• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 8

< 1 2 ... 7 8 9 10 11 ... 20 21 >

A co się działo w godzinach porannych?

No więc...na nowo czas zacząć. Nie przygotowywałam się w ogóle,a rano okazało się, że mam rajstopy o numer za duże. W autobusie wypchanym znajomymi ludźmi miałam takie wrażenie, że do tej szkoły idę pierwszy raz. Potem kupa hałasu spotykając coraz to nowe, ale wciąż te same bliskie osoby. Zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Na początku mieliśmy rozmowę z dyrektorką. W tamtej sprawie nie wiem, dlaczego tak wyszło. Nie byłam specjalnie na tak, ani na nie. W klasie mamy 2 nowe osoby. A byłam przekonana, że wszystko zostanie po staremu. Znowu najliczniejsza klasa w szkole-37. A ja jutro...ja jutro mam wolne, bo idę do lekarza. Już się zaczyna. Kurczę, kupię nowe zdrowie.

Ale to jest tak...moja klasa. Lubię ich. Lubię nas. Choć zapewne nieraz się w tym roku wpienimy. I siedzę w jedynej trzyosobowej ławce z moimi ulubionymi naj dziewczynami. To to będzie się działo! I jak usłyszeliśmy dzisiaj:"życie bez historii, to nie jest życie" W poniedziałek kartkówka z prahistorii. I jak tu bez juppiejącej miny na buzi.

Dla wszystkich uszczęśliwionych jeden wielki uśmiech.

Wieczorem:przypomniał mi się tametn wrzesień, tamten rok i tamte literki. Sama chciałam pozbyć się towarzystwa kogoś, kto ponad rok stał w moim życiu w asekuracyjnej pozycji. Bo czasem znikał. Ale tak dobrze było napisać: nie wyszło mi to albo to mi się udało. A w zamian nie martw się albo wiedziałem, że dasz sobie radę. Słowa...I ja mówiłam, że gówno znaczą? Myliłam się.

Mimo to pozytywnie. Coś jest, żeby życie szło do przodu. Inaczej byłaby starta od powtórek płytka.

01 września 2005   Komentarze (12)

Poszkodowani już (nie)wczasowicze.

Nie wiem jak mi się udał tak strasznie długi dzień. Na godzinnym  przemarszu lasu, prawie zupełnie bezpowodowym, a tak naprawdę po to, żeby się schłodzić. Zrobiłam trochę moich ulubionych zdjęć. Do takich należą zdjęcia drogi, zdjęcia torów, zdjęcia drzew, zdjęcia chmur, wiewiórek. Jeszcze są zdjęcia pszenicy, ale na nie już za późno. Odebrałam filmy z tych wakacji i pobawiłam się sobą w komputerze. Potem był regularny, aczkolwiek ostatni mecz w wakacje. Big Cyce vs Jądrzaści. Wygrałyśmy, choć opcje światła zaczęły się już kończyć.

Ciągle coś mi się dzieje ze zdrowiem, zupełnie już nie wiem jak mam na siebie uważać.

No i nie wypadałoby wspomnieć dzisiaj, że od jutra zacznę oficjalnie nosić miano maturzystki. Nie powiem, żebym się cieszyła. Ostatni początkowy wrzesień, a ja z sentymentem wspominam zakończenie tego roku. Rano okazało się, że nie mam rajstop, biegiem po jakieś, do torebki i w szkole ubierać. Taka zdolna jestem. A jak!

Z pozdrowieniami dla wszytskich poszkodowanych jutrem!

31 sierpnia 2005   Komentarze (8)

Letnie.

Jak zwykle jem przed monitorem. Tzn. przegryzam między przepisaniem. Chcę popić herbatą cytrynową, którą od niedawna lubię, ale nie jest słodzona. Idąc do kuchni przypominam sobie jedną ważną rzecz, którą miałam jeszcze zrobić do końca wakacji. Podskakuje na miejscu ze złości. Że zrobić i że ten koniec...no właśnie...jest trochę za blisko. Tymbardziej, że wieczór spędzony był z wakacyjnymi zdjęciami poprzednich 4 lat. Morze, plaża...może góry i jeziora, ja w kajaku, ja z uśmiechem. Żartobliwie myśląc podpowiadam sobie, że zaczynam od nowa. Że każdego dnia zaczynam niezdając sobie sprawy. A jutro...Jutro przwyiozą mi mój łosiemnastkowy prezent! Pałeczkę na mp3 z radiem i dyktafonem. I się cieszę jak dziecko. Choć muzyka już nie taka ważna jak kiedyś.

30 sierpnia 2005   Komentarze (11)

Bez tytułu

Nie jestem kimś, za kogo mnie podają, jestem
Kimś, kto przystanął w ulicy przejęty drzewa szelestem,
Kimś, kto wzruszony słucha klaskania kół po bruku
Nade dniem, kto budzi się w nocy i podpatruje trwanie
Przedmiotów, co wyzbyły się wagi, lecz nie są w stanie
Ruszyć z miejsca, gdyż boją się własnego stuku...
Dlatego stąpam cicho, by ich nie obudzić-
A jednak mówię tylko to, co jest wśród ludzi,
To, czym żyją, nie zawsze wiedząc z czego żyją.
Jestem tylko z tego czasu,
Chcę poznać ręce, które ludzki los mój szyją,
Nożyce, które go przetną jak kawał atłasu.
                    M.Jastrun, Medytacje

Jeśli ja czuję to, co ktoś czuł, to może zużyte czucie nie jest wcale czuciem? Czasami tak bardzo dziwnie czuję się pierwszy raz widząc słowa wymyślone przez kogoś powstałe wcześniej w mojej pamięci.

29 sierpnia 2005   Komentarze (11)

Chwila na...

Inaczej niż powinnam. Bezcelowo. Chcę, żeby było tak jak lubię i mieć chwilę, żeby się przy tym zatrzymać:

  Zamarzyć, zapatrzeć, zasiedzieć, zaczytać się w tej trawie przy takim niebie."Wszystko zależy tylko od Ciebie.Patrz wokół siebie z taką samą świeżością jak dawniej. Wtedy odkryjesz świetnych ludzi, zobaczysz ważne sprawy"

28 sierpnia 2005   Komentarze (9)

Każdy dzień jest na nowo. Niepowtarzalny....

Dzień minął na wspominaniu. Ale gdyby to danie zawierało w sobie wszystko, to reszta byłaby nieważna.Nie będzie już tak, ale może być inaczej.

Siedziałam długo w domu. Wyjść i spotkać ludzi czy nie wyjść i mieć iluzoryczne wrażenie, że ta skrzynia z czarnym oknem, zastąpi mi coś. Że kilka wciśnięć w klawiszy, łażenie po forumach niewiadomego rodzaju...W końcu wybiegłam. Na szybko, na zimno. Wiedziałam, że zadzwonię. Chyba, że po drugiej stronie będzie nikt to wtedy pobiegnę przed siebie najszybciej jak tylko się da. Spokojny głos, którego już nawet nie pamiętałam wrył na miejscu. Ze można  tak, kiedy czas ucieka. Można, jak zwykle z Jego miłością. Już się nie dziwię. To jedno zdanie"to nie jest normalne. A więc mój stan nie jest jakąś dziwną konstrukcją bezpodstawną. I historia o drzwiach. Może ja też powinnam pokazać, że tu ktoś mieszka. Na przykład ja. Ni mniej ni więcej. W moim ciele mieszkam ja. Jak długo można robić remont? Ulica była taka spokojna.

Jeśli rozmowy telefoniczne to tylko na otwartej przestrzeni, z widokiem na niebo, już wiem, nie wtedy, kiedy jest mi zimno. Komórka odrzuca. Na smsy odpowiadam 3 dni później, przypomina mi sie, że można się o to obrazić, wziąć za brak szacunku. Nie chce mi się. Kiedy tlyko pomyślę, że muszę wstukiwać...

Po powrocie do domu pierwszy raz odkąd przyszłam ze szkoły posprzątałam na biórku. Zaparzyłam herbatę, włączyłam świeczki, wypełniłam pokój mieszaniną żywej muzyki i powietrza. Namalowałam rysunek. Najładniejszy od pół roku. Jedyny. Tulipankowy. Tak. I wrócili. Przywieźli swoje doświadczenie tego, co już wiem. Teraz rozmawiam pisząc. Z ludźmi, którzy są ważni. Bo z miłością. Jego.

27 sierpnia 2005   Komentarze (13)

Ludzie.

  Była dzisiaj u mnie Sandra. Odprowadziwszy ją na autobus i wracając okrężną drogą do domu pomyślałam, że została mi dana. W 1 klasie lo. Ja nie chciałam siedzieć z ludźmi, których uważam za falszywych, więc siedziałam sama. A Sandra przychodząc do naszej klasy w połowie roku usiadła ze mną. I tak się zaczęło. Zawsze, kiedy się długo nie widzimy wychodzą nam śmieszne nieporozumienia słowne. Sandra jest moją przyjaciółką. Chociaż czasami denerwujemy siebie nawzajem. Najbardziej tym, że jedna przywiązuje za dużo uwagi do czegoś zupełnie innego albo za mało uwagi. Ale za to zdarzają się takie super chwile. Jedna z nich była dzisiaj. Jak dobrze jest porozmawiać z kimś, kto dobrze wie o czym mówisz. Tak szczerze. Po śmiać się, nie myśleć o tym, co jest za rogiem pokoju. Razem rozmyślać, słuchać, wspominać. A jak przyjemnie brzmią dobre słowa. Sandra jest ważna. Czasami mam wrażenie, że nie zasługuję na przyjeźń, nie tylko jej, ale w ogóle. Tak bardzo chciałabym być dla ludzi taka dobra jak oni dla mnie. Dawać im szczęście. Żeby było im dobrze. Gdyby tak zrobić na całym świecie Dzień Modlitwy Za Przyjaciół. Jak dobrze mieć kogoś z kim dzielisz się tym, co masz. To także zmusza do tego, żeby wynajdywać weselsze rzeczy. Choć wiadomo jak z tym jest. Oglądałyśmy zdjęcia. Razem nowe plany. Cieszę się taką dziecięcą radością.

