Zauważam, że wczoraj był dziwny dzień. Może dlatego, że była matura z historii? Coś, czego normalny człowiek bał się przez cały rok i już nagle nie trzeba.
No więc była sobie matura, która tak średnio sprawdzała moją wiedzę.
A potem, potem była kompletna niespodzianka.
Pod szkołą czekał M. z różą w ręce.
Potem była burza. To znaczy na początku tylko grzmiało. A potem biegłam po kałużach. Pierwszy raz jego usta w deszczu. A potem, kiedy już byliśmy na przystanku
wyciągmął ręcznik i wytarłam nim ociekającą kroplami twarz.
Pierwszy raz w miejscu do tego nie przyznaczonym używałam ręcznika.
Jestem jeszcze trochę spięta maturami. Pozostały 4 sztuki. Potem sprzątam w pokoju i biorę się za siebie.
Coraz ciekawiej jeździ się na rowerze.Coraz szybciej.
Nie zastanawiam się nad niczym głębszym.Odkładam wszystko na później. Później się zobaczy.