• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 2

< 1 2 3 4 5 ... 20 21 >

Bez tytułu

Jak ja wczoraj siebie zdziwiłam. Generalnie chodzi o to, że mamy wykłady monograficzne( pewnie jak kazdy), a że moje nie przypadły mi do gustu godzinami, to trafiłam na przeszpiegi do filologii polskiej. Wykładów było dwa, jeden po drugim, ale i tak na każdy się spóźniłam. Pierwszy polega na tym, że trzeba było przeczytać książkę, a potem ją interpretować. A mnie podkusiło, żeby nie czytając się odzywać. Potem rozmowa z wykładowcą i się zdziwiłam skąd tak składnie się wypowiadam. Potem jeszcze bardziej się zdziwiłam, bo pierwszą osobą którą zagadałam był Ślązak, a jego dziewczyna z mojego osiedla. I potem znowu rozmowa z wykładowcą i jakaś moja niepewność znikła i inne tego typu ograniczenia nic nie dające, pojawiające się znikąd.

Mam, co prawda, lekką gorączkę, ale to nie przeszkodziło mi obudzić się wyspanej o 6.

14 marca 2007   Komentarze (14)

Bez tytułu

Jakoś zupełnie nie wchodzą mi w ciało, w obudzenie poranki. A myśl o utrzymaniu porządku, to zwykłe niedokończone perpetuum mobile.
13 marca 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

Jest dość kościołów
na moje modlitwy
jest dość ławek w parkach
na letnie zachwyty
jest dość ścieżek
na wieczorne włóczenie.

Jakoś tak staram się żyć pomiędzy zachwytem, a rozmyślaniem.

Myśli mi się dziś tęsknie o M.

10 marca 2007   Komentarze (12)

Bez tytułu

M. przyjechał w środę. Z bukietem tulipanów. Wszystko ożyło, nie mogłam się nie wtulić i nie chcieć tak pozostać. Rozmawialiśmy, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Było bardzo ciepło i słonecznie. Wieczorem byłam już u niego w domu. M. stwierdził, że zdecydowałam się wciągu wstawania z ławki. Zebrałam jeszcze zimowe ciuchy i wszystkie inne niepotrzebności, myślałam, że uda mi się z Mamą zobaczyć. Ale kiedy wiedzielismy już, że nie ma co się gonić, to Ale stopem jechaliśmy z bardzo interesującym kolesiem( w sensie od pucybuta do zarządzania).
Do domu wpadłam tylko na nocleg. Dom był przyjemnie pusty jak za starych dobrych czasów. Tylko moje rzeczy w kartonie, chociaż miejsca na półkach są puste.

Wczoraj z okazji dnia kobiet kupiłam sobie bluzeczkę, a co! I kiedy dumna z siebie szłam floriańską to miły pan wręczył mi goździkę( z dedykacją od jakichś partij, ale co tam), a wieczorem malutki kwiatuszeczek od dobrego znajomego(niech mu się powodzi teraz, bo tego potrzebuje). W środę zadzwonili do mnie czy nie chciałabym w rozmowach w toku statystować. Na co ja wspaniałomyślnie odpowiedziałam:"NIE", chociaż pojawienie się w tv jest czyms niewątpliwie ciekawym.

09 marca 2007   Komentarze (12)

Bez tytułu

Zaczęło się od tego, że prąd nam wyłączyli od 7 do 15, a że kuchenka też na prąd, to o 8 byłam w sklepiej po napoje:7 litrów wody mineralnej, karton soku i mleka. Na obiad miałam jabłko i pomarańczkę.Ugotowany wczoraj rosół jem dosłownie teraz. Wcześniej nie mogłam, bo szła biegać. Ale rosół mi smakuje. Prawie jak u Mamy. Może nie jestem taka zła?

Odkąd przyjechałam do kra. zaczęło mi się wydawać, nie wiem jak to określić-że jestem gorsza. To nie tak, tamto nie tak, ludzi z którymi porozmawiać nie bardzo, bo mnie mało interesują tematy: moda, kosmetyki, faceci. Co prawda, słuchać nie za specjalnie umiem.
Czasami urzeczywistnianie marzeń nie jest za specjalnie dobre.

05 marca 2007   Komentarze (6)

Bez tytułu

Jakby na przekór temu co jest, a raczej temu, czego nie ma, ubrałam mój zielony skórzany płaszcz i fioletową chustę zamiast szalika.
Zawsze robię na przekór, jakby właśnie to, co zrobię miało wywołać to, czego chcę. Fakt, ociepliło się, ale dopiero później.
Tak, jestem świadoma, że wcale nie muszę jeść śniadania, że kiedy zacznę od późnego obiadu też niewiele stracę na koncentracji. Do torby zawsze pakuję "ile wlezie", a nie ile uniosę. Chciałam sprawdzić czy dam radę nie spać dobę i ciągle w jakichś zmianach być i zachować czujność-padłam wtedy nad ranem. Pamiętam ten ból wytrzeszczonych oczu.

Nie mogę mieć nie kolorowych ubrań. Wydaje mi się, że mnie wtedy nie ma. Szaro się czuję.

Wydaje mi się, że to jest jak z ogłoszeniem. Celem bycia zauważonym, musi przykuwać uwagę. Być na odpowiednim poziomie wzrokowym( w przypadku człowieka odpowiedni wzrost. Mam), na odpowiednim poziomie szerokości( waga. Nie mam. W przestrzeni zajmuję zbyt mało miejsca) i posiadać odpowiednią formę(staram się nabywać).

W jakim celu?

Zieleń, granat, czerń, czerwień, żółty, fioletowy.Koraliki, kolczyki, lakier, włosy w odpowiednim ładzie lub nie.
Z której strony twarzy jestem ja? Wewnętrzna? Zewnętrzna? Środkowa? Cera, skorupa, jaskinia?

04 marca 2007   Komentarze (7)

Bez tytułu

z oczu opadają im łuski
i pojmują
że prawdziwym przeznaczeniem
jest nieustanne wygnanie
z miejsc kolejno oswajanych
począwszy od zaklętego
widnokręgu dzieciństwa

M. oczekuje odpowiedzi. Ja nie mam asów w rękawie. Żadnego, nawet tego z serduszkiem.

03 marca 2007   Komentarze (4)

Bez tytułu

Wróciłam. I przyznam się szczerze, że otwierając blogi.pl poczułam się jakby mnie tu z pół roku nie było.

Kumcia i *ka nominowała mnie do blogowej gry. I ja idąc sobie chodnikami myślałam czym się podzielić, żeby się nie wygadać za bardzo.
1. W ciągu jednych kolonii miałam dwóch chłopaków. Trzeba powiedzieć, że zostałam w rodzinie. Byli kuzynami.
2. Dosyć nietrzeźwa byłam raz w życiu. 3. W dokumentach mam 3 pisownie mojego imienia. Na szczęście, nie muszę udowadniać, że ja to ja. 4. Kiedyś jak wsadziłam palec nie tam, gdzie trzeba, to wigilię spędziłam na pogotowiu(rok '91) 5. Jak byłam mała to nie mówiłam "r" i nie chodziłam do przedszkola. Byłam może pięć razy. Kiedy się obudziłam podczas leżakowania zaczęłam na głos mówić "r".

Nie wiem, kto jeszcze nie brał w tym udziału, ale spróbuję trafić. Poprosiłabym Indywidualistkę, Clou, Magdusie i Słonecznika.

Bardzo chciałabym wiedzieć co czuję do M. Jest mi bardzo obcy. Jestem sobie obca ostatnio.

01 marca 2007   Komentarze (9)

Bez tytułu

Od wczoraj jestem. Z mocnym postanowieniem nauki- w chwili obecnej "tworzymy" moje zadanie domowe. Postanowieniem pracy-i jaka dla mnie, a dla jakiej ja? Przeciez boje sie odpowiedzialnosci.

I wiecie, spedzilam 24 i pol godziny w podrozy tam i z powrotem. I w miedzyczasie godzine w kra. Powiedzieli mi, ze jestem szalona. Byc moze. Poki czas.
a netu przez najblizsze 4 dni nie mam. Wybor wlasny.

25 lutego 2007   Komentarze (12)

Bez tytułu

Zyje, I to jak.

I ciagle szczesliwej podrozy.

O 11 juz sie kreci w glowie. Ach ten alkohol.

15 lutego 2007   Komentarze (19)

Bez tytułu

Dawno już konflikt między ja idealnym, a ja właśnie obecnym nie był tak wielki.
06 lutego 2007   Komentarze (15)

Bez tytułu

A jutro egzamin. Nie wiem jak będzie. Nie pierwszy i nie ostatni.

