• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 1

< 1 2 3 4 ... 20 21 >

Stare śmieci.

W zasadzie nie wiem dlaczego na miejsce wspomnień i dorastania mówi się stare śmieci, w każdym bądź razie dziś na chwilę tam wróciłam. Jeśli chodzi o miejsce mojego dorastania ciągle odczuwam żal, nie mogę stać przed tamtym wydarzeniem twarzą w twarz, pozbyć się emocji...Jednak...W zasadzie wygląda to tak. Czasami porównuję się do bumeranga, który przychodzi na moment tylko, ponieważ zawsze szybko wraca na swoje miejsce.

Pierwsze spotkanie było umówione. Ikster w zasadzie jest człowiekiem, przy którym zadawałam pytania, na które później szukałam odpowiedzi. Po naszych rozmowach, a raczej wspomnieniach niektórych tematów zauważam jak zmieniało się moje podejście do czegoś. Myślę, że to dobrze kiedy z człowiekiem spotyka się czas od czasu człowiek. Wtedy zauważa zmiany z obydwu stron. Chociaż codzienny kontakt z ludźmi też ma swoje uroki. Czas wtedy biegnie wyjątkowo szybko. I ta kanapka mi na obiad....

Potem zamiast wracać do domu Przyjaciółki...Tak w zasadzie to z braku cerpliwości nie lubię czekać. I zamiast stać na przystanku wolałam się przejść. Las, o którym tutaj już niejednokrotnie pisałam...wdychałam jego powietrze. Sląskie powietrze z lasu. Głupek. Tęskniłam za nim. Kiedy było mi smutno, zawsze tam szłam. Kiedy kogoś dopiero poznawałam testem było pójście z nim do lasu, (wilka ciągnie do lasu). Pamiętam ścieżki, które pokazywali mi ludzie ci, którzy w tamtym okresie mojego życia byli mi szczególnie bliscy. Dziś poszłam tą, która kiedyś tak często jeździłam rowerem. Znałam tam każdy kamień. Pokazał mi ją człowiek od nazywania anioł. Był w moim życiu kimś takim, który pojawiał się na zawołanie keidy było mi smutno. Potrzebowałam kedyś kogoś takiego. Teraz bardziej umiem przeżywać emocje. W moim lesie rosną maliny i jeżyny. Nie mogłam się oprzeć pokusie spróbowania.

Potem zadzwoniłam do Byłego. Kiedyś przeszlo mi przez myśl, że jeśli on kogoś ma i jest szczęśliwy i ja jestem z kimś...może warto więc znowu tak po przyjacielsku porozmawiać jakimi wobec siebie byliśmy. Ogólnie tak od ponad pół roku czas od czasu zastanawiamy się nad spotkaniem. Kiedy do niego zadzwoniłam przede wszystkim było to, dlaczego nie parę dni wcześniej, że dziś jednak nie, że jak mogłam. Zadzwoniłam do Przyjaciela.Kiedyś był mi bardzo bliski. Kiedyś napisał do mnie list. Spotkaliśmy się. Zmienił się trochę, kręgosłup został ten sam. Na moje zmieniłeś się odpowiedział pięknie wyglądasz. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale trochę krótko, chociaż miało się wrażenie jakbyśmy się nie rozstawali w tamtym roku na rok niewidzenia. Powiedział, że dobrze jest być z taką dziewczyną jak ja. Przypochlebiał się, ale znowu dodał mi wiary w siebie.

Nie czuję się kimś obcym.

Jutro wyjeżdżam. To chyba już zbyt zwyczajne, żeby tu o tym pisać. Spotkam ludzi, mam obawy. Czeka mnie też wyprawa survivalova. Ciekawa jestem jak można przetrwać w niezannym miejscu bez dachu nad głową i z olbrzymią niepewnością wszystkiego. Potem to chyba na co czekam najbardziej. Będę u rodziny, w domu rodznnym, w moim domu, gdzie wszystkie ściany tak bliskie, tak związane z moim życiem, że nie wiem czy można bardziej. Potem będzie październik. W sierpniu mam urodziny. Interesujące. Nigdy nie rozumiałam jak można przestać obchodzić urodziny. Dalej nie rozumiem, po co one mi, skoro mają być świętem mojej Mamy. Jeszcze tu wrócę.

27 lipca 2007   Komentarze (12)

Jak Cię widzą?

Kiedyś M. był zdziwiony tym, że moje ubrania są tak delikatne w dotyku. Kiedy teraz nad tym się zastanawiam, zdaję sobie sprawę, że najpierw w sklepie widzę kolor ubrania, potem je dotykam, potem dopiero sprawdzam krój.

Teraz myślę sobie, że jest to związane tak najbardziej z tym, że kiedy budzę się nieprzytomna rano, niewiele jest rzeczy, ktore mi się chce. Delikatny dotyk ubrania, które wkładam na siebie powinien złagodzić szok wywołany dźwiękiem budzika.

Kiedy ubrania zaczęły grać ważną rolę, zaczęłam chodzić na czarno. Potem pojawił się granat. Miałam także tak, że wychodziłam z domu zwłaszcza w wakacje mając na sobie coś czarnego, czerwonego i białego.Potem odkryłam, że do twarzy mi także w pomarańczach, żółciach, ciemnych zieleniach i "zgniłych" różach.

Na początku mojej znajomości z M.-to była bardzo śnieżna zima, zauważyłam, że na każdą randkę przychodzę w golfie-co prawda za każdym razem w innym-potem zastanowiłam się czy to nie oznacza przypadkiem, że mu nie ufam.

Lubiłam się ubierać na kapustkę. W dalszym ciągu lubię bluzy z kapturem. Moją szarą mieciutką lubimy obydwoje. Doskonale sprawdza się jako poduszka w pociągu. Bardzo lubię spódnice, nie znoszę rajstop, dlatego spódniczki noszę tylko latem. Zresztą muszą być zwiewne i kolorowe.

Uwielbiam dodatki. Mam bardzo dużo kolczyków i tylko trzy dziurki. Kiedyś lubiłam wszelkiego rodzaju brazoletki i rzemyczki.

Buty? Czuję ostatnio pociąg do butów na obcasiku-co oznacza, że do tej pory za nimi nie przepadałam. W tym roku wyrzuciłam trampki i glany. Już nie przepadam za sportowym obuwiem. Posiadam dwie pary balerinek-pierwszy raz moda wciągnęła mnie tak bardzo. Latem koniecznie muszą być sandały.

Jesienią od dobrych 4 lat zamiast kórtki noszę granatowy zamszowy żakiecik. Bardzo go lubię-jest taki męciutki. Jeszcze chusty, apaszki, paski.

z drugiej strony odkrywam w sobie minimalizm w stosunku do ilości posiadanych rzeczy. Robi się ciekawie...

Chyba się zmieniam. Chociażby to, że wolę już torebki nad plecakami. Wydaje mi się, że ubranie tak jak słownictwo, którym się człowiek posługuje, świadczy o nim i go opisuje. Może jeszcze gesty odgrywają duże znaczenia...A mówią, że prawdę o człowieku można wyczytać z jego oczu.
26 lipca 2007   Komentarze (14)
moje  

Rezygnuję.

Bardzo długo o tym myślałam. To trwało już dobrych kilka lat. Czy dokładnie te trzy? Nie wiem. Trudno mi powiedzieć.

Ten strach, że mi coś się nie uda, że będę gorsza niż zakładam, że jestem, że nie będę taka jak o sobie myślę paraliżował to, co chciałam robić. Może nie do końca paraliżował, ale nie byłam całą sobą w tym, co robiłam. Nie liczyła się chwila obecna, tylko myślenie o przeszłości bądź przyszłości. Bałam się cokolwiek zrobić mocniej, żeby nie musieć tego zbierać.

Stanęłam dziś z sobą twarzą w twarz. Pytanie od B.NieTeraz-Czy Ty lubisz siebie? Lubisz swoje życie? Myślałam, myślałam.

Jego szczere pytanie-dlaczego chciałaś studiować psychologię? Miałaś aż takie problemy? Moja odpowiedź-chcialam móc poukładać zachowania ludzi. Myślałam, że to jak w fizyce, którą kiedyś tak bardzo lubiłam. Rok po tamtej rekrutacji wiem, że czułabym śię źle na tamtym kerunku. Nie mogłabym pracować z ludźmi. Kozetki to nie dla mnie. Czułabym się źle, gdybym nie mogła pomóc, bezradna jakby to dotyczyło mnie samej. Jeśli chodzi o moje problemy od dawna rozumiem, który mój nastrój, które zachowanie z czego wynika. Teraz zaczyna mi przeszkadzać to, co czasami mogę powiedzieć. Chcę być lepsza. Może ten koszyk użytych przeze mnie słów brzmi zbyt idealistycznie-chcę spróbować.

Tak samo jak mój kierunek studiów nie wydaje mi się wymarzonym-okazałam się słabsza, nie będę studiować żadnej z zachodnich filologii tylko jeszcze jedną wschodnią, ale może ten rok do czegoś mnie doprowadzi, może zdarzy się coś, że będę się cieszyć, że robię tę, a nie inną rzecz. W rozmowie telefonicznej z Mamą usłyszałam: Bądź dobra, w tym co robisz. To dziwne, zawsze odradzała mi te kierunki.

Wiem, są wakacje, ale czuję, że gdzieś w głębi nawet podświadomie analizuję poprzedni rok. Wszystko dlatego, że za kilkanaście dni skończę dwadzieścia lat. Wszystko dlatego, że myślałam, że dwudziestoletnia kobieta jest trochę inna niż ja. A co mi szkodzi spróbować.

25 lipca 2007   Komentarze (10)
moje  

Kurs.

Jakoś tak się złożyło, nie nie przez przypadek-zaistniały okoliczności, które nadają życiu sens, w każdym bądź razie, tuż po moim morskim pobycie, wzięłam udział w żeglarskim kursie p.t. "Kurs na miłość". Zaczął się w niedzielę w której po przespaniu w nocy dwóch godzin w bardzo napiętym planie dnia, w każdych chwilach przerwy zaliczałam senne jak to ja nazywałam "zgony za zgonami". W pewien sposób ziściło się moje marzenie-kiedy spałam robiono mi zdjęcia. Okazało się, że mam pełną świadomość moich pozycji sennych. Próbuję to sobie wszystko poukładać. Zacznę pisać rzeczy w kolejności dla mnie najważniejszych. Są takie rozmowy, które uskrzydlają, dają radość życia. Pobyt w naszej przystani zaowocował kilkoma takimi. Najważniejszą była rozmowa z b. NieTeraz. Bardzo czekałam na jego przyjazd. To była niesamowita radość go zobaczyć. Człowiek ten posiada charakter i sposób mówienia, który mnie zadziwia. Dziwnie się czułam idąc jakąś chwilę po prostu za nim, mimo mojego ponad 1,7m czułam się taka malutka. Usiedliśmy sobie na betonie pod murkiem i zaczęliśmy rozmawiać. To dziwne, ale w naszych pytaniach o własną teraźniejszość i przyłość wyczuwałam troskę. Zapytał mnie czy cieszysz się swoim życiem. Odpowiedziałam, że zalezy. Mówił do mnie jakby się zastanawiał jakich słów użyć. Nazwał mnie człowiekiem w drodze. Wymienialiśmy się opisami posiadanych blizn. W niezauważony sposób minęło ponad dwie godziny. Jeszcze byla druga rozmowa, która tylko utwierdziła moje poglady(?) zastrzeżenia względem siebie. Cały trik polega na tym, że lubię znaczy muszę się przed kimś zobowiązywać, że to i to w sobie naprawię. Wtedy szybciej się wywiązuję z obietnic. Oprócz tego wieczory spędzone na rozmowach z Przyjaciółką. Takich naprawdę poważnych i głębokich. Uświadamianie sobie nawzajem i doświadczanie, że dobrze jest kogoś mieć. Choćby żeby mieć kogo słuchać. Wracając do samego kursu.
Kurs na miłość poznać musisz. Lata Twoje przemijają.