Myśląc o wsyztskim ogólnie. Niektórzy lubią firmowe ciuchy, inni drogi sprzęt, jeszcze inni kolekcjonują monety, płyty CD, książki, kartki. A ja najbardziej lubię znać dobrych ludzi. I uczyć się od nich.

I jeszcze z innej beczki. Kawałek dialogu: Tęskniłaś?Ja nic nie obiecywałam-może za szybko mi się to wyrwało.Ja tęsknię tylko za tym, co nie wróci. Ja, dziewczę z kwiatkiem we włosach.

26 sierpnia 2005   Komentarze (19)

Bez tytułu

Myszkujac gdzieś po półkach i udając, że sprzątam mój artystyczny nieład znalazłam wiersz sprzed kilku lat. On kiedyś bardzo się podobał redaktorowi naszej miejscowej gazety. Mi tak średnio, oprócz tego, że ciągle uważam jego treść za prawdziwą. Ale kiedy tak myślę, to napawam się bezsensem...

Ciągle mam wrażenie
że to co mówię
było już kiedyś powiedziane
że to o czym myślę
było już kiedyś przemyślane
że to co robię
było już kiedyś zrobione
10 minut 2 godziny
a może 100 2000lat temu
w Austrii Słowacji Stanach
Arktyce a może w kosmosie
po angielsku rosyjsku
francusku niemiecku
lub hiszpańsku
zostało powiedziane
przemyślane
zrobione
Bo jeżeli tak nie jest
to dlaczego odnajduję
swoje myśli
w wierszach napisanych 100 lat temu
w książce wydanej pół wieku temu
w radiu rozmowie

dlaczego?

I tu wypadałoby się ukłonić jako naiwna dziewczynka z włosami związanymi w dwie kokardki, w spódniczce granatowej albo w kratkę i w białych bucikach.

Wracając do wczoraj. Nie sądziłam, że to właśnie tak wygląda. Dziękuję. Że ja codziennie znajduję coś ciekawego. Może...Z uśmiechem. Pogodnym.

25 sierpnia 2005   Komentarze (12)

Bez tytułu

Każdy widzi, co widzi. Dzień deszczowy. Trochę papierkowych spraw. Nic specjalnego.

24 sierpnia 2005   Komentarze (14)

To, co już wiem.

Nie wiem dlaczego chcę spać. Od rana. Spacer zaowocował standartem 22 minutowym. A ja z ciągłym pytaniem jak można tak rutynowo do tego podchldzić. Gdzie ponad 2 godziny bez zegarka?! Ja, biedne dziecko śląska, cały czas zastanawiałam się dlaczego, jeśli pada, to zawsze jestem w trampkach, które są potem mokre. Odpowiedź przyniosła praktyka- buty chyba mi myszy wyjadły, bo wszystkie ciekną. A jeśli mam już mieć mokro, to chyba logiczne, że z tramkową przyjemnością. A ktoś słusznie kiedyś prawie na głos zauważył, że za dużo uwagi poświęcam trampkom. No właśnie.

Trochę przyjemnych wiadomości dzisiaj było. Muszę je tylko we właściwy sposób wykorzystać. Nie wiem, czy to będzie łatwe. Nienawidzę urzędów. Co to to prawda.

Miniony czas. Przyjemny był, stwierdzam siedząc w moim pokoju. Zachody słońca, rozmowy telefoniczne z widokiem na krowy, sesje zdjęciowe, zabawiania, marznięcia nocne(przecież jak śpię, to nie będę się budzić, żeby się przykryć). I nietoperza widziałam, jaszczurkę i żabki takie różne- zwykłe ropuchy, jakieś nibyto perłowe i jedną taką zieloną, co to myślałam, że może jest moim księciem, ale nie odważyłam się całować.

Właśnie! A propos księcia. Wczoraj wracając komunikacją międzymiejską do domu widziałam no takiego w koszuli białej, postawnego z wysportowaną sylwetką. W każdym bądź razie przyglądał mi się. Na początku myślałam, że może go znam. Ale nic. Dzisiaj idę sobie moknąc pod parasolem(spodnie i kurtka jeszcze schną) no i znowu on.I się tak patrzy. A, nieważne. Dziwne po prostu.

Wakacje, a ja taka zabiegana jestem. I boję się, że nie doceniam człowieka. Ale inaczej nie umiem. Z tym, że w tym wypadku nie towarzyszy mi uczucie, że to, co robię, jest właściwe.

23 sierpnia 2005   Komentarze (13)

Bez tytułu

Stwierdzę fakt: dobrze jest mieć rodzinę. Cokolwiek by się nie działo - dobrze jest ją mieć. Nawet wtedy, kiedy jest za daleko i wtedy, kiedy za blisko. Bo jest potrzebna.Darek, mama i tata i babcie...a każda osoba czegoś nauczy.

Odzwyczaiłam się od zbierania myśli. Są, jakie są w mojej głowie. Nieokiełzane.

22 sierpnia 2005   Komentarze (14)

Ona to wie.

W głowie mętlik. Choć jeszcze w marcu wiedziałam, że tak się stanie. Wybór poodbno nalezy do mnie. Czy wchodzi sie do tej samej rzeki. Czy chcę? Czy to nie będzie na takiej samej zasadzie jak wtedy? Pytań za dużo. Ona to wie- Małgorzata Hilar "O nim"

Wyjeżdżam.

Wrócę starsza o rok. Choć tak naprawdę jedynie o tydzień. Wszystko z takimi     widokami.

A i konkluzja z wczoraj.

Pozdrawiam i udanych.

12 sierpnia 2005   Komentarze (24)

Inaczej zwane wspomnienia.

Moje imię znaczy pogodna, wesoła, niosąca ukojenie. W moich głośnikach utęskniona muzyka melancholii. Kilka piosenek każdego piosenkarza z ciekawym głosem. Śpiewających kobiet nie lubię. Chciałabym siebie kiedyś spotkać pierwszy raz na ulicy. Mieć 90 sekund na pierwsze wrażenie. Co bym pomyślała? O trampkach, dzwanowatych spodniach, koszulce na koszulkę ubranej, rozpuszczonych włosach, koralikach, znaku na szyi, o uśmiechu albo o melancholii. A może byłabym ubrana w kolorową spódnicę, albo taką czarną do samej ziemi z workowatymi kieszeniami. Jeśli czarną, to do niej biała idealna do ciała bluzka z długim rękawem, jeśli ta kolorowa- czerwona bluzka. Możebym nuciła pod nosem jakąś piosenkę. Miała buty na obcasie albo sandały. Srebrne albo złote powieki. Złoty albo brązowy lakier do paznokci. Niezmienny pierścionek na palcu. O osobie, która ma ubraną bluzkę na blużkę można pomyśleć, że stroni się od innych i nie lubi uzewnętrzniać. Może jeszcze jakaś delikatna postawa buntu by do tego doszła.

Ze słów zebranych potwierdzenie o wrażliwości, zaskoczenie słowem "iskierka", bo z uśmiechem po zbyt małej ilości godzin snu, ziemia, bo raz za wysoko jestem, kiedy indziej za nisko. O sobie dzbanecznik(z fraterki się wyniosło). Bo kwiaty, które przekwitły, kwitną albo będą.

Koncentrowałam się na zapamiętaniu chwili. Na to i chwila, żeby przeminęła. A nie chcę. Podlewać w swoim sercu. Ze zdań spisanych - od samego początku nie chciałam stąd wyjeżdżać.Nauczyć się słuchać.Dziwić. Znaleźć złoty środek. Pamiętać. Jeden wielki szok krajobrazowy.Jednoczesny spokój i wzburzenie serca. Dziękując. To nie pojęte-cieszyć się patrząc na radość innych z czegoś, co faktycznie leży na ulicy, tylko przybrało inną formę.

Wczoraj był Kraków. Przez chwilę. Kraków jeszcze nigdy nie był ze mną sam na sam. Może dlatego, że  tym przypadku nie ma kto kogo. Ani ja nie rozwiążę jego tajemnicy ani on mojej. A Kraków dziwi. Choć to miejsce odwiedzam najczęściej. A to doświadczenie z moim przewodnikiem, choć niby przegadane, ale rejestrowane oczami powraca jak film. Ludzie mijający na ulicy. Z nosami w witrynach, w sercu, na bruku. Ludzie, a każdy z nich, szczęśliwy czy nie, ma swoją własną historię, nie lepszą, nie gorszą od mojej, ale inną.

Jeszcze o czterech Braciach. Pierwszym z ulubioną długą brodą i oczyma z Taty miłością, drugi z ulubionymi okularami, bródką, repertuarem piosenek i ciekawymi spostrzeżeniami, trzeci z ulubionym krzyżem w różańcu, historią o kościołach i z zagadkowością w twarzy i czwarty z ulubioną zupełnie niespodzianką, uśmiechem. To po prostu był czad. A ludzie. Nawet ci, na codzień blisko - z ulubionymi słowami dla mnie, próbującej być misiem-przytulanką. Bez Taty tak by nie było. To jedno wiem. I za to "Chwała Panu".

10 sierpnia 2005   Komentarze (11)

Bez tytułu

Gdybym napisała teraz zwyczajnie- "wróciłam" byłoby to nieprawdą. Można byłoby to odczytać jako że wróciłam do tego, co było przedtem. Ale nic już nie będzie jak przedtem. Trzymając we własnych rękach Wielką, Największą Tajemnicę...Nie umiem się do tego przyzwyczaić i obym nie umiała. Taty dar.