Dzwonił ojciec współlokatorki. Chyba się do niego przestała odzywać, to się martwi, ciepło w jego głosie i on do mnie: Córeńko, tylko nie mów jej,że dzwoniłem, bo znowu będzie psioczyć.

Czemu Ci którzy mają, nie wiedzą co mają?
Żeby ten tydzień był dobry.

Jakby mi już jutro odcieli neta, to udanego odpoczynku wszystkim.

05 lutego 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

Bardzo przyjemny dialog z Mamą, w którym zszokowałam ją wiadomością, gdzie jestem. I jej "Cooo?" Z niedowierzaniem.

Odwiedziłam dziś Profesora i jeszcze przypadkiem b. Od nazywania M. kamyczkiem.
Bo to cudni ludzie są. I wiele można się od nich nauczyć. A kawa smakowała wybiornie i jogurt tak pyszny. I tak minęło przedpołudnie.

Potem to już tylko standart. Komputer. Stanowczo za dużo czasu przy nim spędzam. Forma nałogu? Ucieczki raczej. Od środy przez miesiąc mnie tu nie powinno być. Jak się potoczy się zobaczy.
Plany na ferie już są. Na wakacje, o dziwo, też.

Już dziś, po 12. Współlokatorka: Dobrze Ci pier*ić(czyt:mówić, że nauka nie jest najważniejsza) przyjedziesz do domu, a mamusia da Ci cieplutki obiadek.
Osz Ty, zawrzało we mnie.
-Zostaw moją rodzinę w spokoju. I nie krzycz, jest po 23.
W nagrodę usłyszałam pełną gamę dźwięków: od pstrykania długopisem, włączania-wyłączania światła, pastowania butów, piłowania paznokci. Zmęczyła się po 2.

Czemu mam pecha do współlokatorek?

04 lutego 2007   Komentarze (8)

Smakowo.

W "Plusie" znowu pojawiła się szarańcza. Tuż pod moim akademikiem jest własnie ten market. Do długich kolejek w kasie zdążyłam się przyzwyczaić, ale kiedy wpadnę wieczorem, to na dziwić się nie mogę pustym półką. Normalnie jakby ktoś robił zapasy przed wojną. Kiedyś, pamietam, to nawet chleba nie było.
A jeśli już o tym, to nie pamietam cyz pisałam, ale od początku stycznia mam nową współlokatorkę. Studiuję pokrewny kierunek do mojego, co czasem się przydaje. Współlokatorzy? Jeden z nich nie lubi sprzątać. Ostatnio wszyscy zaczęli jakieś prania robić. Uczę się gotować i smacznie mi to idzie. Odkąd zaczęłam się przygotowywać do egzaminu nie siadam do notatek z pustym brzuchem. A napełnienie go zajmuje mi sporo czasu. Właśnie,w plusie jest szlaona promocja na czekoladki z nadzieniem truskawkowym za 89 groszy. Całą tabliczkę zjadłam w 10 minut. Niestety, dziś wykupili...Ale w kuchni spotkałam dziś znajomą z piętra, która ma zawsze domowe obiadki-zaprosiła mnie na po sesji na bigos.
Właśnie, do domu na ferie jadę z żadaniami-pierogów, pomidorowej, mielonych, wątróbek i...ziemniaków. Bo odkąd mi się skończyły w grudniu, to nie jadłam. Odzwyczaiłam sie do cukru, bo się skończył. Ale dziś odkryłam, że mam dżemik jgodowy od Mamy. Pycha. I byłam w takim szoku smakowym, że zjadłam go razem z serkiem topionym ze szczypiorkiem.

Bo ja już nie chcę się dłużej uczyć tej gramatyki opisowej języka polskiego!

03 lutego 2007   Komentarze (7)

2.

Brakuje mi równowagi.

2.luty. Nie wiem dlaczego od zawsze wydawał mi się ważnym świętem. Nawet, kiedy już stał się zwykłym dniem. Czy zawsze był?
Może dlatego, że przychodząc potem na niedzielną mszę zauważało sie brak "maluśki, maluśki" czy "lulajże">. Jezus dorósł. Paliło się wtedy świeczkę, taką dużą i żółtą. Ta świeczka miała cudne właściwości. Niosło się do domu ją i kiedy miało się wrażenie, że anomalia poodowe albo inne rzeczy zagrażają normalnemu biegowi świata, należało ją zapalić o modlić się. Pomijając momenty, kiedy służyła jako normalne świeczka, gdy znikało światło, była zapalana dwa razy. Może dlatego w ten sposób pamiętam?

Świeczki nie miałam, to tak smao jak palmy-od dwóch lat nie mam. Na mszy byłam. I co mnie tutaj zadziwia, że średnia wieku na mszy, gdzie nie ma gdzie igle wpaść to dwadzieścia parę lat. To jacy my w końcu jesteśmy?

Potem zupełnie przypadkowo byłam na gofrach w pięknym, przytulnym mieszkaniu. Z ludźmi,których, oczywiście, nie znam. Co nie zmienia faktu, że było fajnie.(słówko-wytrych). A teraz jestem u siebie. I 2. luty ciągle trwa.

U nas na forum pojawił się wątek, w którym wypisuje się radości dnia. Staram się je wynajdywać. To samo powiedział mi pan z budki.

03 lutego 2007   Komentarze (8)

Bez tytułu

Przed Krzyżem wszystko wygląda inaczej. Ale to czasami tylko. Nie bać się, że coś się stanie, ktoś uderzy. Nie mówić więcej: musiałam tak zrobić, nie było wyboru. Taka mała ja i taki kochający ( mnie, tak, mnie!) ON.

To dlatego życie ciągle jeszcze trwa.

01 lutego 2007   Komentarze (9)

Przeplatane.

To tylko chwile są. Iskrzący pod nogami śnieg, ten już stopiony kroplą spływający po piliczku i szyi, moje ręce schowane w jego, bo mi zimno, blask w oczach, świat dookoła nagle cichnie zupełnie. Ubrania przemoczone też nie przeszkadzają, dziecięce zabawy. Wspomnienia, nasze.

A świat obok? Walka na słowa. Że mam niby wyjść, bo ciśnienie skacze. Że nie mam prawa, że lepiej...i ten strach czy kiedy wrócę drzwi nie będą zamknięte od środka
Ale to, że nie zmarnowałam czasu. Że jest moja przyjaciółka, że Q. spotkany przypadkowo ucieszony, rozgadany, że do Kierującego Drogą wpadłam tak zwyczajnie na kawę, że nawet rano na przystanku rozmowa z dziewczynami, że jest się z kim przywitać, uśmiechnąć do kogo. Że tam częśc mojego domu jest.

Niektórzy mają błędy młodości. Ja te dzieciństwa. Dziś tak dotkliwie wspominane w tej przychodni lekarskiej, i pani doktor taka miła, bo zdziwiona, że ktoś jak ja, że moim wiekiem, widziałam jak się stara, próbuje mi pomóc, mówi, że to rozwiązanie tymczasowe.
A przecież zdaję sobie sprawę z tego, tylko staram się o tym nie myśleć.
Potem, kiedy wracałam, ciągle jeszcze z duszą na ramieniu przypominałam sobie. Dwanaście lat miałam. Jeszcze większa chudzina niż teraz, wzrostu umiarkowanego. Sobota była. Przeczuwałam, że tak się stanie, może teraz tak mówię? Raz zemdlałam na pewno, drugi raz prawie. Starszy podsunął mi jakiś spirytus żeby ocucić. Wszędzie krew. Na bluzce, spodenkach krótkich, na koszuli starszego, którą się stale wycieram. Młodszy ma po tym bliznę na ramieniu. Ja na brodzie. Cyba się wtedy bałam. Jabłka tak kusiły. Starszy, wtedy 18letni ciągle, że na niego będzie, bo pod jego opieką. To była chyba moja pierwsza dorosła decyzja, bo chyba nie wybór profilu klasy, nie, tamto. Powiedziałam, że to moje, że już nic nie zmieni. Choć może gdybym wtedy do lekarza, ale bałam się.

Ciągle się przeplata w życiu. I to co warto pamiętać, i to co trzeba pamiętać.

