Jak prawie trafiłam do szpitala.
To miał być zupełnie zwykly dzień. Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Zamkniętymi oczyma wypisywałam potrzebne dokumenty. Potem odkryłam, że nawiedziła mnie moja kobiecość. Jak zwykle-nie w porę. W szkole rozmowa z dyrkiem-jaki on jest miły i w ogóle i zmiana deklaracji maturalnej- zdaję jeden przedmiot więcej. Potem skórcz uniemożliwiający kroki, ale na szczęście autobus pod nos. W czasie łażenie po K-cach moja kobiecość stała się coraz bardziej natarczywa. A przecież w urzędzie miałam udawać dorosłą i samodzielną-a jak tu z grymasem bólu na twarzy? Ale udało się. I z głowy. Sprawa zakończona jeszcze w tym roku. Chociaż to dobrze. Potem natarczywiejąca coraz bardziej kobiecość i prawie omdlenie z bólu w Empiku. A miałam gazetę kupić. Znaleziona wreszcie apteka okazaa się zamkniętą, a tabletki w albercie obok. I ból. Największy w życiu. Ten ząb sprzed pólroku to jeszcze nic. Wdepnięcie do przychodni: Boli mnie...Nie mam jak wrócić do pustego domu. Pielęgniarka z zaszczykiem: Zaraz zemdleję...I kiedy już zapadałam w sen do bez-bólu krzyk i przenoszenie mnie na łóżko. Podobno postrach wśród czekających. Bolało dalej. Miły facet w średnim wieku wydający jakieś polecenia. A ja tylko zasnąć chcę. Jak w koszmarze. Prosiłam: Powiedz, że mi się śni....Niech nie boli proszę...Przecież jestem sama. Płacz z bólu. Oni dbający o mnie. Cisnienie podobno strasznie niskie-80/50 ja się na tym znie znam. Trzymanie mnie za puls. A to boli i boli. I kroplówka. I ból. I tak 4 godziny. A ja myślę, że już mnie prawie nie ma, że wszystko, co mam, byle nie to. A tu nic. I jakaś czekolada, i coś gorzkiego. Aż wreszcie, jak ręką odjął. Tylko: musisz iść do szpitala, albo niech ktoś po Ciebie przyjedzie. Zadzwoń po rodziców. Jesteś sama? Z kim mieszkasz? Jak tak można?Nie, nie pójdę do szpitala, kto mi piżamę przywiezie? Zadzwoń po koleżankę. S. przyjechała! Najszybciej jak mogła!! Kochana...prawdziwa...Moje nawijanie całą drogę, nasza wspólna herbatka, msza w moim kościele, spotkanie z Edytą. Potem wino od taty-dobrze robi. I potem dbaj o siebie. Ajakże. Muszę. Niech mnie już tak nie boli...Nawet zagryzanie dolnej wargi, skurczanie się, nic nie pomagało. Tylko pielęgniarki takie dobre i lekarz. A czułam się jakbym workiem była....
P.S. A ja myślałam, że życie samemu dobre jest. A chyba nie. Tylko nawet mama powiedziała, że najlepiej, to jak będę wszystko bezpiecznie kiedyś mieć, to żebym miała tylko dziecko. Że facet to najczęściej rzecz zbędne. A i mamie nie napiszę o tym moim przyppływie natrętnej kobiecości. I tych pytań o dziewiczosć i niedziewiczość. Chciało się powiedzieć: tak, jestem w ciąży i mam okres. Tylko sił nie było do mówienia. Byleby dobrze.
Teraz sennie. Bezpiecznie. W domu.