Oczywiście. Chciałabym zebrać się w myślach i napisać ten tydzień. Ale to nie był tydzień. Sam fakt, że nie śpię od prawie 40 godzin wydłuza tydzień o nie. Że bez Czasu, którego szczerze nienawidzę. Czas uciekł, schował się, pozwalając być.

Pytanie w głowie to już nie kim jestem. Wiadomo, za dużego pola do popisu nie ma. Ale - jaka jestem. Właśnie ja. Jedna z wielu 18letnich dziewczyn. Jaka?

Brakuje mi słów. Może dlatego w pamięci obrazy. Szczęśliwa.

09 sierpnia 2005   Komentarze (18)

Zdania.

Odpocznij w czasie wakacji. Zobacz, że trawa jest zielona, że niebo jest niebieskie, że po niebie wędrują białe obłoki. Idź miedzą pośród zbóż, po których wiatr chodzi. Połóż się nad brzegiem morza i słuchaj, jak ono szumi. Może zechcesz inaczej spędzić ten czas. Dobrze. Byleś tylko znowu znalazł siebie, byleś znowu uchwycił swój rytm, odzyskał spokojne spojrzenie na siebie, na ludzi, na sprawy, na świat - byleś znowu poczuł się wolny.

 Nietrudno się domyślić, że znowu wyjeżdżam. Zaskakujące w tych wakacjach jest to, że są w ogóle nie planowane, a wszystko, co w czasie nich otrzymuję, przyjmuję jako skarb, z którego kiedyś zrobię użytek. Bardziej lubię wyjeżdżać, niż wracać. Wyjężdżając sprawy w pewnym miejscu dopina się do któregoś momentu, by zupełnie inaczej zacząć tam, gdzie się przejechało. Powroty są trudne. Bardzo. Nawet bardzo bardzo. Z jednej strony trzeba zostawić to, do czego się już przyzwyczaiło, a z drugiej wrócić do czegoś pozostawionego, do czegoś, co mogło zasadniczo zmienić się w czasie nieobecności.

Zaczynam zdobywać wprawę w pakowaniu się. Może kiedyś spróbuję na czas.

Dziś było tak...W skrócie - byłam w kościele, kiedy zaczął padać deszcz. Ale ten deszcz zapowiadał burzę. I w miarę jak grzmiało i błyskało coraz więcej, tak zwiększała się liczba ludzi w kościele. Po mszy nie było już deszczu. A deszcze przecież znaczy, że Tata się nami opiekuje.

Minął rok. I gdybym próbowała przewidzieć jak teraz wszystko będzie wyglądało -- z setek pomysłów, żaden nie sprawdziłby się.

W domu jest dobrze. A to zdanie znaczy bardzo wiele.

31 lipca 2005   Komentarze (12)

Bez tytułu

A ja naprawdę kocham panią A. Bo kto inny jak nie ona wyciągnął mnie dzisiaj na siatkówkę w piasku, który mógł być rozżażony, ale nie był. Jakże można moich znajomych nie lubić(o wiem, niektórych się jednak da, ale to całkiem inna sprawa). No i jeszcze był  pan, który mnie nazywa ulubionym bramkarzem. Czasem ludzie mają poczucie humoru. Choć zła nie jestem, nie powiem. Opaliłam się ślicznie. Wygraliśmy.

Potem przyszłam do Taty. Dawno nie odwiedzałam tego konkretnego Jego domu. Za wiele się w nim nie zmieniło. Lubię tą ciszę, która tam czasami panuje. Niezakłócana niczym głosem, żadnymi organami. Jeszcze bez ludzi.

Spotkałam jednego znajomego. Chwilkę pogadaliśmy, potem znów pani A. zmierzała w moim kierunku wyciągając mnie na spacer. Jak to fajnie, kiedy przyjaciółki wracają z wakacji...Ja do P. formą smsową, oczywiście: sorki za tamto, może jutro wakacyjny spacerek wieczorową porą. Odpisał: ale wiesz, że lubię piesze wędrówki. O której mam przyjść pod Twój balkon?Rozwalił mnie tym.

Ja zreguły od ludzi, właściwie od przyjaciół nic nie chcę, oprócz chwili raz na jakiś czas. Nie potrzebuję żadnych wyrzeczeń, strasznie długich rozmów, albo relacji, które nie chcieliby mi powiedzieć. Czasami chcę tylko podparcia. Albo żeby w chwili słabości powiedzieć komuś przyjacielu...Jaka ja jeszcze jestem głupiutka...

29 lipca 2005   Komentarze (10)

Za-kupy

Kolorowych snów na dobranoc...Nie wiem dlaczego tak jest, ale jaki by nie był dzień, wieczór następujący po nim jest melancholyjny, nawet jeśli się znajduję w tłumie znajomych na najdzie mnie nutka zamyślenia. Dzisiaj bardzoej zakupowo. W samych sklepach pociąga mnie bardziej oglądanie tego, co jest niż kupowanie. Zwykłam kupować jedynie potrzebne i praktyczne. Tak i dzisiaj. Znalazłam wypatrzone na początku lata sandały, znajdujące się już w przecenie, w ulubionym sklepie obuwnicym. Ich zakup był już czystą formalnością spotęgowaną stwierdzeniem, że są to najlepsze z sandałów w mieście. A jakie laćki sobie kupiłam. Takie chinki z podeszwą w kwiatuszki. I będą pasowały do mojej sukienki, o której istnieniu przypomniało mi się w Orsayu.Wczoraj ścięłam sobie grzywkę. A spodobała mi się dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam identyczną u jakiejś młodej pani w Terranovej i napewno jej to zrobiła fryzjerka. Nie zdążyłam się pochwalić, ale mam za sobą ścięcie włosó u jednej osoby szczycącej się tym, że jej włosy nie bardzo lubią użytkownicy nożyczek.A jednak! Niewątpliwym sukcesem było to, że były równo ścięte.( A jeszcze widzielibyście moją branzoletkę zrobioną z guzików! Moim skromnym zdaniem, gigant! :))

I z jednej strony się cieszę, z drugiej chciało by się komuś wypłakać. I ten pokój. Dzisiaj wyjątkowo nielubiany. Łózko w nim zajmuje 75%powierzchni. Zawsze, kiedy biorę się za przekładanie książek, mam nadzieję, że zacznie wyglądać jak marzenie. I zawsze musi być ten następny raz. Lubię go, kiedy zapalę świeczki i piję miętową herbatę, kiedy brzmi w nim moja ulubiona, zależna od nastroju, muzyka. I kiedy w nim chłodno. Dzisiejszy wieczór do chłodnych nie należy.

28 lipca 2005   Komentarze (17)

Bez tytułu

Były dni, kiedy chciałam polecieć w kosmos. Pod ręką tylko satelity-huśtawki.

Dziękuję za komentarze do wczoraj. Nie muszę mówić, że nic nie wiem. Ale to jedna z prawd, która się stała sposobem na codzień.

27 lipca 2005   Komentarze (13)

Czas radości i czas smutku.

Jeszcze rok temu żyłam wyłącznie uczuciami, jakimiby nie były. Teraz kieruję się tylko rozumem, bo wiem, że wsyztsko, co mnie otacza, to tylko chwilowy stan. Mimo wszystko smutno. A jeśli i wiem czemu, to nic to nie zmienia. wytłumaczenie, że tak musi być nie działa, bo tam gdzieś w głębi patrzę dziecięcymi oczkami. Czasami.....niewarto

26 lipca 2005   Komentarze (14)

Gdyb.

Napisanie czegoś teraz będzie ostatecznym przyklejeniem trzem tygodniom i jednemu dniu etykietki że było. I może trzeba było by odpowiedzieć na pytanie - jak było. Turysta w mieście, które zna z zamkniętymi oczyma. Szczęśliwa w malinowym chruścianku, w lesie, na wyspie, nad jeziorem, beztroska na ludnych ulicach, nie przywiązana, właściwie wolna. Tak jak wolny jest ten, który wie, że tu jest tylko na chwilę, a zostawiony u nowopoznanych osób ślad nie będzie go nic a nic obchodzić. Iść ulicą i nie poznawać ludzi. Swoją drogą - już dawno temu wiedziałam, kto wyrośnie na przystojnego, a kto jednak nie. Może kwestia gustu. Szampan, wino, piwo,uśmiech ze łzami, śmiejące się łzy. Zadumanie.

Dokąd?

Dzisiejszy dzień właściwie się nie zaczął. Bo normalnie otwierasz oczy i widzisz rano. On był kontynuacją świadomą wczoraj. Słońce na moich oczach zachodziło i wschodziło. Mgła okrywała pola. Miastami błąkały się bezdomne sny....I znowu jest inaczej. Trzeba było by się już przyzwyczaić. Ale jak można się przyzwyczaić do nieprzywidywalności życia, jeżeli chciałoby się wszystko przewidzieć. Za dużo gdybania, może dlatego, że ja jestem za daleko.

Na wieczór - Liz Nickles "Cały czas świata". Do poczytania.

25 lipca 2005   Komentarze (12)

W sloncu i deszczu.

A ot i nie. Nie Krakow i nie Wroclaw. Troche dalej. Krakow widzialam oka mgnieniem, ale i to mi wystarczy. Wroce juz w poniedzialek. W zasadzie wszystkie typy humorow udalo mi sie przezyc. Napewno wole te przyjemniejsze.

Wsobote byl drugi  wmoim zyciu dzien mokrych trampkow. Zakonczyl sie przeziebieniem i czerwonym nosem, no i nizszym tonem glosu. Zdjecia robie. Obejrzec by je juz  w domu.

Nawet za duzo nie mysle. Wrzucam luz na troche. Nie ogladam wiadomosci, nie mam dostepu do komputera i komorki. Moze i raj. A moze i nie. Swiadomosc nieuchronnych zmian i nie koniecznie panowania nad wszystkim.

Z usmiechem.