31 stycznia 2007   Komentarze (4)

Bez tytułu

Tak sobie myślę, że zaczynam przypominać starego kawalera. Nie z wyglądu, co prawda, ale po zachowaniu. Bo to jest tak, że patrzysz na takiego i po zachowaniu widać, że mieszka sam i że ma swoje zwyczaje. Mi się przynajmniej zawsze w oczy rzuca.
Za te moje ponad dwa lata (oficjalnie) decydownia o sobie, mieszkania samej dla siebie, bardzo zmieniły się moje przyzwyczajenia. Choć w zasadzie tak było od wcześniej, od kiedy skońcyzłam 11 lat, tylko wtedy czułam się zobowiązana przynajmniej do mówienia co jak i dlaczego oraz do dopasowania niektórych moich zwyczajów pod innych ludzi. Wydaje mi się, że głównym wyznacznikiem tego, w jaki sposób mieszkasz, jest to czy posiłki jadasz sam, czy nie. Więc posiłki jem sama od tych 2,5 lat. Trudno mi z ludźmi. Bo kiedy się oswoi samotność, to nie wydaje się ona aż tak straszna i zostaje alternatywą-jeśli z ludźmi nie wychodzi, to samej na pewno mi wyjdzie. ( w dalszym ciągu bardzo trzęsie mi się prawa ręka, nieważne).

Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Mam tak, że albo wszystko robię sama, albo jak kameleon dopasowuję się do otoczenia. Dlatego wolę być sama, bo nic nie tracę.

Nie wiem czemu blogowicze myślą o mnie dobrze. Może dlatego, że mnie nie znają, że pisać każdy może...
Myślą o mnie, że jestem otwarta. Bo się uśmiecham i potrafię pierwsza zagadać. Ale to zawsze się przyda. Poza tym, jeśli dużo sobie sama w swoim sosie przebywam, więc jeśli jeszcze wśród ludzi być milczkiem, ponurasem, to to za dużo. Zresztą to zależy od człowieka, od tego jak go "wyczuję". Bo jeśli w inny sposób, to nie powiem nic.
W Olivii był artykuł przedstawiający to, jaką bohaterkę widzą w sobie współczesne Polski.
A co ja? Myślę, myślę...i nic jak skrzyżowanie Piotrusia Pana(tak) z dobrą wróżką. Bo wcale nie czekam na ksiącia, żeby wypluć jabłko, tylko ja zrobię to sama. I nie śpię czekając aż książę mnie obudzi, tylko wtsaję jak się obudzę-tzn. jak poradzę sobie z problemem. A Piotruś Pan? Bo w pewnej sferze mojego świata to chyba nigdy nie dorosnę. Do rzeczy mało ważnych podchodzę czasem jako lekkoduch.

A tak w ogóle, to znowu jadę. Tym razem spróbujemy autostopem. DLaczego? Bilet ciut ponad 6zeta. Bo dawno nie. A, mam już wszytskie zaliczenia, oprócz tego, nie wpisanego, 6 egzamin i 1. semestr z głowy.

27 stycznia 2007   Komentarze (13)

Bez tytułu

Wystarczy czasem jedno słowo: tęsknię, przeczytane zimowego wieczoru.
25 stycznia 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Łamię wszytskie normy. I ciągle chcę gdzieś jechać.
otwarta mimo, że zamknięta.

"Ja pani wpiszę to zaliczenie, mimo że pani się nie stara."
-Miałam dużo spraw na głowie.
Potem krótka całkiem przyjemna rozmowa.
I siłownia, żeby frustracje miały gdzie się podziać.

24 stycznia 2007   Komentarze (5)

"o moim domu którego ściany z ciepłych...

Myślę, że niewątpliwą zaletą w tym wszystkim jest to, że w każdym z moich domów mam szczoteczkę, bieliznę i skarpetki-ekwipunek, który pozwala w dowolnej chwili wpakować się tam na noc. Obecnie 'na chodzie' mam 4 szczoteczki. Piszę to, bo zupełnie niespodziewanie, udało mi się w ciagu dokładnie miesiąca, bez żadnych planów zaliczyć obecność we wsystkich domach. Moi znajomi się dziwią, że pokój w akademiku nazywam swoim własnym domem, a przecież mam tu wszystko, co mi potrzeba-książki, komputer, najładniejsze zdjęcia, suszone kwiatki, czajniczek, herbatki, ubrania i miśka leżącego pod łóżkiem.

Nigdy nie chciałabym mieszkać sama w domu. Kiedyś myślałam zupełnie odwrotnie, ale tak realnie patrząc...człowiek człowiekowi jest zawsze do czegoś potrzebny. Choćby do powiedzenia 'a", żeby usłyszeć "b".

Układam sobie w głowie wydarzenia pt-pon. Tyle niespodzianek, nad którymi nie można było zapanować, tzn. przewidzieć. A co w tym najdziwniejszego: niespodzianki natury dobrej. Jestem ciekawa co z tego wyniknie, jak na razie wielka wola życia, w starcie z wielkim lenistwem.
Co mi dodaje jeszcze sił-zupełnie niespodziewanie jednak, bo już tyle było na nie, spotkałam się z Bratkiem. Nie wiem, czy to jego waga się nie zmieniła, czy moje chodzenie na siłownię-w każdymbądź razie, ku obopulnej radości, nosiłam go na rękach bez przeszkód. A tak w ogóle: "be" to bajka, a pipi to "kaczuszka", a "ka" to wcale, że chcę kupę, tylko wszystkie słowa, które tylko zawierają tą sylabę.

I jeszcze M. Na własnej skórze, nosem czuję, że trochę zabrakło mi czasu na nas. Zastanawiam się nad moją hierarchią spraw ważnych i...
Świat jest duży, piękny, śnieg nawet(stety jest i poślizgi kontrolowane rowerem), a ja taka mała...i takich jak ja przede mną było wiele.

23 stycznia 2007   Komentarze (4)

Bez tytułu

Bo o 15.05 byłam na Dworcu Głównym w Krakowie, a ćwiczenia trwały już o 15.  A później się dziwią, że spóźniłam się godzinę.

A Bratek jak go zobaczyłam wyglądał m. in. tak :)

22 stycznia 2007   Komentarze (8)

Bez tytułu

Zrobiłam dziś pranie. Wisi nie tylko na kaloryferze, sznurku, krześle i drzwiczkach moich szafek, ale nawet na karniszu. Ponieważ padał deszcz, nie poszłam na wykład. Ponieważ świeciło słońce, nie poszłam na ćwiczenia. Oszczędzam sobie wrażeń nie potrzebnych.
Mój akademik jest międzynarodowym. Dlatego dziś miałam przpeiękną możliwość słuchać ojczystego języka ludzi czarnych. Piękny. Ciekawe jak długo można/trzeba się go uczyć? W kuchni, jeden z nich stwierdził, że nie dokońca dobrze pokroiłam mięso i zrobił to za mnie, deseczkę też za mnie pozmywał. Przepis na pachnącą zupę powiedział.
Jakoś tak w moich myślach ostatnio przechadza się Afryka. Nie chciałabym pojechać, to nie na moje nerwy, tylko jak kulturę poznać? rozmawiając po angielsku?
Wydaje mi się, że na dany moment mojego życia złoty środek już znalazłam.
18 stycznia 2007   Komentarze (15)

Bez tytułu

To było takie niesamowite. Jeszcze niedawno zadręczałam się tym, że dawno nie widziałam Mamy i Bratka, że były Święta, a ja ich nawet wtedy. Wczoraj dzwoniła. Spotkamy się, na chwile, co prawda, ale to było takie niespodziewane.
Jeszcze tylko dopiąć kilka rzeczy, poukładać, sprawdzić pociąg, zapakować troszkę plecak.
Choć minęło dopiero 2 tygodnie odkąd nigdzie nie jechałam, to ja nie umiem dłużej usiedzieć.

Myślę nad wieloma rzeczami na raz. W środy popołudniu zawsze jestem przygnębiona. Jetsem jak kameleon-wychwytuję cudze emocje i się do nich dostosowuję.
Cieszyłam się, że będziemy mieć ten przedmiot. Per aspera ad astra, jak powiadają. Kobieta, która nas uczy dla mnie jest odkurzaczem energetycznym. Jest bardzo markotna, dodatkowo zwala zawsze z siebie winę na kogoś innego i to nie zawsze w sposób do końca grzecznościowy. No i nie wiem jak sobie wytłumaczyć, że mam się tym nie przejmować.
Mamy też kilku bardzo carakterystycznych pozytywnie wykładowców. Ile śmiesznych słownych wyrażeń powstaje na wykładach.
Nie wiem dlaczego, nie przejmuję się do końca sesją. Stosunek do nauki mam taki jak zwykle-tylko to, co mi potrzeba. Tylko kawy piję więcej, ale to dlatego, ze się nie budzę o poranku.