Zakochanie. Coś, czego każdy doświadczył. Zależy od wieku od stopnia zaawansowania i odwzajemnienia. Buduje miłość albo niszczy uczucia. Rozmawialiśmy i nam wmawiano. Trzeba dobrze przeżyć i czasami choć na chwilęzdjąć klapki z oczu.

Narzeczeństwo. pierwszy poziom teoretyzowania. Okres budowania Miłości z tym właśnie człowiekiem. Poznawania jego sposobu myślenia, zwyczajów rodzinnych, próba zapewnienia sobie nawzajem stabilności na później, choćby prezed podjęcie pracy mającej zapewnić przyszły wynajem mieszkania. Okres, kiedy już po opadnięciu trochę uczuć, nalezy zbadać poziom szacunku i zaufania.

Małżeństwo. Trójkąt oświęcony obecnością Boga-statystycznie rzadsza myśl o rozwodach, pozostaje słowo dane drugiemu człowiekowi w obliczu Najwyższego.

Rodzicielstwo. Najtrudniejsze. Bardzo trudno zrozumieć człowieka jeszcze nieuksztaltowanego, ktory sam siebie nie rozumie.

Wieczorem koncerty. Wnioski: reggae powinno się moim zdaniem słuchać przy ognisku, Raz Dwa Trzy nie powinno mieć koncertów, bo wtedy niektórym robi się smutno. Ten zespół dobrze jest słuchać w samotności. Niektórzy wokaliści, mimo że się ich wywołuje aż do zdarcia gardła nie wychodzą na scenę na więcej niż jedną piosenkę. Poznałam przeóbkę Nirvany lepszą od oryginału.

O mnie: Aby się umyć potrafię wstać o 5 rano. W dodatku umyć się zmną wodą. Teraz w dalszym ciągu biorę zimny prysznic. Odzwyczaiłam się od picia kawy. Mój organizm jeszcze nie. Układam bałagan we mnie. Spotkało mnie niepowodzenie. Mój plan na życie jest w stanie conajmniej zawieszenia. Nie mam awaryjnego. Na razie po prostu zaufałam.

M. w Hiszp. Nie myślałam, że odległość, że nie widzenie czyjejś twarzy wypowiadającej te, a nie inne słowa może tyle zmienić. Ciągle się zastanawiam, mam wątpliwości, które za wszelką cenę staram się nie przesłać za granicę. Jeśli chodzi o jego wyjazd moim zdaniem był to najgorszy okres z możliwych. Być może będzie trwał aż do przyszłego roku i dłużej.

Co jest w życiu ważne? Jak nie uciekać?

Spowiedź na zielonej trawce.

23 lipca 2007   Komentarze (10)
moje  

Początek wakacji. Z nową drogą.

Morze. Nie było pogody, ale jej brak był najlepszym doswiadczeniem przyrody w moim życiu. Trudno to opisać. Tę długą jazdę pociągiem z pięcioma torbami-jedną będącą największym rozmiarem torby podróznej, trzeba plecakami i jedną torebką. Moje próby wsiadania do pociągu wyglądają bardzo komicznie. Mogę powiedzieć, że wiele się zmieniło. Mama i ja. Byłyśmy razem w knajpkach. To niesamowite doświadczenie, kiedy kelner powiedział do nas: "Dziewczyny podać coś jeszcze?" Mój Bratek i ja. Na początku wielka złość, że mój ukochany złotowłosy niegdyś słodki Braciszek stał się wredniakiem. Później odnaleźliśmy drogę do siebie, jednak czuję, że nie wszystko jest jak ma być. Mówi już wiele, ale moje imię ciągle w jego ustach brzmi" Ja!". Lubiłam przychodzić nad morze. Mimo zimna przejść się plazą, dotknąć ręką fali. Uspokoić się. Ciągle mam w sobie cząstkę tego spokoju. Może pokory-że morze-taki żywioł może być zarazem łagodne jak człowiek. Przypominają mi się smsy przesiąknięte zdziwieniem morza wysyłane bliskim mi ludziom. Potrzebuję czasu dla siebie. Ale wiem już jak go wykorzystać. Przeżyłam także jeszcze jedno niesamowite doświadczenie, ale najpierw musi ono zagnieździć się w mojej głowie. Swoją drogą, jeżdżac pkpowskimi ciuchciami poznawałam historie życia osób do tej pory mi nie znanych. Czy pociąg noc i drugi człowiek to naprawdę otwierające usta doświadczenie? Długo się zastanawiałam dlaczego to było mówione akurat mi. Teraz jestem u przyjaciółki. Będę u niej mieszkać tydzień. W sumie spędzimy razem miesiąc. Nosem czuję, że będą to jedyne takie wakacje. Dziś, po obiedzie, zapytałam się jej: "Czy wyobrazałaś sobie tego dnia, kiedy usiadłaś ze mną w jednej ławce w lo, że będzie to tak wyglądać?" Dobrze się czuję odkrywając drugiego człowieka.
22 lipca 2007   Komentarze (7)
bratek  

Wakacje.

Wakacje.

Rzeczy oddane do depozytu, te ważniejsze wożę ze sobą. Z namiotem i śpiworem. Na całe wakacje jakoś bezokreślonego miejsca zamieszkania.

Bez komputera jak bez ręki.

Sesja zaliczona jeszcze wczoraj. Zdałam, zdałam, zdałam! Szczęściara, znając pelną odpowiedź tylko na jedno pytanie z trzech, resztę coś nadrabiałam-dostałam4! I usłyszałam, że stać mnie na więcej. Miło, że wyrobiłam sobie taką opinię w jeden rok. Od dziś oficjalnie ubiegam się o przyjęcie mnie na studia. Od lipca jeszcze dam podanie na dwa kierunki.

Muszę nauczyć się wykorzystywać czas. Potem będę żałować.

Taki jest cel moich wakacji.

Słonecznego lata, Wam, Kochani! Będzie mi Was brakowało.

28 czerwca 2007   Komentarze (9)

Niestatyczność

Niekiedy są notki, które dojrzewają. Które trudno wypowiedzieć innym, o których nie ma się pewności co do stanu ich współodczuwania lub doświadczenia tego samego.

Chyba dojrzała. Jak wiśnia na drzewie odbija promienie słoneczne, jest ciemno-jasne wspomnienie.

Pamiętam, kiedyś, może przy innej muzyce, na pewno w półmroku, przy tym że monitorze i otwartym oknie przeszła mi przez głowę myśl, że ja jednak lubię stałość, że jest bardziej pewna, że jest "moja". Co prawda raz w życiu zdarzyła mi się niestabilność, totalne "spierdolenie" z miejsca, które się oswoiło, cichaczem. Ze strachu, z nierozumienia. Nie zmieniły się tylko moje ulubione ciuchy. Wszystko, wszystko inne co tylko sobie człowiek może wyobrazić jak w jakimś śnie odeszło, zamieniło się. Moje dwie rzeczywistości.

Nie wiem czy wybrałam właściwą drogę, bo sparzeniu się na ludziach nie mających w życiu jakichś fiksów, w pewien sposób zamknęłam się w sobie. W moim ukochanym pokoju i w wierszach romantyków. Najbardziej lubiłam Norwida, potem Rilkiego. Potem czytałam znowu Norwida, potem Marqueza, potem sama zaczęłam pisać.

Przestałam na dobre, kiedy Ciocia czytając moje pisanie płakała.

Kiedy ułożyłam siebie, jakoś w miarę dobrze-mówi się o mnie, że mam kręgosłup fizyczny i moralny całkiem dobry. Co do fizycznego jego stanu jestem pewna.

W każdym bądź razie wszystko było w miarę ułożone dopóki rodzice się nie wyprowadzili. Był to dla mnie...Ale wtedy mój świat zewnętrzny był już ułożony. Znałam S.-liczymy się dla siebie i kilka innych osób na których można było polegać.

Potem polubiłam wyjazdy. Najlepiej niespodziewane. Bardzo szybko się pakuję, umiem zamiast jedzeniem sycić się widokami. Jestem jak kameleon-szybko się przystosowuję kiedy chcę, szybko się wyróżniam kiedy chcę.

Nigdy nie byłam tak nie do złapania jak w tym roku.

Tak naprawdę, myślę, że wynika to ze strachu. Że trzeba wreszcie bardziej dojrzeć. Ale do czego? Do życia? Żyję. Do przyjaźni-jest. Do wiary-obecna. Do miłości-odczuwalna.

Dojrzanie wymaga chyba akceptowania reguł, podporządkowania się. Więc jestem jak wiatr.

Piszę o tym...chyba dlatego, że o ile coś się nie zmieni, nie przewróci się do góry nogami-spędzę z rodzicami 2 tygodnie na neutralnym terenie. Może się odnajdziemy?

Piszę, bo w sobotę wyruszam w 14godzinną podróż, właściwie to ponad 14. znowu w Polskę, przez całą Polskę, ukoi mnie pociag albo ukołysze.

Gdyby właśnie to, co mi się wydaje było najwłaściwszą wersją moich wakacji, to w podróży spędzę tak podsumowując wszystko około 3-4 dób.

Gdyby znowu warunek taki jak wcześniej, to i od października rozpocznę odwiedzanie mmiejsc, które mnie wołają.

Chyba jestem człowiekiem, który nie boi się samotności. Nie boi się ludzi, za wyjątkiem tych, którym źle z oczu patrzy.

25 czerwca 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Oddałam wszystkim co ich.

Targi staroci w Krakowie, podobno dosyć kultowe miejsce, ja dwa razy w tym roku. Rozczarowałam się. Zbyt wysoko się mają, choć może gdyby się przeszło popołudniu, to kto wie. Tu i ówdzie się słyszało, że będę w Byt. a więc prawdą jest, że nasze-moje targi są coraz lepsze. Ciekawe jak to jest objeżdżać Polskę z klamotami.

Potem u ka. na mszy. Czuje się już wakacje, wziąwszy choćby pod uwagę liczbę ka. uczestniczących w niej oraz ilość wolnego miejsca na kościółku. Bo kościółek jest bardzo fajny, ma przyciemnione obrazy, białe ściany, żadnego przepychu.

Potem Galeria. Wszędzie jakieś promocje, więc się skusiłam...na oglądanie. Tak naprawdę mocno się zdziwiłam ubóstwem saturna-z odtwarzaczy cd/mp3 tylko jeden, reszta malutkie przenośne urządzenia. A co jeśli ktoś odłacza sie od komputera?

W Albercie zaskoczenie-klimat jak w muzeum. Brak ludzi, spokojna refleksyjna muzyka. Dodatkowo odkryłam przepyszny smak-jogurt pitny pomarańcza i melisa. Coś niesamowitego.

Kra. o poranku jest bardzo piękny. Bo wyludniony.

kończy mi się rok pobytu w kra. a ja ani razu nie wybrałam się na zwiedzanie. Kto by pomyślał. Ja.

24 czerwca 2007   Komentarze (9)

Bez tytułu

Po zdanym bardzo przyzwoicie egzaminie odczuwałam potrzebę zrobienia czegoś ze sobą. Dom na wsi stał pusty, w nim namiot potrzebny mi gdzieś w połowie lipca, godzinka czasu od wpadnięcia do głowy pomysłu, po sprawdzeniu połączeń M. na dworcu, tym razem, niestety PKS. Bo choć widoki zachwycały, przepięknie wygląda nawet zatłoczony Kra. co dopiero mówić o pagórkach i chmurkach. Jednak przystanki rozczarowywały, gdyż zrozumiałam dlaczego autobus jedzie tak długo jak osobówka-na każdym przystanku stoi parenaście głębszych minut. Nigdzie mi się w sumie nie śpieszyło, więc zniosłam. Świeciło pięknie słonce.

