Jak bezdomni uratowali mnie od spędzenia...
Myślę, że wszystko zaczęło się w środę. Albo też 7.lutego, zależy jak patrzeć, ale to też była środa. W tą bliższą środę przyjechał M. mnie leczyć i nakarmić(bo nie miał jeszcze okazji).Skończyło się na tym, że do godziny 19 zjadłam 1/4 bułki. Dawno już rano tak szybko nie brałam prysznica. Ale co tu zrobić jak zobaczył mnie w nielubionej piżamie z włosami, które same się w nocy wysuszyły. Na szczęście pierwsze z brzegu ciuchy były czarne, a w czarnym mi ładnie, co też i potem zobaczyłam. Do 14 było pięknie i cudnie. Potem zadzwoniłam do pewnego urzędu(toczy się tam właśnie od 7.lutego bardzo poważna sprawa i rzekłabym decydująca o moich najbliższych 2 tygodmniach, a w dalszej perspektywie, latach.
Okazało się, że umowa użyczenia mi mieszkania, w którym od października i tak nie mieszkam, nie jest tym samym, co umowa najmu. Więc o 18.30 pociągiem wyruszyliśmy(M. towarzyszył mi tylko trochę, a potem do K-c do domu) do województwa łódzkiego-po podpis. Na początku ta "wyprawa" wyglądała strasznie. Od 21 dwie godziny czekania na dworcu, potem godzina włóczenia się PKS i gdzieś około 24 łóżko, rano zebranie podpisu i wyjazd o 6. Byłam załamana trochę
Ale na autobus dwóch godzin nie czekałam. Na dworcu PKP byli bezdomni, przestraszyłam się, poszłam na PKS i tam się okazało, że jest autobus, który przegapiłam, pożartowałam jeszcze trochę sobie z kierowcą, muzyczka na uszy i jechałam.
Bratek leżący w łóżku nie wiedział jak się ze mną przywitać-rękę do mnie ciągnie, a ja go na ręce, a on do mnie przywiera. A wczoraj-nie wiem czy w młodości spaliście z misiem, no ale Bratek spał ze mną dokładnie w ten sam sposób. Tylko nie wiem, kto czyim był misiem. Bardzo się cieszę, że spotkałam się z Mamą. Tak bardzo mi tego brakowało. Podobno trochę zmizerniałam-eee tam. Podpis został wysłany faksem, a ja miałam 3 dni prawie z rodziną.
Początkowo wydawało się, że mogę stracić wszystko. A przede wszystkim bezpieczeństwo. Zyskałam piękne wspomnienia, siłę. A w urzędzie tym, to mnie już znają.
Śniadanie i kolejne zawody-zwolnienie skończyło się wczoraj. A trener zadzwonił do mnie, żeby mi powiedzieć, że biegam. I poczułam się świetniej.