18 stycznia 2007   Komentarze (9)

Wieczorowe rozmyślania

Aktualności i zrozumienia jak nigdy wcześniej nabierają słowa b.M.M. kto rządzi? Ty pragnieniami czy one Tobą.
Przyznam się, że wszystko nauczyłam się usprawiedliwiać potrzebą chwili-innego wyjścia nie było( nawet to, że pod klawiaturą, tam w środku mam trochę śliwkowego dżemu-też była potrzeba pisania i jedzenia, prawda?)
Ta potrzeba chwili sprawiła, że...nie wiem, choćby to, że nie wszystko wyglądało jak powinno, że słowa nie zawsze padały we właściwym miejscu.

Kiedy się bardziej docenia cokolwiek? Kiedy się już utraciło czy kiedy jest się chwilę przed utraceniem? A jak pięknie jest jednak złapać spowrotem, jak radośnie. Jak to buduje własną pychę-bo mi się udało. Bo ja wiem jak to cenne. Bo ja jestem w tym dobra. Bo ja, bo ja... A przecież każde to "bo ja" jest ważne tylko dla mnie. Zastanawiam się jak można tak było. Jaki mam charakter? Na ile moje postępowanie wynika z charakteru wrodzonego i cech nabytych, na ile starczy mi siły, żeby odsiać to, czego w nim nie chcę mieć, żeby nie wpaść w 'koleiny'(książka telefreniaE.Redlińskiego).
Czuję w sobie jakąś siłę, o której wiem, że nie ze mnie wynika, że jak dzwon w czasie ciszy, że dano mi możliwość widzenia.
Że...już nie jestem kamieniem.

A świat, o Naiwności!, jest momentami piękny. Choćby dlatego, że z takim myśleniem łatwiej jest żyć.

15 stycznia 2007   Komentarze (4)

Bez tytułu

Na parapecie żółty tulipanek. Dzień spędzony bardzo szybko, intensywnie, a z drugiej strony leniwie. Czasami zauważałam tylko jak zmierzch zachodzi coraz bardziej. Kolejna cegiełka do pałacu wspomnień.
14 stycznia 2007   Komentarze (5)

Bez tytułu

Brakowało mi takiego dnia. Rano w deszcz z podejrzewaną gorączką na...konferencję naukową. O internecie była, ciekawych ludzi poznałam. Potem z drewnią Rusią i dawną literaturą ruską. A potem...na koncercie grupy ze Lwowa. Na początku drętwo, zespół młody jeszcze i w ogóle, a potem imprezka się rozkręciła. Nie, no świetnie było, po prostu, dawno tak super się nie bawiłam. Co było ciekawe, tańczyliśmy z zespołem. Nasz akademik jest wielonarodowościowy, więc w ogóle super było.Niesamowite. Teraz pora się uczyć.
Jutro przyjeżdża M.
Ciekawy okres.
Mój organizm sygnalizuje mi, że się nie stresuję-ciągle chce mi się jeść.
a dosłownie w tej chwili puszczamy ze współlokatorką wodze fantazji. Dawno się tak nie uśmiałam
14 stycznia 2007   Komentarze (6)

Bez tytułu

Ja 11:16:08
U mnie w tym roku w miare dobrze.
K. 11:16:53
a co to spowodowalo ze jest dobrze, jesli mozesz, chcesz powiedziec??
Ja 11:17:51
nie boje sie juz.
Ja 11:17:57 uklada sie, nawet jesli zawale.

Nie spodziewałam się, że mnie czegoś nauczy. Po prostu zwrócił uwagę na to, że boję się popełniać błędy, że powinnam je akceptować, a nie zapominać.

12 stycznia 2007   Komentarze (10)

Wieczorne pisanie.

Mam pieczątkę na prawym nadgartsku. Plusem mieszkania w akademiku jest to, że często są imprezy w knajpoie na dole, a w trakcie-specjalne bloczki. Wchodzisz i piwko free. A że dziś dzień intensywny był, bo weszłam tak z rozbiegu, nawet nie wpadając do pokoju, cała przemoczona-deszcz pada, chyba nawet gałęzcie pourywał, wracałam do domu przed 22 na rowerze, a tam kałuże, ale myślę, że to nic, tylko sił już nie mam... Bo dzisiaj było takie długie. Byłam u fotografa. Zdjęcie ładne, tylko mam nadzieję, że tego formatu, który potrzebny. Później-nie wiedziałam, że makaron smakuje z kefirem i dżemem. Może głodna byłam? Poczułam jeszcze, że komuś jednym zdaniem wśród monotonii pracy sprawiłam przyjemność. Później jakieś zajęcia-ćwiczenia-muszę ćwiczyć pamięć, która coraz mniej słuchowa, coraz bardziej fotograficzna, więc czytać trzeba. Później w takim niespodziewanym, naprawdę, miejscu spotkałam br. B.Ach ten kaptur. Z 6 godzin wcześniej, piłam herbatkę, którą zwykłam pić z D. jeszcze u nas w Suplemencie, a teraz w innym towarzystwie, bo z moją grupą.

Kerygmat. Głoszenie. Czyli znowu i znowu? Za każdym razem jak zapomnę, mój Oblubieniec przyjdzie? Przyszedł dzisiaj. Paliły się świeczki, a po środku on. Miałam powiedzieć coś o nim, a przecież jestem taka zwykła, prosta, tylko czasem nosa drę. Ale przyszedł. I potem, kiedy w deszczu, już zapomniałam uważać na auta z moim rowerkiem, to czułam. Nie umiem ubrać tych myśli w słowa. Czuję. To ważne.

W tym roku wszystkie dni czegoś uczą. Czuję się silniejsza, bardziej widoczna w sobie. Nie wiem, co z tego będzie i jak. Żyję dniem, ale nie tak jak Horacy, tylko w pewien inny sposób, z zaufaniem.

11 stycznia 2007   Komentarze (4)

Jest dobrze.

Zaliczyłam, ZALICZYŁAM! Nie mogę w to uwierzyć! Nie wiedzieć o zaliczeniu, dawno przestać się uczyć na przedmiot i zaliczyłam. Mówili do mnie' farciara'. A może po prostu pamięć mi wróciła do mnie?
Jestem dumna i radosna.
Wykładowczyni z okazji nabycia tytułu w imieniu roku-bukiet tulipanków. Ona, że tulipanki ją prześladują, no to ja myślę, że właściwie to tulipanki od Tulipanka były. A jak się dygałam, bo i forsy mało i czy kwiaciarka dobrze zrobić.
A już myślałam o sobie, ze jestem beznadziejna, że nic mi się nie udaje i takie tam. I 5 z łaciny za sentencje mam. Wreszcie coś. Tak i czułam, że jak wreszcie będę miała czas się uczyć, to mi to wreszcie pójdzie.

No.
Jeszcze chyba nie pisałam o tym, jak zupełnie przypadkiem spotkałam się z br.NieTeraz. Super niespodzianka, zupełnie nieoczekiwana. I zdjęcia oglądaliśmy. Takie piękne...Opłacało się nawet na wykład nie pójść.

10 stycznia 2007   Komentarze (12)

Bez tytułu

Kawa gorzka, ciemna, choć jeszcze nie dosyć.

Najbardziej nie lubię BEZSILNOŚCI. Być może stanięcie oko w oko z własnym strachem pomoże mi coś na nią uradzić.
Rok poprzedni właśnie był tym, w którym odkryłam to uczucie. Nie jestem tego pewna w stu procentach, ale wydaje mi się, że ze wszystkimi innymi odczuciami typu miłość, nienawiść, rozpacz można sobie łatwiej poradzić, bo łatwiej je sobie przetłumaczyć. Chodzi tylko o stosunek do tej osoby, w stronę której są skierowane. Rozpacz jest chwilę przed tym, kiedy zaczyna być dobrze. Kiedy dokładnie uświadamiasz sobie, że jest źle, a właściwie to fatalnie i kiedy zaczyna to już być zbyt monotonne, żeby dłużej to tolerować.
Z bezsilnością jest inaczej. Bezsilność to kiedy ja mam siły, żeby coś podołać, a jest coś zupełnie obcego, co mnie ogranicza, taki mur, w moim przypadku bardzo cześto są nimi przepisy urzędników. Albo kiedy bardzo chcę coś dla kogoś zrobić, a coś mnie ogranicza.
Stanowczo nie lubię bezsilności. Z bezsilności tylko się płacze, a ja za płakaniem też specjalnie nie jestem.

