List.
Kochany Święty Mikołaju!
Jakoże dzisiaj trochę się spóźniłam, zresztą w tym roku za dużo listów piszę, to spróbuj wypełnić moje życzenie w przyszłym roku. Nigdy nie pisałam do Ciebie listów. To takie śmieszne. Wiadome przecież było to, że moja mama spotykala Ciebie razem z kłapouchym zajączkiem w lesie, kiedy wracała z pracy. A w lesie zbyt dużego wyboru nie ma. Zresztą zawsze przynosiłeś dobre cukierki. Pamiętam raz chciałam Ciebie zobaczyć, ale nie dało się tak jak w tych opowieściach o Tobie,żebyś wszedł przez okno albo przynajmniej przez nie zaglądał, bo na 5 piętrze mieszkałam. Mikołaju, nie znasz mnie zbyt dobrze. Nigdy nie przyniosłeś wymarzonego prezentu. Może dlatego, że za mało o nim marzyłam? Marzenia dobijają rzeczywistość. Ale może warto. Choćby po to, żeby było po co żyć, nie uważasz? Zresztą masz przy sobie Aniołków...A one są jak uśmiech. Tak samo ciepłe i nieuchwytne.
Nigdy Ci o tym nie mówiłam, ale jak kiedyś dojrzeję tak bardzo, żeby móc oddać głowę za czyjeś życie, to wtedy będę mieć syna. Będzie się nazywał jak Ty. I będzie wrażliwy. Też jak Ty. I dobry. Ale też musi być twardy, bo inaczej nie da sobie rady.
Ale na razie mam 18 lat i proszę Cię o bezpieczeństwo, o szczęście przez 3 dni na 10 możliwych, o radość przez 5 minut codziennie, o szczęśliwosć w oczach mamy i uśmiechu brata, o zdrowie i spokój dla Babci.O uporządkowanie w domu kogoś, do kogo tak trochę ostatnio się przywiązałam i o moich przyjaciół. Podejrzewam, że pieniędzy nie masz, słodycze Ci się skończyły, skarpetki kolorowe też pewnie wyszły, a kolczyki sama mam jakie lubię. Jeszcze gdybyś mógł, to naucz mnie witać kazdy nowy dzień uśmiechem, a nie grymasem twarzy. Poza tym, mógłbyś poprosić Tatę, żeby mi wreszcie dał jakieś olśnienie odnośnie tego, co będę robić za kilka miesięcy. I wiesz, chciałabym za kilka lat mieć swój bezpieczny dom. Może być całkiem mały, mogę w nim nawet mieszkać z kimś. Takim kimś, który będzie mnie złościł i radował. I ja go mogę też. Ale jeśli go nie będzie. Albo będzie o wiele bardziej zły niż dobry, to wolę sama. Siebie mogę znieść.
Tylko widzisz, Mikołaju, jak tak teraz patrzy i myślę o tym, że Ty czytasz to własnie w tym momencie, to podejrzewam, że łatwiej dla Ciebie byłoby gdybym napisała coś o nowych spodniach, wygodnych butach albo rękawiczkach. Wiesz, jak przyjdziesz do mnie, to Cię przytulę tak ciepło, tam buzi w Twój czerwony policzek i usiądę na kolanach jakbyś był moim dziadkiem. I przez chwilę będę wiedzieć jak to jest kiedykolwiek go mieć. Pewnie już sobie gdzieś lecisz, więc do zobaczenia w przyszłym roku.
P.S. u mnie wszystko dobrze.