18 lipca 2005   Komentarze (28)

Relacja w kafejce bez ogonkow.

W kafejce. Wokolo szum. Ktos slucha Rammsteina. I nie serwuja tu ogonkow, niestety, wiec pisze jak pisze.

W autobusie czytalam "Tabu" Kingi Dunin. Swietna, szczerze mowiac. Jezyk, ale przede wszystkim tresc. Potem radosc i zaskoczenie, bo przeciez nic nie mowilam, ze przyjade, w ogole. Ale to nic. 17 godzinny sen. Ja w ogole strasznie duzo spie.

Z tego, co pisalam, bo ja przeciez nie umiem nie pisac: " Bo czasami lepiej nie wiedziec, niz wiedziec. I ktos madry kiedys mial racje mowiac, ze szczescie rzadko bywa darem, a najczesciej trzeba o nie walczyc. No i w zyciu nigdy nie mozna mierzyc sily na zamiary. Conajmniej dlatego, ze nigdy nie wiadomo czego jest ile. I takie uczucie bycia puzzlem z innej ukladanki.

A to tak bardzo chwalone przez wszystkich miasto zachwycilo mnie katedra. Jeszcze nigdy zaden kosciol tak na mnie nie zadzialal. I klimat i sciany, i ludzie w srodku.

A ulice mozna najdokladniej opisac w ten sposob, ze slady dawnego bogactwa spotykaja sie tu z nowym. I dawna mentalnosc z nowa.

I nie musze chyba pisac, ze jestem szczesliwa. Bo ludzie nawet keidy czasem wydaja sie zli, to sa serdeczni, niektorzy przynajmniej, ale ja przeciez mam szczescie do tych dobrych. To jest potwierdzone. Ale ja naprawde lubie to uczucie bezpieczenstwa, mimo, ze czasem trzeba przeskakiwac przepascie, ale i one wydaja sie byc do czegos potrzebne. I znow sobie zrobie wolne. Bez telefonu, kompoutera, mojej ulubionej posegregowanej muzyki. Jedyne Ohne dich Ramsteina sie czasem trafia. Za to z olbrzymim usmiechem i swiadomoscia, ze mozna lubic po prostu. Z wielkim dziekuje dla Taty.

I bawcie sie dobrze :)

08 lipca 2005   Komentarze (29)

Bez tytułu

Zmywam się. Całonocna jazda autobusowa przede mną. Postaram się odezwać za kilka dni, a już napewno za kilkanaście. Z taką niespodziajką w środku jadę.

Życzę udanych wakacji, takich, które coś zmienią i wiele nauczą.

28 czerwca 2005   Komentarze (28)

W trzech zdaniach.

Krótko. Jeden z szarawych nic nie niosących, dosyć słonecznych dni. I coś, co pierwszy raz przybrało konkretny zarys słowny- jeśli w jednej chwili ktoś mnie denerwuje i wydaje mi się, że cierpię, rozmawiając z nim, to nigdy nie mogę być pewna, że on nie cierpi bardziej rozmawiając ze mną. Nienawidzę takich pozorów.

27 czerwca 2005   Komentarze (15)

Zamąciło mi się.

Szczerze - jestem zmęczona. To pierwsze wrażenie dzisiejszego dnia. Darek ulubił mnie dzisiaj najbardziej. Bo okazało się, że na innych rękach spotykały go nieprzewidziane według niego wypadki. Bo tak jak ja, nic z tego nie będzie pamiętał. Więc mu kiedyś opowiem o białym garniturku i czarnej muszce. I żeby korzystał i pomnażał to, co dzisiaj otrzymał. Tak byłoby najlepiej. A jak mi o tym opowiadał- z przejęciem w oku, gestykulujac. Chyba też musiał się uskarżać na rozwijający się nadal aparat mowy. I dostał swoje olbrzymie auto. No i kto się najbardziej cieszy? Ja. Bo muszę go w nim ciągnąć. Ale wiem, że warto. Bo kiedy się przytula zmęczony, uśmiecha albo próbuje dać buzi...Przecież tego uczucia w środku nawet nie da się opisać!

Co do wczoraj. Czasami celowo piszę, żebym rozumiała tylko ja. Żeby po jakimś czasie skojarzyć fakt z dniem i pamiętać. Niektórych rzeczy się przecież nikomu nie mówi.

Czekanie...Tak bardzo mnie z niecierpliwości zżyma. Liczę godziny. Modlę się, żeby On stwierdził, że to, czego ja chcę, jest potrzebne. Wtorek. Byle do wtorku. A jeśli się okaże, że jest inaczej niż myślałam?I myślę? Zobaczę.

26 czerwca 2005   Komentarze (18)

Nie wiem i nie chcę wiedzieć, która godzina....

Szczęście emanowało chyba spod powiek. Cała rodzina jest szczęśliwa. Każdy do przodu i z nadzieją. Choć przecież niewiadomo jak będzie.

A ja właśnie robię to, czego nie lubię najbardziej. Czekam. Próbuję cierpliwie. A emocje zjadają.

Byłoby to na tyle tej pisaniny wieczorową porą.

Zapomniałam jeszcze napisać, że muzyka nie potrafiła porwać, a jego( nie wiem nawet czy kiedyś był bardzo ważny) ciało nabrało bardziej męskich kształtów. Zdaję się na opinię moich dłoni.

25 czerwca 2005   Komentarze (11)

Żaluzje

Spotkał mnie zaszczyt niewiadomego pochodzenia. Kiedy oto w sklepie kosmetycznym szukałam odpowiedniego lakieru do paznokci, pewna pani zechciała mnie umalować w ramach pokazu. Czasu miałam jak marasu, pomyślałam, czemu nie. I nawet dosyć jej ciekawie to wyszło. Poza tym wrócili już goście-rodzice(tata sam sie tak nazwał, a ja przytaknęłam). A radości ile było. Darek skakał, piszczał i uśmiechał się. Pozatym zafundowałam nam sesję we dwoje: tak wygląda rodzeństwo, a tak najmłodszy potomek rodu, który jest zupełnie nieświadomy,że jutro ukończy roczek. Mama była dumna i cieszyła się, że swoje dzieciątka ma przy sobie no i że ja jestem taka zaradna.

A ogólnie to wspaniale. Tak naprawdę. Plany na wakacje poczynione, mam nadzięję, że wszystko się uda. Rodzice zostali tylko o nich poinformowani. Lubię tą moją odpowiedzialność.

A jutro odbiór świadectwa. Mam takie z czerwonym paseczkiem. Tak jakoś dziwnie się udało.

No i byłam u Niego. Tak zacisznie. Tata przygarnął, porozmawiał, jak to w Jego zwyczaju czasem bywa. A mi się marzył chorał gregoriański. Nawet nasz kościół może mi się spodobać. z reguły wolę takie małe, zaciszne, a najlepiej właśnie remontowane. Taki nawyk stary.

I takie żaluzje mi się udały. Gdyby się przypatrzeć, to coś z tego nawet wypływa.

23 czerwca 2005   Komentarze (16)

Miętowa.

* * * (piję herbatę)

piję herbatę

ściskam długopis

prowadzący

przestrzennymi korytarzami

listki w szklance

opadają

napój przemienia się

powoli

w barwę

i smak
Belwit Christian

No bo to właśnie tak jest. Otworzyć oczy jak najszerzej i słyszec jaknajwięcej. Powietrza do płuc tyle, żeby w sam raz. I być. Ciągle nieustannie zgłębiać.

Już wiem, co robię w sierpniu. Muszę, bo inaczej będę żałować. Bo wyjdę na kogoś, kto jedno mówi, a drugie robi. Poza tym zrobię to z przyjemnością. Bo zasłużyła całym wkładem w moje życie.

22 czerwca 2005   Komentarze (15)

Zwiedzam miasto w drodze do lekarza.

W witrynach.
Odbicie.
Idę.
Ja?
Czy ktoś inny
ubrał się
w moje
życie

{księgarnia}
Kupię
najdroższe erotyki
żeby
choć przez chwilę
obcować
z miłością

Lipa, jaśmin, świece. Dzień dzisiejszy: 7.17- 19.20 szczęśliwa. Potem wolne.

21 czerwca 2005   Komentarze (13)

Pora drobnostek.

Nadeszła pora stwierdzania faktów. W mieszkaniu nie pali się ani jedna żarówka. W głośniakch rozbrzmiewa delikatna muzyka wieczorową porą. Bez wątpienia jestem szczęśliwa. Zabawne, że może to być sprawa kilku ocen zwracających z honorem wiarę w siebie i własne możliwości, ale na pewno nie tylko. Pierwszy raz jest tak, że nieobecność rodziców nie przygniata ciężarem, nie nakłania do bałaganu zwalającego się na głowę. Jest zupełnie inaczej. Robię to, co jest potrzebne i próbuję nowych rzeczy. Kombinuję potrawy i środki finansowe. Do czwartku zostało 1,60 w sam raz na nowe pół chleba. Dżem na szczescie mama w tamtym roku robiła.

Myślałam jeszcze nad zmianą fryzury. Coś wygodnego, ale i charakterystycznego. Bo faktycznie, moja grzywka...hmmm wyróżnia się, ale napewno jakimś nieładem.

I nawet nie o tym miałam. Ale to za chwilę. Bo teraz chcę napisać, że wczorajsza noc skąpała mnie w modernizmie. Nie muszę mówić, że się zakochałam jeszcze bardziej. Choć determinizm wyniszcza. Aczkolwiek człowiek jest istotą wielokrotnie złożoną, co próbowałam metaforycznie przedstawić na sobie. Ciekawe, jak można opisać siebie wychwytując największą cześć jedynej prawdy. I żeby opis był aktualny na więcej niż jeden dzień. Bo wszystko zmienia od wewnątrz.

