• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 10

< 1 2 ... 9 10 11 12 13 ... 20 21 >

Bez tytułu

Boli mnie głowa. Osiemnastka na której nie byłam do końca z powodu własnego kaprysu, okazała się całkiem ciekawa i poraz który w czasie mojego trwania otworzyła mi oczy na niezauważalną dotąd czynność. Jestem zmęczona.

Nie należy tego traktować jako uwierzenie w miłość. Nie. Ten sposób to nie dla mnie. Po prostu z powodów technicznych brakuje mi mężczyzny.

Na dzisiaj koniec. Z uszanowaniem. Dobranoc.

12 marca 2005   Komentarze (23)

Rok.

Minął już rok. Będący 1/18 mojego życia.To dość dużo. Możebym nie poznała siebie na ulicy. Nie poznałabym przede wszystkim swoich myśli. Może tej całej dziewczyny, przez niektórych zwanej kobietą w czerwonej czapce, ładnie dobranej kurtce, spódnicy i glanach z wplecionymi w sznurówki słonecznikami. I zważywszy jeszcze na zdolność nakładania makijarzu pogłębiającego oczy. Choć myślę, że najbardziej zmieniło się w środku.

Od roku znam tych kochających ludzi za których mogę skoczyć na łeb na szyję. Rok temu auto było bliskie przejechaniu mojej ślicznej stópki. Rok temu nie miałam takiej ilości w jakości przyjaciół. To dobrze znać takich ludzi jak oni.

Wiem, wzięło mnie na wspominki...Dzisiaj też spełniłam moje drugie wielkopostne postanowienie. I odwrotnie od pozostałych dni, to wieczorem przyszło ukojenie.

A w głowie przekonanie, że jestem szczęsliwa. Mimo wad i zalet. Znikających dni. Płaczu, łez i złości. Wiem, że każdy dzień mógłby być zupełenie inny, pozbawiony tego Światła, które jest przewodnikiem. Kto wie, może gdyby Go nie było, moja naiwna wiara w ludzi i prawdomówność wychodziłaby mi tak bardzo bokiem, że musiałabym zapomnieć o istnieniu takich cech. A tak...nadal mogę je w sobie nosić.

I codziennie widzieć pełne miłości oczy mojego małego brata. To przede wszystkim oczy ludzi, przepełnione dobrym i radością staram się zapamiętać widząc na codzień twarze. To te oczy sprawiają, że mam na nowo siłę wierzyć w każdy następny dzień i w jakiś cel, który wszystkiemu przyświeca.

11 marca 2005   Komentarze (13)

Psycholog.

Pierwszy dzień. Konfrontacja z zawodem, który może być przyszłym. Tylko czy będę potrafić? Acz psycholog to lekarz duszy. A ja?

A tak poza tym to smutno mi jak cholera i jeszcze więcej. Na pytania odpowiadam nic. Tak naprawdę to za długa historia. Jak na mnie. W końcu to tylko subiektywne odczucia w moim praywatnym życiu. Pamiętam. Nie ucieknę.

10 marca 2005   Komentarze (20)

24h

Była noc. Ciemna i głucha, w połowie pojawił się uśmiech. Potem był dzień. To wszystko, co można by zapamiętać na dzisiaj. Oprócz tego, że ktoś patrzył. Tak inaczej.

Z przeczytanego. Musi być. Mój sposób? Napiszę kiedyś dlaczego. Jak ogarnie mnie melancholia porównawcza.  W dzisiejszych czasach to faceci tygodniami wyczekują na telefon.

Jak będzie za kilka godzin? Nie wiem. Zobaczę. A przystanek taki można zbudować na szczątkach wspomnień, marzeń z błyskiem reazlimu w oku. Chyba zdala od ludzi.

