Bez tytułu
Najbardziej nie lubię BEZSILNOŚCI. Być może stanięcie oko w oko z własnym strachem pomoże mi coś na nią uradzić.
Rok poprzedni właśnie był tym, w którym odkryłam to uczucie. Nie jestem tego pewna w stu procentach, ale wydaje mi się, że ze wszystkimi innymi odczuciami typu miłość, nienawiść, rozpacz można sobie łatwiej poradzić, bo łatwiej je sobie przetłumaczyć. Chodzi tylko o stosunek do tej osoby, w stronę której są skierowane. Rozpacz jest chwilę przed tym, kiedy zaczyna być dobrze. Kiedy dokładnie uświadamiasz sobie, że jest źle, a właściwie to fatalnie i kiedy zaczyna to już być zbyt monotonne, żeby dłużej to tolerować.
Z bezsilnością jest inaczej. Bezsilność to kiedy ja mam siły, żeby coś podołać, a jest coś zupełnie obcego, co mnie ogranicza, taki mur, w moim przypadku bardzo cześto są nimi przepisy urzędników. Albo kiedy bardzo chcę coś dla kogoś zrobić, a coś mnie ogranicza.
Stanowczo nie lubię bezsilności. Z bezsilności tylko się płacze, a ja za płakaniem też specjalnie nie jestem.
Piszę to, żeby jasno przed sobą powiedzieć: nie zmarnuj szans, bo później staniesz oko w oko z przepisami.