Teraz...Kiedy się przyglądam sobie z boku (o ile to możliwe) zastanawiam się, nie za dużo we mnie egoizmu? To tak trudno opisać. Boję się przywiązania do człowieka, więc dwbam tylko o siebie, nie lubię też narzucać innym swoją wolę, ale to nie tak, że jestem uległa, czasem uwielbiam, ale to zależy od człowieka. No i właśnie to mnie w pewien sposób nie pokoi. Chciałoby się powiedzieć: nie widzisz jaka  jestem? Przecież najlepiej nam się rozmawia, kiedy jest mi źle i własnie coś od Ciebie potrzebuję. Nie mów mi więc, że mnie lubisz. To nie może być prawda. A później myślę jeszcze inaczej, że mogłabym nawet słowem, jak jakimś narzędziem.

I jestem na pewno w gorącej wodzie kąpana. Bo jak coś jest, to tak przynajmniej powinno być. Nie inaczej. A jeśli inaczej, to muszę mieć czas na przemyślenie i zaakceptowanie tego. Czasem tak jest źle.

Ale dzisiaj jeszcze szczęśliwa. Tak bardzo. Nawet bez powodu. Nie było gwiazd z nieba, bukietu róż i tak dalej. Ale jestem. Choć przypominaćby to mogło wmawianie sobie, powtarzam natrętnie, żeby pamiętać, że się nie żalę, że łapię chwilę, ze cieszę się z drobnostek. Bo umiem. Już.

20 czerwca 2005   Komentarze (11)

Niedziela

Ja normalnie nie lubię niedzieli. Bo oprócz pójścia na mszę, to wszystko inne wydaję się takie rozciągnięte jak stara guma do żucia. Nie lubię niedzieli zwłaszcza wtedy, kiedy zostaję sama, a z drugiej storny z niedzielnych rodzinnych obiadków mało kiedy korzystam. Wygląda na to, że niedzieli nie lubię po porstu. Własciwie bez powodu. Bo trzeba coś.

Tak myślałam. Kurcze, trudno mi. Bo ja zawsze mówię prawdę. No i właśnie zastanawiałam się, czy czasem nie jest im tak, że ja mówię im tą prawdę, a oni w niej doszukują się jeszcze jakichś uklrytych przesłań? Podwójnego dna. Natchnęla mnie do tego rozmowa z Anką. Ale i tak więcej nie wiem, niż wiedziałam. Ale od myślenia jeszcze nikt ani nie przytył, ani nie schudł, więc co mi szkodzi.

I do babci poszłam. Do tej która jest bliżodalej, ale trochę bliżej niż była przedtem. Tak miło. Nie było starszawych już sztywności.

Wieczorem łezka się w oku zakręciła. Bardziej ze złości, może trochę z nudów. Z własnego czasu rozliczam się sama.  W oknie świecił księżyc. Będzie mi opałał policzki. I te policzki jeszcze robiły uśmiech na zawołanie pod biórkową lampą. I tak właśnie minął mi dzień. Przyjemnie? A wczoraj spotkanie z ruiną. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze lubię ruiny.

A od jutra prawie wolne. I niech mi ktoś nie mówi, że się nie cieszę.

19 czerwca 2005   Komentarze (18)

Bez tytułu

Dawno już nie było tak długiego tygodnia. I wydawać by się nawet mogło, że sposobem na wydłużone życie jest czekanie, ale ono na pewno nie zrobi je szczęśliwym. Czekając ma się uczucie, że czegoś brakuje, jakiejś ręki, może powietrza, a najbardziej słów.

Wczoraj było coś, na co czekałam chyba od półroku. Ale nie umiałam powiedzieć nic. Może słowa jednak nie są najważniejsze.

Filmowy wieczór i noc. Najwyższy czas. Dziękuję.

Zmęczona. Marzy mi się trochę dzień, w którym nie zaboli mnie nic.

Dzisiaj byłam wolontariuszką na kocercie charytatywnym- zbieraliśmy pieniądze na wakacje dla dzieci upośledzonych. Na poczatku było mało ludzi, ale potem już lepiej. Jakieś miejskie zespoły rockowe.

Jak tak się patrzę, to można cieszyć się życiem.

18 czerwca 2005   Komentarze (18)

Z uśmiechem.

Nie powinno się chodzić spać, kiedy już zaczyna świtać. Nie powinno się budzić wtedy, kiedy klasa siedzi własnie na 4 godzinie lekcyjnej. Nie powinno się mieć następnej wizyty u lekarza dopiero w listopadzie. I głowa nie powinna boleć cały dzień, zupełnie jakby miała powód.

Z rzeczy pożytecznych- lodówka nie świeci tak do końca pustkami, ale ja już jestem bez grosza, oczne spojówki zostały dokładnie wymoczone, więc nie powinny piec.

Chcę się przytulić do mamy i Młodego. I chcę, żeby ktoś był- ale to jak każdy. Niczym się więc nie wyróżniam.

Z uśmiechem -  zawsze jak to piszę do kogoś w pozdrowieniach to wypełnia mnie taki dobrotliwy spokój.

16 czerwca 2005   Komentarze (21)

Zdjęciolekcja

Do przeprowadzenia lekcji potrzebny jest przede wszystkim nauczyciel. Później przydałaby się jeszcze jakaś klasa, a najlepiej byłoby, gdby była zainteresowana, ale nie bez przesady lekcją. Poza tym Kinia i Mika z uśmiechem, no i jeszcze ja. Jak więc na zamieszczonych ilustracjach widać w szkole w porządku.

Po szkole- nie rozmawiam ze sobą upracie uciekając wzrokiem.Poza tym dorwałam się do nożyczek- efekt- asymetryczna grzywka.

A i jeszcze. Mój chłopiec. Dzwoni, czyta, w powietrze emituje radość, no i oczywiście- leni się

15 czerwca 2005   Komentarze (17)

W słoiczki wkręcone są wspomnienia.

Możliwe że byłby to wyjątkowy dzień. W moim bezkalendarzowym życiu przemkło się przez myśl, że to chyba jednak dzisiaj. No tak. Ma urodziny. Telefon do ręki. Wycharczał nieszczęsny, że nie ma takiego numeru. Ostatni raz pamiętałam o urodzinach 5 lat tamu. Ówczesny 18 letni przyjaciel i 13letnia jego prawie siostra. Tak mi się nasunęło, kiedy gotowałam dzisiaj obiad. Właściwie to nasze ostatnie spotkania można by też było przedstawić jako zetknięcie się człowieka pracującego fizycznie z dzięwczem, które żywi się marzeniami. Co mogłam wtedy zrobić? To, co najlepiej umiem, zabrałam go do krainy dzieciństwa.

Tak to wszystko dziwnie mija. Przez chwilę w nozdrzach zapach lipy. Kolejny przeblask. Śmiałam się wtedy. Zrywałam lipę. Pachniało. Później się suszyła. Miałam własną herbatę.

A co jeśli już nie powinnam wspominać? Ale po to to chyba jest?

A swoją drogą, jeszcze mi się pomyślało, że Bóg musi być niebywały talent pisarski. Jeśli  każdy ma swój los( nie że predestynacja, tylko podobno On wie, czego się mozna po każdym człowieku spodziewać) i w dodatku musiał jeszcze przewidzieć niepewności pomiarowe typu wolna wola. I układa te historie już bardzo długo i żadna Mu się nie powtórzyła...Trzeba przyznać-nieźle Mu to idzie. Za moją historię jestem wdzięczna. Nie zamieniłabym na inną. Nawet, kiedy mam wszystkiego dosyć.

Zjem kolejny słoiczek dżemu.

14 czerwca 2005   Komentarze (13)

Sprzątanie domowej herbaciarni.

I jest mi tak dobrze, że oddycham pełną piersią. Dzień zaczął się wydłużonym szukaniem części ciała rozrzuconych w moim łóżku. W łazience próbowałam spowrotem przypisać co do czego ma się przyklejać. Zdanie wygląda nieco makabrycznie, ale też tak się czułam, jakby zamiast spać pracowałam na jakiejś roli. Kawa. Jeszcze trochę i już będzie koniec. Zawalam, nie zawalam, jeszcze nie wiem. Robię tylko to, na co starcza mi siły. Ze stanem nie żałuj.

Rozdawałam bezinteresowne uśmiechy.

Posprzątałam. Nie lada wyczyn, zważywszy, że cała podłoga wyścielona była książkami i ubraniami, które było trudno zidentyfikować jako te do pralki czy też jeszcze do szafy. Zrobiłam pranie. Pralka huczała melodyjnie tworząc swój własny, tym razem, biały świat. Skończyły mi się kubki. Garnki też. Chyba muszę umyć naczynia i podłogę i wyrzucić zaległe śmieci. Cały ten przydługawy opis można by zastąpić jednym zdaniem z czterech słów:"Wzięłam się za siebie". Bo co ma robienie komuś na złość do tego, że ja siedzę w bałaganie?

Noc. Herbata miętowa. Spać.

13 czerwca 2005   Komentarze (17)

Co znaczy?

Powinnam uczyć się albo spać. Dzień znów mi uciekł. Jem kolację. W moim oknie wciąż kwitnie nadzieja. Pełne światła są moje dłonie. Tyle w głośnikach. Kawa zbożowa. Na tapczanie siedzi Pan Cogito zadumany nad przyszłością świata i małym kamykiem, który wpadł do buta i o ranie nie pozwalającej myśleć o ideach Platona. Ja nie myślę aż tak wzniośle. Zastanawiam się czy może przypadkiem za bardzo nie narzekam. Że to nie tak albo tamto. I wygląda jakby mi ciągle było mało. Choć codziennie jest przynajmniej jedna chwila kiedy jestem szczęśliwa. I się uśmiecham. Może nie umiem o tym mówić i pisać? Nie umiem zapanować nad wielką radością i takiej samej wielkości smutkiem. Obydwa te zjawiska wypływają ze mnie oczami, twarzą, słowami.