Piszę to, żeby jasno przed sobą powiedzieć: nie zmarnuj szans, bo później staniesz oko w oko z przepisami.

09 stycznia 2007   Komentarze (9)

Bez tytułu

" Wiele zawdzięczam tym, których nie kocham.
Ulgę, z jaka się godzę, że bliżsi są, komu innemu.
Radość, że nie ja jestem wilkiem ich owieczek. "

Być może to także i to, że widziałam go, że widziałam z jaką lekkością deptał swoje 3letnie małżeństwo sprzed 20 lat, uważał siebie za głupca wtedy czy mnie za naiwniaczkę teraz? Podjęłam w sercu decyzję: nigdy nie być jak on. Nie patrzeć jak on, nie myśleć jak on. Nie zmarnować życia jak on, około 50letni wrak człowieka. Tym on dla mnie jest.

Zaczęłam żyć lżej, ze sobą w zgodzie, z uśmiechem dla ludzi. Przez zajmowaniem się kontaktem z nim straciłam dwa miesiące życia. Wygrał pod tym względem. Przegrał, bo mnie to wzmocniło. Wiem w imię czego wybieram, w imię kogo żyję.

Dziś był u mnie M. To był najbardziej oczekiwany jego przyjazd. I bardziej inny od wszystkich. To wyjątkowy człowiek. Być może dla każdego jest jak każdy inny. Każdy z nas potrzebuje kogoś wyjątkowego wokół siebie. Czegoś nienazwanego, czego nie sposób ogarnąć myślami, nawet sercem.

Ugotowałam nam obiad. Trzeba przyznać, że ja i kuchnia przyjaciółkami nie jeseśmy, jeśli już to moim znajomym jest piekarnik. Ale byłam po prostu zachwycona smakiem. I tym, że mam jednak jedną rękę właściwą, choć czujność jednak nie bardzo(papryka troszkę się przypaliła).

Wieczorem byłam na spotkaniu opłatkowym. W tamtym roku na żadnym nie byłam, brakowało mi życzeń od ludzi, którzy mnie znają mało, a tym razem to wcale, bo nie znałam nikogo. Ale takich szczerych uśmiechów, ciepłych i trafnych  słów to dawno nie spotkałam. I mam teraz kopa energicznego. Potem jak wracałam już w moim akademików, to jakaś szczęściara(dowiedziałam się potem) wracała dopiero z domu po świętach, gadałyśmy chwilę, co w naszym akademiku rzadko się zdarza.

Punkt widzenia zależy od tego, co chce się widzieć?

07 stycznia 2007   Komentarze (6)

Bez tytułu

Poprosiłam, żeby zadzwoniła. Smutny, obojętny głos. Ratując swoje nastawienie do życia nie wnikałam w niego. Nie umiem, męczy mnie bardzo ta sytuacja.

Chcąc poprawić swoją koncentrację, może po prostu zaoszczędzić czas na uczelnie pojechałam na rowerze. Bardzo przyjemnie, tylko nie wiedzieć czemu kierownica strasznie latała mi w rękach, a miejsce siedzące nie było przyzwyczajone od siodełka. Później wieczorem, siedząc z naszymi ludźmi, słuchając mówionego, czułam, że tam nie pasuję. Ale jednocześnie wiedziałam, że to bez znaczenia, że nie jesteśmy tam dlatego, że łatwiej potrafimy poradzić sobie z jakimiś przeżyciami lub właśnie tych, konkretnych przeżyć jesteśmy pozbawieni, a dlatego, że idziemy do Niego. I tak sobie idziemy...bo razem raźniej, prawda?

Na przełomie roku prawie utraciłabym bardzo bliskiego mi człowieka. Kiedy o tym myślę, nie umiem zrozumieć jak mogło dojść do tego prawie i dlaczego było tak zimno. Pojawiła się jakaś nieufność. Nie umiem się do niej ustosunkować.

Zdarza się.
Tak samo jak ta jesień w środku zimy, jak to, że ludzie zapominają o przebaczeniu, bo mi jest obojętne kto kim był, ważne co robi, tak w ogóle, bo jeśli...Grupowe osądzanie nic nie daje. Jeszcze nie tak dawno słyszałam-nie sądzę, nie mam do tego prawa. Sama się tak staram. Człowiek jest bardzo dziwny. Ciekawie będzie znaleźć się kiedyś tam, w Niebie i już widzieć to wszystko poukładane, z celowością tej, której nie rozumiemy.
Zbyt wiele rzeczy, których nie wiem.

05 stycznia 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

Zdarzyła mi się ciekawa historia. O pierwszym zaliczeniu w mojej karierze studenckiej dowiedziałam się na pół godziny przed. I jak tu się nie cieszyć. Starałam się chociaż roztrzepaną nie być, jak to u mnie osttanio.
A wieczorem biegałam na Błoniach. Tylko że na skróty w żaden sposób nie można było.(!)
Wypijam kawę i zabieram się do roboty.
04 stycznia 2007   Komentarze (12)

2. w styczniu

Dzisiejszy dzień mi się podobał bardzo-bardzo. I u ka. byłam i zakupy zrobiłam, a co najważniesze-zjadłam porządną kolację. Uśmiechałam się od ucha do ucha. A trawa na alejach taka zielona-zielona. Maj już czy jak?
list napisać, postanowienia spisać, poczytać i dzień nie zmarnowany.
02 stycznia 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Słyszałam ostatnio o bezludnej wyspie w moim świecie. To prawda, choć sama nie zauważyłam, kiedy tak się stało. Mówię coraz mniej, coraz mniej wychodzę. Wszystko dlatego, że nie ufam. Łatwiej o wiele komuś, kogo widzi się raz w życiu, komuś przypadkowemu, komuś na innym zakręcie życiowym i o innej pozycji społecznej. Stałam się konkretna, to znaczy prawie zamknięta. Nie dobrze mi już z tym. Zauważyłam, że i ludziom ciężko ze mną wytrzymać. Od zawsze mówili mi, że mam ciężki charakter, ale nigdy te słowa nie były tak prawdziwe jak teraz. Wtedy byłam tylko uparciuchem. Teraz nie słucham rad innych, twardo idę swoją drogą, czasami tak siedzę w swoich myślach, że słowa innych przelatują obok, sądzę, że nie mają prawa się mylić. Potrzebuję Boga. I człowieka. Jednego, żeby kochać, a drugiego, żeby nie ranić.

Nie wiem kim dla mnie jest. Kiedyś obiecał, że nie zniknie. Długo opierałam się przed tym, żeby zaufać. Chciałam stać się lepszą, a właściwie to po prostu dobrą.
Trudno jest uchwycić coś na czym najbardziej zależy.

01 stycznia 2007   Komentarze (8)

Ostatnia ostatniego dnia roku.

Jak mówiłam, tak i zrobiłam. Wróciłam jeszcze w tym roku. Bo ja zawsze zrobię jak mówię czy dobrze to, czy źle. Bo ja ambitny uparciuch jestem. Takich rzeczy się nasłuchałam i wiele innych jeszcze przez te Święta i trochę sobie myślałam nad sobą. Postanowienia noworoczne trzeba na widocznej kartce zapisać, żeby choć ciut się starać. Święta? Były inne. To wiedziałam już wcześniej. Moje pierwsze dorosłe Święta. Pilnowałam co na stole, na chłopski rozum próbowałam gotować. Potem pasterka, npcny spacer moim byłym miastem, krótki sen, pobudka wcześnie rano i oby mi się Święta nigdy nie kojarzyły z tym, co było potem. Pozostały okres wspominam bardzo przyjemnie, choć wiem, że można było ciut lepiej to przeżyć. Gościny kuzyna, który w między czasie przygotowywał się do konkursu tanecznego, potem ja dwa razy wprosiłam się, można powiedzieć, w gości- też mi się podobało. Potem wczoraj, na dworcu spotkała Ciocię i N. zjeżdżających do naszego rodzinnego gniazdka, podczas gdy ja już z niego wyjeżdżałam. Co można powiedzieć w taką krótką chwilę? Bo do Cioci jestem bardzo podobna tzn., że może rozumiemy się bez słów? JUż w pociągu okazało się, że są rzeczy, których nie załatwiłam do końca. Dobrze, będzie okazja do powrotu.

Co mnie zdziwiło to to, że tęskniłam trochę za moim akademikiem. A zwłaszcza kiedy siedziałam przy komputerze u D. to zaczęło mi brakować mojego uwitego legowiska.

