A co się działo w godzinach porannych?
No więc...na nowo czas zacząć. Nie przygotowywałam się w ogóle,a rano okazało się, że mam rajstopy o numer za duże. W autobusie wypchanym znajomymi ludźmi miałam takie wrażenie, że do tej szkoły idę pierwszy raz. Potem kupa hałasu spotykając coraz to nowe, ale wciąż te same bliskie osoby. Zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Na początku mieliśmy rozmowę z dyrektorką. W tamtej sprawie nie wiem, dlaczego tak wyszło. Nie byłam specjalnie na tak, ani na nie. W klasie mamy 2 nowe osoby. A byłam przekonana, że wszystko zostanie po staremu. Znowu najliczniejsza klasa w szkole-37. A ja jutro...ja jutro mam wolne, bo idę do lekarza. Już się zaczyna. Kurczę, kupię nowe zdrowie.
Ale to jest tak...moja klasa. Lubię ich. Lubię nas. Choć zapewne nieraz się w tym roku wpienimy. I siedzę w jedynej trzyosobowej ławce z moimi ulubionymi naj dziewczynami. To to będzie się działo! I jak usłyszeliśmy dzisiaj:"życie bez historii, to nie jest życie" W poniedziałek kartkówka z prahistorii. I jak tu bez juppiejącej miny na buzi.
Dla wszystkich uszczęśliwionych jeden wielki uśmiech.
Wieczorem:przypomniał mi się tametn wrzesień, tamten rok i tamte literki. Sama chciałam pozbyć się towarzystwa kogoś, kto ponad rok stał w moim życiu w asekuracyjnej pozycji. Bo czasem znikał. Ale tak dobrze było napisać: nie wyszło mi to albo to mi się udało. A w zamian nie martw się albo wiedziałem, że dasz sobie radę. Słowa...I ja mówiłam, że gówno znaczą? Myliłam się.
Mimo to pozytywnie. Coś jest, żeby życie szło do przodu. Inaczej byłaby starta od powtórek płytka.