W Czwie przesiadka, wcześniej 11 minutowe zakupy pożywienia, jechałam dalej,później zapierniczałam te parę kilometrów dzielących wieś właściwą od tej przystankowej. Musiałam przełazić przez bramę, a nie jest to wcale przyjemne, kiedy ma się na plecach oczywiście plecak. Wreszcie, poraz pierwszy poczułam się całkiem swojsko. Bo ten dom nigdy nie był mój, ale tym razem jak go otwierałam, szukałam gdzie zapala się światło, gdzie jest kurek od wody i gazu. Ja go oswajałam. Potem zjadłam truskawki z krzaczka. Obejrzałam Bonda, jakiś leciał, a było mi szkoda od parunastu miesięcy mieć telewizor na własność i nic z tym nie zrobić. Bo ja nie oglądam telewizji i raczej nie czytam gazet. Już bardziej czasopisma w pociągach. Wstałam przed wschodem słońca, przed tym że jego działaniem zamknęłam drzwi i wyruszylam w drogę. Muszę przyznać, że rano słoneczko bardzo syzbciutko chodzi sobie po nieboskłonie. Poszłam drogą przejezdżalną, na wypadek, gdyby ktoś chciał mnie wziąć stopem. I chciał pewien pan w wieku trochę poza średnim, choć chyba wiedział, że mało mi już zostało.

Od 5.27 czekało mnie najgorsze rozczarowanie tego dnia. Autobus jechał wolniej niż słońce, raczej w tempie rowerowym, gdyż 114 km przejechaliśmy w 3 ggodziny i 20 minut. Byłam krwią zalana ze 3 razy. Spóźniłam się "tylko" 1,5 godziny.

Zaawne, pierwszy raz piłam poranną kawę u Ikstera. A kanapka zjedzona u niego dłuższy czas była moim jedynym pokarmem. Było tak jak kiedyś, zapamiętywałam co mówił, żeby o tym pomyśleć.

Potem odwiedziłam K. Czasami myślę, że ona subskrybuje mi wiersze, albo że podsyła myśli, które chcę znaleźć.

Moje miasto, jednak moje, bo okazało się, że istnieją ludzie, którzy mnie z nim wiążą.

W Kat. wolałam już nie ryzykować Pks i pojechałam ulubionym pociagiem z czerwonymi siedzeniami, zachowując się tam jak u siebie w domu, zdjęłam buy, zjadłam drożdżówki, zamknęłam przedział. Odetchnęłam.

Burza, której się bałam zastała mnie dopiero podczas powrotu z wieczornej pocałorocznej agapy, a ciasteczka, które tam dostałam okazały się wyśmienitym śniadaniem.

W śro. kolejny egzamin, a po nim zwiedzanie Kra. Niech będzie.

Oprócz tego, kiedy sobie szłam polną dróżką, zauważyłam bociana w gnieździe, on coś poklekotał, zrobiłam mu zdjęcie  i jeszcze takie, w którym wylatuje z gniazda, dopiero później to zobaczyłam-czy każde opuszczenie gniazda musi być na początku upadkiem?

22 czerwca 2007   Komentarze (10)

"Po każdym kieliszku jesteśmy coraz lepsi"...

Niesiesz mnie
po schodach
prosto na księżyc
Małgorzata Hillar

W jednej historii życia przeczytane zdanie, że spędzili noc ze sobą jak brat i siostra. I rosnąca ciekawość o nas.

Potrzebowałam wtedy wsparcia, jego ramienia, jego ręki. Wszystko wiedział, kawiarnia-szafa, spacer nad Wis., nocny powrót do aka., takie trochę przerażenie, pierwszy wspólny poranek. Czasami budzę się, pytam czy śpi. Sprawdzam czy jest. Akceptuję to, że jest. Właśnie taki, ma większość cech, które jeszcze w dzieciństwie zakładałam, że powinien mieć mężczyzna, a których oni nie mieli.

Staje się coraz bliższy, coraz bardziej niezbędny, troszkę już poznany. Tak naprawdę, fakty z jego charakteru, zachowania, zaczęłam kojarzyć, kiedy zrozumiałam, że mężczyźni są trochę jak dzieci, że trzeba z nim dzielić pasje, że mówią troszkę mniej, dlatego warto nie przegapiać okazji.

Kiedy leży obok lubię patrzeć na niego jak na człowieka, jak na męską wersję cudu stworzenia.

19 czerwca 2007   Komentarze (5)

Ojcowie a Tatuś.

Nie chciałabym mieszkać poza akademikiem. Chociażby dlatego, że jeśli jest, to w każdej chwili można kogoś odwiedzić.
Był chyba troszkę niższy ode mnie, w rozpiętej szerokiej koszulki z podwiniętymi rękawami, spodnie miał cienkie, długie, materiałowe, skórzane sandały, włosy czarne związane w kucyk.

Pomyślałam, że jest w moim wieku. Okazał się odpowiedzialnym ojcem 4 letniego synka, mężem, studentem 4 roku. Nabrałam do niego podziwu, kiedy powiedział, że po tym, jak żona rok siedziała z dzieckiem i wróciła na studia, on w następnym wziął dziekankę, żeby spędzać czas z synem.

Jak dobrze, że rola ojca w wychowaniu dziecka się zmienia.

Ostatnio myślę o moim ojcu. Nawet przed tamtym zdarzeniem. Patrzę na świat w chwilach stanowczości jego twardym wzrokiem. Interesuje mnie jaki jest, skąd pochodzi jego rodzina, co myślał, jak zobaczył moją Mamę.

Jego bardzo subiektywne dlaczego, którym mnie raczył poczęstować już mnie nie pociąga, nigdy nie pociągało. Jak on to powiedział, że prawdy obiektywnej nie ma. Stał się taki czy od zawsze był?

Nie mam szans. Jestem jego wrogiem. Jego zdolniejsze i wytrwalsze , obiektywnie patrząc, dziecko. Czasami, jeszcze kiedy raz na jakiś czas widzieliśmy się, było właśnie widać, że żałuje, że to ja mam taki charakter a nie jego syn, że to ja uczę się właśnie w tej szkole. No cóż, jest się takim, jakie środowisko, które Cię wychowało.

Może przemawia przeze mnie cynizm, może po prostu żal.
Chciałam z nim rozmowy jak człowiek z człowiekiem.

Muszę wziąć rzeczy w łapy i bardziej się skupić.

Dobrze jest wierzyć. W ten sposób mam nie tylko ojca, ale i Tatusia.

16 czerwca 2007   Komentarze (7)

Ciągłe zmiany. Mam Holendra. Lata siłą...

Zawsze w ruchu i ciągłe zmiany.
Właśnie nabyłam trzeci w tym roku rower. Poprzedniego pozbywam się jutro-finalizacja transakcji. Chwilowo mam dwie gitary-na żadnej nie umiem grać. Wakacje są długie. Część rzeczy oddana do depozytu. Mam jeszcze lodówkę. Klarują się plany na wakacje.
Gitara była D. Wiem, że bardzo ją lubił. Wyjeżdża do Stanów na rok. Oddał mi część swoich książek. Jak nie wróci-moje. Chcę, żeby wrócił. D. jest moim byłym współlokatorem. Bardzo porządny chłopak. Mężczyzna. Bo starszy. "A teraz idziemy wódkę pić". Zalega zbyt długo w szafie, to wyrzucać nie będę. W Plusie była promocja soków. Tym razem dobre . Jeszcze przydałoby się pierwszy raz dziś coś zjeść. Zabawne, organizm się przyzwyczaja.

Dwa tygodnie temu na uczelni zostawiłam kurtkę dżinsową-dziś sobie przypomniałam, padał deszcz, koszulka na ramiączkach. Poznałam wykładowcę o bardzo ciepłym głosie.

Rower kupowałam aż w Hucie. Siłacz jestem, ale nie taki, autobus zaczął mi uciekać, więc goniłam go trzy przystanki, na nowym rowerze jeszcze bez jego wyczucia. Udało się. A właśnie, jeszcze wyjechałam na drogę tuż-tuż przed traktorem. Mrówki po ciele mi przeszły na widok jego "łyżeczki" widzianej kiedy pozwalałam się wyprzedzić.

14 czerwca 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Przy wpisywaniu zaliczenia chwilę z nami rozmawiała. I tak ja usłyszałam, że stale szukam czegoś nowego i że to znajduję. I że trudno mnie utrzymać w miejscu, bo nawet myślami ulatuję.

A myślami ciągle jestem przy niedawnej rozmowie. Bardzo go lubię, jest jedyny w sowim rodzaju, trzeba mu to przyznać, ufam nawet gdy prowadzi samochód. Bo on właśnie jest tym drugim, co mu pozwalam się krytykować(?) może po prostu inaczej popatrzeć. Numerki na karteczce, zwiedzanie pokoju, tytułów książek. Opowiadał o sobie. Może miał rację? Czas pokaże.

My z M. też rozmawialiśmy. Czy pociąg będzie mi się kojarzył teraz właśnie z tą rozmową? Dlaczego wtedy? Ja zaczęłam. Lubię jednak wiedzieć. Szczerze mówiąc, to po prostu się w tym nie zgadzamy. I to dwa bieguny. Chyba pierwsza taka rzecz.

Nie, i tak nie chcę, żeby był na mój obraz.

Zmiany stanowisk? Do kompromisu chyba uda się dojść.

M. wyjeżdża do Hisz. Może tylko na wakacje, może na dłużej. Nauczyłam się mu kibicować. Bo i sama chętnie pojechałabym.

13 czerwca 2007   Komentarze (3)

Kolejne małe sprawozdanie z podróży.

Wróciłam. Lubię zaczynać tak notki. I niejedna ma właśnie takim swoje pierwsze zdanie. Tym razem mogę napisać, że wróciliśmy. A więc inaczej.

Małe sprostowanie odnośnie autostopu-tylko raz jechałam sama. Zawsze jeżdżę z moim M., a więc wierzę, że jestem bezpieczna. Jeśli chodzi o jakiś strach-boję się wypadku,który mógłby się przytrafić.

W Kra. mieliśmy dużo szczęścia. Pomijając fakt, że o 4. rano zmywałam jeszcze naczynia. Po 8. wylądowaliśmy na podrzeszowskiej stacji i podziwialiśmy ją przez godzinę. Następną godzinę spędziliśmy na obwodnicy Rzeszowa. Potem trafiliśmy do jarosławskiego centrum-niesamowite architektonicznie, potem na jedną z ulic Przemyśla. W Przemyślu szukaliśmy Biedronki, ale odłożyliśmy ją na granicę. Do granicy busikiem-takim za 2 zł. Ostatnie telefony i jesteśmy już na przejściu. Granica pusta-jesteśmy już po ukraińskiej stronie. A że było strasznie ciepło, to musiałam schowana za kurtką M. zmienić koszulkę. Ponieważ nie obowiązuje zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych w busiku do Lwowa pijemy piwo. Smakuje. Wieczór miał być spędzony we Lwowie-tego miasta nigdy dosyć, ale jednak z powodu tego, że akurat trafiliśmy w czas odjazdu pociągu-jedziemy. Robię to, co najbardziej lubię podczas jazdy pociągiem-śpię. Na wygodnym oparciu, oczywiście.

Najbardziej podobał mi się Zbaraż. Z tego powodu, że zaspaliśmy, pojechaliśmy taksówką-starą ładą, wyposażoną w nowy sprzęd elektroniczny i bardzo miękie i przyjemne w dotyku siedzenia. Zamek jako całość składa się z murów obronnych-wspięliśmy się na nie, żeby wyjść tylnym wyjściem, samego zamku z XVII wieku, pełniącego rolę muzeum. Kiedy weszliśmy na piętro tegoż muzeum, w powietrzu unosił się zapach kawy. Jedno z moich marzeń-wypić kawę w zamku. Mogą być nawet ruiny. Tylko kawa w małej filiżance... Następnie zeszliśmy do lochów. Lochy były nasze. Kanały i przejścia.

