Załapałam okno na świat. No i dlatego przegryzając dżemem truskawkowym herbatę i to także trawiąc wkleję sobie to, co myślało mi się we wrześniu:
16.09 to sobota.
Wstałam. Sen był niemęczący, pewnie nawet błogi, bo obudziłam się wypoczęta. Po moich nocnych wędrówkach pościel była cała umazana czekoladą, więc do wymiany. Lubię pierwszą noc w nowej pościeli, zwłaszcza po długiej kąpieli. Jutro pewnie też się wyśpię.
Otworzyłam okno. Powietrze pachniało wiosną. Przypomina mi to zawsze te doświadczenia, które już na zawsze tylko zostaną wspomnieniami.
M. obudził we mnie zdolność i chęć podróżowania. Kiedyś lubiłam sobie siedzieć na jednym miejscu. Marzą mi się różne kraje, budzi się zapał do życia.
Muszę sobie przypomnieć języki, które umiałam.
Wczoraj czułam się tam strasznie obco. Nowych wszyscy jakby już znali, a ja z racji tego, że wszędzie tylko na chwilę. Trzeba się zmienić. Czuję to już od dwóch miesięcy. Ale łatwiej stłumić w sobie to czucie, niż próbować się zmienić.
Kiedy piszę, to jakbym rozmawiała ze sobą.
Lubię mówić sobie, że piszę. Wydaję się sobie wtedy ważniejsza.
18.09. pon.
Dziś teoretycznie powinnam wiedzieć o akademiku. Ale nie ma tej pani, co mnie już pamięta. W sekretariacie też mnie już pamiętają. Jutro znowu do kra.
Ostatnimi dniami żyję telefonami.
Od prawie obcej osoby w sobotę:
-Co robisz? (to jak dawniej od Cioci! Zwłaszcza, że potem):
-To o której przyjedziesz?
Wczoraj od ka. NieTeraz:
-Śpisz jeszcze o tej porze?
-Kiedy przyjedziesz? Gdzieś tam się nawet Dziecinko przemknęło.
Dziś od Mamy.
-Martwiłam się wczoraj, mogłaś odebrać...
Pojechali tydzień temu, a mi, że albo ich nie było, albo cała wieczność minęła.
Wczoraj byłam chora.
W związku z tym mocne postanowienie poprawy: nie zaniedbywanie ciała. Bo znowu jeszcze schudnę przez przypadek.
*
Najpierw M. Drobne zderzenie z nią. Potem ona niby przepraszała. Cieszę się, że wyprowadzam się z mieszkania, w którym ona zajmuje drugi pokój.
Potem u M. z poznaniem jego dobrego kumpla. Odwiózł mnie autem tak, że w ostatniej chwili zdążyłam do Kierującego Drogą, tzn. spóźniłam się, jakieś 5-6 minut. Tam, dla odmiany zamiast na fotel, trafiłam na kozetkę. Ale to tak z przymrużeniem oka można powiedzieć. Rozmowa, dłuższa niż przypuszczałam, przywróciła mi równowagę. Wyniosłam rzecz, która zważywszy na swoją wielkość zajmuje stanowczo za dużo moich myśli.
Może ten przedmiot otaczam za dużą otoczką? Może dlatego, że kiedyś było to tabu. Czy ja wiem? Spróbuję zobaczyć na ile kusi i czy będzie "nie", bo właśnie tak wybrałam. Wiem, kręcę, ale jeżeli chodzi o to, zawsze tak było.
Wyszłam z parasolem, miało padać przecież na dłużej, a to tylko chwila krótka.
Potem na chwilę do tej, która zaopatruje moje mejle w wiersze, studentka dwóch kierunków, dziewczyny z jednego z dwóch roczników starszych ode mnie dziewczyn, z którym utrzymuję kontakt. Lubię jej dom i jej zamiłowanie do kawy. I nasze rozmowy, zwłaszcza tą dzisiejszą.