09 marca 2005   Komentarze (13)

i znowu

Płomień świeczki spotykając się z różą, przenika ją, i oboje rzucają olbrzymi cień na białą ścianę. Napiłabym się najsłodszego wina jakie isnieje...Musi być krwisto-czerwone. Wpadłam na ten pomysł na jednej z lekcji czytając książkę o można powiedzieć samotności, słuchając muzyki i marząc po cichu...

Szukam przystanku na którym można się zatrzymać.

08 marca 2005   Komentarze (20)

Już wiem.

Spać poszłam z mocnym postanowieniem poprawy. Po jakiejś godzinie wiercenia się i rozmyślania ogarnął mnie sen. Biała koszula nocna z delikatnego materiału i oczy Misia(taki beżowy wierny i cierpliwy niestety nie ożywiony) dawały pewne poczucie bezpieczeństwa. Zasnęłam nie zadając zbędnych pytań czy się wyśpię. Rano jakieś w miare jasne świało biło po oczach. Dzień był udany.

Ciągle jeszcze mam obawy przed nadejściem wieczoru a zwłaszcza nocy. Noc to według romantyków, a także i mnie, zalicza się do tych momentów kiedy widzi się więcej. Nawet to, czego się nie chcę. Na szczęście już trochę czasu trenuję sztukę panowania nad uczuciami.

Co przyniesie kolejny dzień...Dowiem się ni prędzej ni wcześniej niż jutro. Na tym polega odwieczny porządek świata...I właśnie ta odwieczność, to, że moje myśli najprawdopodobniej są czyjeś albo były już wykorzystane...to jakoś nie do końca mi odpowiada. Ale do gadania nie mam za dużo...

Bo co takiego się stało? Dla mnie po prostu trudny jest czas pomiędzy pogodzeniem się z końcem tego etapu, który właściwie od dawna powinien być wspomnieniem(rozdział zawiera kilku przyjaciół, dziecięce marzenia, pewną mityzację świata i niezdawanie sobie jeszcze sprawy z archetypów), a  cieszeniem się  z faktu, że ten rozdział kiedykolwiek miał prawo zaisnieć, że jednak jest niepowtarzalny, w mojej własnej pośrednio-bezpośredniej kompozycji.

A sposobem na  n i e  p a m i ę ć  jest zrozumienie.

07 marca 2005   Komentarze (8)

Zdarzenia.

Wciąż nie potrafię na nowo. Powrót do normalnego stanu zajmuje mi więcej czasu niż powinien.

Każdy oddech ciąży coraz bardziej. Dzisiaj uświadomiłam sobie sens słów: Życie umrę jeśli odejdziesz...

Boję się jeszcze bardziej. Nie umiem inaczej. Nie teraz....

Tak ciężko mi, kiedy cierpią ważne dla mnie osoby...Kiedy też nie chcę mówić o sobie, żeby nie być ciężarem... Na szczęście rozpoczyna się nowy tydzień. Rzucę się w wir nauki. I n i e p a m i ę t a ć. Nic.

06 marca 2005   Komentarze (11)

Dzień. Kolejny. Z liczby n

Rano otworzyłam oczy.Bolało mnie wszystko-od głowy zacząwszy, przez kolano i naciągnięte mięśnie-poczułam, że żyje. Potem było dużo śmiechu. Tak jak dawno temu. I trochę nowej wiedzy. Jednak znalazłam środek na humor, który był w nienajlepszym stanie - spacer z kimś, kto później nic nie będzie wymagał...Czasem uciekam się do tego. Mam do wyboru kilka osób.

Było pięknie jak nigdy dotąd...Był śnieg i las, z każdą godziną coraz ciemniejszy. Kształtu drzew z baśniowych na złowieszcze i echo. Kulik spotkany po drodze. Spacer po środku jeziora. I szum cieknącej wody. Potem polanka. I możliwość przytulenia się. Znów uśmiech. Taki szczery. I czasowe ciepło w jedną rękę. Rozmowy o wszystkim. Tym ważnym i nie. Ale to tylko dzisiaj.