Jednego dnoia płynęliśmy nawet takim Titanikiem- kłęby dumy podczas startu podsuwały właśnie takie skojarzenia.

Boże Ciało było przesunięte na niedzielę, więc kiedy byliśmy już z powrotem we Lwowie, cho chwila uczestniczyliśmy w jakiejś procesji-nawet w tej katedralnej. Na obiad trafiliśmy do baru, który okazał się restauracją. Bardzo przyjemnie tam było,a potem z powrotem na busa do granicy. Przed granicą jeszcze skupowanie towarów do mrówkowania-dodatkowa forska zawsze się przyda.

Żeby było śmieszniej w drodze powrotnej znowu utknęliśmy w Rzeszowie. W Kra. o 2 w nocy i totalny brak siły na dojście do aka.

M. niósł mnie na rękach. Polubiłam go budzić i mówić mu dobranoc. Czekać aż przygotuje śniadanie, puszczać go na wyprawy w miasto, a kiedy szliśmy gdzieś razem, napoleońskim gestem pokażywać, że skręcamy. Pytać się, czy mu smakuje. Pić z nim piwo, prawie moczyć nogi w jeziorze, siedzieć na ławce, wracać późno.

Powrót do nauki. Aż się nie wierzy, że to ostani tydzień pierwszego roku.

12 czerwca 2007   Komentarze (7)

Bez tytułu

Skąd mam wiedzieć ile mam lat
Zaciąłem się w palec krojąc chleb
Dzieląc go między siebie
A wypływającą kroplę krwi

Kiedy jest mi smutno najpierw odchodzę od wszystkiego. Smutno mi z reguły z powodo gniewu wynikającego z bezsilności. Kiedy coś mi się nie uda reaguję jak dziecko-uboższym słownictwem, potokiem słówm, potem idę w siebie, w myślenie aż do zrozumienie dlaczego. Potem działanie naprawiające. Bywa, że nie rozumiem. Trwa to długo, zapominam o jedzeniu, wikłam się w obowiązki, czasami w ludzi. Organizm wytrwale mi towarzyszy, kiedy jest już dobrze-daje o sobie znać,wołając o odpoczynek. Tak jak właśnie napisała indywidualistka-muszę wygoić rany.
Może wypadałoby zmienić podejści, swój stosunek do tamtego. Nie umiem, nie rozumiem.
Potem, w tym biegu, zauważam braki-Boga i dobrej książki albo wierszy. Czasami udaję, że sama umiem.

Tym razem było trochę inaczej. Takim wielkim zmieniaczem była dla mnie tamta pociągowa podróż przez Polskę i dziecięcy zachwyt( na pytanie: jak podróż, do tej pory nie udzieliłam odpowiedzi). Potem zrobiło mi się lżej, a i nauki było dużo.

A wczoraj...wczoraj miałam święto i S. miała urodziny i mieliśmy także ze znajomym Kapturowcem powody do świętowania jeszcze dwa. To była uczta. Pyszne lody, niby zgadywanie cukierków, uśmiechy, beztroska i dużo-dużo-dużo zdjęć. A i moje nowe ulubione z tego dnia pochodzi.

Teraz czekam tylko środy. W środy jedziemy. Niech Aniołki czuwają. "Autostop, autostop...

Za oknem pada. Rano też było pochmurnie, co dało powód do leniuchowania. Tylko ptasie mleczko już zjedzone i...marchewka też.

03 czerwca 2007   Komentarze (14)

Bez tytułu

Rzucić to wszystko, schłopieć,
otoczyć się lasem, czerpać wodę z jeziora,
odejść od tysiąca zużytych słów,
przez które sens wylatuje jak przez dziurawe rzeszoto,
wyszukać miejsce dziewicze o urzekających porankach,
zamknąć się w białej celi, odnaleźć siebie
albo zgubić siebie skazując się być może
na godziny obezwładniającej klasztornej acedii.
Tożsamość? Kpij sobie z tego.
Patrząc wstecz, wspominając swoje przeświadczenia i przypadki,
powiedz sam - jak tu można mówić o tożsamości.
J.Hartwig

Wczoraj miałam wypadek, w mój rower wjechał rowerzysta. Nogi bolały, rana puchła, woda utleniona prawie nie piekła. Płakałam w duchu ze strachu. Zadzwoniłam do Mamy, w słuchawce usłyszałam radosny głos Bratka, wykrzykującego mojej( w jego mniemaniu imię) "Ja! Ja!" Nie było nic piękniejszego, śmiałam się od ucha do ucha. Wieczorem napisał M. Zakwalifikował się na erasmusa-nie wiedziałam czy płakać. Zadzwonił Ten od Spędzania Czasu, rzuciłam naukę, poszłam. Ze zdziwieniem, z uśmiechem. Siedzieliśmy na ławce,s zwędaliśmy się, rozmawialiśmy. To właśnie do końcowej fazy rozmowy odsnosi się ten wiersz.

Co z moim Bogiem we mnie? Wiem, że jest.

Spałam, nie spałam, śniłam. Dziś też był dzień.
Cieszyłam się na białą kartkę. Dziś, od nowa.

01 czerwca 2007   Komentarze (13)

Bez tytułu

No i właśnie mam. W wyniku cięć budżetowych-ten miesiac pod względem wydatków to nawet luty pobił-w każdym bądź razie kupiłam kawę, nie z biedronki, ale z plusa. Pierwszy łyk poranny, przeczucie błogości zostaje zakłucone wykrzyknieniem: Jak, kurna, syf!

Bo generalnie to jest właśnie tak, jak zauważam. Nie masz forsy na normalne produkty, to kupujesz subprodukty, w nadziei, że smakiem niewiele będą odliczały się od tych normalnych. Kiedy się rozczarujesz, czujesz się głupszy i naiwniejszy jak zwykle i dodatkowo jesteś podwójnie w plecy. Dodatkowo, nawet te normalnie brane za dobre produkty, nie zawsze takimi się okazują.

Tak samo jak lekarze. Ja nic nie mam do ich strajków, tylko że nie pamiętam kiedy trafiłam na dobrego lekarza. Więc generalnie mam to szczęście, że mało choruję. Niemniej jednak, dziś skróciłam swój sen-tabletki się skończyły. Trzeba przyjść półgodziny wczeniej conajmniej, to się może do tego lekarza trafi. I przyszłam. i Co? I nie ma już miejsc. Niech Pani przyjedzie w poniedziałek rano. Pewnie się zamelduje na miejscu godzinę przed przybyciem lekarza. Paranoja, obiektywnie patrząc. Wracam, wiec do tej nieszczęsnej kawy. Mleko, na szczęście, niby krowie jest. Ah, takiego prawdziwego to się napiła. I malinę...tak z krzaczka...Mieszczuch.

31 maja 2007   Komentarze (13)

M. w żywiole.

Pięknie się jedzie tą naszą Polską. Żadna ze mnie znawczyni przyrody, tlyko przy torach drzewa, zielone chwasty, uliczki, życie. Najbardziej uporządkowane jest jednak województwo opolskie, najgorsze dworce są na Śląsku, najbardziej łyse perone w małopolskim. Zbliżamy się do Wrocławia. Byłam w nim trzy razy: kolonie(panorama, zoo), raz na dworcu(ubikacja była w remocnie) i raz stopem z M.( ławki, parki, kościoły, zdjęcia, bar mleczny). Nie mogłam się powtrzymać, żeby nie stanąć na chwilę na peronie. Dworzec wrocławski jest bardzo piękny, bo wysoki, taki specyficzny i bardzo przypominający lwowski. Padał deszcz. Na tym dworcu, a także w Poznaniu zamiast standartowego sygnału odjazduu "tydym" rozlega się jakiś inny.

Kiedy już siedzimy przy stole mówię o tym moim wyjściu we Wroc. i jeszcze w Pozn. A. mi na to: To Ty taki dzikus trochę jesteś." Więc się generalnie rzecz biorąc zmieszałam, ale okazało się, że to pozytywnie. A niech mnie.

Towarzyszeni burzą i przemiłym panem kierowcą PKSu dotarliśmy do W. Wreszcie mogłam na własne oczy zobaczyć to, czym od dawna zachwycał się L.Rozumiem. Dwa piękne jeziora, (ponoć jest więcej),ruchomy most nad jeziorem, lasy, pola, magnetyczna górka. Tylko...cisza zbyt duża. Całą sobotę na tamtejszym niebie pojawiały się przebłyski nie myśli, lecz błyskawic, ale były tak piękne i niesamowite, że chciało sie o nich myśleć.

W międzyczasie doszliśmy. Błądząc nieznacznie. Wieczorem pojawił się Administrator. Siedzieliśmy później dosyć do późna jak w swojskim gronie, tyle że prawie nikogo wcześniej nie znałam. Mówili coś o moich oczach.

Śpię na materacu w ulubionym czerwonym śpiworze z którego wystaje tlyko moja głowa. Piżamę kombinowałam naprędce, więc lepiej jej nie pokazywać. Najważniejsze jest miejsce spania, bo kiedy otwieram oczy albo wdycham powietrze, to wiedzę/czuę jezioro.Niesamowita sprawa.

Niedziela. Moim zdaniem to co inaczej stało sie tydzień temu. Było...hmmm jakby to powiedzieć. Zachować dla siebie. Swoją drogą, ostatnio podoba mi się odszukiwanie cech wyglądu rodzica w ich dzieciach. No i oczywiście patrzenie się na relacje rodzic-dziecko.

Bardzo szybko musieliśmy wyjechać. Aczkolwiek było przyjemnie, potem jechaliśmy autem na pociąg, bo się spóźniliśmy na autobus 5 min, a opadał deszcz, że nic nie było widać. Tylko jeszcze przed deszczem na polu widziałam sarenkę.

Na szczęście lub raczej na nieszczęście nasz pociąg jechał nad morze, ale my musieliśmy z niego wysiąść. I w ten oto sposób była w Krzyżu. Pierwsze pytanie do rpzechodnia: gdzie tu jest monopolowy? Nie pić, tylko jeść strasznie chciałam. A tam pustki.Z drogi powrotnej niewiele pamiętam. Spałam. W poniedziałek rano miałam być na kolokwium. Popołudniu spotykam i się tłumaczę: jechałam całą noc, a potem spałam, mogę napisać kolokwium w piątek? Oprócz tak usłyszłam, że jestem zakręcona. Kompletnie mi to nie przeszkadzało. Dziś, we wtorek jestem już zmęczona, ale z uśmiechem.

Wczoraj do pełni szczęścia zadzwoniłam do Babci, a dziś na łacinie Mama do mnie. Ona: Jesteś zaspana? Idziesz jeszcze spać? Ja: mam właśnie łacinę. Po 5 minutach wróciłam na zajęcia.

***
Gdyby się mnie zapytać, które moje działania lubię najbardziej. Odpowiedź okazałaby się dziwną. Intrygowanie ludzi Ufam, że mi się udaje.
Które działanie wokół mnie lubię najbardziej? Kiedy świat za oknem się rusza, a ja zamykając, otwierając oczy, słuchając muzyki, cyztając, po jakiejś chwili okazuję się w zupełnie innym miejscu.

Czasamichwile jak te mijają, i wtedy czuję się małą bardzo naiwną dziewczynką. Ale niekiedy mi to nie przeszkadza.

29 maja 2007   Komentarze (9)

Bez tytułu

Zostałam zaproszona do przyjazdu(zaproszenie było ładne, papierkowe), w związku z czym mogę wyjechać. Kto mnie w jakiś sposób zna, ten już przeczuwa moją ekscytację tym bardziej, że jadę w miejsce sobie nie znane. Jedyne co w jakiś sposób smuci, to fakt, że od morza będę ok. 2 godzin drogi, a fal nie dotknę. Za godzinę pociąg, wracam w poniedziałek.
26 maja 2007   Komentarze (8)

Zdania.