M. pisał codziennie. M. pisał tak, że chciałam być przy nim. M. niedługo przyjedzie, miło było wracać ze świadomością, że już jutro się zobaczymy.

Ten rok się kończy, za szybko.Wydaje mi się, że jakoś się zmieniłam. Jednak nie wszystkie rzeczy 'urosły' razem ze mną. Muszę je doprowadzić do odpowiedniego rozmiaru.

Po parapecie chodzi gołąb.
Piję dobrze zaparzoną kawę.
Mam nierozpakowany plecak.
A dziś mają być stroje jak na studniówkę, prawie. A bolą mnie ramiona od plecaka.
Osttania niedziela, ostatniego dnia starego roku.

Wszystkiego najlepszego i cierpliwości w znoszeniu tego, co gorszego się przytrafia
tego Wam życzę.

31 grudnia 2006   Komentarze (8)

Poczuj magię Świąt...

Tak mówią wszystkie reklamy. Choć, jak do tej pory, nikomu nawał reklam nie przeszkadzał, to teraz, w audycjach radiowych trwa nagonka na świąteczne reklamy, mówią o tych dziennikarskich akcjach Włochów itd. To i dobrze, ale tym samym czynią modnym krytykowanie świątecznych reklam, a nie samo świętowanie. Jakoś brakuje tu złotego środku. A zresztą jak go, zwłaszcza tym razem, wyrazić słowami?

Na pytanie: Czy czujesz już Święta?-odpowiadałam-nie, śniegu nie ma.
A przecież nie w śniegu sprawa, prawda? Chodzi o coś więcej, musi chodzić o coś więcej.
Więc przede wszystkim, mała ilość czasu spędzania z innymi ludźmi- zupełnie inaczej niż z ludźmi z klasy,w tamtym roku. Nie kupowaliśmy sobie prezentów-to warunek czucia Świąt? Nie było kolędowania na lekcjach.Promocje były i dużo, bardzo dużo ludzi w Galerii. Bo choć własnie trwają opłatki, być może już się skończyły-wydziałowy i w akademiku, to ja siedzę tu. Bo ciągle nie ma tej osoby, która choć troszkę przypomina bardzo bliską. Brakuje życzenia wesołych Świąt sklepikarzom.
A tak naprawdę brakuje rekolekcji. Choć jednak świadomość realizowania w jakiś sposób postanowień adwentowych, coś pomaga. I to, że główną atrakcją wolnych nie są Święta, ale może ciut bardzoiej powrót do domu, tą ekscytację, że wreszcie do domu-to ona króluje, no i jeszcze prezenty. Prezentów nie mam, ale jutro wyjeżdżam. Dokładnie za 7 godzin, o!
Ktoś niechcący-chcący zafundował mi porządne przemyślenia na ten adwent.A właściwie to dwie osoby. Zwłaszcza proste pytanie od b.NieTeraz.

Ale to dobrze, trzeba nie tylko z codzienności w codzienność. Człowiek przecież ma podwójne dno. Tzn. dno i górę, prawda?

Święta zbliżają się...ostatnie dni przed Świętami. Więc...

Życzę Świąt takich, jak za dziecka. Z oczekiwaniem i pierwszą gwiazdką, z tajemnicą. I żeby naprawdę coś się zmieniło. Żeby Jezusek przyszedł do nas. Przed Nowym Rokiem wrócę, więc życzenia na najbliższy rok jeszcze złożę.

Wszystkim kierującym się do domu- Szczęśliwej Drogi!

19 grudnia 2006   Komentarze (18)

Bez tytułu

Jak ja nie umiem czekać! Jak ja bardzo nie umiem czekać. Choćby czwartku godziny 4 o poranku. Nie umiem czekać tak po prostu i wcale. Nie umiem. Jak dziecko.

Wczoraj przyjechała do mnie S. Bo fajnie było. I nawet to, że mniej nas martwił nadjeżdżający niespodziewanie tramwaj. Tylko pociąg za szybko ją zabrał. Moja S. I bardziej to ja lubię być żegnana. Bo wtedy mogę sobie wyobrazić jakąś taką ekscytację, że może tam, dokąd jadę, cokolwiek się zmieniło.

I atkei pytanie: czy narodzi się we mnie mój Bóg?

18 grudnia 2006   Komentarze (7)

Dziennikowo o sobocie.

Mam powera do wzięcia się za siebie i z tym wszystkim wskoczyć w garść. Bo przecież tak naprawdę to i połowy tego, co mogę nie robię. A kiedy jest bez-robienie, to wtedy myśli niepotrzebne przecież są. Więc nie będę bez-robić. Może w tym i szczęście, że żyje się raz?

Mamy z D. skład wolny. Po 3 miesiącach mieszkania ściana w scianę dowiaduję się, że przez 5 lat chodził do skzoły muzycznej i że jego prawie nie umiem grać na gitarze, to są śliczne, powolne wariacje, jak ja to nazywam.

Od wczoraj robię pranie. Dwie pełne miski i jeden bęben pralki. Suszę na drzwiach szafek, kaloryferze i sznurku-tuż obok róż od M., i nawet w opkoju D.-bo kaloryfer miał pusty. Kobietą jestem, a co! Nawet kurtkę wyprałam. Jeszcze na wieczór jaki.ś wiersz przeczytam, o jakiejś historii słowian i powszechniej i literatury poczytam i skończy się dzień Jak jeden z wielu bardziej lub mniej wykorzystanych.

16 grudnia 2006   Komentarze (11)

Jestem.

Tydzień szczęśliwie dobiegł końca. Kiedy idę tym swoim zwykłym codziennym spacerem, muzyka jest w uszach na zasadzie powietrza w płucach, a ja myślę i czuję, tak każdą moją komórką, że ciągle jestem jeszcze w tym aucie. Staram się nie myśleć o tym, czego zmienić nie mogę, co już przeszło, co nie ode mnie zależy. Ale właśnie to, nie zależące ode mnie, dlaczegoś najbardziej boli. Bo kiedy zawinię sama, to na pewno, któreś następne niepowodzenie mogę traktować jako karę i potem zacząć od nowa, na czysto. W tamtej sytuacji nie mogę dochodzić winnych. Nie mogę. Być może to wreszcie jest czas na przebolenie. Ale przecież nadchodzą święta. Choć przecież od dawna wyznacznikiem zbliżania się świąt był snieg. Chrystus będzie się rodził. A w moim sercu teraz pełno żalu i złości, a w ustach ściśniętych zębów. Co ja Mu powiem? Jak przyjdzie...a propos przychodzenia-wczorajsze pytanie o przeżywanie adwentu. Owszem, zdaję sobie sprawę, że jest. Ale trochę więcej niż ostatni tydzień żyłam tym wyjazdem i czy podołam. A jako że ta przygoda prawie już pokonana, to, żeby nie było zbyt wesoło, jest już nowa. Kolejnych papierków zbieranie...Kolejnych urzędów udepywanie...

Na szczęście nie jestem sama. Wiem o tym. Ten mój Anioł jest bardzo cierpliwy i wytrwały. Jeszcze bardziej niż ja.

Myślę o mojej kobiecości. Tak sobie ustaliłam, że na pytanie kto ja, myślę człowiek, zaraz potem, że kobieta. Już nie skupisko jakichś komórek, tylko kobieta. Jak kobieta to makijaż. Ale on zawsze wtedy, kiedy jest mi bardzo smutno. Ale o tym nikt nie wie. Tylko ja. Moja kobiecość to raczej sposób myślenia, zachowania się, porzebowanie przytulenia, letnie spódnice, wrażliwość, może przede wszystkim ona i uczucia, które mnie męczą. Moja kobiecość to czasami pojawiające się bóle, wtedy, kiedy zapomnę za długo zjeść i okazuje się, że organizm jest za słaby, żeby to znieść. Dwa pierścionki na palcach, paznokcie w kolorze czerwieniejącym się, błyszczyk do ust. Kim jesteś, kobieto?

Rano przeraziłam się trzęsącej się własnej prawej ręki. Jestem spokojna.

15 grudnia 2006   Komentarze (6)

Kilometry mijanych asfaltów podczas rozmów...