W ostatnich dniach przydarzają się same miłe niespodzianki. Czy czeka mnie jakiś obuch w łeb? Bo ja lubię równowagę, przemieszanie dobrych i złych przypadków. TWedy przynajmniej wiem na czym stoję, mniej więcej.
Jeżeli chodzi o te miłe niespodzianki-spotykam ludzi, którzy tu zostaną, a którzy jednak warto, żeby prawie na co dzień.
Marzeń się nie wybiera(?)
Najpierw chciałam ukarać się za swoją tęsknotę tym, żeby nigdzie nie zagrzać sobie miejsca na dłużej. Teraz, obudziło się we mnie pragnienie podróży.
21.09.
Od wyjazdu rodziców M. spędzam w jego mieszkaniu trochę więcej czasu, może chodzi o niekrępowanie się oceną? Zaczęło się od tego, że pojechaliśmy do Kra. A najzabawniejsze jest to, że tam i z powrotem zawiózł nas ten sam przedstawiciel handlowy. Trochę opowiadał o sobie, my też coś tam niby. M. ma o tyle lepiej, że łatwiej mu nawiązać kontakt z kierującym, bo ja ze względów bezpieczeństwa zawsze siedzę po drugiej stronie. Jeszcze łącznie tego dnia przejechaliśmy z 60 km tirem. Pierwszy kierowca potraktował nas jak zło konieczne, a drugi był taki ciepły i życzliwy, pewnie sam w naszym wieku nie lubił siedzieć na tyłku.
Kraków? Podejrzewam, że moja idealizacja tego miejsca skończyła się bezpowrotnie. Ciągle nic nie wiadomo, nadal nie wiem, gdzie będę mieszkać, jakieś kolejki, z UJ, co poznałam to jedynie trybiki biurokracji.
Co do M? Powiem tak, tylko ja się przeprowadzam. Odbiera mi to pewność, że Kra. moim miejscem, smuci mnie i martwi. Nagle, zaczynam zdawać sobie sprawę, że ze znanych przeze mnie ludzi, przeprowadzają się ci, bez których ja umiem się obejść. Że zostaje S. i A., moja ławka z tamtego roku, że MF będzie inny, że Leśny, że znane drogi, że osiedlowi znajomi od spędzania niektórych wieczorów, że Przyjaciel, który nie wierzył w naszą przyjaźń, że przetrwa i miał rację, chyba, bo ...zmienił się czas, jeśli tak można to nazwać.
W Kra. z miejsc pewnych są tylko ka. No i jeśli o nich chodzi, to wczoraj krótkie podglądanie kolacji dwóch takich i wesołość i pytania o Włochy, bo tam kiedyś pojadę.
I to, tak wyszło mi i S., że Bóg znowu coś kombinuje, że w zasadzie Jego plany są niezrozumiałe, że są na świecie zmarli z żywego różańca, więc jak oni mogli, i o co właściwie chodzi z tą radością, kiedy wiem, co mnie raduje.
Rodzice przyjeżdżają. Właśnie wtedy, kiedy mieliśmy na dwa dni do Wro. pojechać sobie. I tak jest zawsze, kiedy coś jest, na czym mi zależy, to oni wtedy akurat zjawiają się. Nie, nie mam nic, do zjawiania się Mamy, jak najbardziej. To po prostu reguła już jest.
Tęskni mi się. Za czym, nie wiem. Tęskni mi się. Walcz, kobieto, walcz.
Dziś na spacer wieczorkiem, wiedziałam kogo spotkać, tzn. czwartek na naszym osiedlu. Wybrałam ciuchy, w których najłatwiej przybrać minę udacznika. Pierwsze dwie rozmowy, jedna dla zabicia czasu i trochę przez pomyłkę, druga(?) może poigranie na nerwach, potem już milej. Szli bardzo powoli, w związku z czym udało mi się ich dogonić. I ją zawsze zwariowaną, i ją, z którą kiedyś wspólnie znajdowałyśmy wesołości, i jego, do którego impuls na rozmowę mi się pojawił, i jeszcze jednego i ją, której cechy dbające, kiedy zauważyłam, to nieudolnie nazwałam ją matką-polką, i musiałam się tłumaczyć, wtedy jak byliśmy w kra. podczas wizyty Papieża.