Ja...Może o tym nie piszę zbyt często, ale codziennie mam świadomość ilości i wyjątkowości dobrych ludzi, którzy mnie otaczają. Bo to jest tak,że rozmawiam tylko z tymi dobrymi oraz tymi, do których mam stosunke obojętny. Innym nie chcę psuć nerwów. Poza tym, tak się przyjęło już od dawna i nie umiałabym inaczej, ja mówię albo prawdę albo nic. Wtedy milczę.

Wczoraj...Ja tak lubię, kiedy ona tak łagodnie mówi do mnie Tulipanku, czasami chciałabym być jak ona. I jeszcze chciałabym,żeby była szczęśliwa. I rozmawiałam późnym wieczorem z tym ramieniem, które mnie utuliło i nosi chusteczki. Rozmowa dająca do myślenia...

Minął kolejny tydzień Wielkiego Postu. Postanowienie zrealizowane na 75%, drugie zanosi się na realizację. A inne rzeczy...Hm...postępuję tak, jak wypada.

05 marca 2005   Komentarze (13)

T ę s k n i ę.

Zapomniałam. Przez przypadek do porannej kawy dodałam za dużo smutków. Ubrałam się kolorowo, co miało w założeniu poprawić humor. Uciekłam od ludzi. Nie ci, co tydzień temu. Do t a m t y c h  chę!! Rozumie to ktoś czy nie. Nikt nie zawinił. Zabawa losu. Ciągle nie ci ludzi obok mnie. Od kilku dobrych lat.

Wybiegłam. Szare ulice miasta, które nie jest moje. Jak naprawdę niemoje odczuwam dopiero teraz.Śnieg padał.Równomiernie i uspokojająco. Szybki krok donikąd przemienił się w powolny i z rozmysłem. Wróciłam. Żeby w takim mieście jak to nie było się gdzie wypłakać...Bez zbędnych pytań...Potem znalazłam ramię. Skwapliwie z niego skorzystałam. Będę zadawać się tylko z tymi ludźmi, którzy mają chusteczki.

Przepraszam. Po prostu znów(wciąż) cholernie tęsknię. Za czymś, czego już prawie nie ma...

04 marca 2005   Komentarze (14)

Rozmyślam.Wydanie pierwsze.

Że też taki samotnik jak ja musi się w coś wplątać...Eh...

Ja tylko nie chcę nikogo zranić. Siebie to tam pikuś. Przyzwyczaiłam się, uodporniłam. Znam środki zapobiegawcze serca przeciw jadowitym dźgnięciom neuronów z mózgu. Nie chcę kogoś, kogo lubię.

A tak poza tym. Zbyt wielkie wyczerpanie. Brak snu, doskwierający ból opuchniętego kolana i wrażenie własnej nieporadności....

Ale, kurde się nie dam! Albo dam...za trochę snu i spokoju na duszy...czemu nie.

Bez sensu? Bez!? Czasem tak bywa. To czasem jest jak sinusoida-ciągle powraca...

03 marca 2005   Komentarze (16)

Szybować...

Tak jakoś pusto u mnie. Po przeżyciach ostatnich tygodni nie potrafię powrócić do normalnego trybu. W szkole nadrabiam zaległości i usiłuję pozować na wszytskoumiejącą.Stanowczo objętośc i moc produkcyjna mojego mózgu osttanio znacznie zmalały.

Pusto u mnie. Trzech mężczyzn mojego życia się nie odzywa. Jeszcze nie umiem ochłonąć po ostatniej rozmowie. Tak to jakoś wyszło. Głupi C Z A S - rzecz, stworzenie, które najbardziej nie lubię w isniejącym świecie. Pan i wszechwładca. Tfu! Ja się cieszę, że oni są. Bo wiem, że zawsze jest za mną ktoś, kto asekuruje moje życie. Mogę się w pewnej chwili odwrócić i znów na krótko być malutką dziewczynką, której się coś nie udało. Nie, bo żaden z nich nie jest objektem miłości. To tylko aż taka przyjacielska więź.