Zastanawiam się nad możliwością utraty tego, co w chwili obecnej mam. Nie chcę. Nie wyglądam najgorzej. Nie mam najgorzej. Trochę czegośtam umiem. A jeśli nie chcę tego stracić, to znaczy, że jest cenne, więc nie mam prawa narzekać. A to ludzkie dosyć, prawda? Taki zwyczaj przejmowany od starszych pokoleń. Pan Cogito macha głową. On by tak nie chciał. Ja chyba też nie.

I własnie wyszedł mi jakiś pozytywistyczny tekścik. Nie ważne dziś, co będzie jutro.Och, nieważne.

Nie chcę narzekać na pogodę, ale chcę troszeczkę umiarkowanego słońca. Właśnie, jaka jest różnica między narzekaniem, a mówieniem tego, co się chce? Przecież jedno i drugie jest stwierdzeniem, że to, co jest, nie pasuje i chce się czegoś innego.

12 czerwca 2005   Komentarze (11)

Dzień w taryfie miks. Podobno tania. Ale...

Najpierw była siatkówka. Kontynuacja wczorajszego wyżywania energii złości. Potem obiad  odgrzany z wczoraj. Chwila dla Poniatowkiego i Radziwiła"Panie Kochanku".Jeszcze później namalowałam sobie nową twarz, nie w tych kolorach co zwykle, ubrałam bluzeczkę-jedyną w swoim rodzaju w mojej czarno-białej szafie, bo różową. I w dodatku miałam aspiracje, żeby się dobrze bawić. U różowych bluzkach może nie będę się terazwyrażać, bo by wulgarnie wyszło. A o bawieniu się...ostatecznie zdałam sobie sprawę, ze tych ludzie tak naprawdę nie lubię. A to dlatego, ze suzkają prymitywnych podstawników życia. Jak ci ludzie z jaskiń. Najgorsze jest to, że zaprzepaszczają wszystko. Co będzie robił palący teraz dziesięciolatek za jakieś  7 lat?

A tak poza tym zawiodłam siebie. Ale to wyłącznie moja sprawa. Mój wybór i moja świadomość.I zmieniona trajektoria. Jutro będzie inaczej. Ze swoją twarzą i własnymi oczyma.

A jednak drugi człowiek jest czasem potrzebny. Ale ja nadal nie wiem, ktory to.

Kończę ten dzień, który kręcił sie wokół maksymalnych szczytów radości i smutku połączonego z rozczarowaniem.

11 czerwca 2005   Komentarze (19)

Huraganica prawie niecodzienna.

 Przewalili się niczym huragan trwający okraglutką dobę. Malec ucieszył się na mój widok. Skakał z radości z pytaniem, gdzie byłam, na czworaka przypominał sobie stare kąty, łaszczył się do mojej gitary, wtulał się w moje ramię, potem je gryzł, chyba też z miłości, piął się jakbym była drzewem, cieszył się każdą chwilą, nie rozumiał wyjścia do szkoły i łazienki, bo on by najchętniej ze mną...Mama twierdziła, że było jej przykro, że sama z gorączką, że w ogóle sama. A potem płakała. Ja nie mogłam nic zrobić. To nie dotyczyło mnie. Może szkoda. Wtedy mogłabym, jak kiedyś, ta pięcioletnia dziewczynka, powiedzieć, że się poprawię, a by się uśmiechnęła. Banalne, będzie dobrze. W mieszkaniu znów są tylko ściany. No i jeszcze czasem ja. I nic nie muszę. Wracać do domu, chodzić dos zkoły, jeść, spać, rozmawiać z ludźmi. Taka niemuszencja.

 Człowiek z Lasu zwolnił wczoraj z lekcji. Ma tę moc sprawczą. A dzisiaj sami się zwolniliśmy na herbatkę z owoców leśnych. Człowiek ten świętował z nami spóźnione urodziny. On nawet dużo wie. I czasem ciekawie mówi. Ma obraną konkretną drogę i kroczy nią tak nietypowo, że przyciąga do siebie młodzież. I podobno się zna na sprawach sercowych.

 Byłam dzisiaj na rowerze. Śląsko-leśnowate drogi przebyte w 24 minuty, co znaczy, że choroba nie wykończyła mnie jeszcze maksymalnie.

 I piję zbożową kawę.

 A poza tym jestem leń, taki prawdziwy i brakuje mi samozaparcia. A doba za szybko mija.

I tak się dziwnie czuję, jakby w pokoju pachniało jaśminem. Lubię ten zapach i tą formę kwiatkową.

10 czerwca 2005   Komentarze (15)

Moje paranoje.

Wczoraj przemierzałam w godzinnach porannych główną ulicę mojego miasta. Szukałam lekarza, który by sprawił, żeby było normalnie. Zamyślona jak zwykle, dopiero w którymś momencie zdałam sobie sprawę, że za mną za rytmicznie, zbyt w takim samym tempie dochodzi stukot kobiecych obcasów. Wtedy przypomniałam sobie. Była chyba jesienna noc tamtego roku. Szłam donikąd z workiem czasu na plecach. Było sucho. Szła przede mną jakaś kobieta. Zrównałam swój krok z moim. Echo moich glanów obijało się o ściany. Ona przyśpieszała i ja też. W pewnym moemencie odwróciła się. W oczach miała ten strach, co ja wtedy. Tylko, że ja nie chciałam nic jej zrobić. Taki świadomo-nieświadomy przypadek. A ja właśnie od wtedy umiem biegać i mojej pięści nie obcy jest smak bicia. Pozostał taki trochę żal.

Wróciłam do szkoły. Za długo mnie tam nie było. Nie mam cierpliwości siedzieć na lekcjach. Na półkach mam za wiele ciekawszych książek.

 Noc przyszła. Dzisiaj mógłby świecić księżyc. Opalałby moje powieki.

Odezwał się. Z krótkim wprowadzeniem o pogodzie we Wrocławiu. A ja przypomniałam sobie jego majówkowy list do Majki. A właściwie moją reakcję jak go zobaczyłam. Wtedy to była taka sielanka. Wszytsko normalnie. Dom,szkoła, prawie zdrowa byłam.

Może znów szukam cukierka zastępczego? By przez chwilę w czyichś ramionach. A potem się winić, że kogokolwiek bolało.

Tak właściwie to tam, w środku, mam na tyle posprzatane, by czuć się bezproblemowo. Więc się czuję. Tak mniej-więcej.

07 czerwca 2005   Komentarze (21)

Sen, jawa, we wszystko ingeruje Tata.

Obudziłam się. Dużo czasu zajęło mi odgrodzenie snu od wczorajszej jawy. Okazało się, że była sama jawa. Choć trochę bałam się, że jadę nie z tymi ludźmi, co trzeba i że w ogóle jadę. I jeśli teraz się zastanawiam nad tym, co napisać, to tylko dlatego, że próbuję znaleźć i wyodrębnić to najważniejsze.

Do organizacji Lednicy zraziłam się wtedy, kiedy wielebny ojciec Góra mijał mnie w potężnym samochodzie, rozmawiając sobie z uśmiechem, podczas gdy ja musiałam iść z moim plecakiem i iść, i iść. A jak już doszliśmy to był tłum ludzi. Większość wyglądała jak bliźnięta, w tych samych koszulkach.  Potem zobaczyłam moją siostrę, właściwie dwie. Jak rzuciłam się w jej ramiona. To było takie piękne. Lubię moją emefowatą rodzinę. Słowa z lipca przypominają, że we wspólnocie, gdzie każdy człowiek jest moim bratem. To w nas lubię najbardziej. Poczucie bezpieczeństwa i jedności. Myślałam nawet, że podobny stan pojawi się w realizowaniu podpunktu nazywającego się:"zawiązanie wspólnoty".

Padał deszcz. Dużo deszczu. Pola Elizejskie, bo tak je nazwaliśmy dla kontrastu, przemierzyłam kilka razy. Za pierwszym natknęlam się na napalonego wielbiciela Lednicy, którą jął się mnie ewangelizować. Wszystkie argumenty mu zbiłam, odszedł zmyty. Wyglądał jakby przez tydzień siedział na rekolekcjach i teraz chce wszystkim na siłę pokazać drogę do Boga. A ja moją drogę do Taty już wybrałam. Ten odszedł zmyty, a ja później przez niego się martwiłam czy mu tego zapału trochę nie nadpaliłam. Służba porządkowa więcej uwagi zwracała na to czy trzymasz się czerwonej wstążki, niż na to czy pijesz piwo. Mijałam księży, siostry, zakonników i ruchome konfesjonały. Niektórzy klęczeli, inni stali obok lub naprzeciwko siebie. Penitenci czasem płakali. Trochę przypominali mi mnie. Tylko, że ja właściwie nie chcę płakać, a te łzy same sobie idą.

Ostatecznie przestało mi się podobać, kiedy Krzysztof Krawczyk śpiewał mój ulubiony psalm. Wiem, że nie o to chodzi jaki głos i jak...Mijając ludzi zastanawiałam się czy wiedzą po co przyjechali. Ja chciałam zobaczyć dwie kochane osoby, przeżyć coś a la czerwiec tamtego roku i zrobić coś inaczej.W pewnym moemencie spanikowałam. Bałam się, że wszystko zacznie się jak kiedyś. Na nowo. Tylko, że już nie mam tych 13 lat. Na szczęście poszukałam człowieka. Nie wiem. Zawsze tak jest, że wystarczy mi na kogoś popatrzeć i wiem czy mogę powiedzieć, co czuję, czy trzeba używać słownika awaryjnego, może przejsć na drugą stronę ulicy, albo nie mówić nic.

