Bez tytułu
Tymbardziej, że ludzie trochę to wszystko jeszcze wyolbrzymiali. Więc dałam się strachowi, zapominając o 'Odwagi! Nie lękajcie się!'
I może to sprawa mojego organizmu, który nagle zobaczywszy, że mu już nie każę się bać, chce kolekcjonować witaminy, nie pasuje mu, że tak powiem, wstrzemięźliwość od picia i jedzenia i wpadanie w stan jakiegoś zamrożenia. Może to przybywa mi estrogenów, więc stałam się pogodna? A może, że mam w lodówce zapas pierogów od Mamy i od Babci, konfitur Babci(oj!ciężkie były), bigosów, że jak przyjdzie zima, to mogę sobie poszukać cieplejszej kurtki gdzieś, w którymś ze sklepów?
A może to, że kolejny raz mi się udało? Że Ktoś w tym jest, że tylko zaufać i już się żyje? Nie trwa, a żyje?
To życie jest bardzo dziwne.
Jedno wiem napewno. Dziś mam sprawdzian czy umiem przetrwać na uczelni. Bo zawsze coś się kończy, coś zaczyna.