• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 3

< 1 2 3 4 5 6 ... 20 21 >

Niedzielnie.

Nie wiem dlaczego, ale to właśnie oni odnoszą się do mnie wyjątkowo dobrze. I to właśnie oni zbudowali we mnie wiarę w drugiego człowieka i nie tylko w człowieka.
Przechodząc obok położył mi rękę na ramieniu w geście przywitania. Z dobrym uśmiechem. Nie wiem czy to przez tamten tydzień, czy może przez ten jeden wieczór, kiedy siedzieliśmy we czwórkę słuchając historię tamtej Pani, kiedy potrochu odkrywaliśmy jaki on jest, a może to on nas odkrywał, może właśnie dlatego nazwał M. Moim Kamyczkiem, tylko my wiedzieliśmy o co chodzi. Może dlatego zgodził się wstać o 3 wtedy?
Drugi człowiek kryje w sobie taki skarb, którego najczęściej się nie spodziewasz.
Znowu będę w pociągu...na szczęście na krótko.
Na krakowskich targach staroci kupiłam pudło gitary. Może wreszcie się nie poddam i nauczę się jakoś bardziej porządniej brzdękać? Zresztą, wszyscy wędrowcy mieli gitary. To i ja też. Celowo nie użyłam formy wędrowniczki, bo ich i mniej, i kojarzą mi się z piosenką Kultu.
26 listopada 2006   Komentarze (5)

Bez tytułu

Żeby było ciekawiej, wczoraj widziałam Marka Kondrata. I w ten sposób wciągu dwóch dni udało mi się obejrzeć główną obsadę filmu "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Bo na rynku film jakiś kręcą, może to dlatego. Są i konie, i stare niemieckie wozy, a ostatnio nawet śnieg był przy kościele Mariackim.

I się jeszcze zastanawiam kiedy dostanę dyplom za umiejętne marnowanie czasu...

25 listopada 2006   Komentarze (9)

Łyżka kultury, ale takiej to ja chcę garściami....

12 godzin nieobecności w domu...Tzn. wpadłam na 4 minuty, ale to się chyba nie liczy, prawda?

I w biegu, ja i koleżanka z grupy, a tam czteropasmówka i przejście dopiero za mostem, no to my...na to przejście. A ludzie idą i idą. Wchodzimy, miejsca tylko stojące. Trudno, nie ma co narzekać, stoimy na schodkach, staram się przysłuchiwać rozmowom, bo właśnie o Krakowie sie toczą. W pewnym momencie oklaski-wchodzi Szymborska, idzie sceną, ktoś podaje jej rękę, schodzi, siada w pierwszym rzędzie. Pierwsza Dama. Opieram się już wygodnie o ścianę, kiedy okazuje się, że dostajemy kredyt zaufania, olbrzymi na przyszłość-zaproszona nas na miejsca vipowskie, co prawda tylko dlatego, że nie przyszli posiadający zaproszenia. I siedzimy obok tych wielkich dam, którzy nie wiem jeszcze czym są wielkie, ale sprawdzę, bo tą wielkość od nich czuć po prostu, wielkomiejskość i styl. Na scenę wchodzi Ryszard Krynicki. Mężczyzna w czarnej marynarce, podczas mówienia trzyma jedną rękę w jej kieszeni. Mówi o Staśku, później nazywanym także Staszkiem, który dziesięć dni temu miał 60. urodziny. Drugi czyta napisaną notkę o życiu jubilata-Poznaniak, intelektualista, wielbiciel słowa. Na scenę zaprasza tych, którzy do tej pory mieszkali jedynie w książkach. Ze znanych mi wchodzi wspomniana już Wisława Szymborska, potem Bronisław Maj, Adam Zagajewski i ci, których jeszcze nie znam. Panowie mają marynarki, w innym kolorze niż spodnie, koszule i krawaty zawierają w sobie kolor szary. Do czytania wierszy wkładają okulary. Więc tak wyglądają poeci? Bardzo konkretnie i wcale nie wpisują się w mój wyimaginowany obraz poety-proroka. Co innego Szymborska-subtelność i delikatność i ta łagodność w oczach. I potem czytają swoje ulubione wiersze tego poety, którego poznałam wydawałoby się przypadkowo, a który jest moim idolem. Określony "narkomanem słowa" Stanisłam Barańczak. Czasami powtarzam za nimi w myślach "Widokówkę z tego świata", "Już wkrótce" albo wiem kiedy będzie o wiewiórce, tej w kolorze szarym, a nie rudym. Bardzo szybko się kończy. Opuszczamy naszą lożę vipów, ustawiamy się w kolejce po płaszcze. A tam:
-Widzisz to co ja? Tam Chyra stoi! No patrz! Zrobił taki śmieszny grymas, o którego bym go nie podejrzewała, tzn. żadna z ról, w których go widziałam nie dawała mu do tego prawa.
A potem przeszedł tuż obok, w zasadzie się ocierając z powodu tego,że miejsca mało.
Zmierzwione włosy, marynarka w stylu sportowym... No, no,. no...
Więc pierwsze wyjście w kulturę Krakowa i od razu tak wielkie...No, no, no-to się porobiło.

I tak mi lżej jakoś dziś. Wczoraj, szłam już sobie ulicą powłócząc nogami, i smętnie myślałam, jakieś łzy próbowały się pojawić, ale ja nie płaczę. Łzy przychodzą, kiedy największa bezsilność, więc najpierw im nie pozwalam, a potem sobie. Bo dla kogo ja tu jestem? W imię czego? I być może troszkę się dostosuję, troszkę podbam o siebie, spróbuję być lepsza. Ale to jest mój wybór.

Bo ja sobie sterem, żeglarzem i okrętem

23 listopada 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Przed chwilą o nim pomyślałam. I choć minęło tylko okienko, że dostępny, to poczułam się jakby właśnie wszedł do pokoju. Wiedzieć, że ktoś czeka- to jest dobre. Bezpieczeństwo. Bycie w myślach drugiej osoby.

Dawno nie miałam takiego pogromu na polu naukowym jak dziś. Bo moja grupa się uczy, ale to jak. Nie, nie mam im tego za złe, nie tylko to jest moim celem bycia w Kra i istnienia w ogóle. Nie jestem nauczona do uczenia się rzeczy, które są nieprzydatne. A widać takie jest zadanie studenta. A! wezmę i dostosuję się. Na razie oczywiście.

A tak poza tym, to dobrze.

21 listopada 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

I na dziwić się nie mogę. Trochę ponad tydzień temu kończyły mi się pieniążki, lodówka była pusta, czekała mnie długa podróż, czekało mnie spotkanie z nieciekawym człowiekiem, krótka noc, szybki powrót, jakaś nauka, przeziębienie i w ogóle, nic, co wzmagałoby ciekawość życia.

Tymbardziej, że ludzie trochę to wszystko jeszcze wyolbrzymiali. Więc dałam się strachowi, zapominając o 'Odwagi! Nie lękajcie się!'

I może to sprawa mojego organizmu, który nagle zobaczywszy, że mu już nie każę się bać, chce kolekcjonować witaminy, nie pasuje mu, że tak powiem, wstrzemięźliwość od picia i jedzenia i wpadanie w stan jakiegoś zamrożenia. Może to przybywa mi estrogenów, więc stałam się pogodna? A może, że mam w lodówce zapas pierogów od Mamy i od Babci, konfitur Babci(oj!ciężkie były), bigosów, że jak przyjdzie zima, to mogę sobie poszukać cieplejszej kurtki gdzieś, w którymś ze sklepów?

A może to, że kolejny raz mi się udało? Że Ktoś w tym jest, że tylko zaufać i już się żyje? Nie trwa, a żyje?

To życie jest bardzo dziwne.

Jedno wiem napewno. Dziś mam sprawdzian czy umiem przetrwać na uczelni. Bo zawsze coś się kończy, coś zaczyna.

20 listopada 2006   Komentarze (8)

Bo największe dobro spotyka nas gdy się...

Decyzje podejmowane na szybko nie zawsze są złe. No bo i niby byłam chora, i niby na wykłady trzeba było iść...No i tak właściwie, kiedy te wykłady się rozpoczynały, to zamiast leżeć w łóżku jak przewidywałam, wysiadałam z pociągu w Katowicach. Bo skoro pojawiła się możliwość zobaczenia się z Mamą i Małym nie w styczniu albo w jakimś takim i bez 4godzinnej jazdy, to czemu potem żałować, a nie wykorzystać po prostu?

W Katowicach spotkałam Mężczyznę moich marzeń. Wysoki, wyprostowany, z lekkim zarostem i uśmiechem. Stał na peronie. Potem uściskał i przytulił dziewczynę. To byłam ja. I choć męczy mnie to, że widzieliśmy się niecałą godzinę, to cieszy mnie to, że widzieliśmy się prawie godzinę.

Mama powiedziała, że ładnie wyglądam. Mały odczuwał nieopisaną radość na mój widok, potem demonstrował słowa, które mówi, potem ciągnął rączki do przytulania. Po wyjściu na ulicę nadstawił ręce do ubierania kurtki, potem rączkę do trzymania za nią.

Miałam do załatwienia jeszcze kilka spraw. Ze zdenerwowania w swoich myślach niesłusznie osądziłam stażystę, potem ze złości zakręciła się łezka w oku. Na szczęście, wszystko się udało, nawet bez koniecznych papierzysków.

I obiad. Kiedy nie jem sama przed monitorem, a kiedy rozmawiam, staram się nakarmić Dziecko, widzę naprzeciwko Mamę- nie zauważyłam nawet kiedy zjadłam.

Dostałam nową czapkę od Mamy. W sumie już chyba 11 albo 12. Bo ja lubię zbierać czapki, a czasami nawet je nosić. Kapelusza jeszcze mi brakuje. I sarpetki mam od Mamy, w paski-bo ja tylko takie. Żeby tylko kolorowe były. Tak jak i moje ubrania.

Kiedy już wyruszałam w swoją drogę, a rodzina do mojego czwartego domu(na początku też miałam jechać i wrócić w sobotę, ale pomyślałam, że zaliczyć wszystkie domy w jednym tygodniu i kolejne 4 godziny w pociągu...), zostałam utulona przez Dziecko. Wcześniej mu tłumaczyłam, że chyba 60 razy pójdzie spać i się zobaczymy, tak myślę. Na co on tylko : sze... Bo największa liczba dla mniego to sześć, a ulubiona to tsy.

Potem wtuliłam się w Mamę. Powiedziała mi: Ty się tak nie denerwuj i nie klnij tyle. I powiedziała to z taką łagodnością, jakiej mi brakowało.

Bo choć starałam się ukryć wiele rzeczy, to zdradzał mnie język.
Ale teraz mi już dobrze. Cieszę się, że pojechałam. Dziś wreszcie dotarło do mnie, że studiuję w Krakowie.

Dzwoniła przed chwilą Mama.
-Ale ja nic takiego nie zrobiłam.
-Jak to nie? Przytuliłaś mnie.

18 listopada 2006   Komentarze (9)

Porannie kawowo

Nieopisaną radość sprawiło mi wczoraj przeszwendanie się ulicami Kra na rowerze. I wiercenie tą kierownicą między ludzi jak tylko się da i aż się później zapomniałam. Bo drogi są te na których jezdżę w innym kierunku niż trzeba, te, po których właściwie jeżdżę, te, po których jeżdżą tramwaje i te, po których ja nie jeżdżę.