Podładowałam moje wyczerpane już baterie. To był dosć ciekawy rozmówca. Mam o czym myśleć na jakiś czas, kolejny schodek. Idąc za przykładem balona, znów więcej wiem i jednocześnie nie wiem. Ale to, czego dowiedziałam się, podoba mi się, dodaje siły i w pewnym sensie pozwala zaakceptować coś, na co i tak już nie mam wpływu. Bo jednak każdy jest inny, mimo że podobny. Może będę już umieć mówić "nie", a nie to jeszcze tylko dzisiaj, następnym razem już nie będę, bo po co, to nic nie daje. Dzisiaj był ten ostatni raz.

Polubiłam pocztę polską. Wtedy, kiedy lunął największy deszcz, a ja piłam herbatę, siedząc na krześle w ich namiocie. I lekarzy. Kiedy po dość potężnym skurczu, nawet nie ostatnim, przyszłam do nich i oprócz wapnia i aspiryny dostałam czekoladę. 

Wracaliśmy. Wreszcie było sucho. Tak całkiem. Już wiem, że trzeba zawsze brać oprócz dwóch par spodni, dwie pary butów i skarpetek. No właśnie, skarpetki. Miałam ich nie mieć i miało mi być zimno. Ale tak samo pojawiły się niespodziewanie jak ten schodek do pełnego wejrzenia w siebie. I było mi ciepło. I w zakonie sióstr pallotynek, z białymi ścianami, tam wszytsko było białe, piliśmy herbatę. Ja kawę. Ten jej zapach o 3 nad ranem. Ta iskra życia przeszywająca powietrze.

A teraz jestem. Podtwierdziła się reguła, że na takich wyjazdach ja biorę tylko to, co potrzebuję, a nie to, co dają. Choć to, co mówili w głosnikach to był czysty populizm i było mokro, ale byli też ludzie. Tacy naprawdę ludzie. I Tata do mnie przyszedł w drugim człowieku. To chyba jest najważniejsze. Więc, mam to, czego szukałam jeszcze w piątek.

05 czerwca 2005   Komentarze (15)

Bez tytułu

A więc: dzisiaj ruszyłam na zakupy, bo jak dziecko jest samo to musi przecież o siebie zadbać. Zważywszy na to, że mogłam wydać maksymalnie 10 złotych, to miałam przed sobą dosyć ciężkie zadanie. No i jeszcze mi się w głowie kręciło.

Mam zamiar obudzić się jutro bez kataru. Obudzić się o 5 i zdążyć, żeby nie było. Wrócę w niedzielę. Zdrowa.

No bo jadę do Lednicy. Choć chyba powinnam leżeć w łóżku.

I miałam dzisiaj piękne spotkanie. Z Tatą. Bo przyszedł teraz, a tak długo Mu mówiłam, że chcę Go jakoś namacalnie poczuć. I przyszedł. Nareszcie. I powiedziałam Mu, że było źle i byłam przy Nim, że było mi dobrze i dalej byłam. I nie wiem jak będzie, ale będę. Bo On też jest.

03 czerwca 2005   Komentarze (18)

Zwięźle nie na temat.

Żeby tylko nie popełniać głupich błędów. Ale co to znaczy? W którym momencie?

Opadam z sił. Na szczęście tylko fizycznie. Choroba wykańcza. Do soboty zdrowa. Całkiem. Bo chcę jechać. Tam Kwiatuszek i nie tylko.

Zeżarłam dwie czekolady i znów opiekane kanapki. Jak nikogo nie ma, to musze strasznie uważac, żeby mi nie było smutno przy jedzeniu. I kombinować, żeby ładnie wyglądało.

Całkowita izolacja mnie już męczy.

Dajcie człowieka, co?

I tak jest dobrze. Choćby nie wiem co. Aua! Znów boli. Jest dobrze. Gdzie ta kaseta, co się zaciąć miała na tym dobrze?

01 czerwca 2005   Komentarze (24)

Momenty czuć.

Bałam się, że jak pojadą, to ta cisza w mieszkaniu zatka mnie zupełnie. Ale tak nie jest. To bezmówienie jest takie racjonalne. Nikt nie mówi, bo jestem tylko ja. Nie pachnie domem, bo jestem tylko ja. Obiad się przypalił, bo to tylko ja gotuję. Podpis mamy z usprawiedliwień źle wygląda, bo to tylko ja pisałam, to taki już zwyczaj.

Kolacja była pyszna. Coś jeszcze pamiętałam z zamierzchłym czasem, kiedy zajmowałam się domem. Chleb zamoczony w jajku, obsmażony na patelni, na nim stopniony ser i estetycznie podsmażona wędlinka. Wszystko pachnie jakbym to nie ja robiła. Herbata miętowa.

W moim życiu jest kilka cykli nieorganicznych. Od rozmowy do rozmowy i od listu od listu. Przyszedł. Zawsze, kiedy go za długo nie ma martwię się. Boję się o przyszłość. Później tylko uśmiech i żeby pisało, że jest jak miesiąc temu, jak dwa, proszę, że żadne plecy, nogi, serce nie bolą. Ja napiszę, że jestem szczęśliwą dziewczynką. Tak jak miesiąc temu. Że dziękuję. Że...I będę mówić każdemu człowiekowi, żeby mi zazdrościł Babci.

Jestem szczęśliwa. Jak ptasie mleczko, w którym jest za mało słodyczy. Jak ptasie mleczko, które zadowoli się nocą, bezczynnym siedzeniem, półksiężycem z chmurą na niebie. Niepotrzebuję słońca, skakania. Może nie dzisiaj.

Już długo nad tym myślę. Brakuje mi takiego namacalnego z Nim kontaktu. Ukaż mi Swą twarz. Jak wtedy...Kiedy byłam sama obca sobie, kiedy na polanie krzyczałam do chmury, na której siedziałeś. Jak wtedy, kiedy ta noc...Jak wtedy, ale to przychodziłeś już inaczej...Kiedy w tych ludziach byłeś. Tych, co są moja rodziną. Albo jak wtedy, kiedy razem z Tobą kładł ręce na moja głowę. Albo kiedy ja. Czy kiedy pierwszy raz spojrzałam Ci w oczy, a Ty patrzyłeś. Jakiś blask...daj mi. Bo ja, choć przychodzę do Ciebie, mówię Ci tylko zdawkowe cześć, tłumacząc się zabieganiem. Albo jest mi bardzo wstyd i wtedy nic nie mówię. Tato...Zajrzyj ze mną wgłąb mnie. Pomóż mi zobaczyć co tam jest. Proszę.

31 maja 2005   Komentarze (8)

Tadaku(okrzyk nowopowstałego budownika szklanych...

Dziewczyna. Chodzi po mieszkaniu w bieliźnie jak gdyby nic. Słucha muzyki, pianą poezji obmywa własne ciało. Przegląda się w lustrze. Z uśmiechem stwierdza, że się zmieniła. Następnie ubiera długaśną koszulkę ulubionego zespołu i zasiada przed telewizorem obserwować czyjeś życie zmuszając się do emitacji uczuć.

A w głowie ironiczna myśl: zamknęli mnie w domu i nawet całego paśca nie dali, a tylko pół. No właśnie takie małe nieestetyczne obce ciałka na moim brzuchu. I próbują mi wmówić, że na nerwach, jeśli się za dużo gra, to potem bolą.

Ale nie o tym chciałam. Już dobrze. Zauważyłam u siebie taką dziwną przypadłość. Objawiającą się mniej więcej tym, że raz na miesiąc muszę z kimś otwarcie porozmawiać nie zgrywając z siebie silnej dziewczynki, mogę nawet załkać, wbijać paznokcie w ciało, ale mogę także racjonalnie wymieniać argumenty, tylko dajcie mi człowieka. Nasuwa się na myśl, że akurat wybierając tą pracę, na którą ja się już zdecydowałam, ale bardzo chciałabym mieć jeszcze aprobatę Taty, do szczerych rozmów będę miała okazję codziennie.

Może właśnie jest etap, żeby zamknąć drzwi. Takie szklane. Bo przecież to, co było, tego już wiadomo, że nie będzie. Trzeba się cieszyć, że to było, kształtowało mnie, w wyniku czego jestem. Siedząc cały czas na progu między było, a jest nie daję okazji temu, co ma być.

Zabawne, ten krótki rok, a tyle we mnie zmienił. Tam, gdzie nikt nie miał dostępu wszedł czas, poodkurzał, może i poodkrywał stare rany, ale tylko po to, żeby później nie gnoiły. Piszę to dzisiaj, żeby mieć postanowienie, że fakt taki był,  kiedy jestem szczęśliwa. Wiem, chwilę. Ale gdyby szczęście było lbrzymią krówką do ciągnięcia, to moim zębom napewno by się w którymś momencie znudziło.

Nie chce się już winić. Ani nikogo innego. A co z tego wyniknie, to pokaże Czas. Ale ja go nie lubię. To jest niemiłość wzajemna.

I dobrze mi! A co?!

30 maja 2005   Komentarze (21)

Bez tytułu

Gdy skrzydła nas wciąż bolą... nie bójmy się poprosić o pomoc...
jeśli będziemy czegoś naprawdę pragnąć...
osiągniemy to wcześniej niż się spodziewaliśmy...
A więc odkurzmy nasze szydła z pyłów bolesnych wspomnień...
nabierzmy wiatru nadziei...
poczujmy ciepło promyka wiary i wzbijmy się wysoko...
wysoko w błękicie zatopmy nasze ręce...
otulmy chmury marzeń... i z podniesioną głową lećmy ku słońcu...
naszemu największemu marzeniu...
...nawet gdy oznacza ono tyle co dla Ikara...

 Ikar chyba należy do słów-kluczy mojego życia. Dzień zniweczony. Może. Niedokońca. Prawie pobita przez własną gitarę, z bałaganem wpadającym na głowę, z dreszczo-niedreszczami.

Nie wiem jak to jest. W ogóle, kiedyś już to stwiedziłam, że wiem wszystko, oprócz tego, co chcę wiedzieć. I to mnie przytłacza.