Coś mniej więcej tak. Zauważają, że się zmieniłam. Póki co ślizgam się po lodzie. Czekam na mejle, żeby potwierdzić sobie, że komuś na mnie zależy. A zapominam odpisywać. Ot tak, po ludzku. Rany zaczynają się goić. Na ręce nowa blizna, siniaki nabierają kolorów, dusza wybrała właściwy kierunek, czeka na reakcje z zewnątrz jej świata, od Tego. A dziś 4 błogosławieństwa od nowych. Wzruszyłam się. Ręce na głowie i wiara w moc. Jeszcze tylko trochę.
24 maja 2007   Komentarze (5)

Bez tytułu

Zawsze, kiedy coś przeżywam, moja intuicja działa ze zdwojoną siłą. Dzięki temu nic nie gubię i zawsze, nawet śpiąc całą drogę w autokarze czy pociągu potrafię wyjść na właściwej stacji. Tym razem też przeczucie mnie nie zawiodło, ale ja je chyba tak. Wczoraj wybrałam inną drogę powrotu do akademika rowerkiem, coś nosem czułam, w każdym bądź razie prawie by wjechało we mnie auto ja jechałam zgodnie z kierunkiem ruchu, a potem wjechała na mnie jakaś rowerzystka od siedmiu boleści. Mam trochę potłuczone bolące nogi.

Co do konkursu-nie było źle. Miałam 3 wiersze w języku rosyjskim-jednego nauczyłam się w ciągu przedkonkursowego wieczoru. Wiersze udały mi się strasznie smutne, jakoś tak samo wyszło...Komisja nazwała je później lirycznymi. Nie chcąc się strasznie denerwować, ale może i nie to było głównym powodem-w każdym bądź razie był, wspierał, mimo, że nic nie rozumiał. W nagrodę dostaliśmy jakieś książki-do wyboru. Wzięłam po okładce-piękny zielony kolor. Okazało się, że pamiętnik czytelnika.

Kraków...nie zawsze mam świadomość, że tu mieszkam, choć jak dziś powiedziałam, mogłabym już na zawsze.

O Cafe szafe jest nawet książka będąca zbiorem opowiadań. Wymarzyłam sobie, że siedzi się w szafie, a w środku stolik i krzesła mięciutkie. Była szafa, świeczka, stolik, ręcznie robiony obrus, tylko krzesła twarde, ale nie w tym rzecz. Bo czy można było robić coś bardziej niesamowitego niż zamknąć się w szafie na 2 godziny? Piękne, niesamowite, nasze. Potem Wisła chwilę przed północą. Czasami mimo istniejącego w jakimś stopniu bogactwa językowego, brakuje słów. Oprócz tego...Nie, nie spodziewałabym się tego wcześniej, ani że właśnie tak.

Zawsze, po tym, kiedy jest mi smutno i uczę się nie odzywać, trudno mi się wypowiadać. Tak i teraz. Choć szarpią mną naprzemian uczucia dobre, radosne,szczęśliwe, to z drugiej strony znajdują się te smutne, bolesne bardzo i ja balansuje między jednym brzegiem, a drugim. Tym razem z chęcią zadowoliłabym się środkiem.

nie chciałam, żeby wracał do siebie. cos sie zmienilo? zrastamy się?

23 maja 2007   Komentarze (7)

Bez tytułu

Więc generalnie to było tak.

Miejsce, w którym byłam pierwszy raz. Nie dlatego, że nie chciałam, tak naprawdę, to od 2 lat chciałam tam zamieszkać momentami, pewne prawa natury, przypadku, przeznaczenia, życia własnego, nieważne. Byłyśmy tam we dwie, weszłyśmy po drewnianych schodach, chłonęłam wszystko, co można było w tej sytuacji zapamiętać. Byłam bardzo szczęśliwa. To był w ogóle wyjątkowy dzień trochę dla mnie, bardziej dla bliskich mi osób. Że są tak bliscy wcześniej nie wiedziałam.

W każdym bądź razie byłyśmy tam. A ja zdałam sobie sprawę z własnej małości, z przyjaźni, zamyślałam się coraz bardziej, aż w końcu w tym pomieszczeniu, w którymbyć może już nigdy nie będę, w ciszy tych ksiąg i ich mądrości, stojąc twarzą do szafki rozryczałam się. Rzadko płaczę, jeśli już to na chwilę, tym razem było inaczej. S. była obok, a ja zaczęłam z siebie wyrzucać tą bezsilność i bezradność. Chyba nigdy pytanie dlaczego nie było tak ostre w moich ustach.

Płakałam, bo nie zareagowałam. Mogłam powiedzieć. Bałam się. Najbardziej, że zacznie krzyczeć, a w moich ustach zamiast słów pojawią się zagryzione wargi, a potem łzy. Bo gdyby to chodziło o mnie!

Nie mogłam wrócić do ludzi. Dziś okazało się, że dalej nie umiem. Szłam drogą i płakałam, potem spałam. Myślałam, że jakoś się to już tam w środku przeżarło.

Biorę udział w konkursie recytatorskim. Dziś była jakaś próba, miałam mówić ten wierszyk jakiś, nie czułam się sobą, nie czułam się dobrze, czułam się obco, czułam się nic nie warta.

Boże, mój Boże, szukam Ciebie.
To jedyne co umiem robić.

21 maja 2007   Komentarze (10)

Poniedziałek

Bo Ty się bardzo boisz. Nawet Tobie się to śni.Twierdzisz, że nie zniesiesz stabilności, bo Cię nudzi, bo jest spokojna, bo byłaby pokojem w Twojej wojnie. A przecież tego najbardziej pragniesz. No nie ukrywaj. Znamy się. Twoja podświadomość Cię wydała. Tylko nie wybieraj środków zastępczych, kiedy nie możesz sobie poradzić. Ich efekt jest zbyt krótkotrwały. Tylko się nie daj. Bądź silna. Tobie musi się udać. Wierzę w Ciebie. Jestem jednym z tych, którzy w Ciebie wierzą.

Nie, on nie tak do mnie mówił, ale właśnie to mi powiedział. Wyjątkowo dziwne, że znalazł tyle czasu na spędzenie go razem, przedszkolne rekacje, śmieszność, lekkość i powagę.

Choć tyle się wydarzyło w te 4 dni. Tylko o tym mogę napisać dziś. Te weselsze i przyjemniejsze życia wymagają przyklejenia się do mnie i stawanie się schodkiem w życiu, o tych innych nie umiem mówić. Próbując sobie poradzić z tym wybrałam jeden ze środków krótkoterminowych-zasnęłam na półdoby, i potem znowu. Pomogło? Jeszcze nie, ale mniej zmęcozna budzę się o poranku.

Tygodnie są coraz bardziej napięte. Należy sobie ze wszystkim radzić. Ostatni łyk kawy i prysznic.

21 maja 2007   Komentarze (3)

Bez tytułu

Uczę się wieczorami późnymi, zawsze do następnego dnia. Ze wstaniem? Słoneczko musi świecić, gołąbki ćwierkają. Dziś nie. One nie ćwierkają, tak gruchają, mieliśmy małe, takie kurczątka biedne maniutkie, a teraz opierzone, dużo i ...latające. 3 tygodnie różnicy. Tylko patrzą na mnie z byka te gołębie.

DO kolokwium z lektur się nie wyrobiłam. DOstałam pochwałę za szybkie nauczenie się 3 wierszyków. Bo ja będę je mówić stojąc po środku, jak mała dziewczynka, ale co tam.

Źle mi się myśli o tym, że rok studencki się już kończy, bo...wszystko trzeba przenieść i trzeba wiedzieć dokąd. Jak najszybciej się da jadę do Babci, a potem do K-miasta na dwóch brzegach rzeki. Ciekawe,. jakie jest?

Jutro mam maturę z historii. I szczerze nie widzę sensu przystępowania do niej, ale tak chcę już jechać pociągiem, że pojadę. Coś przeczytam o współczesnej Polsce, bo zatkanym nosem czuję, że to będzie. Wczoraj prawie zgubiłabym stówę na telefon, idę rozgadana, wcześniej mówiłam okombinowaniu pieniędzy, i szli za mną krzyczą, że coś wypadło, nawet się nie obróciłam, bo nie myślałam, że to do mnie. A w końcu...mówią, że 50 złotych, ja dziękuję, i mówię, że to 100 była. Ach dziwny dzień.

16 maja 2007   Komentarze (7)

Język

Można mnie nie lubić. Fakt. Przynajmniej wiadomo, że nigdy nie skłamię.

Zawsze mówię to, co myślę.

Najczęściej dodatkowo w skondensowanej formie.

Przynajmniej potem wiem, dlaczego się męczę.

Negocjatorem byłabym żadnym

14 maja 2007   Komentarze (8)

Bez tytułu

Gdzieś w gąszczy internetowej przeczytane miłe wyobrażenia z okresu dzieciństwa. I ja się przenoszę do tego wieczoru, kiedy patrząc na księżyć, zajęłam się jego opisywaniem. Dom był pusty. Pamiętam nadal to ciepło pustego domu. Lubię ten stan. Dom jest mną, a ja nim. To jak ubrać bluzkę z delikatnego, pachnącdgo, dopasowanego materiału. Mało jest rzeczy piękniejszych w dotyku (skóra mojego mężczyzny)...Czułam się wtedy taka dorosła. Poważna. Generalnie z reguły byłam poważna i "kumata" jeśli mi zależało.

Kiedy przestałam już być dorosłą? Gdy stając na palcach w windzie mogłam dosięgnąć owej magicznej "5". Generalnie, od zawsze mieszkam gdzieś w tych obszarach. A zresztą, zawsze mi mówili, że kiedyś będę chciała być dzieckiem.

Najmniej w moim życiu dorosłą czuję się teraz. Niby kończę pierwszy rok studiów, w jakiś sposób dbam o siebie, ale nie mam pomysłu na życie. Niedostanie się na psychologię w jakiś sposób mnie przetrąciło. Nie dlatego, że to niby moim powołaniem było, ale że planem.
Z drugiej strony, bycie mniej dorosłą, wiąże się z większą lekkością życia. Ale ja i tak mam pewne problemy z rozmawianiem z ludźmi.

Ostatni tydzień w Kra. trudno przeżyć na poważnie. Był pochód juwenaliowy-oglądałam z daleka, ciągle jakieś koncerty, wokół trzeźwiejący ciągle ludzie...Nie chciałabym mieszkać poza obszarem akademika. Przyjemnie się wpada do sarych współlokatorów, wsiaduje się na łóżko bez zaproszenia, opiera głowę o ścianę, słucha się, siedzi. Nie drażni bałagan w łazience, niewyniesione śmieci, które chyba ktoś już wynosi. Wróciłabym nawet do nich. Zawsze byli po mojej stronie.

Wracam do lektur, pamięciówek, wierszy do recytacji, opracowań.
Wiosna nadal pięknie pachnie.

Tylko by gdzieś wyjechać. Nad morze? W góry(?!), na juwenalia na Śląsk(o tak :-) jadę). Tylko by nie siedzieć w tej szufladzie.

Co mnie ostatnio najbardziej cieszy? W nowej fryzurze ludzie mnie czasem nie poznają. Taki trick mały. Jak kameleon, który zawsze był mi bliski.

12 maja 2007   Komentarze (8)

Do wielu rzeczy można dojść w czasie krótkiej...

I wiecie co wam powiem?

Generalnie, tylko tyle, że kiedy blogi zniknęły, poczułam, że kiedy postawiłam na złego konia. Tak jak i częśźć piszących jeszcze raz wieczorem sprawdziłam, na początku ogarnęło mnie przerażenie: przecież maili do wszystkich nie mam i gdybyśmy tu nie wrócili, to moglibyśmy już nigdy nawet wirtualnie nie spotkać.