Nie wiem dlaczego traktują mój Kra jak wygnanie. Sama wybrałam. Nie, nie jest fatalnie. Podobne życie jak teraz wiodę już od tamtego roku, no moze tylko z tym, że wcześniej nie musiałam gotować. Ale na to też znajdę przepis.

To wielkie szczęście, że mam wiele do roboty. Przypomina mi się słyszane już kilka razy z różnych ust"jak żołnierz". Tak nie trzeba myśleć, analizować. Tak przeskakuje się z dnia na dzień. Czasem jakby w śnie.

Nosem, tzn. temperaturą czuję, że szykuje mi się choroba. A ja miejsce na leżakowanie mam za dwa tygodnie. I jak tu z nią pertraktować?

Jeszcze gdyby te kilka chmur nade mną przejaśniało...Nadzieja moja w

16 listopada 2006   Komentarze (8)

"Nam strzelać nie kazano"

Droga na tamtą stronę rzeczywistości upłynęła bardzo szybko. Bywały momenty, kiedy podobała mi się ta atmosfera beztroski i głośnej muzyki w głośnikach i nocnie mijanych miast. I rozmowy- no, myślałam później trochę o tym. Najgorsze było to, że ciągle siebie prowadziłam na niechciane tematy, bo odłaniałam przypadkiem rzeczy, które mnie bolą. Przypadkiem-bo to następne pytania przywoływały te myśli, których nie chciałam. Ale potem było fajnie. I atmosfera taka już śpiąca, kiedy była, ale i tak wiedziałam, że z dobrym kierowcą jadę.

I choć potem nie miało mnie spotkać nic złego, to trafiła mi się rzecz, z gatunku tych, które się przytrafiają tylko mi. Zaowocowało to strachem, na szczęście, bezpodstawnym.

Sedno wyprawy miało miejsce w poniedziałek.

Przywitał mnie pocałunkiem Judasza. Ot, skurwysyn jeden. Zachowywałam się jakby sprawa nie dotyczyła mnie. Można to porównać do pojedynku na szpady, bo choć on spodziewał się, że jegoż słowa będę jeść mu z ręki, to wywodziłam go z siebie jegoż własnymi słowami. Tu się spisałam. Nie, ja spodziewam się jego zemsty, bo to człowiek innego pokroju niż ja. Co jest dziwne. Nie żywię do niego urazy, niech idzie swoją drogą. Niech nie rzuca we mnie nienawiścią, to ja w niego nie będę ironią, niech nie obraża, to się więcej nie spotkamy. Dwa spotkania na dziesiąciolecie to właśnie o te dwa za dużo.

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.
Szukamy serca - bierzemy w rękę,

bo wojny są między ludźmi...

A potem msza. Spodobała mi sie bardzo, bo zdążyłam przemyśleć, przebrnąć, poukładać, nabrać sił życia i...zaufać.

Z krzyżem na drogę rozpoczęłam powrót. I jestem. Nie jadłam 18 godzin, spałam 4. Wróciłam.

Pierwsze, to telefon do Mamy. Że wróciłam nie na szczycie. Tęsknię za Małym. Zaczyna już mówić. Ach, żeby się we mnie wtulił!

Trochę mi jednak tak "nijako", że w stosunku do mnie-ja pokojowe dziewczę jestem-wyciągnięto artylerię tego typu.

14 listopada 2006   Komentarze (6)

W środku.

Od miesiąca jestem w związku na odległość. I po odjedzie M. ostatnio wzięła mnie ochota na zastanawianie się. I długo nie trzeba było szukać aż w głowie zaświtało zdanie, że ja dokładnie od półżycia stale mam kogoś z bliskich na odległość. Zaczynało się od podstawowych elementów rodziny, potem przyjaciół. Potem chwila stabilności i zostaję sama. Może nie dokładnie, w tamtym roku był M. i S. i bliższe takie grono obok. W tym roku przeszłam samą siebie-do wszystkich mam daleko. I to daleko nie tylko w sensie km, bo jak tylko mogę staram się je pokonywać, tylko w takim głębszym znaczeniu.
Strasznie bolą mnie plecy. Jakby sygnalizując istnienie tamtych palców, jakby prosząc się na nowo ciągle o dotyk.

Dziś znowu wyjeżdżam. Jak usłyszałam: obowiązki?-to brzmi poważnie. Jestem przygotowana, żeby doprowadzić rzecz do końca. Chciałabym, żeby mi się udało. Niestety, tym razem nic nie zależy ode mnie. Więc martwię się.

Od 3 dni nic nie jem, znowu maleję. Przypadkiem odkryłam, że schudłam ok.5 kg.Starałam się, żeby mnie było więcej. Zawsze, kiedy zapominam jeść, kiedy nie mam siły, kiedy nie jem, bo w środku zżera mnie strach i niepewność, kiedy się martwię(jest czym), to potem czepia się mnie jakiś choróbsko. I ja solennie sobie obiecuję, że to już ostatni raz, że kwestia  żywienia jest b. ważna. Ale jak tu się żywić, skoro ja nie umiem gotować? Nie jeżdżę do domów, nic nie przewożę, nie mam czasu, mam tylko zmartwienia
Wczoraj jadąc autobusem, musiałam się powstrzymywać, żeby nie przejawić objawów płaczu( bo płakać nie umiem). To było wtedy, kiedy przeczytałam ten wiersz.

Boże czemu mi tyle dajesz
czym zasłużyłem
Boże czemu mi tyle odbierasz
czym zasłużyłem    K. Pieczyński

Wrócę we wtorkowy wieczór. Bardzo chcę radości.

11 listopada 2006   Komentarze (10)

Słowa do pamiętania jaknajdłużej.

"...kiedyś obudzić się tak", "bardzo się cieszę, że..." , "lepiej chodzić po torach, niż być w akademiku.", "lepiej?"
10 listopada 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Zostałam niesamowicie zaskoczona przez mój kalendarz, a właściwie przez słowa, ktore w nim przeczytałam:
"Zanim osądzicie ważego bliźniego, pomyślcie, że wy jesteście nim, a on wami. Wtedy osądzicie dobrze i uczciwie."
Kiedyś sama na to wpadłam. Teraz, kiedy ktoś mnie zdenerwuje albo cuś, zawsze próbuję to uzasadnić jakimiś jego wewnętrznymi czynnikami albo poczekać aż się wyjaśni. Tak się o wiele spokojniej żyje.

Jestem tak bardzo zabiegana, że nie umiem sobie tego wyobrazić. I tylko dbam o to, aby nie zachorować. A najbardziej szkoda mi tego czasu, którego nie spędzam z przyjaciółmi. Dziwny jest ten okres w ogóle.

09 listopada 2006   Komentarze (8)

Po drugiej stronie rzeczywistości.

A Kraków to my dziś dwie godziny zdobywaliśmy od strony Wieliczki. Krok po kroku, ryk silników i w ogóle-uroki poniedziałkowych korków. Dziś w ogóle mój dzień trwa dokladnie od przekroczenia północy , może czasem z lekkim majaczeniem i uderzaniem zaspanej głowy o szybę autobusa. Nie polecam.
Wracając. Niedziela 29. W wyrwanej naprędce kartce jest coś o nastroju z "Suplikacji" ks. Twardowskiego:
Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty-(...)
dzisiaj, gdy mi smutno i duszno, i ciemno-
uśmiechnij się nade mną
Dawno niewidziany dalsi znajomi zadają pytania, które bolą. Odpowiadam w stylu oficjalnym,który mógł być odebrany jako wyniosły-ale ja dbam o swoje łzy, żeby nawet się nie pojawiały. "Jak Ci tam?"
W poniedziałek tknięta impulsem zwiedzam stare szkolne mury. Wyjątkowa szkoła traci swoją jakość. Zupełnie niechciana rozmowa z byłą wychowawczynią. Sztuczna i pełna zazdrości(ale jak?) jej reakcja. O wiele cieplej przyjęły mnie te nauczycielki, których nie pamiętam.
Natomiast we wtorek zupełnie nieprawdopodobna rozmowa, ciekawe...
Kiedy jestem sama staram się pomyśleć jakoś, poukładać i dochodzę do wniosku, że ta rzeczywistość już nie moja. Że muszę wracać.
W czwartek naprawdę zależało mi, żeby pójść na cmentarz, ale stchórzyłam. Zimno dobrą wymówką. W ogóle dzień to był taki, w którym zepsuło się minimum 5 rzeczy. I w środku totalnie pusto i trwożnie. Od M. wiadomości zaczynają wreszcie przychodzić. Troszkę spokojniej. Łatwiej, kiedy wiem, że ktoś czeka.
Dziś zauważyłam, że moja Babcia się starzeje. Tzn. nie chodzi o wygląd zewnętrzny, tylko...No właśnie. I że ja powinnam przy niej być. A tu odwrotnie, denerwuję się czasem, ale wtedy przytulam tak mocno z całych sił moją ukochaną. Mimo swpoch lat ciagle mi pomaga. Żeby tylko jeszcze trochę czasu Bóg jej dał.
Bardzo rzadko trafia się okazja posiedzieć w pustym kościele. Tak po prostu, żeby nikt za uchem i żeby myśli zebrać. Nie pamiętam już co się zebrało, ale trochę spokoju wchłonęłam.
Jestem skazana na wiarę. Bo jeśli nie nią, Nim, to nie znam innego sposobu, w jaki możnaby tłumaczyć teraźniejszość tak, żeby chcieć w dalszym ciągu żyć.

Mam być wdzięczna?
Za co pytam się
Za niepokój, za nieprzespane noce?
Za zwątpienia, za obiecany raj,
Na który pewnie nie zasłużę?

I tak też.
Zabawne, nie śpiąc w ogóle, z bólem głowy co nie co przypominającym poszłam na te ćwiczenia, po tych 14 godzinach siedzenia na tyłku zafundowałam sobie jeszcze 3. Grupę ledwo poznałam. A potem...zostałam zapytana, ale że człowiek uczy się przez cale życie, to cichaczem czytając spod ławki wybrnęłam z sytuacji i zostałam pochwalona.
A potem znowu pytania. Nie rozumiem ciekawskich ludzi. Może to ja w jakiś sposób prowokuję pytania, na które potem wcale nie chcę odpowiadać? Sprawy prywatne. Myślę, że każdy powinien żyć jak chce, jego życie, jego sprawa.
W nocy pewnie dlatego, że żadne inna melodia i w ogóle jakoś tak, to jedno zdanie z piosenki: "Kim jesteś Ty, Panie, a kim ja? Kim Ty, a kim ja?"
Jeszcze teraz, przed chwlą telefon od Mamy. Od bardzo dawna pierwszy. Bo ja najbardziej pamiętam, kiedy chorą mnie, nieśpiącą opatuliła w koc i tuliła jak niemowlę do piersi. Koc był taki niebieski, trochę już szorstki.
06 listopada 2006   Komentarze (9)

Ostatnia w październiku.

Dziś interesujące spotkanie. Ciekawe, co z niego wyniknie. Choć z drugiej strony i tak zasada: ograniczonej wiary w ludzkie słowa obowiązuje. Realizować marzenia-czy to nie wspaniały cel?
27 października 2006   Komentarze (11)

O uczuciu ukrytym pod literką T.

