Ciociom, mężczyznom.
Pielgrzymowaliśmy dziś z kuchni na drugim pietrze, do pokoju na czwartym. I może to nic dziwnego, gdyby nie to, że byłam jeszcze w ubraniu, z plecakiem, z rolką papieru nie toaletowego, a tą do prezentów i z patelnią pełną sosu i z łyżeczką jeszcze gdzieś nie wiem gdzie, ale ona była.
Przypomniały mi się czasy, niedawne całkiem, a bardzo odległe, kiedy mieszkaliśmy w trójkę i o dziwo zawsze jeśli już coś, to spotykaliśmy się na nautralnym terenie w korytarzu ściągając ze sobą, laptop, czyli muzykę, notatki czyli naukę, pokarmy, czyli jedzenie. I być może w tym wieku najwyżczy czas dorosnąć, przynajmniej to pokazywały miny innych studentów, ale ja jeszcze tego nie odkryłam. Moim zdaniem przede wszystkim chodzi o to, żeby być dobrym człowiekiem. Dobra, idealistka.
Bo świat jakiś inny się wydaje. Kiedy idę ulicą się uśmiecham, siedząc na ciekawym wykładzie uśmiecham się nawet do prowadzącego, siedząc na mniej ciekawym piszę na karteczkach uśmiechające rzeczy.
Jeszcze nie wiem do czego dążę. Najważniejsze, że nie stagnacja.
No i sił trochę więcej przydałoby mi się.
Na tym moim drugim kierunku studiów tworzę neologizmy i powiedzenia. "Ciociom" oznacza tekst do tłumaczenia, "być jak (i tu pada imię)" to znaczy nie być i jeśli chcesz coś zaakcentować to stawiaj akcent na ostatnią sylabę.
Pesymizmu we mnie też trochę jest, ale zamiatam pod wycieraczkę.