Druga konkluzja, była nieco roztropniejsza, i czegoś mnie nawet nauczyła. Często robię tak, że aby mniej słów gnieździło mi się w głowie, to je zapisuję. W jakiejś formie robię tak odkąd umiem pisać. No i potem nie pamiętam już tego zdarzenia i potrzebuję jakiegoś haczyka, żeby przypomnieć sobie, że coś takiego faktycznie miało miejsce. M.in. dlatego, czasem, chyba gdy jest najbardziej źle, pojawiają się tu notki, które tylko ja rozumiem.

Od wczoraj nauczyłam się, że lepiej głębiej i jeszcze raz przeżyć, niż pamiętać.

Dziś wieczorny spacer. Czasami, gdy zbyt machinalnie oddycham wracam do jednego ćwiczenia. Szkodzi zdrowiu, owszem, ale co teraz nie. Natomiast później łatwiej zatrzymuję się i doceniam piękno świata. Zapach kasztanów, bzów, koszonej trawy, rosy, śpiew ptaków, wieczór, nebo, spokój, który zakłóca ryk silnika motora(też chciałabym), coraz bardziej ułożone jedyne marzenie mojego życia. Nawet wiele nie chcę. I chyba nie specjalnie nawet dla siebie. Nigdy nie wierzyłam w siłę marzeń.

Dziś zaglądałam do siebie, w siebie, na strych, gdzie stare, zakurzone rzeczy, których nie chce się już widzieć, ale żal wyrzucić. W dalszym ciągu bolą.

Czym jest dla mnie krzyż? To nie cierpienie. Nigdy nie cierpiałam. Conajwyżej bolało. Ból ma to do siebie, że przestaje.
Krzyż dla mnie jest tym, co jestem w stanie udźwignąć. Tym, co czyni mnie innym człowiekiem. Krzyż to życie.

10 maja 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Jak już pisałam i odczuwałam wcześniej, brakowało mi jakiejś serdecznej rozmowy czy po prostu powrotu do ciepłych wspomnień. Czas spędzony z S., z M. podziałał na mnie bardzo kojąco.

Oprócz tego, w niedzielę spotkałam się z tym, który kiedyś stanowczo napisał: Życie ma sens. I jak mi smutno albo beznadziejnie, to po prostu wracam do tego zdania i czerpię z niego siły.
Więc, spotkaliśmy się tam, gdzie zwykle. Herbata, tym razem, wcale się nie wylała. Zrobiłam zdjęcie na znak, że "tu byłam". Porozmawialiśmy sobie,w sumie krótko, ale całkiem treściwie, do rzeczy i w ogóle, ciężko to przecież określić.

Rzeczy do zrobienia jest naprawdę dużo. A ja taka mała i śpiąca.

08 maja 2007   Komentarze (6)

Kasztan na biurku.

  Troszkę pomęczyłam się z szablonem, ale wydaje mi się, że szablon jest jak ciuch-czasem trzeba go zmieniać.

  W poprzedniej notce pisałam o maturze. I, szczerze mówiąc, pisałam o mojej. Z reguły korzytsam z przyznanych mi praw, więc jeśli mam 5 lat na poprawianie to czemu nie? Być może właśnie takie poprawianie i mistrza czyni, a w główce nieśmiałe plany dopisania sobie przedmiotu i zdawania jeszcze i w przyszłym roku. Bo ja lubię inaczej, zresztą, jak się okazało nie ja jedyna. Szkoła przyjęła mnie bardzo ciepło, nauczycieli nawet pamietali, co studiuję, choć być może błędem było przyznawanie się o nieprzygotowywaniu się do matury z historii, która za dwa tygodnie. Chociaż, przecież wszystko przede mną.

  Wczorajszy dzień był pełen wielu wrażeń. Ponieważ jeden z moich domów trafił szlag, nocowałam u przyjaciółki. Miło patrzeć jak nasza przyjaźń się umacnia. Mam nadzieję, że będzie trwała całe  życie. Jesteśmy tak różne, ale wspaniale się dogadujemy. S. jest bardzo tolerancyjna względem mojego charakteru. Myślę sobie, że S. jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Jej rodzice zapewniali, że ich dom moim domem, pamiętam nawet zaproszenie do kąpieli, przedstawianie mi wszystkich szamponów, ręcznika itd. Najśmieszniejsze było, gdy razem z S. rano przy jedym lusterku majsterkowałyśmy przy własnych twarzach. Potem jeszcze jej mama dała mi życzliwego kopas w dupas, potem spotkanie z ludźmi z klasy, którzy też drugi raz. Jesteśmy bardziej otwarci na siebie, przynajmniej w tym dniu byliśmy.

   Po maturze nie kremówki, ale lody z Mcd. Już u S. w domu obiad rodzinny. Te katusze potem zamieniły się w przyjemność. Później, z tego powodu, że nie jechał autobus, to łapałyśmy stopa niemalże w centrum miasta. Autobus jednak przyjechał, ale miny kierowców były bezcenne.

  Uniknełam awantury, pomyliłam piętra, wyszłam ze śpiworem, uratowanymi zdjęciami, starym pamiętnikiem. Nie wiem, kiedy moja noga tam postanie(ach ten patetyzm).

  Cały dzień próbowałam skontaktować się z dwoma znajomymi i umówić się na ciepłą rozmowę, ale okazało się, że trzeba było przesunąć termin. Niestety. Rozmów ostatnio jak na lekarstwo.

  Do Tesco po piwo, potem Smallville. Sen i K-ce. W K-cach M. Dotykając go odkrywałam, że tęskniłam, na nowo przekonywałam się, upewniałam się, że moje miejsce własnie u jego boku. Ten zachwyt w jego oczach na widok zmian, które we mnie zaszły. 30 minut to mało, ale dużo. I znowu taki czas, że go nie kupisz, że go nie sprzedasz.

  Teraz w akademiku, dwa tygodnie temu przeprowadzałam się do nowego składu. Nigdy nikt nic nie mówił o mobbingu współlokatorki. Mam inne podejście teraz. Wiem, że N. nie jest idealna,  że ja też nie. Ale zarówno ona jak i ja jesteśmy na siebie otwarte. I uśmiechamy się do siebie na dzień dobry. Oby tak zawsze.

  Teraz powrót do nauki, pracy, obowiązków. Coś czuję, że będzie ciężko, ale dobrze.

05 maja 2007   Komentarze (13)

Bez tytułu

Majówka odwołana. Poranny powrót(prawie)stopem-współpasażerka z autobusu okazała się dobrym kierowcą. Wylądowałam potem w nieznanym mi w Krakowie miejscu, ale trafiłam, spałam dwie godziny, pakuję się teraz na sląsk-jutro znow matura, a potem za rok kto wie. Za mną 13 godzin podróży, przede mną jeszcze tylko 2, śpię u przyjaciółki, w głowie dużo pytań. W międzyczasie zmieniałam się psychicznie, teraz dopasowałam do trego swój wygląd, kiedy zaspana patrzę w lustro nie poznaję siebie-i tu zdzwiko-bo kto patrzy, i drugie-bo ja.
Tylko M. dalej i dalej...

Pan Bóg prowadzi-choćby to, że nie spałam dziś na dworcu.

03 maja 2007   Komentarze (13)

Bez tytułu

Co robię, kiedy nie umiem już czekać? Przyśpieszam obiekt czekania. Zamknięte.
Majówka
Do odwołania.:)
24 kwietnia 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

Uwielbiam ogień. Nic nie uspokaja mnie tak jak patrzenie na dym. Przypomniały mi się moje kiedyś przepalone buty, bo jak się nadepnęło na tlejące się drewno, to dym tak ładnie spod buta. Smutno. Przepraszam. Jakiś czas myślałam, że rzecz polega na paleniu, moim. Ale to nie to. Lubię trzymać w palcach zapalony papieros i patrzeć jak dym- w różne strony, niespokojny, chaotyczny. Papieros i usta to nie to. Wszystko jakoś nie tak. Może ten ogień, to dlatego, że siła potężniejsza niż ludzkie uczucia? że nieprzewidziana?że ponad człowiekiem? Brakuje mi Boga. Ale żeby nie w kościele-wieczory mam zajęte, ale żeby przyszedł, jakąś taką niespodzianką. Dlaczego wszystko mam robić na czyjeś rządanie? Dlaczego tak wielką różnicę sprawia sposób w jaki powiem nie? Nie jest nie. Ekonomia słów. Lubię mówić jedno nie i sprawa moim zdaniem załatwiona. Tłumaczyć się, kiedy ktoś inwazyjnie wpływa na mnie, bo to jst wpisane w cel jaki próbuje osiągnąć? bo jestem nie taka? myślę kulturalnie: no i chuj. Nie umiem z ludźmi. Gdzie są przyjaciele moi. Maleńczuka lubię czasem i Comę i nawet jakieś rosyjskojęzyczne i Roxanne z Moulin Rouge. Za chwilę ćwiczenia, znów się okarze, że ja coś nie tak, że nie umiem, nie potrafię, myślę nie tak. Czemu mam pozornie zgadzać się na to, co mówią ludzie, a potem robić swoje? Wyglądam tak samo na zewnątrz i wewnątrz. Inaczej się zgubię. Nie chcę z ludźmi. Niech właśnie to będzie moim wyborem. Dopóki nie odpocznę. Wczoraj spać o 20. Nie pamiętam dni. Noce są takie same. Poranki-słońce budzi. Przeprowadziłam się. Mam nową współlokatorkę. Znowu straciłam jakieś swoje miejsce, było mi tam dobrze. Czy tamta wygrała? Nadal nie wiem dlaczego, nie potrafiła odpowiedzieć. Może jestem gorsza. Trudno. Pan dał. Reklama: dopasuj siebie do swoich wyobrażeń(operacje plastyczne), moja zasada: dopasuj swoje wyobrażenia do siebie. Taniej, łatwiej, bez inwazji.
23 kwietnia 2007   Komentarze (5)

Bez tytułu

Nie chcę tu pisać.

Chcę rozmawiać
Do wyjazdu 3 dni i 4 noce.
Nie ma we mnie sił. Poznaję na ile mnie stać.

Nie znoszę ludzi, którzy mnie ranią. Standarcik.

22 kwietnia 2007   Komentarze (6)

Liczby.

5 godzin snu, suchość w ustach przez 4 godziny, 46 minut w Katowicach, 3 bułki, 1 lawa, 3 herbaty z tytki, 1 herbata liściasta od ukochanego Mężczyzny, kilogram bananów, zero mięsa, 5 dni do wyjazdu.

Żyję.
Podobno obiegam świat.Chciałabym, tak dosłownie, chociaż raz.

20 kwietnia 2007   Komentarze (9)

Bez tytułu

Wtorki. 3h na polonistyce. Obok Szwedki siedzi Estonka. Fascynuje mnie ta Szwedka-opowiada o tym, że u nich na początku studiuje się co się chce, a dopiero potem jakieś decyzje. Ślub, praca stała-po 30. Nie wiem jak do tego się odnieść. Ślub mojej Mamy 18 lat, praca chyba od 23. A ja? Ślub na pewno powyżej dwudziestki, jakby nie było, bo w tym roku stuka. Stała praca? Wiem, co chcę robić, ale...
Na polonistyce zawsze szum, widać jakieś przejawe indywidualizmu stylowego, mówi się do mnie językiem polskim, nadzwyczaj skomplikowanym, który jednak lubię słuchać.

Rusycystyka: studia przypominają liceum. Bardzo mało wykładów, większość to ćwiczenia, zadania domowe nie wpisują mi się w koncepcję mojego własnego życia. Mówi się do mnie po rosyjsku, pzynajmniej cześciowo, a ja ożywam tylko wtedy, kiedy sprawa dochodzi do tłumaczeń.

Nie umiem znaleźć swojego miejsca. Tego socjoligicznego, kulturalnego i geograficznego.

Nie trzeba było zaczynać fascynacji poezją od romantyków. Za dużo mi z nich pozostało.

W czwartek się dowiem czy mogę wyjechać z k. Na majówkę, na tydzień, tak bardzo chcę. Jak się znowu nie uda, to obiecuję, że się załamię. Tak w stylu romantycznym.