Nie tak daleko jak chyba dziś rano usłyszałam, że taki rzeczy przydarzają się tylko mnie. Po dokładnym obliczeniu czasu i maleniu jego rezerwy do rozpoczecia zajęć ze sprawdzaną obecnością wyszłam z akademika. To, co zobaczyłam przy stojaku na rowery przerosło wszelkie moje oczekiwania: ktoś przypinając się do rurki spiął mój rower ze swoim, odbierając mi środek lokomocji. Próbowałam jakoś przechytrzyć kłódkę od współrowerowca, zrezygnowana zostawiłam mu karteczkę: " Sorry, następnym razem nie spinaj swojego roweru z moim" A potem miałam rzadką okazję przeparadowania się porannym Krakowem. No cóż, nie narzekam. Spóźniłam się 15 minut i już myślałam, że to będzie piersze spóźnienie, ale nie, na korytarzu minęłam się z wykładowcą, który(o dziwo!) nie podążał w tym samym co ja kierunku. I kiedy już się zabieraliśmy do czmychnięcia (czekali na niego 18! minut) przez szczelinę w drzwiach zauważyłam, że nici z tego. I wszyscy biegiem na swoje miejsca po drodze zdejmując kurtki. Było to najśmieszniejsze wydarzenie dzisiejszego dnia.

Poza tym od wczoraj nic się nie zmieniło, oprócz tego, że mam świadomość, że w sobotę o 3 nad ranę będę paradować Krakowem z plecaczkiem.
Chciałabym, żeby była tu osoba, której mogę się wygadać.

Właściwie, to czego nauczy mnie ten okres w życiu, oprócz,tym razem potrójnej, tęskoty.
Dziecko umie już mówić, że kocha. A ja tęsknię za jego małymi rączkami obejmującymi moją szyję.
Znowu pytania czy warto przyjeżdżać. Warto. O ile nie stanie się nic w drodze, to zmeczenie to nic w porównaniu z uczuciami. Do Babci. Tam będę.
Trzecią tęsknotą jest M. Zobaczę go może za dwa tygodnie. A właśnie teraz jego nieobecność najbardziej doskwiera.

26 października 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Za dwa dni do wyjazdu, który ja nie wiem czy powinien być. Rozważam, kalkuluję. Wiem, że bardzo mi zależy, a jeśli na czymś bardzo zależy, to najczęściej nie wychodzi, wiem, że to będzie pociągiem trochę przed 5. i że ja w pociągach zawsze śpię.

Cały czas targają mnie jakieś wątpliwości. Dobrze, że chociaż zajęć mam dużo, to nie skupiam się na tym.

Jednocześnie
Chcemy być
Na jawie we śnie

Zakładamy to marzenie
Tak codziennie jak koszulę
Uciążliwe i kosztuje
Suma szczęście nie istnieje
Życie złoty to interes
Piękne jest
A księgowość wszystko psuje

25 października 2006   Komentarze (7)

Znowu o domu.

-Nie możnaby przesunąć zajęć z poniedziałku za tydzień, chcielibyśmy do domu pojechać.
-A pani dokąd chciałaby pojechać?

No właśnie dokąd ja chcę i czemu znowu trudności, problemy, piętrzenie się? Co nie zabije, to będzie jak trucizna-lekiem.
23 października 2006   Komentarze (5)

Wolne nie, nie żarty.

Sobotę zajęło mi pranie, pranie i jeszcze wybieranie rzeczy, bez których niby nie mogę się obejść. Niedzielny poranek zajęło mi pakowanie tych rzeczy bez względu na konsekwencje mięśniowe.
Mój pokój już nie mój. Te obce palce, obcych rąk wszytsko poprzesuwały, poprzestawiały, poukładały. Moje było miejsce w kącie, przy biurku i komputerze. Komputer ze mną. Biurka już nie potrzebujesz, tak? Bo ja bym je zabrał.
I ten wachlarz na ścnianie. A po (filolog nie używa) mi on? Brzydactwo wszystkich czasów. Do odganiania natrętów. Tylko kiedyś powiedziałam, że nie chcę, to ona na złość, na wyrażenie swojej woli, ciup gwóździem na moja ulubioną ścianę. Ten pokój staje się pobojowiskiem historii ludzkiego życia. A, łóżko zamierza w ogóle wyrzucić, bo nie wygodne, bo kupiła sobie inne, jakby życie na nowo zaczynała, pani na włościach.

Kilka naszych godzin. Bo to jest tak, że przecież tutaj nie napiszę, że jednak oczy innych, a to nawet nie moje jest, tylko nasze. Za pisując na karteczkach ciągle gubię, w pamięci mojej własnej się wszystko zawierusza. I pociąg "Wanda" taki domowy był i przytulny, aż można było się zapomnieć.
Potem, gdy już wyszedł, a my kawałek już pojechaliśmy w stronę Kra. całyt czas czułam, że coś mi nie pasuje, że Kra. bez niego to właśnie taki niepełny jest.

Wychodząc z WC w pociągu spotkałam kolegę z LO, z którym w ciągu trzech lata ani razu nawet na cześć, a tu o studiach i o wszystkim chyba z 15 minut rozmawialiśmy. Co te studia robią z ludźmi.
Poranna kawa. Poranne przyuczanie się do 1. w życiu kolokwium.
23 października 2006   Komentarze (8)

Sennie już.

Złożyło się tak, że wybrali mnie starościną roku. I szczerze- z jednej strony mnie to cieszy, bo ludzie zauważyli mnie no i kojarzą już trochę. Z drugiej strony, podobno w czasie sesji zajmuje dużo czasu uganianie się za pierdołkami. Nic, dożyjemy, zobaczymy.
Jutro zmywam się do swojego pokoju na dwa dni.
Zauważyłam wreszcie, co mi nie gra przy naszym pokoju-że w domu rozpoznawałam po zgrzycie klucza, kto przychodzi i już chciałam z radością, ze smutkiem bądź z entuzjazmem opowiadać, a jak byłam mała to nawet przyjść i się przytulić. A tu tak nie ma...
20 października 2006   Komentarze (10)

Spis opisów.

Kiedy smutno mi, o wtedy w głośnikach Kult. więc i jest: "bo ona się bała pogrzebów".
Podejrzewam, że jeśli nawte i istnieją piątki 13, to mam je kiedy indziej niż wszyscy, np. dziś.
Najpierw niepewny sen o niepewnym, ledwo świtajacym poranku. Potem, kiedy w miarę rzeźko na rowerze, z zachowaniem przepisów jak zgrzyt żelaza po szkle przez moją muzykę przebił się pisk hamulców. Już miałam wizualizacje moich nóg, lakieru auta, dla kierowcy to był tylko znak, że 'spoko' niby.
Po jednej przygodzie z rowerem zostało mi kilka blizn i jedno niechętnie przechowywane wspomnienie. Miałam nie dawać się swoim strachom. Potem zepsuła mi się kłódka od roweru, jako tako przypięłam. Na wykładach myśli raczej o poranku, niż o temacie. A potem, to już szczerze mówiąc, ja miałam w nosie te przepisy. I trąbili ze dwa razy, ale pozwoliłam sobie przejechać przez najprawdziwsze skrzyżowanie z tramwajami i jeepami i tak szybko, na złość sobie.
I kończąc już ten epizod, ka. asystujący przy tym, jak wybiegam już ze spotkania do mnie: Uważaj na siebie. Lepiej powoli, ale bezpiecznie i do celu.
Znowu dziś odpowiadać na pytania o to, kim jestem?
-inteligentna bestia-tak o mnie, to raczej przypadek.
-miła, uśmiechnięta-gra pozorów.
-tulipanek.
-czasami, że wszedzie mnie pełno-tu akurat prawda. Sposób na politonię.
Określam siebie jako zbiór cząsteczek, ze zwierząt do mnie najbardziej kameleon, bo albo się wtapiam, albo wyróżniam.
Wiem, że bez Niego, tzn. wtedy, kiedy mi do Niego coraz dalej, to sięgorsza dzieję i jakaś rozlazła jak teraz.
Że o najważniejszych rzeczach, tych smutnych, to nikomu nie mówię. To sprawa moja. Że płacz jest dla mnie czymś tak intymnym, że nawet przy sobie,na niego nie pozwalam.
Że odpowiedzialną za grupę, to ja nigdy, ale kiedy tlyko za siebie, to całkiem nieźle prosperuję w każdych warunkach.
Że nie patrzę się na siebie w lustrze, a z drugiej strony w miarę w pełni akceptuję to, jak wyglądam, bo kilka sekund i wszystko omże być inaczej.
I że od kiedy przyjechałam do kra. to mam jakieś niejasne przeczucie wypadku.
Że jest jedna rzecz, której się bardzo boję, której sobie nie wyobrażam, która tyczy się tak najbardziej jednego istnienia. Że w tamtym roku ułożyłam się z Nim na rok, że będzie dobrze, obydwoje się spisaliśmy. Ze teraz nie mam nic cennego, do zaofiarowania Mu wzamian, że Go nie rozumiem, ale z Nim chcę.

I że, to prawie z tej samej beczki-niesamowicie bardzo tęsknię za M.
19 października 2006   Komentarze (6)

A.

W dniach nieobecności minęła kolejna rocznica blogowania. Dalej w pewien sposób wydaje mi się to interesujące. Właśnie przed chwilą zamiast zapisać notkę, ją skasowałam. Teraz trochę kołysze mi się, ustawiona niepewnie dosyć, klawiatura. Jedno biurko służy mi jako komputerowe, bla kuchenny, oraz miejsce do robienia notatek. Nie narzekam. Życie jakie jest staram się sobie zabierać. Nowy cel w nim wyznaczyć sobie muszę. Na razie, próbuję rozpoznać na czym stoję.
Nawet Kra. nie zdołał zabić mojej rządzy wyjazdów. Szykują się dwa kolejne. Oby Pan je pobłogosławił, bo ważne dosyć są. Trochę czasu z turkotem pociągów. W dwie soboty pordrząd pojadę w dwie różne strony.
Jestem trochę włóczęgową, myślę, że lubię prostotę i jak mam coś powiedzieć, to mówię wprost. Tak sobie myślę, że mnie by w czasy Wędrówki Ludów.
18 października 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Dziś mam prawie jak w domu i urządzam wieczór leniwca. Nie spędzę go przed telewizorem, bo siłą rzeczy, tzn. funduszów jestem go pozbawiona. Z radia staram się korzystać tylko muzycznie, a gazet, od kiedy jeżdżę rowerem, nie dostaję(tych takich metro, metropol) i własnie wczoraj uświadomiłam sobie, że aktualny świat jakoś płynie obok mnie. Że nie wiem o co chodzi w Gruzji, o tym słyszałam w kolejce po chleb, a w polityce już tym bardziej. No to mam spokojną głowę.
W pokoju pusto, W. pojechała do domu i mogę sobie tak zupełnie po swojemu. Pamiętam, jak pierwszego dnia w akademiku najbardziej zdziwiło mnie to, że dzielę łazienkę z dwoma facetami. Potem przypomniał mi się nasz wakacyjny wyjazd i to, że tam też koedukacyjne łazienki były.
A najbardziej przeraża mnie(!) wachlarz możliwosci kulturalnych. Bo tyle rzeczy można zrobić, wszystkiego się dzieje tyle, że ledwo nadążam z czytaniem ogłoszeń.
Tak sobie wspominam, że w wakacje ten człowiek mnie irytował tym, że taki spokojny i że nigdzie się nie śpieszył i że taki opanowany. A co teraz? Zauważam u siebie podobne postępowania, momentami czuję anwet jakbym przejęła sposób mówienia.
Wiem tylko, że kiedy się ograniczy potrzeby i wymagania, to jakoś tak łatwiej się żyje.
A życie mi się w tych dniach podoba tak bardzo, że boję się, żebym jakiegoś wilka z lasu nie wywołała, bo zawsze traci się to, co sprawia njwiększą frajdę.
Ciekawe jak to będzie.
13 października 2006   Komentarze (7)

tak jak dziś.