Właściwie, to powinnam się uczyć, bo już jestem, prawda? Ale ja przecież ciągle robię coś innego, na przykład jeżdżę. O właśnie, jeśli chodzi o jeżdżenie-jedną z nieprzyjemnych niespodzianek było odkrycie już jakieś 400km od Kra, że autobus, na który liczę, nie kursuje, bo niedziela jest, a ja w tym mieście oprócz ludzi-legend nikogo nie znam. Ale pojawił się autobus jakiś inny, prawie jak widmo. Później byłam instruktorem dla ludzi, jadących jak ja, jeszcze dalej. Bo ja sprawdzam rozkład, jak gdzieś jadę. No właśnie, prawie sprawdzam, bo wyszło to w drodze powrotnej. Na szczęście, kiedy już dojechałam do mojego byłego miasta(to tak jak z przyjaciółmi albo z ulubionymi rzeczami, które się znaszają), okazało się, że wcale nie muszę jechać taksówką i że nawet znośna pora jest.
Potem, jak zwykle, niespodzianka, bo ja nigdy nikogo nie uprzedzam, że przyjadę. Kluczę do domu mam, owszem, tylko nie wiem, który do którego zamku pasuje. Bo pozmieniało się trochę. Nocy nie pamiętam, tzn. że przespana. W poniedziałek udało mi się kupić bluzę jakby uszytą moim proektem, tak samo, jak w sobotę, sprezentowany przez Mamę swetr.

Achaaa, bo z piątku na sobotę Mama u mnie była, w akademiku na waleta, brali ją za moją koleżankę. Obiad mi w sobotę ugotowała-swojski.

A potem, wieczorem, byłam na roratach. Bo tak naprawdę, to moi znajomi z mojego miasta powyjeżdżali, bo choć miasto swoją sieć uczelni ma,to ambitni tacy byli. No więc, nikt nie wiedział, że jestem. A zmieniłoby to coś? Wracając do rorat. Bo dalej mnie to męczy. Zapalałam świeczki dzieciątkam. Bo ja lubię dzieciątka, ale gdyby nie mój Bratek nie wiedziałabym o tym wcale. Tęsknię za nim. Dzieciaki mnie nie znali, ale się słuchali w jakiś sposób i patrzyli jak na dorosłą( a ja przecież tylko dojrzała jestem) i zastanawiałam się na kogo ja w ten sposób patrzyłam. Dwa dni później dalej nie wiem. Widocznie mogę żyć bez tego.

Potem był wtorek. Właściwie to przez wtorek ta podróż. Wstałam wcześnie, bo o 8. Kawa...na dawnym ulubionym miejscy mojej Mamy. Potem bieg. W kierunkach jazdy niektórych autobusów ja się nie orientuję. Dotarłam. Przywitałam się pierwsza. W zasadzie mogłabym powiedzieć:" pokój i dobro" w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale nie zrozumiałby. Nie patrzył mi w oczy. Mówił, że winien, ale...Nie uznaję takiej winy, nie uznaję takiego jego, nawet wtedy, kiedy jego oczy tak bardzo podobne do moich, w zacięciu o tym samym odcieniu pewności, być może z jakąś różnicą w ilości nienawiści(?) nie wiem.
Już nie próbował. Nadal nie umie sobie uświadomić, że jestem niezależna, podejrzewa jakieś sterowanie, manipulacje. Ja nie jak on. Używając manipulacji brzydziłabym się sobą.

Potem siedział jak mały chłopczyk z opuszczoną głową.

Kiedy powiedziałam: do widzenia- w znaczeniu zupełnie dosłownym- nie odpowiedział. Zastanawiałam się czy mogłoby być inaczej...

Potem szybki bieg, za szybki, ale w zamian kaplica na 30min moja. Bo ja lubię puste kaplice. Zwłaszcza puste. Tzn. z Nim.

I droga powrotna. Rozmowy momentami typu vulgaris co oznacza bodajże pospolite. Momentami trochę wyższych lotów i pozwalające wziąć sobie dla siebie.

I pytanie, nieoczekiwane, które nawet nie wiem jak brzmiało. Drugi raz w moim życiu zareagowałam w ten sposób. A myślałam, że jestem już człowiekiem opanowanym, ale ostatnio szybko się wzburzam i fale mam wysokie w środku. Nikt nie chce wiedzieć, nikt nie zaczyna, dopóki nie powiem, że chcę o tym rozmawiać, dopóki nie przemyślę jeszcze raz, nie tak z biegu...Bo ja nie umiem tego w środku siebie ułożyć, bo mnie to boli, bardzo. Skuliłam się,chciałam w jakimś kącie, ale ich nie było. Męczą mnie teraz te myśli, a odsunęłam je daleko, bo wiem, ze przeszłości nie zmienię. Może chociaż nie będzie tak bolało? Ciągle te obrazy przed oczyma.

Ale udało mi się dojechać. I będąc prawie w Kra, w Kra nie była, bo w Płaszowie pociąg 15 minut stał, bo chciał być jak osobowy pewnie. A potem, już na dworcu, zeszłam ze schodów, a w holu taki zapach frytek, tak ciepło...jak w domu się poczułam, bo to Kra przecież, bo wybrałam.

Do mojego pokoju wpadłam,plecak obok łóżka, łóżko pościeliłam i spać.

Dziś od rana na nogach, bo łacinę się uczyć. Swoją drogą, że tak powiem-"zjebałam ją mechanicznie" na 3+. Nie, nie może być tak, że jakiś język mi nie idzie. Trzeba nad tym popracować.

O 8 dzwoni Mama, jak się dogadałyśmy wcześniej. Wiesz, widziałam się wczoraj w M., przyjedzie dziś do Ciebie. Ja, pierwsze co, to popłoch. Ale jeśli ktokolwiek mógł zrobić dzisiejszy dzień pięknym to właśnie on. I choć widzieliśmy się krótko, to długo. Mój kochany M. Pamiętam, będę pamiętać... I...za tydzień chyba znowu jadę. Święta idą. A śnieg podobno jeszcze w tym roku będzie.

Te trzy dni pozwoliły mi spojrzeć na siebie z innej strony, bo nawet nieoczekiwane rozmowy mogą do czegoś doprowadzić.

13 grudnia 2006   Komentarze (9)

.

Wywieszam karteczkę z napisem: wyjeżdżam. W środę powrót. Tydzień zapowiada się intensywnie. Od jakiegoś czasu w ogóle b. dużo się dzieje. A ja w tym taka malutka.
Ale jak wypełnię to zadanie, to będę mistrzem. Jeszcze nie wiem czego, ale to nic.
09 grudnia 2006   Komentarze (14)

Mi.

Dzień ogólnie jakiś nie teges. Po pierwsze, Mikolaj nie przyszedł. I gdyby on świetym nie był, to byśmy sobie pogadali inaczej. Potem dostałam mandat za zła parkowanie(roweru, oczywiście). Może nie dokońca mandat-odcieli mi kłódkę i miałam się cieszyć, że rower jeszcze stoi, ale straty materialne są. No i czasowe. Potem, prawie cały dzień zapominłam coś zjeść. Teraz się wnerwiam stanem mojego pokoju. I to nawet nie tylko moja wina.
Z przyemnych rzeczy-mile spędzone popołudnie. Znów coś odkryłam. Ale o tym później, już w całości
Kiedy biegiem człapałam (można tak, oj można) wieczornymi ulicami, to przypominałam sobie czasy, kiedy Mikołaj nie był taki, kiedy Mikołaj przychodził. Z niespodzianką. Kiedyś niespodzianka była duża, nie mieszcząca się pod poduszką i mnie obudziła. I zawołałam Mamę i Babcię. To były czasy. Kiedyś Mikołaja nie można było rozpoznać. Kiedyś prezent był w torbie Mamy. Przychodził i do moich dziecięcych łóżeczek i do dużych, najwygadniejszych, moich dwuosobowych. Dzisiaj nie przyszedł. Kiedyś Mikołaj czekał na mnie na klatce schodowej. Miał brodę na gumce i potem gumka odbiła się na policzkach. Przyniósł mi wtedy książkę. Tym Mikołajem był mój przyjaciel. Kiedyś śpiewało się piosenki, żeby Mikołaj szybciej przychodził. Chyba wiem, dlaczego nie przyszedł-nie ma śniegu... Tak, to dlatego, wcale nie dlatego, że do wszystkich mam daleko.
Nie rozczulaj się głupia. Mikołaj nie przychodzi do dojrzałych. Czasem, w nagrodę jakby, podsuwa im ciekawe pomysły i rozwiązania.. Znajdziesz je kiedyś.
Kiedyś miałam Misia. Nazywał się Mikołaj Robert Jakub Marek. Nauczyłam się wymawiać te imiona jednym tchem. Pewnej zimy uciekł.

Mikołaj...nie o to Cię prosiłam, nie tego oczekiwałam po telefonicznej rozmowie, Mikołaj...