Rozczarowałam się ludźmi. Jak wprowadzała się moja współlokatorka, trzy lata starsza, mówiłam-bałaganiarz, fascynacja internetem, pora spać dowolna. Nie, wszytsko pasuje, a potem jakieś żądania w moją stronę, ba! nawet wyzwiska. Smutno...

Wróć mnie z powrotem do tego, co było.
Pytanie-kiedy?
jakoś katasroficznie u mnie ostatnio. W czwartek, mam nadzieję, się dowiem. Jak mówi M. byłby to częściowy koniec moich problemów. Mam podróż majową, tęsknotę zbyt wielką.

17 kwietnia 2007   Komentarze (6)

Bez tytułu

Porozmawiaj ze mną.

O tym, czego się boję.

bezradnadziewczynka.

16 kwietnia 2007   Komentarze (7)

Telegram.

Mam dużą wadę.
Zbyt często porównuję siebie z innymi.
Dzwoniła Mama. Powiedziała, że lubi jak do niej piszę.
Zjadłam już wszytskie ciasta przywiezione mi przez M.

Na dworze jest ciepło. I pachnie. Niedawno widziałam duże, pomarańczowe słońce. Jedno z wielu.

Pytanie do mnie na dziś: A dokąd Pani tak często jeździ?
Wybrnęłam, nie powiedziawszy prawdy(całej).

Ciocia ma jutro urodziny. Jednak jestem do niej podobna. Zadzwonić po 21.

13 kwietnia 2007   Komentarze (12)

Bez tytułu

Mam katar. Jestem prawie szczęśliwa. Ale to prawie wypełnia Siła Wyższa, jak wpadnę kiedyś do raju.

Wczorajszy dzień spędzony z M. Czasem mu dogaduję z żartem, chyba sie nie obraża. Moja głowa oparta o niego, wtulona. Bezpiecznie. Mówię mu różne rzeczy, które dopiero w chwili mówienia przychodzą mi do głowy, a potem okazuje się, że już dawno tam siedziały.

Zostawisz mi tą koszulę?
Wczoraj siedziałam z niej wieczorem. Jego zapach.
Ze współlokatorami rozmawialiśmy do późna. Trochę się o nich dowiedziałam, jakoś tak...dopiero teraz zaczynamy się otwierać. Choć...z wynoszeniem śmieci ciągle problem.

Z rozmowy telefonicznej:
-Ale Ci chyba dobrze w Krakowie?
To właśnie pisząc mejle,w których opisuję co się wydarzyło, odkrywam, że dobrze.
Tylko śniadania nie chcę zjeść. Na dziś tyle planów.

12 kwietnia 2007   Komentarze (8)

Poświątecznie.

Myślę, że warto by to wszystko zapisać. Mam 4 minuty, piszę w miarę szybko, chyba, że zapomnę. Bo ja dużo rzeczy zapominam. Pamiętam tylko ważne, a że waznych jest dużo to i je segreguję, a potem potrzebuję-przypomnienia podróży, pod czas której coś się działo, pytam kogoś i znowu zapominam, robię zdjęcia, nagrywam na dyktafon. Nie wiem czy pomaga, bo potem tego nie przeglądam, ale wiem, że mam, że nie ucieknie. Kartka pamięci z wieczystą gwarancją.

W siódmym niebie nienawiści... Bardzo trudno to komuś powiedzieć, wątpie czy zrozumie. Przyczyny tkwią się od bardzo dawna. Przypomniało mi się, że na 18 dostałam od niej złotego lwa. I nic jej do tego, że gówno mnie obchodzą horoskopy, że wierzę na swój sposób, więc na pewno jej lew trafi conajwyżej do pudełka. Ona musiała podkreślić, że lew jest złoty. Musiała udawać dobrą. Pewnie niezłe katusze przeżywała przez te 1,5 roku. Po co udawała? Nie mogę tam wejść. Bo to jest tak, że wg praw nauralnych miałabym prawo do zemsty. A moja wiara- no cóż, trzeba uczyć się przebaczać, choć to odrzywa na nowo i boli.

W piątek-kolejna z historii do pamiętania. Mieliśmy dezynsekcje, od 8, w tym naszym akademiku, ale zbagatelizowałam sobie sprawę, i o 8.30 siedziałam sobie przy kawie, przy komputerku w piżamie. I taki łomot w drzwi, i że nawet 10 minut nie mam, żeby się spakować. Dawno nie miałam takiej stresującej sytuacji. Oczywiście wyskoczyłam w jednych majtkach, z szybko podjętą decyzją, że pojadę do Mamy już, a nie po prostu oprzekiblować dzień u I.

Wspominałam coś wcześniej o kolejkach przed konfesjonałami. No niby mi się nie paliło, ale pomyślałam, że spróbuję szczęścia, w jednym kościele kolejka jak do piekarni na starowiślnej, ba nawet dłuższa, potem poszłam zupełnie nową dla mnie uliczką, odkryłam pewne miesce, którego szukałam, a dodatkowo malutki kościółek. Spowiedź? Ciekawa, z jednej strony jak egzamin, z drugiej strony, taki ciepły ksiądz, który pokazał mi, że nie jestem strasznie złym człowiekiem.

A było zimno na ulicy. Nie przewidziałam tego. Gardło bolało cały dzień.Z 5 godzin w pociągach i łódzkie zadupie welcome to. Nigdy nie nie lubiłam tej wsi bardziej niż teraz. Żeby w Poniedziałek spotkać się na ulicy i gadać kto w której wsi się powiesił i dlaczego? W kościele też taka dziwna obcość. Sąsiedzi życzeń sobie nie składali.

Mama. Czy żeby pokochać człowieka bardziej, trzeba zobaczyć jego kruchość? Starałam się dla niej i dla nas, żeby było cieplutko, żebym i ja i ona miała do czego wracać. To moje przyjeżdżanie z kra. jest zupełnie inne, niż to z tamtego roku. Nie wiem co się zmieniło? Ja? Nie, ja wracam do schematu zachowań matka-dziecko, zwłaszcza jeśli widzi to ojczym,. Tym razem doszło do tego gardło, chrypka, głowa, zatoki i jak tu się zachowywać na 20latkę, kiedy ma się ochotę wtulić w Mamę i cieszyć się, że ktoś przyniósł mi serniczka albo torcik.

Wróciłam wczoraj. Spałam z 10 godzin. Jestem zmęczona. Katar.

Święta? Inne. Głębsze. Nie dlatego, że stół się uginał.

Pamiętam jeszcze jak obudziłam się w noc z soboty na niedzielę-telefon się odzywał. Dwa smsy i taka radość po ich przeczytaniu. Dziwi mnie ta znajomość, ale może z powodu mojej pychy, może po prostu, może z ciekawości, ale zainspirowała mnie do życia jeszcze bardziej.

11 kwietnia 2007   Komentarze (6)

Bez tytułu

Ciekawie w Krakowie, kiedy wszyscy powyjeżdżali. Też jadę. Nawet szybciej niż myślałam. Trzeba uprzedzić, żeby wyjechali mnie odebrać. Mam nadzieję, że pociągi już nie zatłoczone.

Radosnych Świąt.
A ja i tak przez cały Wielki Poast nuciłam sobie: Zmartwychwstał Pan i żyje dziś!

06 kwietnia 2007   Komentarze (11)

Bez tytułu

Pod kościołem kolejki. Cały dzień. Chętnych do spowiedzi nie brakuje.
Dziś, trochę rutynowo przy pożegnaniu-Radosnych Świąt- dziękuję, jestem atesitą,ale rozumiem pani intencje. Zdziwiona szczerością.
04 kwietnia 2007   Komentarze (8)

Rodzina.

Nie tak dawno, bo w czwartek rozmawialiśmy o naszych autorytetach. I choć w zasadzie w moim przypadku odpowiedź jest prosta, to jednak nie wypowiedziałam się, więc może zrobię to chociaż na blogu, ponieważ jest nawet okazja.

Moja Babcia ma dziś urodziny. Moja Babcia ma dwie daty urodzin. Oficjalną 14.kwietnia i tą dzisiejszą, którą ja bardziej lubię, może dlatego, że zawsze ją świętowaliśmy. I tak właściwie, dopiero dziś uświadomiłam sobie, że moja Babcia nie ma od 7 lat 72 lat, że czas dla mnie się zatrzymał, że za rok będzie moją 80letnią Babcią. Mam nadzieję, że Tata pozwoli na to. Wiem, że marzeniem mojej Babci jest bycie na ślubie wnuka/wnuczki. A ponieważ mój kuzyn się nie śpieszy, więc chciałabym, żeby to mojego ślubu Babcia dożyła, żeby była na nim, żeby była dumna z wyboru i ze mnie.

Bo generalnie, to ja większość rzeczy robię, żeby moja Babcia była ze mnie dumna. A nigdy jej tego jeszcze nie powiedziałam. Chciałabym być po części jak moja Babcia, po części, bo przecież nie będę jej idealizować, jest człowiekiem, dobrym człowiekiem, wyjątkowym. Moja Babcia uratowała komuś życie, niestety ja dowiedziałam się o tym po tym, jak ten człowiek umarł, czyli zupełnie niedawno. Moja Babcia w czasie wojny nakarmiła pragnącą, po prostu zaprosiła ją do domu, bo widziała, że idzie zmęczona. Moja Babcia nie miała wtedy nawet 10 lat. A najbardziej to ją podziwiam za wkład w moje wychowanie. I nie będę się o tym rozpisywać, ważne, że już teraz to doceniam.

Ale chciałam Babci wszystko powiedzieć osobiście, żeby znowu miała niespodziankę z mojego wyjazdu, żeby się ucieszyła, chciałam się do niej przytulić. Tylko ten zakaz...Od jutra max 3 tygodnie. Jak dobrze pójdzie. Odliczam do majówki.

Jednak z drugiej strony, jeśli jest "Bogu co Boże, cesarzowi, co cesarskie" To jak by nie patrzeć na te święta(Bogu-Boże) wypada kolej na spędzęnie u Mamy( Boże Narodzenie u Babci). Obydwie są mi bardzo drogie, ale każda na swój sposób.

* Dziś był M. Nad Wisłą; Krakowem, a zwłaszcza Grodzką, Floriańską, parkiem Jordana, trawą, uśmiechem, radością, rozmową.

01 kwietnia 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

Ostatni tydzień: na nogch około 18 godzin. Trochę z ciekawości, z odpowiedzialności, trochę z pychy.
Za kilka godzin muszę wstać, żeby dokończyć pracę. Dziś już padam.

Robi się dobrze. Choć było tak, że zostałam sama totalnie i nie wiedziałam co robić. Więc na tej ławce przy fontannie zaczęłam się modlić. Potem coraz lepiej. I najwspanialsze popołudnie od jakiegoś czasu. Więc znowu się poddaję. JEMU.

31 marca 2007   Komentarze (1)

Bez tytułu

Co się tyczy tamtej notki-zobojętniałam, pogodziłam się. Jutro się dowiem jak długo trzeba będzie czekać. Choć, jeśli po drugiej stronie rzeczywistości w międzyczasie coś się stanie, to nie daruję sobie.
Ze względu na zbliżające się święta, jest mi smutno. Poza tym boję się jak poradzę sobie w nowej roli. Na razie idzie mi dobrze i robię to, co lubię.
29 marca 2007   Komentarze (6)

Ta nić czarna się przędzie: Ona za mną,...

Ale wszędzie - oj wszędzie --
Gdzie ja będę, ta będzie(...)

Mam zakaz opuszczania k.
Jak przestępca jakiś.

Godzę się z decyzją. Na razie widzę to tylko w ten sposób.
Ku*wa.

A każda chwila na wagę złota.

27 marca 2007   Komentarze (5)

Bez tytułu

Dzisiaj skłamałam. Mimowolnie. Mówiłam rzecz, która dla innych wydaje się być najbardziej oczywistą, dla mnie już nie jest.Boli.