Najpierw bolała mnie głowa. Potem impreza integracyjna akademika. Na bloczki.
Wciąż fascynują mnie ulice. I chociaż jeżdżąc na rowerze czasami właśnie zaludnionymi chodnikami mam okazję przyjerzeć się wyniosłości i poczuciu wyjątkowości mijanych ludzi. To widać sposobem jakim idę. Że chcą, idąc po angielsku, bo nie z tej strony, to żeby inni im usuwali się z drogi. Że strojem próbują podkreślić jakimi to nie są.
Czasami wydaje mi się, że nigdy nie było żadnego przedtem.I gdyby nie myśl, że M. to śląski jest, to nie chciałabym, żeby było jakieś potem. Żeby tylko teraz. Bo życie chwilą tylko jest. Że jest tyle możliwości, i że czas ucieka przez palce-myślę, że to najbardziej zadziwia mnie w tym mieście. I że o 9 mogę po rynku rowerem. I że Kraków najbardziej krakowski jest o niedzielnych wczesnych porankach, albo wieczorem. Kiedy żadnych aparatów...to myślę, że wtedy Kraków-jego rynek i stare miasto spełnia funkcję estetyczną:kontemplacja i wyobraźnia, jakiś bardziej sentymentalizm i szukanie w sobie choć przez chwili tego, co nieuchwytne. Tak sobie czasem myślę, kiedy wracam wieczorem do domu(bo tam, dokąd wracam jest zawsze dom, więc skoro przez 9 miesięcy będę wracać właśnie do tego miejsca...).
12 października 2006   Komentarze (4)

Bez tytułu

M. właśnie jedzie do domu. Za 45minut będzie w Katowicach. Godziny spacer do akademika z dworca. W takich chwilach czuję, że kra. to nie moje miejsce, że zawsze jest o coś mniej, jeśli właśnie o tym można w ten sposób powiedzieć.

 

01.10.06

No to od 2 dni mieszkam w Krakowie. Konkretniej od jednej nocy i 3 godzin czekania w kolejce po klucz. A teraz jem swój pierwszy obiad( gołąbki od Mamy, jedzone wczoraj także i na kolację.)

Pierwszy dzień skończony. Po chwilach przemyśleń i zadawanych sobie pytaniach dlaczego ja tutaj i w jaki sposób.

Przyjechałam z Kierującym Drogą, który potem stał się Wujkiem i z K., który też do tutaj, ale na warunkach inne niż moje. Potem mój własny, prawdziwy Brat, który chciał zostać ze mną w akademiku. Ale żłobek też jest. Akademicki.

Wciąga mnie i kusi wszystko.

M., jak dotąd, dzwonił codziennie. Tęskniło mi się za nim, spacerem powrotnym wieczornym kra. dziś, strasznie. W środę przyjedzie. Chyba. Odliczam. Brakuje, bo przecież tak bez sensu kra. bez M.

Acha, no i mf niby pierwszy. Odkąd rok temu pierwszy raz zobaczyłam okolice salki i w ogóle, to jeśli chodził o kra. ze mną wzbudzał największe obawy. Tak jest dalej. Chciałam wyjść po chwili  od przyjścia, ale są rzeczy, których zrobić nie można. Może dlatego, że potem Brat Główny? Nie, to nie to. Nie wiem. Muszę tam być.

A, dzisiaj rektorów widziałam i innych takich poważnych. I Gaude Mater i koleś z radia.

A ja taka mała...

07.X.

Bez kilku godzin tydzień tu jestem. Przyjechałam z Kierującym Drogą, który potem jakoś tam się przeistoczył w Wujka(pewnie wtedy, kiedy na własnych plecach niósł moją największą torbę) i K., który też został w Kra., ale w inny sposób.

Czuję się tu już jak u siebie, znam wszystkie skróty i pierwsza wszystko wiem. Nie, idę na łatwiznę, bo jak się wie to potem łatwiej zapanować.

Przed chwilą zrobiłam przemeblowanie w pokoju i wyrzuciłam całą szufelkę kurzu pewnie jeszcze po starszym roczniku. Kolesie z naszego składu okazali się nieźli. A bo i starsi i więcej wiedzą, i lodówkę mieli, ba! dowiedziałam się, że jest pralka nawet akademicka, tylko kolejka na zeszyty. Muszę jeszcze kupić kabelek do komputera, pan w sklepie będzie wiedział jaki, bo może od poniedziałku zamówię internetem.

Tylko czas tu szybciej płynie.

Acha, wczoraj byłam w bibliotece wojewódzkiej. Od mojej różni się nie tylko wielkością, a i tym, że jest za friko. I o ile u siebie nie umiałam znaleźć żadnego wiersza J. Podsiadło, tak tam od razu wpadła mi w ręce jego tomik poezji wybranej. A najbardziej wiersza napisany równo 11 miesięcy przed moimi urodzinami.

to jest odwrotnie:

ja stoję

a Droga przelatuje obok

machając skrzyżowaniami

jak spragniona przygody autostopowiczka./"Easy Rider"/

Jak dobrze, że z taką łatwością odnajduję wszędzie dom. W chwili obecnej odległość między najdalej położonymi wynosi ok. 500 km. Kra. jest prawie pośrodku.

 

10 października 2006   Komentarze (7)

Jest radość, jest internet!

Załapałam okno na świat. No i dlatego przegryzając dżemem truskawkowym herbatę i to także trawiąc wkleję sobie to, co myślało mi się we wrześniu:

16.09 to sobota.

            Wstałam. Sen był niemęczący, pewnie nawet błogi, bo obudziłam się wypoczęta. Po moich nocnych wędrówkach pościel była cała umazana czekoladą, więc do wymiany. Lubię pierwszą noc w nowej pościeli, zwłaszcza po długiej kąpieli. Jutro pewnie też się wyśpię.

Otworzyłam okno. Powietrze pachniało wiosną. Przypomina mi to zawsze te doświadczenia, które już na zawsze tylko zostaną wspomnieniami.

M. obudził we mnie zdolność i chęć podróżowania. Kiedyś lubiłam sobie siedzieć na jednym miejscu. Marzą mi się różne kraje, budzi się zapał do życia.

Muszę sobie przypomnieć języki, które umiałam.

 

Wczoraj czułam się tam strasznie obco. Nowych wszyscy jakby już znali, a ja z racji tego, że wszędzie tylko na chwilę. Trzeba się zmienić. Czuję to już od dwóch miesięcy. Ale łatwiej stłumić w sobie to czucie, niż próbować się zmienić.

 

Kiedy piszę, to jakbym rozmawiała ze sobą.

Lubię mówić sobie, że piszę. Wydaję się sobie wtedy ważniejsza.

 

18.09. pon.

Dziś teoretycznie powinnam wiedzieć o akademiku. Ale nie ma tej pani, co mnie już pamięta. W sekretariacie też mnie już pamiętają. Jutro znowu do kra.

Ostatnimi dniami żyję telefonami.

Od prawie obcej osoby w sobotę:

-Co robisz? (to jak dawniej od Cioci! Zwłaszcza, że potem):

-To o której przyjedziesz?

Wczoraj od ka. NieTeraz:

-Śpisz jeszcze o tej porze?

-Kiedy przyjedziesz? Gdzieś tam się nawet Dziecinko przemknęło.

Dziś od Mamy.

-Martwiłam się wczoraj, mogłaś odebrać...

Pojechali tydzień temu, a mi, że albo ich nie było, albo cała wieczność minęła.

Wczoraj byłam chora.

W związku z tym mocne postanowienie poprawy: nie zaniedbywanie ciała. Bo znowu jeszcze schudnę przez przypadek.

*

Najpierw M. Drobne zderzenie z nią. Potem ona niby przepraszała. Cieszę się, że wyprowadzam się z mieszkania, w którym ona zajmuje drugi pokój.

            Potem u M. z poznaniem jego dobrego kumpla. Odwiózł mnie autem tak, że w ostatniej chwili zdążyłam do Kierującego Drogą, tzn. spóźniłam się, jakieś 5-6 minut.  Tam, dla odmiany zamiast na fotel, trafiłam na kozetkę. Ale to tak z przymrużeniem oka można powiedzieć. Rozmowa, dłuższa niż przypuszczałam, przywróciła mi równowagę. Wyniosłam rzecz, która zważywszy na swoją wielkość zajmuje stanowczo za dużo moich myśli.

Może ten przedmiot otaczam za dużą otoczką? Może dlatego, że kiedyś było to tabu. Czy ja wiem? Spróbuję zobaczyć na ile kusi i czy będzie "nie", bo właśnie tak wybrałam. Wiem, kręcę, ale jeżeli chodzi o to, zawsze tak było.

Wyszłam z parasolem, miało padać przecież na dłużej, a to tylko chwila krótka.

Potem na chwilę do tej, która zaopatruje moje mejle w wiersze, studentka dwóch kierunków, dziewczyny z jednego z dwóch roczników starszych ode mnie dziewczyn, z którym utrzymuję kontakt. Lubię jej dom i jej zamiłowanie do kawy. I nasze rozmowy, zwłaszcza tą dzisiejszą.

            W ostatnich dniach przydarzają się same miłe niespodzianki. Czy czeka mnie jakiś obuch w łeb? Bo ja lubię równowagę, przemieszanie dobrych i złych przypadków. TWedy przynajmniej wiem na czym stoję, mniej więcej.

Jeżeli chodzi o te miłe niespodzianki-spotykam ludzi, którzy tu zostaną, a którzy jednak warto, żeby prawie na co dzień.

Marzeń się nie wybiera(?)

Najpierw chciałam ukarać się za swoją tęsknotę tym, żeby nigdzie nie zagrzać sobie miejsca na dłużej. Teraz, obudziło się we mnie pragnienie podróży.

 21.09.

            Od wyjazdu rodziców M. spędzam w jego mieszkaniu trochę więcej czasu, może chodzi o niekrępowanie się oceną? Zaczęło się od tego, że pojechaliśmy do Kra. A najzabawniejsze jest to, że tam i z powrotem zawiózł nas ten sam przedstawiciel handlowy. Trochę opowiadał o sobie, my też coś tam niby. M. ma o tyle lepiej, że łatwiej mu nawiązać kontakt z kierującym, bo ja ze względów bezpieczeństwa zawsze siedzę po drugiej stronie. Jeszcze łącznie tego dnia przejechaliśmy z 60 km tirem. Pierwszy kierowca potraktował nas jak zło konieczne, a drugi był taki ciepły i życzliwy, pewnie sam w naszym wieku nie lubił siedzieć na tyłku.

Kraków? Podejrzewam, że moja idealizacja tego miejsca skończyła się bezpowrotnie. Ciągle nic nie wiadomo, nadal nie wiem, gdzie będę mieszkać, jakieś kolejki, z UJ, co poznałam to jedynie trybiki biurokracji.

            Co do M? Powiem tak, tylko ja się przeprowadzam. Odbiera mi to pewność, że Kra. moim miejscem, smuci mnie i martwi. Nagle, zaczynam zdawać sobie sprawę, że ze znanych przeze mnie ludzi, przeprowadzają się ci, bez których ja umiem się obejść. Że zostaje S. i A., moja ławka z tamtego roku, że MF będzie inny, że Leśny, że znane drogi, że osiedlowi znajomi od spędzania niektórych wieczorów, że Przyjaciel, który nie wierzył w naszą przyjaźń, że przetrwa i miał rację, chyba, bo ...zmienił się czas, jeśli tak można to nazwać.

