Gdzie jesteś?
Wyparzony język. Zmęczone ciało. Opuchnięte przecieplono-zimnione nogi. Nie zrobione nic, co miałoby być. Świat zawirował. Na złość. Pokurzenie wokoło. Zaguienie sensu i udawanie. Nic z tego mi nie odpowiada. Ja naprawdę muszę do bez-ludzi na dłużej. Inaczej nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta pani jeszcze nie będzie jutro szczęśliwa. Nie wyjeżdża. Nie dziś, nie jutro. Gdybym chociaż nie chciała z zimna w gorące. Moze wtedy coś by ze mnie było. Tak mi pusto w środku. Takie niedokońca prawdomówienie. Uciekanie. Zębów i pięsci zaciskanie. Śnieg.
Wczoraj dostałam tulipana od M. Dlaczego mnie do niego ciągnie? przytulił mnie jak mała dziewczynka tuli misia. Bo mi zimno było. Tak bardzo. I nie powiem mu prawdy. Nie teraz.
Bo to jest tak, że jak tylko pojawi się u mnie jakaś nadzieja, że mogę coś otrzymać od tego losu, to to znika. Nie ma. A moje ręce chwytają puste powietrze.
I na odchodne powiedziane w kościele: Ale Ty przyjdź do mnie, słyszysz...?