarze (15)
Moje | Blogi