W Kra. z miejsc pewnych są tylko ka. No i jeśli o nich chodzi, to wczoraj krótkie podglądanie kolacji dwóch takich i wesołość i pytania o Włochy, bo tam kiedyś pojadę.

            I to, tak wyszło mi i S., że Bóg znowu coś kombinuje, że w zasadzie Jego plany są niezrozumiałe, że są na świecie zmarli z żywego różańca, więc jak oni mogli, i o co właściwie chodzi z tą radością, kiedy wiem, co mnie raduje.

Rodzice przyjeżdżają. Właśnie wtedy, kiedy mieliśmy na dwa dni do Wro. pojechać sobie. I tak jest zawsze, kiedy coś jest, na czym mi zależy, to oni wtedy akurat zjawiają się. Nie, nie mam nic, do zjawiania się Mamy, jak najbardziej. To po prostu reguła już jest.

Tęskni mi się. Za czym, nie wiem. Tęskni mi się. Walcz, kobieto, walcz.

            Dziś na spacer wieczorkiem, wiedziałam kogo spotkać, tzn. czwartek na naszym osiedlu. Wybrałam ciuchy, w których najłatwiej przybrać minę udacznika. Pierwsze dwie rozmowy, jedna dla zabicia czasu i trochę przez pomyłkę, druga(?) może poigranie na nerwach, potem już milej. Szli bardzo powoli, w związku z czym udało mi się ich dogonić. I ją zawsze zwariowaną, i ją, z którą kiedyś wspólnie znajdowałyśmy wesołości, i jego, do którego impuls na rozmowę mi się pojawił, i jeszcze jednego i ją, której cechy dbające, kiedy zauważyłam, to nieudolnie nazwałam ją matką-polką, i musiałam się tłumaczyć, wtedy jak byliśmy w kra. podczas wizyty Papieża.

            I się okazało, że aż tak sama w kra nie będę, bo K. będzie czasami miał czas, żeby się spotkać. Mam nadzieję, że zamiast narzekania będzie spostrzeganie różnorodności.

            Kombinuję transport, choć nie wiem, czy moich 'wielu' rzeczy nie da się po prostu pociągiem przewieźć.

Mam siłę.

22.09.

Świetliki i Linda- Niebieskie

"Wybieraj sam. Ty musisz wybrać, bo wybiorą za ciebie, musisz się zdecydować, wybieraj sam. Wybieraj sam: na drugą stronę przy świetle zielonym, na drugą stronę przy świetle czerwonym."

I właśnie po dokonaniu tego wyboru stwierdziłam, że chodzi tylko o jedno: o 5 minut w samotności na tle gwieździstego nieba, 5 minut ciszy, 5 minut na pożegnanie z dniem, który ucieka jak dym.

            Niektóre rzeczy doceniam prawie już wtedy, kiedy je tracę. S.- przecież my totalne przeciwieństwa. Tak mało czasu, wszystko można było inaczej. Teraz dopiero jestem bogatsza o tą wiedzę.

Spraw, abyśmy mogli (...)nie tyle szukać miłości, co kochać.

            Niektórych rzeczy wolę nie nazywać, żeby nie wiedzieć ile znaczą, żeby nie czuć bólu, kiedy stracę, mniejszą radość, kiedy ich przybędzie, żeby w dalszym ciągu sta ć w tym miejscu, gdzie stoję, byleby tylko nie spaść niżej.

"stworzony by biec, w pogoni za swoim dniem(...)uciec chce, by dalej żyć. stworzony by biec, nie może zatrzymać się...."

23.09.

            Wczoraj, niechcący zostawiłam u niego swój notes. Zauważył trochę po powrocie. Wysłał smsa mówiąc, że z miłą chęcią przywiezie. Czasami mam wrażenie, że b. boi się poznać, to, czego mu nie pokazuję. Szanuje tajemnicę korespondencji. Niemniej jednak ja już drugi raz mam okazję czytać jego osobiste notatki. O tym wszystkim myślę patrząc na jego polar. Wczoraj przywiózł mi go razem z notesem, kiedy poczułam zimno. Pilnowałam każdej cząsteczki jego zapachu, żeby nie uleciał. Tworzę sobie jego portret. Rzeczywistość odgrywa w nim duże znaczenie.

            Za tydzień będę gdzie indziej. Mama zapowiedziała, że jak przyjedzie, to pomoże mi się spakować. Pakowaniem nie przejmuję się w ogóle. Myślę, że tak, jak zwykle, półgodziny mi starczy.

27.09.

Do pokoju wchodzi mi zapach kawy. Kawy mocniejszej niż poranna, pita trochę ponad 100km stąd. Towarzyszy mi wręcz przeciwny nastrój.

"Najgorsze jest jednak to Twoje rozczarowanie...więc lepiej mnie zabij, wyrzuć z pamięci, lepiej odejdź, pozwól mi odejść, lepiej zapomnij, pozwól zapomnieć, lepiej daj mi następną szansę..."

Klnąć się chce. Ciemności się chce. Samotności się chce. Krzyku się chce.

30.09.06.

Za dwie godziny wyjeżdżam. Nie cieszę się wcale. Realizowanie marzeń, więc boli. Nie wie co to gorycz, kto nigdy nie marzył...Więc to tak. Albo podobnie.

Teraz myślę, że było to bardzo dawno...Kilka światów stąd.No...tak mnie zadrzemił ten dżem, że błąd zrobiłam.

09 października 2006   Komentarze (6)

Uff

Pierwszy raz od 2 tygodni komputer z internetem. Ja już w Krakowie. Muszę lecieć jeszcze dziś na wf, który nie wiem gdzie jest i w ogóle wszystko dzieje się strasznie szybko, a oni dziś uświadomili mnie, że ja jako filolog muszę dbać o kulturę języka i żadnych "zajebiście", ani nawet "fajnie", a już tymbardziej wiadomo co, nie powinnam mówić. Od poniedziałku być może znowu będę miała swoje ulubione pisadło :)
04 października 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Gawroński Leszek

Chińska muzyka II 03.08.2005

To koniec, nic się nigdy nie kończy,
Wszystko się na nowo zaczyna,
Dźwięki wielkie przebrzmiałe odchodzą do klasyki,
Przeboje minionego lata odchodzą,
Słabo słyszę ten ton, ale brzmi on nieustannie,
Przebija się przez pozostałe,
Wzrasta jak siła, wzrasta jak wiara,
Bomba poszła w górę, czas rozpocząć wyścig,
Wyścig z przeznaczeniem,
Wiatr pozamiatał liście,
Piękne drzewo, wypalone w środku,
Nadal ma siły wiele by dźwigać ciężar korony

*Jak spojrzeć na czytanie cudzych listów?

20 września 2006   Komentarze (7)

skrót.

Jestem u M. Jem przedobiednią kolecję. Na obiad będą placki ziemniaczane, jak je stworzymy.

gdzieś w domu na dysku prowadzę notatki.
jestem bardzo zmęczona.
dziś by kra. i jednak ka. byli na chwilkę.

dziwnie sie żyje bez neta.

19 września 2006   Komentarze (7)

Ze wszystkich dni od powrotu.

07.09.06
"Jestem tutaj i ciągnie mnie tam. A jak jestem tam, ciągnie mnie tutaj." Tutaj to ludzie. Tam to miejsca i człowiek, bez którego nie byłabymsobą. Moja Babcia. Najcenniejsza nauka życia. I tylkomodlę się, żeby lat najwięcej jeszcze było, żeby jaknajdłużej ... Pamiętam jak przyjechałam z M. Nie było żadnych pytań-znowu przyzwolenie mi...Wszystko co zrobisz będzie dobrze...Tylko szykowanie pościeli, bo wieczór się zbliża. I serdeczność wielka. Ta miłość jej wielka. Mam szczęście być jej ukochaną wnuczką, czy to dlatego, że jedyną, czy bo z nią mieszkałam, bo mną się opiekowała? Ale miałam okazję poznać historię jej życa i widzieć ją codziennie.

Życie? Myślę, że to poszukiwanie domu, przynajmniej w moim przypadku. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Jako mała dziewczynka wycięłam w gazecie odnośnik o ludziach urodzonych w sierpniu. Było tam napisane, że oni wszędzie czują się jak w domu. Teraz myślę, że jak czegoś jest dużo, to znaczy, że tego nie ma. Jeszcze o tym, że łatwo znajduje wyjście z sytuacji, no i o tym, że lubi być chwalonym. No to też.

Ta tutaj, prowokuje codziennie. Wszystko ocenia. Przepychamy się słowami. Jesteś taka jak Twoja matka. Jakby to nie był powód do dumy. Tak wszystko umieć jak ona-jasne, że chciałabym.

Nie, nie jestem prawdziwą kobietą. Prawdziwa kobieta przed pójściem spać zmywa naczynia, sprząta w pokoju, a dla mnie najważniejszy jest sen. Zrzucam to co jest na łóżku byle jaknajszybciej spać. Rano ogarnia mnie lekkie przerażenie. Zamiast gotować lubię piec. Prasuję na mniej-więcej. Odkurzam dobrze. Zmywać naczynia, tylko jak muszę coś przemyśleć. Jak się zezłoszczę to muszę się zmęczyć. Od dnia wolę noc. Zawiewam romantyzmem. W miarę udaje mi się ukrywać wadę. Nie jestem serdeczna, jeśli tego nie chcę. Stawiam na swoim, ale gdyby nie to, byłoby ze mną krucho.
O ile kiedyś Babcia, że ja zawsze muszę zrobić jak postanowię i to był zarzut, nosem czułam, że mi się przyda, ale wtedy jeszcze dzieciakom nie wolno było mówić, bo to pyskowanie. Ale przydało się. Kiedy chcę złagodnieć to jakaś spódnica, makijarz, ciepła muzyka. Mówią, że swój styl mam. Że równie dobrze jest mi w bojówkach jak i w spódnicy. W programie, że:
"styl jest obliczem rozumu." W jednym tygodniu rozmawiać w 3 językach, być w 5 miastach, a tydzień, w sumie, jeszcze trwa. a w przyszłym może Wrocław, ale też niepewnie. Już nie planuję, płynię na fali. Mniej stresujące, a jak charakter temperuje.

Kto nie kochał, tęsknić nie umie. Więc umiem.

No i poznałam już rodzinę M. Wzbraniałam się jak mogłam. Ja lubię cicho, niepostrzeżenie, a często wychodzi mi, że z hukiem. Ja butów na obcasie nie lubię, bo za dużo hałasu

11.09.
"Jak długo pisana mi jeszcze ta włóczęga?" Dom odjechał. Ściany mówią. Jutro Kra. Wczoraj M. marzył o pustym mieszkaniu na dwa tygodnie. O tym samym ja. Dużo kawy, muzyki i ciszy. I żadnych spraw do załatwienia.

G. jest ze mnie bardzo dumny. Takiego siebie prezentuje rozpowiadajac o moim Kra. A przecież właśnie on stwarzał problemy, to właśnie on niszczy spokój. Cieszę się, że uciekam z jego zasięgu i zrobię wiele, żebym nie tylko ja.

Nie pogadałam z Mamą. Ale odkryłam, że to trudne, kiedy się chce spać, a własne dziecko nie chce i trzeba jednak pilnować.

Niby chwalą mnie. Że zaradna, zdolna, że od małego itd. doszukuję się niespodzianek. Nie lubię reklamowanego towaru. Cicho i kameralnie jedynie.