I się okazało, że aż tak sama w kra nie będę, bo K. będzie czasami miał czas, żeby się spotkać. Mam nadzieję, że zamiast narzekania będzie spostrzeganie różnorodności.
Kombinuję transport, choć nie wiem, czy moich 'wielu' rzeczy nie da się po prostu pociągiem przewieźć.
Mam siłę.
22.09.
Świetliki i Linda- Niebieskie
"Wybieraj sam. Ty musisz wybrać, bo wybiorą za ciebie, musisz się zdecydować, wybieraj sam. Wybieraj sam: na drugą stronę przy świetle zielonym, na drugą stronę przy świetle czerwonym."
I właśnie po dokonaniu tego wyboru stwierdziłam, że chodzi tylko o jedno: o 5 minut w samotności na tle gwieździstego nieba, 5 minut ciszy, 5 minut na pożegnanie z dniem, który ucieka jak dym.
Niektóre rzeczy doceniam prawie już wtedy, kiedy je tracę. S.- przecież my totalne przeciwieństwa. Tak mało czasu, wszystko można było inaczej. Teraz dopiero jestem bogatsza o tą wiedzę.
Spraw, abyśmy mogli (...)nie tyle szukać miłości, co kochać.
Niektórych rzeczy wolę nie nazywać, żeby nie wiedzieć ile znaczą, żeby nie czuć bólu, kiedy stracę, mniejszą radość, kiedy ich przybędzie, żeby w dalszym ciągu sta ć w tym miejscu, gdzie stoję, byleby tylko nie spaść niżej.
"stworzony by biec, w pogoni za swoim dniem(...)uciec chce, by dalej żyć. stworzony by biec, nie może zatrzymać się...."
23.09.
Wczoraj, niechcący zostawiłam u niego swój notes. Zauważył trochę po powrocie. Wysłał smsa mówiąc, że z miłą chęcią przywiezie. Czasami mam wrażenie, że b. boi się poznać, to, czego mu nie pokazuję. Szanuje tajemnicę korespondencji. Niemniej jednak ja już drugi raz mam okazję czytać jego osobiste notatki. O tym wszystkim myślę patrząc na jego polar. Wczoraj przywiózł mi go razem z notesem, kiedy poczułam zimno. Pilnowałam każdej cząsteczki jego zapachu, żeby nie uleciał. Tworzę sobie jego portret. Rzeczywistość odgrywa w nim duże znaczenie.
Za tydzień będę gdzie indziej. Mama zapowiedziała, że jak przyjedzie, to pomoże mi się spakować. Pakowaniem nie przejmuję się w ogóle. Myślę, że tak, jak zwykle, półgodziny mi starczy.
27.09.
Do pokoju wchodzi mi zapach kawy. Kawy mocniejszej niż poranna, pita trochę ponad 100km stąd. Towarzyszy mi wręcz przeciwny nastrój.
"Najgorsze jest jednak to Twoje rozczarowanie...więc lepiej mnie zabij, wyrzuć z pamięci, lepiej odejdź, pozwól mi odejść, lepiej zapomnij, pozwól zapomnieć, lepiej daj mi następną szansę..."
Klnąć się chce. Ciemności się chce. Samotności się chce. Krzyku się chce.
30.09.06.
Za dwie godziny wyjeżdżam. Nie cieszę się wcale. Realizowanie marzeń, więc boli. Nie wie co to gorycz, kto nigdy nie marzył...Więc to tak. Albo podobnie.
Teraz myślę, że było to bardzo dawno...Kilka światów stąd.No...tak mnie zadrzemił ten dżem, że błąd zrobiłam.