• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum 21 listopada 2005

Śnieg, bałwan, dziecko.

Jak ktoś mi dzisiaj w mejlu zauważył, że pisze właśnie dzisiaj, bo ja nie lubię poniedziałków. Nie lubię porannych poniedziałków, kiedy nie pamiętam gdzie są moje oczy, kto mi je skleił, gdzie jest plecak, a w zasadzie, co najważniejsze, gdzie mi się podziały dwa wolne dni. O zgrozo! Dzisiaj prawie bym biegła na autobys, ale przyjęłam taktyę zachowania równowagi. W szkole źle. Mówiąc cenzuralnie. Tylko kilka przyjemnych rzeczy było i jedna osoba.

Wracałam ze szkoły. Szyja omotlana szalikiem( O! wczoraj normalnie proboszcz mi go pochwalił, co przekazałam mamie jak dzwoniłam, bo to ona go na drutach zrobiła), czerwona czapka z uszami, spadające rękawiczki z tamtegorocznego Orsaya i zjeżdżające szelki plecaka. Nogi obute w glany ciągnęłam za sobą i...czułam się maksymalnie jak takie dziecko pierwszoklasowe. Z zadziwieniem dla śniegu, że biały i że się topi, dla butów, że ciężkie i plecaka, że po co mi on. Tak, to ja mam 18 lat i jestem odpowiedzialną osobą.

A potem...no to najpierw byłam w moim ulubionym miejscu, cicho, śpiew ludzi i taki spokój, który można nazwać błogim. Potem wracałam do domu z K. I tańczyliśmy poloneza na chodniku. Ale to nic, potem byliśmy bałwanami. Obsmarowani od stóp do nóg nawzajem z prawie zgubionym moim telefonem, dużą dawką uśmiechów i tą dziecinną moją i jego częścią. Ja swojej nie oddam tak długo jak będzie mi sprawiała przyjemność. A najfajniejsze było wtedy jak czułam jak mi spodnie do tyłka przymarzają, a w kieszeniach miałam ogromne zapasy śniegu. A ile go w buzi było w międzyczasie. I bitwę śniegową wygrałam ja. Rewanż w przyszły poniedziałek.

A teraz się uczę. O lewelach i Lelewelasto-krukowieckich.

I wszystko byłoby już tak g e n i a l n i e dobrze, bo do tych rzeczy, które mi nie pasowały zdążyłam sie juz przyzwyczaic, tzn. uodpornić, gdyby nie pawien młodzik(najdelikatniejsze słowo jakie znalazłam). Bo on mnie zmusza, żebym go pokochała. I prawie w tym celu szantarzuje. Tak nie można...Ja...nie umiem. 

21 listopada 2005   Komentarze (8)
Moje | Blogi