13.09.
Choć do pokoju wróciłam ponad tydzień temu, dopiero dziś znalazłam czas na sprzątanie. W międzyczasie wygrałam bilet do kina Rialto w Katowicach-to takie ciche, spokojne z klimatem miejsce, w którym pokazują prawdziwe filmy. "Pręgi" Ciekawość do nich po emilu od przyjaciela, dawno temu. To stamtąd:"Myślisz mi się nieprzerwannie", choć właściwie nie stamtąd, bo nie z "Gnoju", a z innego opowiadania Kuczoka, ze zbioru "Widnokrąg", chyba nawet nosi ten sam tytuł. W kinie była jeszcze jej odpowiedź na to: i żebyś był, żeby wiedział, kiedy odejść na chwilę, żeby tęsknota... *
W radiu, telefonicznie:
-Kiedy Pani wygrała ostatni raz u nas bilet do kina?
-Myślę, że w marcu.
-To dawno trochę.
-No, i właśnie dlatego dzwonię.
Przez telefon:
-M, nie musisz dzisiaj do mnie przyjeżdżać, jedziemy do kina.
To jego ulubione jest. Potem, w centrum Katowic, na chwilę do Terranovej,. wczoraj, w Krakowie zauważyłam, że są genialne zniżki, a w Katowicach sklep jest większy, więc dwie bluzki, na 15 minut przed seansem. M. został w kolejce, a ja po zaproszenia do kina. Potem dopiero pomyślałam, że sprzedawczyni mogła zazdrościć mi mężczyzny, który kupuje bluzki. Film warty, ciekawszy od Palimpsest, o którym myślę, że próbował zadać pytanie o sen: my czy nas śnią. Nocne Katowice bez pośpiechu. W jednym ze sklepów M. kupił koszulę zieloną, piękna. Potem, już w Bytomiu nasza ulubiona kawiarnia.
Dzisiejszy dzień był tak bezstroski, jakich mało. Ciepły, przytulny...W takim życiu na jakiś czas chciałabym zamieszkać. -Wiesz, potem, kiedy zadzwoniłeś z rozkładem autobusów, to przed umyciem włosów, trochę sobie je przycięłam, najpierw na prosto, a potem wycieniowałam. Są pasje, w które warto inwestować.

W swoim pokoju ciągle nie jestem. Nawet śpię na stojąco. Dosłownie. Zeszłej nocy ze ździwieniem zauważyłam się w pokoju obok. No bo tam właśnie trwał mój sen. Spokojnie wróciłam do łóżka, sen już nie.

Piszę, żeby mieć sznurki, za które pociągnę, żeby sobie przypomnieć. Bo kiedy potem sobie opowiadam, to przy pomocy wszytskich zmysłów powracam do wtedy.

Oddychać, dotykać, być. Jestem.

15.08.
Za chwilę kawa. Koszmarna noc, w której nie mogłam się odnaleźć.Dalej nie umiem. Choć właśnie mam okazję do przemyśleń w samotności wynajduję powody, żeby wyjść z domu. Czyżbym już się jej bała? Do Wrocławia nie pojechaliśmy Za bardzo zmęczeni. Nie mam neta, a przecież to takie dobre lekarstwo na przerywane sny. Boli mnie głowa. Czytam książkę o wojnie. JUż druga. Trzeba znaleźć coś lżejszego. Całą sobą czuję, że chcę tam.Ale nie chcę jechać. Być po prostu na pstryk.
Wczoraj, szukając stołu do ping i ponga, trafiliśmy na mszę do kościoła. Dawno nie byliśmy razem tam. Mam aż 19 lat. Mam dopiero 19 lat. Jestem jednostką prawie w pełni samodzielną-potrafię znieść tęsknotę.

15 września 2006   Komentarze (13)

.

Czytam komentarze. Nie umiem wytchnac. Chwilowo nie mam neta. Ale nadal prowadze zapiski.
Zalapalam sie na jesienne przeziebienie.
15 września 2006   Komentarze (6)

Włóczega.

Bo kamienia chyba boli jeśli się go szlifuje. W moim odczuciu tak jest. Obadamy czy coś wyjdzie. A kra. ciągle i już męczy, dwa razy w tym tygodniu. I dwie noce już na dworcu i ani chwili wytchnienia.
08 września 2006   Komentarze (12)

Bez tytułu

W miescie na L. spotkalismy ka.Wloczylismy sie pociemku prawie, bo siweto jakies bylo. I kolacje na placu zabaw pelnym dzieci. W miescie na L. bylo mi bardzo smutno. Bo Babcia niby tak blisko, a jednak, przeciez skarzyla sie na swoja chorobe, a ja nie mialam cierpliwosci, zeby wysluchac, no i potem juz tylko czarne mysli,i ze ona przeciez sama w domu, ze jak cos sie stanie, to sobie nie daruje, i ta bezradnosc, jak wtedy, kiedy bylam jeszcze 8letnia dziewczynka. Niecierpliwilam sie powrotem. Na szczescie wszystko sie udalo i pociag do I. I potem my z M. jeszcze na dworcu w L. na drewnianych krzeslach cala noc, ale co to byla za noc! Wsparcie, cierpliwosc, delikatnosc, ramie...

W miescie na T. nikt mnie nie poznaje, wiec to nie jest juz moje miasto, lacza mnie z nim tylko dwie osoby, ale jakze bliskie...Te dwie osoby, jezioro, moze dwie ulubione uliczki. M. mowil, ze to miasto ma w sobie jakis ukryty charakter, ze moze wlasnie dlatego mnie tak ciagnie za Kra.

1 wrzesnia spedzony zupelnie inaczej.

M. pojechal w niedziele i ten poniedzialek i nastepny dzien byly takie jakby czegos naturalnego brakowalo. Potem sie przyzwyczailam, ja szybko sie przyzwyczajam.

Niedlugo bede wracac. Pewnie troche krocej.

02 września 2006   Komentarze (11)

W domu rodzinnym.

No i jestem.

A ten dluzszy pobyt w Krakowie, to okazal sie zalatwieniem akademika, spedzeniem kilku godzin u ka., naduzywaniem ich dobroci zostawiajac u nich plecaki, przesiedzenie godzinki w pubie, bo noc juz byla, a spac sie chcialo, 1,5 od 2 do 3.30 w nocy na lawce na plantach(no ale udalo nam sie nie spac na dworcu).No i to, co innym zajmuje 8-9 godzin, to dojechanie tam nam zajelo 36, ale nie zalujemy. A potem? Przywitanie, scielenie lozka M. radosc i cieszenie sie, rpzygotowywaniem sniadan i kolacji.Rozmowy z Babcia i Przyjacielem moim Pierwszym. I wszystko razem z M. Nigdy bym nie pomyslala. Teraz poszedl sie przejsc, a ja mam chwilke na poukladanie mysli.

Cieszy mnie to, ze bloga mozna sobie sciagnac w calosci, kiedys spojrze na siebie z inaczej.

Takie rzeczy zdarzaja sie tylko raz.

Tak mysle.

25 sierpnia 2006   Komentarze (20)

Przed.

Bo to dziwne takie urodziny były. Dwa lata temu w ten dzień umarł mój Śmierdziel. Bo przyjaciele umierają. Śmierdziel dwa w przednoc moich urodzin też mógłby zginąć. Jego klatka na wis na dworze stała, Mama chciała zamknąć w domu okno i zauważyła kręcącego się wokół klatki psa.
Kiedy ja tam przyszłam, klatka była rozszarpana. Usiadłam i zaczęłam płakać. Pomyślałam, że to jakieś fatum, ale od razu, jak to ja zaczęłam go szukać. Jeszcze łzy nie obeschły, a zauważyłam, gdzie się ukrywa. Bał się na tyle, że uciekał przede mną. Ale kiedy już wreszcie miałam go w ręce, idąc z nim w mojej koszuli nocnej, nie odczuwałam chłodu, ani gryzień komarów.
Następnego dnia, Śmierdziel jakby zaczął życie na nowo, był bardziej żywy, niż kiedykolwiek, jadł nawet jeżyny.
Więc ja i mój podopieczny wiemy jak to jest prawie już nie być.

Wczoraj, kiedy wracałam, myślałam tylko, żeby dojść do tego pokoju i się upić. Potem, uznałam to za nierealne, i w związku z dzisiejszym wyjazdem, i w związku z tym, że to nie pomoże zapomnieć.
Siedziałam na przystanku, kiedy przyszła taka rodzinka:mąż, żona i mama któregoś z nich. Zastanawiałam się, kto w tej trójce najbardziej dyryguje resztą.POtem obie panie o coś się mnie spytały, a kiedy zostawili babcię na przystanku, to wywiązała się między nami rozmowa. Matka dzieci wykształconych przez UJ, jej córka też zakończyła rusycystykę, więc pani powiedziała,że z moim wyborem nie jest tak źle.O tym, jak jej syn sał na dworcu, bo zagubili mu podanie o akademik i kilka innych ciekawych rzeczy.Wcześniej jechałam stopem ze wsi do wsi, pierwszy raz sama, a tamten pan był jakiś taki zamyślony, ze omało mi z torbą w bagażniku nie odjechał!
Lubię rozmawiać ze starszymi ludźmi, kiedy jeździmy stopem, poznajemy tych, którym bardziej się udało i tych, którym mniej.

Ale dzisiejsza podróż będzie tradycyjna, przez Kraków i dalej.
Do czego? dokąd? zaprowadzi.
Piję poranne łyki kawy, za chwilę wychodzę.

22 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Ze smutkiem splecione...

Wróciłam. Ale znowu jadę, jutro rano. plecak na nowo przepakowany. Droga trochę dalsza i bardziej nieuporządkowana, ale liczę na to, że jakoś pójdzie.
czas miniony obfitował w dużo złości. W słowa, które musiałam powstrzymać, ale nieopłacało się. Bo jest taki człowiek, który...Tak bardzo chciałabym, żeby na to był sposób, sposób na niego. Nie znam.
Chciałabym tylko odgrodzić od niego innych.
Jak będzie? Nie wiem. Tym razem trochę się udało.
A on śmiał się. Nie mogłam się powstrzymać: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Potem zgrywał się. Nie ufaj ludziom, którzy...
HEY jednak coś w sobie ma.
Jak pójdzie bezpiecznie to przez kilka dni będziemy z M. razem. Niby nasza wycieczka. Tak, cieszę się. Ale i się martwię.
Potem może pojadę w góry, potem chyba wrócę tu. Ale będzie już wrzesień.
Chciałabym odpocząć w te wakacje
Dopiero wracając do domu odkryłam, że dlaczego urodziny to niby moje święto? Jakie moje jak powinno być mojej Mamy.
W tym mieszkaniu w dalszym ciągu pusto.
To dlatego suzkam następnego.
Pozdrawiam, udanych dni.
21 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Tak myślę.

"Miłość się ukrywa, bo jest sobą...."
Bo to nasze wspólne istnienie ma w sobie tę moc.Tą świadomość. Nie wiem, ja na tym się nie znam, ja to czuję. Ten taniec w moim pokoju.Wspólne rozmowy, ta dzisiejsza, prawie tak samo wazna jak ta na wydziale filologii. Oby wszystko pamiętać.
Kiedyś mówiłam: wierz, ufaj, żyj, a kiedyś będziesz kochać.
Czyżbym osiągnęła już wszystko? Przynajmniej chwilowo? Niedalej jak dwa lata temu wydawało mi się, że to plan na następne dziesięć lat, że kiedyś to się pojawi, nabierze ksztaltu, urzeczywistni.