I nie napiszę nic mądrego, bo w glowie destruktywna pustka. Prośba z wczoraj dalej zostaje aktualna. A przecież ja taką samotniczką byłam...Co się dzieje na tym świecie, tego nie wiem...

I teraz znów od nowa skreślanie dni w kalendarzu. Na co czekam tym razem?

29 maja 2005   Komentarze (18)

Tylko nie idź, co? Chyba, że masz dokąd....

Odrzucenie wszelkich przejawów myślenia spowodowało 5 godzinną salwę śmiechu. Chciałoby się powiedzieć ludziom, nie zostawiajcie mnie samej, bo to mi szkodzi. Bo ja was tak naprawdę lubię, bo muszę czasem powysilać się, co powiedzieć, bo...po prostu nie idźcie sobie. Nie chcę. Ja nawet mogę z wami gadać o niczym, ale zostańcie.Tylko nie rańcie, co? Bo tego też nie lubię. Tej mowy nikt nie posłucha, bo jej nawet nie powiem. Tylko nie prześpię kolejną noc.

A wino takie słodkie...Tylko szybko się kończy. Jak wszystko, co tylko ma zadatki, żeby stać się dobrym.

*** (Bądź Przy Mnie Blisko...)

Bądź Przy Mnie Blisko...



bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata
28 maja 2005   Komentarze (17)

Było, to znaczy, że już nigdy nie będzie....

W domu pachnie samotnością, ciszą i melancholią. I myślę, że to jest właściwy czas, żebym stanęła przed sobą, przemyślała swoje reakcje i czytając później, zastanowiła się, co z tego wynika.

Znaliśmy się od wieków. Brat w krwi(właściwie to kuzyn, ale dla mnie od zawsze starszy brat) i z duszy. Pierwsze wspomnienie z nim to jeszcze z malutkiego łóżeczka. Spałam, wszyscy byli w pokoju obok. Obudziłam się, płakałam, było już ciemno. Wiedziałam, że nie jestem sama w domu, a jednak chciałam, żeby był ze mną ktoś. I wtedy pojawił się on. 8letni wówczac dzieciak Ja miałam jakieś trzy latka. I tak się utarło. Zawsze, cokolwiek by się nie działo. Wspólne kolonie, rozmowy, zabawy...Dzieci w moim wieku były takie płytkie. Mało co wiedziały, powoływały się na mamusię, tatusia. Opowiadał mi o szkole, ja się uczyłam wtedy w domu czytać, potem jego pierwsze miłości, moje...Wszystko razem. Jego dom był moim, a mój jego, jego rzecz moją, moja jego. Pamiętam naszą kłutnię o Babcię. Czyją jest bardziej. Kiedy byłam dzieckiem nigdy nie chciałam go puścić spowrotem do domu.

Pamiętam, zawsze kiedy dzowniłam, żeby przyszedł do mnie, jak czekałam, po tych 30 minutach, kiedy już powinien być. Jak kiedyś, Babci na urodziny, upiekliśmy razem pizzę, jaka była z nas dumna...Jak pojechaliśmy do dalekiej wsi nad staw szukać jakichś wodorostów i jak wdpełam do wody, jak miałam wypadek i się martwił, co później będzie, jak to powiedzieć rodzicom, jak...Kurwa!Jak wracaliśmy wtedy, w nocy, był taki śnieg, taka bajka w powietrzu, jedyna taka noc...Każdy spacer pieszo...To poczucie bezpieczeństwa....Jak go naśladowałam, chciałam być taka jak on, jak wtedy skleiliśmy samolot, podwiesiliśmy pod żyrandol, był wieczór, dmuchaliśmy, on się tak fajnie kręcił, ja byłam taka szczęsliwa, jak potem opieprzyli nas za bałagan, jak piekliśmy razem chleb, jak było wtedy zielono, jak przyszedł pierwszy raz nietrzeźwy po 18 u kumpla, jak wyglądała jego osiemnastka, jak jeździliśmy na sankach i łyżwach, jak teraz, nie tak dawno, spotkaliśmy się i jak było, jak,by nie było tej cholernej przerwy, choć wiedziałam mu, że jednak pewnych rzeczy nie mogę mu zdradzić, bo by nie zaakceptował, jak napisałam mu 32stronicowy list, bo rozmawiać przez telefon nie lubię. Pierwsze wino. Tak, to dzięki niemu wierzyłam, że ludzie są dobrzy...taka cholerna naiwność, co? Kiedy drugi człowiek jest Tobą, a Ty nim.

A teraz wiem. Już nigdy tak nie będzie. Nigdy moje kontakty z kimś drugim nie będą miały takiej formy. Już nawet nie chcę. Powiedziałabym: "wypierdalać" całemu światu. Wszystkim. Nawet jeśli ich bardzo lubię. Tak, dlatego, że to nie jest to samo. Dlatego, że kiedy po latach zaufałam komuś z takim samym ładunkiem emocjonalnym, bo był łudząco podobny do mojego Brata, to dostałam tak po palcach, że...wolę już nie. Nawet jeśli zniszczę siebie. I nie chodzi tu o żaden tragizm. Nie ulegnę już złudzeniom. Tak, mam dużo przyjaciół, którzy tak naprawdę nimi nie są. Bo moje serce nie jest ich sercem, a ich dom moim.

Nie, ja nie wytrzymam tego. Tymbradziej, że zaczynam wieść taki tryb życia, jak wtedy. No może wyłączając to oparcie w kimkolwiek. Ja przecież z nim nawet pokłucić się nie potrafiłam. Pamiętam kiedyś, raz, strasznie się na mnie wkurzył, jakby nie patrzeć, różnica 5 lat to jest coś w kwestii rozumienia siebie. Trzasnął drzwiami, a ja pomyślałam jak to by było bez niego, jak mieli go zabrać do wojska, a ja pomyślałam, że nie wytrzymam bez niego 2 lat, mija piąty...

Jak mnie ostatnio podziwiał, twierdząc, że mi sie udało...Nie napiszę do niego, nie powiem, ze to jest złudzenie...

I wiem, że buduję mury, że nikt nie ma wstępu do mojego domu i serca...Ale nie potrafię. Za bardzo się boję. Że stracę. Dlatego przez te 5 lat zostawiałam bliskie mi osoby, żeby nie czuć się znowu odosobnioną. Ale kiedy teraz, ktoś potraktował mnie jak...nawet nie wiem, ja tylko chciałam, żeby zastąpił mi jego...

Dzisiaj też był dobry dzień. A ja już nienawidzę nocy, bo wtedy człowiek zostaje ze sobą sam na sam...A ja się boję siebie.

27 maja 2005   Komentarze (13)

Znalazłam.

A dzisiaj wyjątkowo. Kiszę się we własnym sosie. Całkiem to to przyjemne, jeszcze gdyby tak ciepło nie było, czas za szybko nie uciekał, gdyby rano kawę wypiła...Jest dobrze, tak naprawdę, tylko muzyka gdzieś sie zgubiła w pustym mieszkanku cisza. Odpust przebyty bez większych traum psychicznych. Rano wstałam. Stanowczo zbyt szybko. W kościele trochę inaczej niż powinno być. A potem procesja, na której mało kto był pewny tego, co robi. Szybki powrót do domu. I siedzę. I tak mi dobrze, że zjadłabym loda. Takiego kolorowego. Naczytałabym się wierszy, włożyła usta do piany od cappucino i potem miałabym wąsy, jak święty Mikołaj. O! Jeszcze gdyby dzisiaj kogoś przystojnego spotkała, żeby nasycić bardziej mój zmysł estetyki... Coś ze mną w tej chwili nie tak. Nieważne. Nie myślę, nie martwię się, nie chcę czegoś, czyli chcę nic, nie chcę nikogo widzieć, niech jeszcze będzie cicho.

Wczoraj już nie wytrzymałam ze sobą. Wyszłam na chwilę. Zadzwoniłam. Zapewniał tyle razy o swojej przyjaźni, gniewał się, że nie chcę mu powiedzieć co jest, choć wiedział, że mam do tego prawo. Tak trudno znaleźć człowieka mającego czas. I czuję, że mam trochę odśmiecony od tych myśli mózg.

Dziękuję.

26 maja 2005   Komentarze (14)

Przyjacielu, gdzie jesteś?

Pogrzebacz ostatni listy czytał
Długim nosem grzebał w popiele
I latały w powietrzu nadpalone słowa
Czy coś jeszcze znaczyły - sam nie wiem

"... tylko przybądź na dworzec - proszę"
A dworzec już był całkiem zwęglony
I godzina pociągu na popiół spalona
Płatki listów fruwały jak czarne anioły

Słowa czytane nad ranem od nowa
Były też niczym czarne płatki śniegu
Pogrzebacz mocno wytrzeszczał oczy
Lecz nic więcej doczytać się nie mógł

"... tylko przybądź na dworzec - proszę"
Ale nikt już nie wiedział po co
Bo zwęglił się rozkład jazdy i pociąg
Pogrzebacz jedynie trzymał się prosto

Pogrzebacz A. Ziemnianic

I tyle mogę powiedzieć, że pośród tłumu ludzi, znajomych,bliskich lub dalszych, przyjaciół czuć się samotnym...to trochę coś nie tak. Wyjść z tego jaknajszybciej. Jutro będzie słońce.

Plastikowej tandety przybywa na osiedlu. No tak. Odpust idzie......Fuj!

Niech żyje ironia i sarkazm! Wypijmy jeszcze raz...Plotę głupoty. Zastosowałby ktoś wobec mnie rozwiązania siłowe i byłoby dobrze. A tu nawet pokrzywa nie parzy...

Już milczę. Na dowcip się nie będę silić.

24 maja 2005   Komentarze (18)
< 1 2 ... 7 8 9 10 11 ... 20 21 >
Moje | Blogi