06 grudnia 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Przyzwyczajam się do niewariowania przy różnego typu emocjach.
Tak po prostu.
05 grudnia 2006   Komentarze (5)

Niespodzianka

Niedzielny poranek z bólem głowy, który mi towarzyszy ostatnio kiedy się budzę. Pukanie do drzwi. Otwieram, w piżamie jeszcze, z ledwo przemytą wodą twarzą, a tam...M. Z różami, trzema czerwonymi różami. Niedziela-niespodzianka. Wielka, przyjemna, ciepła dla serca...
04 grudnia 2006   Komentarze (7)

Kobieta, Ty wiesz,

Dziś będzie wiersz mojego tłumaczenia poetki, z miasta, które w moich myślach zajęło rolę Krakowa- to lwowska poetka.

***

kobieta podcina sobie żyły

ona nie chce się starzeć

zwyczajnie nożem kuchennym

którym otwiera puszkę szprotów

wątły anioł

lekarz-idiota i sanitariusz-okularnik

niepewny zespół do tej brudnej roboty

w głowie kręci się od ich idealizmu

skąpe słońce chowa się za kiosk naprzeciwko

jak jej uciec

jak uciec w to wąskie zacięcie od noża

którym korytarzem potem podążyć

jeżeli wszyscy bez wyjątku są przeciw

wicher niesie ją spiralą aorty

tak po prostu- szsz...

lekarz podsuwa jej lustro

myśli- kobieta, przecież zaczeka

                        zawaha się może

ale nie, nigdy, ona już idzie 

                       ona jednak idzie

kobieta, Ty wiesz, stworzenie uparte-

                      wybacz jej, Panie.

Najbardziej podoba mi się to o upartości kobiet, to że ten stan/fakt można jakoś wytłumaczyć.

02 grudnia 2006   Komentarze (7)

*

Tak w pociągu ja. Zdjęcie autorstwa mojej Przyjaciółki. Jechałyśmy razem tydzień temu na Śląsk. Są istnienia, które czynią nasze życie staje się cieplejszym.

Mam powody do zmartwień.  Ale nie mogę sobie na nie pozwolić, bo wtedy mój organizm będzie myślał o bronienu się, w efekcie nic nie przełknę. Więc bratam się, siostram się z nadzieją.

Grudzień już mamy. Śniegu nie ma. Podobno trzeba już, a nawet najwyższy czas prezenty kupować, a ja się na tym nie znam i już. I znowu nie wiem, gdzie będę...

01 grudnia 2006   Komentarze (8)

Być to prawie jak żyć.

Boli każdy przeżyty dzień. A każda nieobecność boli podwójnie. Mój pas środkowy mnie wzywa. Ta ziemia niczyja. Ja niczyja, niczyja...

Czasami myślę, że ja jako jeden zwykły człowiek, zwłaszcza jako kobieta, mam tego za dużo. Z drugiej strony, pamiętam, że nigdy nie ma się więcej, zawsze w sam raz.

Każde z wyjść, które biorę pod uwagę, wydają się równie beznadziejne. Naprawdę chciałam być tam na święta. Chciałam, żeby to były Święta, żeby stały się zasiedlonymi przez Niego, ale w cieple.

Jestem bezradna. Znowu stresu tak wiele, że nie potrafię nic przełknąć. Chciałabym doprowadzić swoje ciało do mechanizacji-spać 6 godzin, głód czuć w określonych porach i móc działać, biegać. Chwilowo najlepiej nie czuć.

A on patrzył w oczy i mówił, że to nie jest koło ratunkowe. Byłby on na moim miejscu chciałoby się powiedzieć-nie wypadało. Powiedział jeszcze ja widzę to tak, jakby to był dobrze lub źle zrobiony i wygłoszony referat. A może naprawdę jest?

Myśli mi się kłucą w głowie. Zatykam uszy, otwieram oczy, umiem już płakać.

30 listopada 2006   Komentarze (1)

Szafy.

Podczas jednonocnego pobytu w jednym z moich domów( łóżko naprędce skombinowane, poduszka nie ta, kąt ułożenia łóżka nie ten) wyciągnęłam z szafy swetr. Zawsze byłam jego przeciwniczką, taki zielony, prawie gryzący się, na dole trochę już rozciągnięty...słowem, spodobał mi się. zadowolona porankiem ubrałam go na siebie i byłam zadowolona podwójnie. Ale tak właściwie to dlaczego napadł mnie taki stan, zrozumiałam już w pociągu.

Odkąd nie mieszkam z Mamą osobliwą przyjemność czerpię z noszenia rzeczy należących kiedyś do niej, z rzeczy, które zrobiła dla mnie na drutach albo tych, których kupno kiedyś podpowiedziała mi w sklepie, choć takich jest już coraz mniej. Dopóki mieszkałyśmy razem, odwrotnie niż moje koleżanki praktykowałam wyraźne rozróżnienie na rzeczy moje i Mamy. Czasem tylko kiedy ja potrzebowałam bardziej eleganckich, a Mama bardziej sportowych butów na szybką rundkę gdzieśtam. Teraz lubię się wymieniać, lubię kupować coś dla Mamy. Choć jak z każdym moim prezentem, nigdy, ale to nigdy nie jestem pewna, czy to włąśnie to miało by być.

W moim życiu szafy pełnią specjalną rolę. KIedyś, jak byłam mała i mieszkałam w moim pierwszym najprawdziwszym domie, szafy służyły mi jako schowki w czasie zabawy w chowanego. Kiedyś naliczyłam, że w moim domu było(bo teraz już wszystkich nie wykorzystam z powodu wzrostu) około 15 schowków, co daje około 30 minut dobrej zabawy w chowanego. Pamietam, kiedyś schowałam się na balkonie, a kiedyś i właśnie do tego zmierzam-na szafie. Bardzo podobała mi sie takryjówka i w ogóle byłam z siebie dumna, że na to wpadłam i że udało mi się na nią wejść, aż musiałam sama przyznać się gdzie jestem, a potem schodząc i spadając ciut się potkłukłam, ale pokażcie mi inne dziecko, które było na szafie.

Chowając się w szafie, nagle odkrywałam ubranie w ciekawym kolorze, suknie, które były na mnie za duże, ach, czemu ja taka mała jestem. Nawet teraz, kiedy przyjeżdżam do Babci, zaglądam dos zaf, moda, jak wiadomo się zmienia, ale to nawet nie o to chodzi, z moim gustem, kiedy mi podoba się to, w czym nie wszysy chodzą, ale Babcia to już rozumie, i nagle wyciągam z tej półki jakąś spódnicę, a ona za szareka.
-Babciu, Babciu, tu trzeba podciąć, zwęzić i...już jest.
A Babcia dobrze szyć umie, nawet z dawnych ubrań-pierwqsze sukienki mojej Mamy i Cioci, to one są ręcznie szyte. Mama też umie szyć, dlatego czasem wpada mi do rąk jakaś spódnica albo sukienka, którą pamiętam, za bajtla, jak ona szyła.

Cenność szaf doceniłam wtedy, kiedy przeprowadzałam się z jedną niewielką torbą moich ciuchów. Wsyztsko tylko to, co najbardziej potrzebne. W nowym domie szafy były takie nieosobowe, bezduszne i martwy. Na początku nie czułam, potem tak zrozumiałam, że właśnie o to chodzi, o te ubrania, które nie czekają na mnie, aż dorosnę, bo ich po prostu nie ma. I potem, w miarę możliwość przywoziłam sobie w plecaku ten albo inny swetr, bluzkę, płaszcz. Przewoziłam jeden dom w drugi. A teraz już w trzeci. Choć ostatnio bezpośrednio już z pierwszego w trzeci. Bo w drugim coraz mniej mnie, coraz porządniej tam, zauważalny jest brak spontanizmu i porządek.

W szufladzie jednej z szaf był ogromny wór małych koralików i kolorowych nici. Nie mogłam się nimi bawić, byłam dzieckiem. Czy przestałam być dzieckiem, kiedy pozwolono mi go bez żadnych sprzeciwów, wziąć ze sobą?

Stosunek do mnie bliskich mi ludzi jest taki, że wszystko mi można. Dziwi mnie to czasem. Zasady? Najczęściej nie pozwalam sobie tego, co innym można, a pozwalam sobie na to, na co oni muszę uzyskać zgodę. Tak ciekawiej, tak z przekory.

Podsumowując, najlepsze w szafach pierwszego domu, jest to, że nic tam się nie zmienia. Stabilność i spokój.

28 listopada 2006   Komentarze (6)
< 1 2 3 4 5 ... 20 21 >
Moje | Blogi