Wiara przyszła sama. Może wtłoczyli mi ją do głowy?Wiara rozkwitła w te wakacje, bardziej jeszcze niż w tamte. Zwłaszcza pomyślę jak tego 31. zawalił mi się świat, nie umiałam sobie spojrzeć w oczy, nie miałam nadziei, a jednak!
Zaufanie? To grupa ludzi. Kilkoro przyjaciół i ka. Im ufam, bo wiem(tak, znowu wiedza),że nie mają w tym interesu, żeby mnie skrzywdzić.
" Kochaniem samotność można wypić do dna.
Więc z momentem utracenia ważnych w moim życiu istot zaczęłam ich kochać na tyle, żeby kiedy z nimi jednak jestem doceniać tą chwilę na wiele sposobów. Piszę tu o mojej rodzinie.
Istnienie w moim życiu M. to już zupełnie...

I co ja sobie myślę w tej mojej głowie, która za dwa dni będzie już utrzymywana na szyi przez okragłe 19 lat, to to, że w życiu zawsze jest coś za coś, coś w zamian. Tracisz jedno, zyskujesz albo wiedzę, albo coś innego.
Nie ma nic za darmo Mówią, że Boża Miłość.
Nie wiem, ustosunkuję się do tego.
Na razie dźwięczą mi w głowie słowa o Bożym doświadczaniu.
Kogo boli jakaś wewnętrzna rana, ten nie tylko zewnętrznie pięknieje, ale także zyskuje wiedzę. Uszlachetnia się.

Do Babci chcę tak bardzo, do mojego jeziora, nad brzeg, do skweru, do parku...Nie teraz, nie teraz, nie teraz...
Jutro znowu wyjezdżam. Nie wiem na ile, chyba niedlużej niż na tydzień. Potem kilka urzędów i może uda mi się wreszcie dotrzeć tam, dokąd zamierzam. Bo u mnie ten rok trwa od sierpnia do sierpnia. Kiedy tam dotrę, w moim świecie będzie sylwester.
Najważniejsze to iść swoją drogą
17 sierpnia 2006   Komentarze (8)

Bez tytułu

Jakie dno, jakie dno...
Dziesiątki papierków, nieznormalizowana sytuacja,głupie panie sekretarki na urlopie, przez które muszę siedziec na tyłku właśnie tutaj..
Niepewność.
I znowu z drugiej strony M. Przy mnie, z ramieniem, uśmiechem, spojrzeniem. Jedliśmy razem kolacje u mnie. liczba miast, w których wczoraj byłam obecna:Bytom, Piekary Śl., Świerklaniec, Śiewierz,Kraków,Katowice,Bytom,Katowice, Bytom. Liczba godzin spędzonych razem:17
Liczba godzin spędzonych u ka. 2
Ilość spotkanych ka.:3 ->dużo ciepłego uśmiechu i krótka historia jednego z miast.
Smutno mi, wnerwiająco mnie, kiedy już prawie biorę się za pakowanie, a okazuje się, że nie mogę jechać, albo muszę, ale w nną stronę, rozbieżność kilometrowa sięga do 700.
I czemu się dziwić, że znowu chudne. W zasadzie chudnięcie to u mnie proces stały. Niedługo mnie nie będzie.
Tak, świeci słońce. Nie mam siły się nim cieszyć.
17 sierpnia 2006   Komentarze (10)

Podsumowałam.

A jutro znowu jadę.
Stopem.[św.Krzysztofie, módł się za nami] Owszem, za każdym razem mam wątpliwości, ale nie mam majątku na bilety.
Potem wrócę, potem znowu pojadę.
Nie odpoczywam w te wakacje. Załatwiam sprawy tylko. Ot...Najdłuższe wakacje życia.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
15 sierpnia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Kult-"Celina"
"...godzinę ze wściekłości wył jak pies."

I nie wiem czemu, ale jeśli tylko coś ma szansę sie przydarzyć, to na pewno się stanie.
Sterta tak ważnych spraw. Nikogo się poradzić. Chciałabym.
Ania dziś: "za szybko dorosłaś."
Ja to lubię. Tylko nie lubię obarczać moimi problemami innych.
Wakacyjne plany diabli wzięli. Oby anioły dały nowe.
Znowu strach i niepewność. Momentami za szybkie bicie serca. Kilka pomysłów na to, żeby zmniejszyć przejmowanie się. Ale chyba nie, wolę świadomie znosić.
Nie jest źle. Niepewnie tylko. Niestabilnie.
Mieszkanie po raz pierwszy od dawna wypełnione tylko mną. Błogi spokój.

14 sierpnia 2006   Komentarze (10)

If you believe...

W takie dni jak ten moja miłość do siebie drastycznie spada. A i dobrze, bo mając go w pobliżu mogę go darzyć równie niską dawką uczuć."Jak siebie samego..." Gnój. To najłagodniejsze słowo. Bo on chciałby wiedzieć. Tak naprawdę, to gówno go to obchodzi, nawet nie wysłucha. Chce pokazać sowją wartość, pociągać za sznurki. Nie dałam się sprowokować, choć głos chłodny, a spojrzenie twarde. Chrześcijaństwo, ale ja wolę oko za oko, a tak...oba policzki już pieką. Jeszcze trochę i uniezależnię się. Czy on na przykładzie swojej matki nie może dostrzec, że potem zostanie sam?

Czemu właśnie tak? Za co? Dlaczego?

Jakby dla kontrastu. M. On sam jako bezpieczeństwo, które dają jego ramiona, jako możliwość uśnięcia w cieple, jako dotyk, jako bycie. Nie wiem czy tak można, jak długo to trwa i ile kosztuje, kiedy się skończy.

Nie umiem. nie. nie.
Żeby umieć cieszyć się z życia, trzeba oczekiwać od niego jaknajmniej

13 sierpnia 2006   Komentarze (7)

Trochę.

Kiedyś nie miałam sobie nic do zarzucenia. Mówiłam, że taka jest konieczność sytuacji.
Od drugiego dnia P. mi to przeszkadza. Nie, nie uważam, żebym robiła wcześniej cośzłego, ale teraz chcę inaczej.
Choćby to, że spokojniej, bardziej w drugiego człowieka, w słuchanie tych najbliższych, w przerywanie własnych monologów.
Do momentu? do momentu aż ktoś nie zrani.
Jestem takim trochę kotem. Do głaskania i drapania, do własnych ścieżek. I miała ona rację, nie, nie w moim przypadku, tylko mówiąc swoje spostrzeżenia. Co ja z tego wyniosę?
Tak mało wiem.
Uczę się gotować. Następuje taka potrzeba.
Planuję wyjazd. Jest trochę ryzykowny. Choćby to, że jego start zależy od skarbówki, i to, że w inny niż zwykle sposób. Potem będzie znowu niespana noc, poranek w kolejnym mieście i dalej. Ale Bóg swoje zobowiązanie wypełnił. Dla mnie to też będzie przyjemność.
Kiedy kogoś tracisz doceniasz jego wartość.
Ja już tam jestem, w tych ulicach, w mglistych porankach, nad jeziorem. Może stąd ta apatia.
Nigdy nie chciałam być ziarenkiem piasku, a jednoroczną rośliną. Od kiedy takie jedno trafiło mi pod powiekę, minęło już kilka godzin, a ja dalej nie wiem, co z tym fantem począć.
Kiedy dzwoniła Babcia, powiedziałam jej o tym jak o fakcie dokonanym, dopiero jej głos uświadomił mi na nowo jakie to było ważne, jaką pokładała we mnie nadzieję.
Wczoraj uderzyło mnie pewne podobieństwo, kiedy się patrzy na nasze zdjęcia.
Kiedy o mnie małej mówili, że jestem podobna do Babcia, ona mówiła, że nie, bo do swojego ojca. Chyba jednak do Babci. Ta jednocześnie stanowczość w postawie i łagodność spojrzenia. Niekiedy to widać. Lekki uśmiech. Głos mam po Mamie. To dobrze, włosy też.
Mój charakter jest wielką mieszaniną, ale niekiedy znajduję w nim cechy mojej Cioci. Ona też lubi bawić się słowami, jest ciepła i kilka innych cech.
Co nas łączy? Wszystkie nie umiemy się wypłakać. Tak do końca. Po chwili pojawienia się łez pojawia się aktywność, szukanie rozwiązania z sytuacji łzy wywołującej.
Wiem, jak bardzo we mnie wierzą. Ta wiedza czasami jest siłą.
Czy dawne czasy były dobre?
Czy ja wiem? Zamienne z tymi napewno.

Myślę, że to ważne, żeby mieć w sobie ciekawość życia.

12 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

To chyba apatia. Bo nie spokój płynący z ka., bo on ma jedno źródło pochodzenia.
Co mi się rzuciło w oczy po powrocie? Na dworcu w Kra. widok gazet. Zapytanie siebie czy ten świat jeszcze istnieje. Bo np. kiedyś, kiedy wyjechaliśmy do kra. z samego rana, to okazało się, że wybuchła nowa wojna. Izrael namieszał, no tak.
Od nowa można obserwować ludzi.
Jak dzisiaj tą parę naprzeciwko. To nie tak ma być, nie w ten sposób, kiedy nie ufa się człowiekowi, kiedy zachowuje się nieodpowiedzialnie.
Dobrze jest wiedzieć, która droga moja.

Jak to brzmiało, jak mile. Jak...w jaki sposób zapamiętać, żeby było. Chyba tylko dziękując za istnienie. Na r., przy świecach, z migotaniem światła.
11 sierpnia 2006   Komentarze (6)

Szczęście a zadowolenie. Pewnie zadowolenie....

