W domu pachnie samotnością, ciszą i melancholią. I myślę, że to jest właściwy czas, żebym stanęła przed sobą, przemyślała swoje reakcje i czytając później, zastanowiła się, co z tego wynika.
Znaliśmy się od wieków. Brat w krwi(właściwie to kuzyn, ale dla mnie od zawsze starszy brat) i z duszy. Pierwsze wspomnienie z nim to jeszcze z malutkiego łóżeczka. Spałam, wszyscy byli w pokoju obok. Obudziłam się, płakałam, było już ciemno. Wiedziałam, że nie jestem sama w domu, a jednak chciałam, żeby był ze mną ktoś. I wtedy pojawił się on. 8letni wówczac dzieciak Ja miałam jakieś trzy latka. I tak się utarło. Zawsze, cokolwiek by się nie działo. Wspólne kolonie, rozmowy, zabawy...Dzieci w moim wieku były takie płytkie. Mało co wiedziały, powoływały się na mamusię, tatusia. Opowiadał mi o szkole, ja się uczyłam wtedy w domu czytać, potem jego pierwsze miłości, moje...Wszystko razem. Jego dom był moim, a mój jego, jego rzecz moją, moja jego. Pamiętam naszą kłutnię o Babcię. Czyją jest bardziej. Kiedy byłam dzieckiem nigdy nie chciałam go puścić spowrotem do domu.
Pamiętam, zawsze kiedy dzowniłam, żeby przyszedł do mnie, jak czekałam, po tych 30 minutach, kiedy już powinien być. Jak kiedyś, Babci na urodziny, upiekliśmy razem pizzę, jaka była z nas dumna...Jak pojechaliśmy do dalekiej wsi nad staw szukać jakichś wodorostów i jak wdpełam do wody, jak miałam wypadek i się martwił, co później będzie, jak to powiedzieć rodzicom, jak...Kurwa!Jak wracaliśmy wtedy, w nocy, był taki śnieg, taka bajka w powietrzu, jedyna taka noc...Każdy spacer pieszo...To poczucie bezpieczeństwa....Jak go naśladowałam, chciałam być taka jak on, jak wtedy skleiliśmy samolot, podwiesiliśmy pod żyrandol, był wieczór, dmuchaliśmy, on się tak fajnie kręcił, ja byłam taka szczęsliwa, jak potem opieprzyli nas za bałagan, jak piekliśmy razem chleb, jak było wtedy zielono, jak przyszedł pierwszy raz nietrzeźwy po 18 u kumpla, jak wyglądała jego osiemnastka, jak jeździliśmy na sankach i łyżwach, jak teraz, nie tak dawno, spotkaliśmy się i jak było, jak,by nie było tej cholernej przerwy, choć wiedziałam mu, że jednak pewnych rzeczy nie mogę mu zdradzić, bo by nie zaakceptował, jak napisałam mu 32stronicowy list, bo rozmawiać przez telefon nie lubię. Pierwsze wino. Tak, to dzięki niemu wierzyłam, że ludzie są dobrzy...taka cholerna naiwność, co? Kiedy drugi człowiek jest Tobą, a Ty nim.
A teraz wiem. Już nigdy tak nie będzie. Nigdy moje kontakty z kimś drugim nie będą miały takiej formy. Już nawet nie chcę. Powiedziałabym: "wypierdalać" całemu światu. Wszystkim. Nawet jeśli ich bardzo lubię. Tak, dlatego, że to nie jest to samo. Dlatego, że kiedy po latach zaufałam komuś z takim samym ładunkiem emocjonalnym, bo był łudząco podobny do mojego Brata, to dostałam tak po palcach, że...wolę już nie. Nawet jeśli zniszczę siebie. I nie chodzi tu o żaden tragizm. Nie ulegnę już złudzeniom. Tak, mam dużo przyjaciół, którzy tak naprawdę nimi nie są. Bo moje serce nie jest ich sercem, a ich dom moim.
Nie, ja nie wytrzymam tego. Tymbradziej, że zaczynam wieść taki tryb życia, jak wtedy. No może wyłączając to oparcie w kimkolwiek. Ja przecież z nim nawet pokłucić się nie potrafiłam. Pamiętam kiedyś, raz, strasznie się na mnie wkurzył, jakby nie patrzeć, różnica 5 lat to jest coś w kwestii rozumienia siebie. Trzasnął drzwiami, a ja pomyślałam jak to by było bez niego, jak mieli go zabrać do wojska, a ja pomyślałam, że nie wytrzymam bez niego 2 lat, mija piąty...
Jak mnie ostatnio podziwiał, twierdząc, że mi sie udało...Nie napiszę do niego, nie powiem, ze to jest złudzenie...
I wiem, że buduję mury, że nikt nie ma wstępu do mojego domu i serca...Ale nie potrafię. Za bardzo się boję. Że stracę. Dlatego przez te 5 lat zostawiałam bliskie mi osoby, żeby nie czuć się znowu odosobnioną. Ale kiedy teraz, ktoś potraktował mnie jak...nawet nie wiem, ja tylko chciałam, żeby zastąpił mi jego...
Dzisiaj też był dobry dzień. A ja już nienawidzę nocy, bo wtedy człowiek zostaje ze sobą sam na sam...A ja się boję siebie.