Kartony z rzeczami zajmują zbyt dużo miejsca.

Byle do wtorku, byleby to się wyjaśniło, byleby na najbliższe 10 lat.
Boję się. Każdy by się bał.

z przyczyn osobistych
palą mi się już buty i brakuje miejsca, w którym
mógłbym zaczerpnąć.
I proszę, nie dzwoń, przyjedź, można u mnie palić.
T.Różycki

Wczoraj zasypiając, już próbując rozłożyć mięśnie, czy woczrajszy dzień był ważny, wzięłam na siebie nową funkcję, myśli kołatały mi łbem, a potem w powietrzy wyczułam coś znajomego, dotarłam do bluzy, którą M. mi zostawił jakby było zimno...

25 marca 2007   Komentarze (9)

Jak bezdomni uratowali mnie od spędzenia...

Miałam tygodniowe zwolnienie i po 10 tabletek do rpzyjęcia w ciągu 5 dni. Jest bodajże 4, tabletek wzięłam dwie, a leżakowania, to nie było wcale.
Myślę, że wszystko zaczęło się w środę. Albo też 7.lutego, zależy jak patrzeć, ale to też była środa. W tą bliższą środę przyjechał M. mnie leczyć i nakarmić(bo nie miał jeszcze okazji).Skończyło się na tym, że do godziny 19 zjadłam 1/4 bułki. Dawno już rano tak szybko nie brałam prysznica. Ale co tu zrobić jak zobaczył mnie w nielubionej piżamie z włosami, które same się w nocy wysuszyły. Na szczęście pierwsze z brzegu ciuchy były czarne, a w czarnym mi ładnie, co też i potem zobaczyłam. Do 14 było pięknie i cudnie. Potem zadzwoniłam do pewnego urzędu(toczy się tam właśnie od 7.lutego bardzo poważna sprawa i rzekłabym decydująca o moich najbliższych 2 tygodmniach, a w dalszej perspektywie, latach.
Okazało się, że umowa użyczenia mi mieszkania, w którym od października i tak nie mieszkam, nie jest tym samym, co umowa najmu. Więc o 18.30 pociągiem wyruszyliśmy(M. towarzyszył mi tylko trochę, a potem do K-c do domu) do województwa łódzkiego-po podpis. Na początku ta "wyprawa" wyglądała strasznie. Od 21 dwie godziny czekania na dworcu, potem godzina włóczenia się PKS i gdzieś około 24 łóżko, rano zebranie podpisu i wyjazd o 6. Byłam załamana trochę
Ale na autobus dwóch godzin nie czekałam. Na dworcu PKP byli bezdomni, przestraszyłam się, poszłam na PKS i tam się okazało, że jest autobus, który przegapiłam, pożartowałam jeszcze trochę sobie z kierowcą, muzyczka na uszy i jechałam.
Bratek leżący w łóżku nie wiedział jak się ze mną przywitać-rękę do mnie ciągnie, a ja go na ręce, a on do mnie przywiera. A wczoraj-nie wiem czy w młodości spaliście z misiem, no ale Bratek spał ze mną dokładnie w ten sam sposób. Tylko nie wiem, kto czyim był misiem. Bardzo się cieszę, że spotkałam się z Mamą. Tak bardzo mi tego brakowało. Podobno trochę zmizerniałam-eee tam. Podpis został wysłany faksem, a ja miałam 3 dni prawie z rodziną.

Początkowo wydawało się, że mogę stracić wszystko. A przede wszystkim bezpieczeństwo. Zyskałam piękne wspomnienia, siłę. A w urzędzie tym, to mnie już znają.
Śniadanie i kolejne zawody-zwolnienie skończyło się wczoraj. A trener zadzwonił do mnie, żeby mi powiedzieć, że biegam. I poczułam się świetniej.

24 marca 2007   Komentarze (10)

Bez tytułu

W niedziele można było smażyć jajka na moim czole. Było tak źle(tam jeszcze głowa, szyja i kości), że porcję obiadową dostałam od współlokatora, tym bardziej, że swój rosół ( zapomniałam o nim na 12 godzin) spaliłam. Na wieczór przyjechała do mnie przyjaciółka. Poszłam po nią na dworzec, powietrze jakoby mnie ozdrowiło. Na peronie pomyślałam, że to miłe, tak na kogoś czekać. Właśnie, jeśli chodzi o pociąg osobowy relacji Katowice-Kraków, to zawsze jedzie nim ktoś z naszego rocznika w LO. To chyba dobrze o nas świadczy.

S. Moja kochana. Czasami docenia się coś, co się oddala, choćby odległością i czasem. 2 i pół roku w jednej ławce, jeden tydzień wakacji spędzany wspólnie, jedna kłótnia po niej cisza aż na pół godziny- i tak się właśnie tworzą więzi. W domu S. pierwszy raz byłam po ukończeniu LO, w sumie parę razy, a jednak jej mama powiedziała kiedyś, nie dość, że w sumie mogę zostać na noc, to jeszcze, że S. mówi o mnie tak często, że chyba mnie zamelduje w związku z tym. S. jest dla mnie cierpliwa jak nikt.
Ale od momentu mojego "move to kra" nie to jest najważniejsze. Przy S. mogę być sobą, mogę mówić to co myślę, bez filtracji i nie być spiorunowaną wzrokiem, że niby nie wypada. S. wiedziała, co mogłam powiedzieć po skończonym biegu.

Wracając do niedzieli. S. ma talent do robienia zdjęć i widzenia tego, co ładne. Więc na rynku przerwa. I takie zastanowienie-te konie nas stratują czy nie. Było mi przykro, że jestem chora, i że zachowuję się jak facet, to znaczy marudzę. Przed wejściem do akademiku, bo generalnie nie jestem zorientowana, jeśli chodzi o wejściówki w dni powszechne, mówię do S.-udawaj jakbyś tu mieszkała. Jak wejdziemy, trzeba skręcić na prawo i potem jest winda. Więc waletowałyśmy. Ale wcześniej było wino i śmiech. Mam nadzieję, że S. też się podobało.

Rano stroiłyśmy się-ubrałam spódnicę(2. raz w kra i odkryłam swój typ makijażu) i poszłyśmy na pewną ulicę, bo ktoś miał swoje święto i skutkach na całe życie. Było wiele znajomych twarzy. Co do nas, to przeżywałyśmy razem z nim. S. nie zdążyła na żaden z dwóch pociągów, na który zaplanowała, wylądowalyśmy w pizzerii, okazało się, że mam 50%zniżkę-byłam z siebie dumna. Cały czas padał deszcz. Potem S. pojechała. Nawet żegnać ją mi się podobało.

Tak się złożyło, że nie poszłam na zajęcia. Po tym winie, to z moich symptomów tylko kaszel został, taki trochę bolący, ale w moim przekonaniu byłam już zdrowa. Niemniej jednak, trzeba było "posiąść" usprawiedliwienie. Od 18.30 czekałam w przychodzni lekarskiej. lekarz się spóźnił 40 minut, ale taki sympatyczny, że nie miało się złości na niego. Przyjął mnie o 21., a byłam chyba 6 od początku, a czekało jeszcze z 15 osób(kolejkę tą nazwałam bardzo komunistyczną). Spisał moje wczorajsze objawy, zbadał gardło, żartował, opowiadał o sobie, pogadaliśmy o jeździe na rowerach, zapewnił mnie, że jeśli biegam, to powinnam mniej chorować, powiedział, że spływa mi coś z zatok, przepisał czopki i zadał fundamentalne pytanie: od kiedy do kiedy zwolnienie. Więc mam tydzień wolnego. Wczoraj myślałam, że jako całkiem zdrowa, jednak dziś okazuje się, że na nie zasłużyłam.
Przynajmniej ponadrabiam zaległości materii innej niż uczelniane.

20 marca 2007   Komentarze (6)

Sobota w Kra.

Nigdy nie miałam na sobie tyle granatowego cienia jak wczoraj. No i nawet jak byłam dzieckiem nie mazałam sobie czarną kredką ust. Conajwyżej szminką i potem sprawdzałam odcisk na husteczce(ale ja nie o tym). Zabawne. Ciało okazuje się być takim narzędzie, którego przewidzieć totalnie nie można. Tym bardziej jak się ma moje ciało. Przez wielu określane chudym, a że wysokie( a przecież nie), więc wysokie w miarę, to zauważam sama. Swojego czasu myślałam, że Mama jest najwyższą kobietą na świecie.To teraz ja jestem (174, ale cii...).
Tą notką zmierzam do tego, że udało mi się w tym tygodniu osiągnąć większość rzeczy, które zaplanowałam. A przecież, gdyby ciało coś marudziło, to byłyby nici z tego. I te wykłady, i teningi, i jeżdżenie na rowerze jakby coś takiego jak odpowiedzialność za siebie nie istniała, i spotkania, rozmowy, i dzisiejsze zawody.
No właśnie, pogoda dziś była niespecjalna, a ja miałam debiut sezonu w krótkich spodenkach-bo dresowych zapomniałam. Ale podejrzewam, że było to motywacją, żeby szybciej przebiec ten mój kilometr. Zdziwiłam siebie. Staram się nie wchodzić ludziom w paradę. A tu co? Pamietam w pewnym moemencie się wkurzyłam i zaczełam wyprzedzać. A pierwsze słowo, które powiedzialam dobiegnowszy i odsapnowszy, było, oczywiście, niecenzuralne. No właśnie taka jestem- filolożka(!). W nagrodę kupiłam sobie szal czerwony z przeceny, żeby nie było.

Nie wiem czy tylko Kraków tak ma, ale kiedy mogę za dyszkę kupić sobie jakąś bluzeczkę z długim rękawem albo cuś, to nie mogę sobie odmówić. Tzn. tak było w tamtym tygodniu. A zawsze myślałam, że jestem odporna na manipulacje promocjami. Nieważne.

Wczoraj miała miejsce rozmowa telefoniczna między mną, a b.NieTeraz, w której usłyszałam, że mozna lubić mój głos(mniej-więcej tak to brzmiało). I tu się zdziwiłam, bo mam wiele wątpliwości z nim związanych. O!
Jak widać po charakterze notki-jestem z siebie zadowolona. Tylko jakoś trudno zrealizowac mi ilość stron zaplanowaną do przeczytania na dziś...Coś za coś, prawda?

17 marca 2007   Komentarze (11)

O 2 miejscach.

Myślę, że przyszedł czas na właśnie tę notkę, ktora dosyć długo błąkała się po mojej głowie. Zrobiłam sobie już nawet na zapas kanapki(jedzenie o tej porze jest niezdrowe).

Choć z drugiej strony, kiedy już miałam zamiar napisać o moim ulubionym miejscu w Krakowie, o tym, jak w tym budynku pięknie zapada zmierzch, jak jest tam czasem cichutko, choć wiem, że w każdym pokoju są ludzie, jak lubię tam przychodzić na herbatę( na śniadanie, obiad i kolację też się zdarzyło) i przede wszystkim, jak lubię ludzi tam mieszkających. Nie, chyba nie mam prawa. Wspomnienia, związany z tym miejscem są tylko moje i tych ludzi, z którymi je dziele. Za to im dziękuję, bo mnie to wzbogaca w każdej dziedzinie mojego życia. Więc niech po prostu będzie, że lubię chodzić tymi korytarzami, nawet jeśli są do siebie tak bardzo podobne.

A kanapek i tak trzeba było jeszcze dorobić.

I teraz wydaje mi się, że to jest tak jak z blogowiskiem, że nie każdemu( jeśli już to nielicznym i to bardzo) można opowiedzieć, że jest takie miejsce w internecie, w którym...czasami mieszkam z prawie stałym zameldowaniem na serwerze. Właściwie to stałym. No i mam sąsiadów, których się wybiera, więc się lubi.

15 marca 2007   Komentarze (12)
< 1 2 3 4 ... 20 21 >
Moje | Blogi