Od ludzi których podziwiamy oczekujemy jednego-że będą idealni.
*
Tak, wróciłam. Tak, studentką. Nie, nie psychologii. Na razie wydział filologii rosyjskiej UJ. Więc Kraków i marzenie zrealizowane. Psychologia za rok. Nie lubię rezygnować z marzeń. Tymbardziej, że czuję, iż moim powołaniem jest być tłumaczem-psychologiem. Jeszcze nie wiem jak można to łączyć. Ale lubię języki i zachowania ludzi.
Tulipanku, gdzie żeś był?
W kieleckim. Znowu jechałam stopem. Świerklaniec-Kraków(w Kra. wydreptane kilometry, M. noszący plecak, który jeszcze niewiadomo czy się przyda, potem już tak, bo pani źle punkty policzyła, przez co mogłam mieć gap year i na moim przyszłym wydziale rozmowa z M., rozmowa ważna w kontekście przyswojonej później wiedzy.)
Potem poznawaliśmy za*upia kieleckie, za pomocą aut trafiając w coraz mniej ludne miejsca. Potem już pożegnanie. M. do Kielc stamtąd do domu. Ja, wędrówka krętą leśną drogą, potem wsią do następnej wsi i na miejsce.
Na miejsu dziesiątki osób. Ludzi bliskich, zjednoczonych tym samym.
garnia mnie spokój, jestem sród swoich, nie czuję zmęczenia nóg, radość i zadowolenie, ciekawość charakterów innych jedynie.
Udaje mi się uwolnić od wizji spania na podłodze, a i dobrze, bo następnego ranka mam otarte od plecaka plecy.
Spotkanie dawnych braci. Brata Tajemnicę, Brata w takich okularach, Brata Cytrynę, Brata z Takim Krzyżem przy Różańcu, Brata przed którym uciekłam, Leśnego. No i Brata NieTeraz i tych z kuchni(bo znikanie na pstryk jest, a jutro nie bedzie obiadu, bo tak wyszło).
Z doświadczeń ciała-coraz szybsze pokonywanie kilometrów, spacer(o ile) dokładnie w środku nocy przez ciemny las ze świadomością, że nikogo sprzodu i z tyłu. Z serce gdzieś w piętach z powodu odgłosów, z moją Przyjaciółką. Bo tak wyszło, taki zewnętrzny nakaz.Potem ponad 5 kilometrów przebytych w 40minut w poranek(?4godzina) po 1,5 godziny snu. To był komizm sytuacyjny-położyć się o 2, by wstać o 3.31. Moje angielskie wyjście, bo znowu taki nakaz.
Duchowych? "Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami". Więc już nie jestem Zosią-samosią. I nie jest tak, że muszę trzymać wszystko w garści. Pan dał, Pan zabrał. Tak jak ze studiami,ale odwrotnie.
...gdzie drugi człowiek jest moim bratem. Bo dopiero tam, gdzie jest taka więź, nie ma konfliktów. Nabożeństwo na szkolnym korytarzu. Na dworze. Czas płynący za szybko, za szybko by poczuć ciszę myśli.
Spowolnienie myśli. Rada z tamtego roku, zamknięcie się w budzie. Niemalże zapomnienie tego, co zostało na śląsku. Dlatego potem strach, strach powrotu, braku nawet bułek w domu.No i łzy po świadectwie. A wszystko układało się w tak logiczną całość. Jak to:"nie mów:jestem młodzieńcem...", które kiedyś przyplątało się do myśli i do blogowej skórki.
I odpowiedzi na pytania nurtujące. I nakarmiona. Nie, nie pasztetem, paprykarzem, ani drzemem, tylko czymś, co starczy na dłużej.
Bo ja jestem taka, że mówisz, masz. Zwłaszcza, jeśli mną kieruje ciekawość.
Próby bycia kelnerką. I to hasło, że kobieta kocha mężczyznę w jeden sposób-uwodzi go.
I przeniesienie mnie przez rzekę. I udało mi się nie zachorować, bo w bluzach Leśnego. Noce sierpniowe już zimne, a mi się nie wydawało, że dojadę do Mędrowa, więc bagaż ubogi.A, że standartem jest, że i tak sobie coś zrobię, to siniak w okolicach kręgosłupa jest.
No i to, że potem w pociągu Kielce-Kraków, przymknięte na chwilę powieki dawały sen, że konduktor zbudził tak delikatnie, że mój bagaż nie wyszedł przede mną, że potem M. ze śniadaniem i herbatą, a potem spotkanie Holendr, który stopem do Berlina miał jechać, i że M. pomógł mu znaleźć dalej transport, że angielski uniwersalnym językiem, że kierowcy TIRów nie wszyscy są źli.
Choć zgubiłam i baterię, telefon, parasol, koszulkę, ładowarkę, to w efekcie końcowym tylko baterii nie mam.
A reszta nie jest milczeniem. To myśli w mojej głowie takie, na pamiątkę.
10 sierpnia 2006   Komentarze (5)

Nie tak, nie tak...

W języku rosyjskim jest takie zdanie: Wszystko sowje noszę ze sobą. Więc i ja zapakowałam wszystko w plecak. Jadę szukać szczęścia.

Nie wiem co z tego wyniknie, gdzie wyląduję, kiedy wrócę i jaka będę. Jeszcze nie wiem czy to wszystko jest ważne...

Potrzebuję indeksu. Jakiegokolwiek.

Ne jestem taka jak myślałam wcześniej.

01 sierpnia 2006   Komentarze (16)

Bez tytułu

Wszystkie marzenia prysły jak bańka mydlana.
Nie chcę się przyznawać nawet przed sobą.
31 lipca 2006   Komentarze (6)

Bez tytułu

Oszalałe serce bije o ucieczkę.
Moje ciało moim wrogiem.
31 lipca 2006   Komentarze (5)

Daleka droga do własnego pokoju.

Udało mi się wrócić. To znaczy, że od kilku godzin siedzę przed komputerem. Moje bagienko. I choć byłam strasznie zmęczona do domu przygnało mnie tylko marzenie o moim fotelu przy komputerze.
To znaczy najpierw wstałam o 5, potem szłam 5 km, potem prawie rpzegapiłabym autobus, następnie dwie godziny czekania na pociąg w cz-chowie(bo na pks-y nie mam zniżki, a to zdzierstwo), potem zamiast wysiąść w K-cach, żeby skrócić drogę pojechałam do Zabrza, jak się okazało straciłam 40minut. Autem można byłoby dojechać w 80minut. Mi to zajęło 6 godzin. Bo ja taka jestem!
Wyjechałam sobie prawie zupełnie niespodziewanie pewnej soboty dwa tygodnie temu. Bytom, piekary, Świerklaniec. Co potem? Potem jako atrakcja pomagałam M. zatrzymać nam auto. Bo my stopem do Kra. Bo Kra. piękny. Bo Kra. romantyczny. Bo Kra. to Kra. Rynek, Wisła...Potem Kra. potowarzyszył mi do Cz-chowy też stopem. Potem Cz-chowa też piękna, bo zależy z kim spędzana. Potem odprowadził do pociagu. A jak mi smutno się zrobiło. Wsiadł do swojego i ja na wieś, a on do domu. Tam Mama, Dziecko i pewien człowiek, którego chorobliwie nie lubię. Ale było fajnie. Kosa spadła mi na rękę, a pies podrapał plecy, unikałam os i niewiadomo czy ta czerwona plama nie jest po kleszczu. Ale to nic! Było ciepło, miło, rodzinnie, zabawnie, a jednak czasem melanchlijnie.
W międzyczasie okazało się, że zgubił się druczek wpłaty rejestracyjnej do studiowania na MiSH, ale dało się to załatwić, a od dziś wiem, że tego kierunku studiować nie będę. A tak się na niego napaliłam.
Acha, mam niespodziankę, mam wyróżnienie w konkursie szamponowym tego Herbalu, i moja ksywka będzie sławna.Napisałam coś o nudzie włosów, a oni obiecali to dać na bilboardy. Interesujące.
No i być może od 1.sierpnia nie mam internetu. Ale wtedy też przy dobrych wiatrach, wyjeżdżam na miesiąc. A potem, potem to ja nie wiem co.
Tęsknię za M. w czasie, kiedy ja siedziałam na jednym miejscu on czynił rajdy po Polsce. Nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć i wysłuchać. Aj, jak ja się cieszę, że on jest, że to kruche, delikatne, niesamowite czucie trwa.
Tak naprawdę to piętrzą mi się kłopoty. Ale nie jestem sama. Jest Tata w Niebie, który mnie lubi. A co! Jak lubi to ma. Wierzę w Niego. Bo kto jak nie On?

Kiedy człowiek ulega zmartwieniom to potem jest jeszcze gorzej.

29 lipca 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

Bo ja nie piszę, więc staram się pamiętać
Zapadający leśny zmrok. Kontury drzew początkowo wyraxne, potem coraz mniej, podpatrywane na pół zamkniętymi oczami.
Spojrzenie.
Dziub.

Jak ja chcę żyć?
14 lipca 2006   Komentarze (13)

Bez tytułu

I płucami czuję, że gdybym tylko pozwoliła sobie na nałóg palenia, to teraz zużywałabym całe paczki.
I wargami pogryzionymi przez się czuję, że się denerwuję.

Kiedyś myślałam, że ciało to standart. Każdy je otrzymuje, jakośtam się zmienia, można ulepszać/pogarszać w zależności od własnej intencji. Ciało to taki dodatek do życia. Jego wyposażenie.
A przecież...Ot chociażby różnica w dotyku. Tym, od kogoś, kto ważny, bliski, a tym, kiedy ktoś niespodziewanie, przypadkiem nieznnajomy, w autobusie przy tłoku.
To niesamowite jest. Jednak.
Ukłon w stronę życia? W stronę człowieka?
A telefon sprawny. Lekki, miły. Jeszcze tylko jutro. Oskubie nas niewdzięcznik?Przesunie datę?Pracowałam solidnie, nie odpuszczę.
12 lipca 2006   Komentarze (8)

Bo gdy jest się mną...

Bo ja bym się z miłą chęcią zarejestrowałam.
A Kiedy zaczynałam wczoraj, to okazało się, że...nie ma dla kgoś takiego jak ja. Z ros. dodatk. i ang. obowiązkowym.
Więc czekanie do 10.
więc telefon na UJ.
Więc telefony do innych wydziałów.
Więc niech Pani poczeka do 11, bo potem przychodzi główny od ERK i trzeba się go zapytać.

Już nie dzwonię ani do Mamy, ani do PrzyjacielaInnego, nie chcę ich dodatkowo martwić mną.

Bo zawsze, ale to zawsze, jak są jakieś przepisy, to mnie omijają.
I szczerze mówiąc, nie życzę nikomu bycia mną.
A tym czytelnikom moim mówię, że dobrze Wam, bo nawet nie wiecie jak to jest.
A wczoraj kupiłam telefonik na allegro. Ciekawe, czy zakup będzie tak szczęśliwy jak moja rejestracja.
Mam dość
12 lipca 2006   Komentarze (9)

Wyniki maturowe.

Wymarzoną psychologię dwa razy żegnałam z płaczem
A to było tak. Wyniki odebrałam jako jedna z ostatnich. Pracowałam wcześniej. poem z koleżanką, bo jeśli los, to będziemy mieszkać razem gdzieś w Kra. na piwo. Ha, jest pierwszą osobą z klasy, z którą na piwie byłam. A LO już skończone. Piwo piłam jak człowiek spragniony. Ja i tak?
Wtedy jeszcze byłam zadowolona z wyników.
potem przyjechałam do domu. Kalkulator w rękę i zaczęłam liczyć. Zadzwoniła Mama. Nic nie powiem, poczekaj. Lista filologii i innych takich, Uj, UŚ. Liczenie. Płakane dwa razy. Telefon. Płakane.
Drugi telefon:
_Wiesz, że polski ponad 70% miało tylko 4% uczniów?
A ty? Dajesz na psychologię?
-na co ona: Daję.
na co ja: To ja też. Więc jechane od nowa. Licozne punkty, ile to jest z możliwych itd. Więc więcej nadziei. Zostaje tylko Uj. Muszę zrzucić z siebie te śmieci. Nie chcę śląska. Źle mi się kojarzy. Jak dobrze, że ja nie stąd.
Więc, od prawdopodobności dostania się: Filologia rosyjska, MiSH, Psychologia.
A te opłakane wyniki to:
J. pol.: 100%ustny, 67%podstawa, 63%rozszerzenie. Daremnie, tak nawet na klasówkach nie pisałam.
J. angl.:85%ustny, 98%podstawa, 78%rozszerzenie. Lepiej niż na próbnej.
Historia: 75%, 56%. Troszkę lepiej niż próbna. Wynik nie porównywalny do czasu poświęconego na naukę. Mnóstwo.
I hit sezonu: J. rosyjski: 90%ustny, 91% podstawa, 92% rozszerzenie. Nie proporcjonalny do czasu poświęconego na naukę-ok. 3-4 godzin. POwtórzenie czegoś, czego się nie umiało.
Więc, być może sprawiedliwie, jednak mizernie.
Ale mnoże starczy na spełnienie marzeń.
11 lipca 2006   Komentarze (13)
< 1 2 3 4 5 6 ... 20 21 >
Moje | Blogi