Prawda.
Bo ja tylko piszę. I nie umiem powiedzieć tym osobom, których się tyczy, co jest. Brak odwagi i starch i uległość i wycofywanie się, aż w końcu te głupie łzy. I poczucie winy wobec Babci, zawód sprawiany codziennie drugiej, wieczny bałagan, brak rozmowy z Mamą, uciekanie od taty i pozorne otwarcie się przed innymi mające na celu zamaskowanie wszystkiego. Czy aby nie tak wyglądam na codzień? Właśnie wyszła mi najaw ta prawda, na którą polowałam od kilku miesięcy. Opadły mi klapki z oczu. I pomyślałby ktoś, że coś zrobię. Niesamowicie boję sie tych świąt. I czuję się jak to gówniane dziecko. I w dodatku piszę o tym tutaj. Ale pewnie to, co jest ukryte pod górą lodową i tak pozostanie we mnie. Tylko jeden fragment wyskoczył w te wakacje, ale to i tak niczemu nie służyło. Człowiek zawsze jest tym, co przeżył. Zgniłą kupą wspomnień, którym nie ma siły stawić czoła i dlatego rusza na poszukiwanie jakiegoś szczęścia, które jest iluzją. Jego wyimaginowane poszukiwania dają mu pretekst do niewtrącania się w życie innnych. Do zamykania jadaczki i udawania. Do siedzenia w swoim sercu zamkniętym na cztery spusty, bo inni mają gorzej, wiec nie przeszkadzaj, mają lepiej, więc będą się śmiać. A potem przychodzi chwila olśnienia, że to nie tak trzeba było i nagle okazuje się, że już za późno, bo niebo nad sobą widzisz ostatni raz.
I wcale nie jestem dobra. Pewnie to tylko kwestia niekłamania i nie mówienia prawdy, która jest zła. I tu był jeszcze fragment, który zdecydowałam się zachować dla siebie. Kto wie, może kiedyś będzie mi dane poprawić w sobie człowieka?
Spotkałam się dzisiaj z koleżanką. Ją mało obchodziło czy mówię, a mnie co ona mówi. I tak rozmawiałyśmy ponad godzinę. Pozór.