Do wielu rzeczy można dojść w czasie krótkiej...
Generalnie, tylko tyle, że kiedy blogi zniknęły, poczułam, że kiedy postawiłam na złego konia. Tak jak i częśźć piszących jeszcze raz wieczorem sprawdziłam, na początku ogarnęło mnie przerażenie: przecież maili do wszystkich nie mam i gdybyśmy tu nie wrócili, to moglibyśmy już nigdy nawet wirtualnie nie spotkać.
Druga konkluzja, była nieco roztropniejsza, i czegoś mnie nawet nauczyła. Często robię tak, że aby mniej słów gnieździło mi się w głowie, to je zapisuję. W jakiejś formie robię tak odkąd umiem pisać. No i potem nie pamiętam już tego zdarzenia i potrzebuję jakiegoś haczyka, żeby przypomnieć sobie, że coś takiego faktycznie miało miejsce. M.in. dlatego, czasem, chyba gdy jest najbardziej źle, pojawiają się tu notki, które tylko ja rozumiem.
Od wczoraj nauczyłam się, że lepiej głębiej i jeszcze raz przeżyć, niż pamiętać.
Dziś wieczorny spacer. Czasami, gdy zbyt machinalnie oddycham wracam do jednego ćwiczenia. Szkodzi zdrowiu, owszem, ale co teraz nie. Natomiast później łatwiej zatrzymuję się i doceniam piękno świata. Zapach kasztanów, bzów, koszonej trawy, rosy, śpiew ptaków, wieczór, nebo, spokój, który zakłóca ryk silnika motora(też chciałabym), coraz bardziej ułożone jedyne marzenie mojego życia. Nawet wiele nie chcę. I chyba nie specjalnie nawet dla siebie. Nigdy nie wierzyłam w siłę marzeń.
Dziś zaglądałam do siebie, w siebie, na strych, gdzie stare, zakurzone rzeczy, których nie chce się już widzieć, ale żal wyrzucić. W dalszym ciągu bolą.
Czym jest dla mnie krzyż? To nie cierpienie. Nigdy nie cierpiałam. Conajwyżej bolało. Ból ma to do siebie, że przestaje.
Krzyż dla mnie jest tym, co jestem w stanie udźwignąć. Tym, co czyni mnie innym człowiekiem. Krzyż to życie.