To było takie niesamowite. Jeszcze niedawno zadręczałam się tym, że dawno nie widziałam Mamy i Bratka, że były Święta, a ja ich nawet wtedy. Wczoraj dzwoniła. Spotkamy się, na chwile, co prawda, ale to było takie niespodziewane.
Jeszcze tylko dopiąć kilka rzeczy, poukładać, sprawdzić pociąg, zapakować troszkę plecak.
Choć minęło dopiero 2 tygodnie odkąd nigdzie nie jechałam, to ja nie umiem dłużej usiedzieć.
Myślę nad wieloma rzeczami na raz. W środy popołudniu zawsze jestem przygnębiona. Jetsem jak kameleon-wychwytuję cudze emocje i się do nich dostosowuję.
Cieszyłam się, że będziemy mieć ten przedmiot. Per aspera ad astra, jak powiadają. Kobieta, która nas uczy dla mnie jest odkurzaczem energetycznym. Jest bardzo markotna, dodatkowo zwala zawsze z siebie winę na kogoś innego i to nie zawsze w sposób do końca grzecznościowy. No i nie wiem jak sobie wytłumaczyć, że mam się tym nie przejmować.
Mamy też kilku bardzo carakterystycznych pozytywnie wykładowców. Ile śmiesznych słownych wyrażeń powstaje na wykładach.
Nie wiem dlaczego, nie przejmuję się do końca sesją. Stosunek do nauki mam taki jak zwykle-tylko to, co mi potrzeba. Tylko kawy piję więcej, ale to dlatego, ze się nie budzę o poranku.