Bo największe dobro spotyka nas gdy się...
W Katowicach spotkałam Mężczyznę moich marzeń. Wysoki, wyprostowany, z lekkim zarostem i uśmiechem. Stał na peronie. Potem uściskał i przytulił dziewczynę. To byłam ja. I choć męczy mnie to, że widzieliśmy się niecałą godzinę, to cieszy mnie to, że widzieliśmy się prawie godzinę.
Mama powiedziała, że ładnie wyglądam. Mały odczuwał nieopisaną radość na mój widok, potem demonstrował słowa, które mówi, potem ciągnął rączki do przytulania. Po wyjściu na ulicę nadstawił ręce do ubierania kurtki, potem rączkę do trzymania za nią.
Miałam do załatwienia jeszcze kilka spraw. Ze zdenerwowania w swoich myślach niesłusznie osądziłam stażystę, potem ze złości zakręciła się łezka w oku. Na szczęście, wszystko się udało, nawet bez koniecznych papierzysków.
I obiad. Kiedy nie jem sama przed monitorem, a kiedy rozmawiam, staram się nakarmić Dziecko, widzę naprzeciwko Mamę- nie zauważyłam nawet kiedy zjadłam.
Dostałam nową czapkę od Mamy. W sumie już chyba 11 albo 12. Bo ja lubię zbierać czapki, a czasami nawet je nosić. Kapelusza jeszcze mi brakuje. I sarpetki mam od Mamy, w paski-bo ja tylko takie. Żeby tylko kolorowe były. Tak jak i moje ubrania.
Kiedy już wyruszałam w swoją drogę, a rodzina do mojego czwartego domu(na początku też miałam jechać i wrócić w sobotę, ale pomyślałam, że zaliczyć wszystkie domy w jednym tygodniu i kolejne 4 godziny w pociągu...), zostałam utulona przez Dziecko. Wcześniej mu tłumaczyłam, że chyba 60 razy pójdzie spać i się zobaczymy, tak myślę. Na co on tylko : sze... Bo największa liczba dla mniego to sześć, a ulubiona to tsy.
Potem wtuliłam się w Mamę. Powiedziała mi: Ty się tak nie denerwuj i nie klnij tyle. I powiedziała to z taką łagodnością, jakiej mi brakowało.
Bo choć starałam się ukryć wiele rzeczy, to zdradzał mnie język.
Ale teraz mi już dobrze. Cieszę się, że pojechałam.
Dziś wreszcie dotarło do mnie, że studiuję w Krakowie.
Dzwoniła przed chwilą Mama.
-Ale ja nic takiego nie zrobiłam.
-Jak to nie? Przytuliłaś mnie.