Ja. Nie umiem kochać. Nie! Szaleć, plakać, bo nie spojrzał, bo spojrzał, bo pocałował albo nie. Tak to tak. Nie to nie. Wszystko przejmuję. Wkładam do teczki z napisaem "stało się  i tyle...Na żadnym szczególnie mi nie zależy. Bo po co? Nie chcę, żeby mi znów ktoś grasował o życiu i rościł prawo do czegokolwiek. Raz na jakiś czas chwilka na spotkanie, żadnych zazdrości.....Ej, bo ciekawe, co ja tu piszę? To chyba przez niewyspanie. Uwagę moją na jakiś czas pochłonął by ktoś dzielący żółtym tulipankiem z aniołkiem. Czyli mogę być spokojna.

Ja chcę nowego anioła. Wystarczy mi rysunek, obrazek albo figurka. Chcę!!! Albo niech mój Anioł ze mną porozmawia. Jakiś ślad - musnęło mnie dzisiaj skrzydło gołębia...Bał się jak ja.

02 marca 2005   Komentarze (15)

Widzę, nie widzę...spoglądam.

Z widocznych pozytywów tego dnia-mój mąż bez bicia przyznał się, że za mną tęsknił.Ha! Ma się ten urok. Z niewidocznych- nie przejechał mnie żaden autobus, nie spóźniłam się na takowego, obudziłam się zdrowa, nie śnił mi się żaden koszmar, słucham muzyki, już prawie wcale nie boli mnie głowa, zbliżam się o krok do Napoleona pod względem przysypianych godzin-będę lepsza od niego- czyli to co zwykle...

O negatywach nie piszę, nie warto.

Luty okazał się całkiem niespodziewanym miesiącem. Zaczynam bać się, co mi ten rok przyniesie. Zarówno złego jak i dobrego. Ah! No cóż, czas jak zwykle płynie, wielkie puzzle świata układają się same. Później zostaje tylko widok z góry...

Widząc Babcię miałam ochotę przenieść ją, narzucić jakąś tarczę chroniącą przed wszytskim-zlymi słowami, chorobami, zmęczeniem, pracą...Jak dobrze, że to własnie ona jest moją, i że to ona kształtowała mój punkt widzenia...Ta dobroć...biorąca się z głębi siła...Nie piszę tak, tylko dlatego, że jesteśmy spokrewnione. Nawet jeżeli byłaby to przypadkowo poznana osoba, moje zdanie pozostałoby wciąż takie samo...Babcia...

01 marca 2005   Komentarze (17)

Rąbek wspomnień uchylony

Wróciłam. Dwa razy po 40 godzin bez snu, kilkanaście godzin jechania przed siebie. Najbardziej lubię jechać autobusem. Gdzieś. Nie muszę wiedzieć gdzie. Byle jechać, byle nie tam. Różne myśli w głowie, na ustach fragment układaj modlitwy. Taka noc za oknem i mleko rozlane na drodze.

A poźniej...zastanawiałam się czy coś będzie. Było. TYle miłych słów w moim dzieciństwie na jawie. Odnajdywanie pomniejszonych kszatłów starych wielkości, kilka snów, dużo wspomnień, palcami dotykanie kamieni, zimno, stary kumpel, którego rozpoznałam z linii ust.

I jeszcze przyjaciel. Jedyny mężczyzna, którego żoną kiedyś zgodziłabym się być. Może dlatego, że to niemożliwe. Wypad do knajpy na wspominanie. Jakby można było kilka lat streścić w 3 dniach. A nawet można. Traktował mnie jak małą księżniczkę. Tak jak wtedy, kiedy obudzona ze snu płakała mała dziewczynka w dziecięcym łóżeczku i on przyszedł. Ktoś, kogo znam od wieków. I "Dziękuję" z rodzaju tych nielicznych głęboko uczuciowych, bardzo szczerych w życiu.

Jakby nie patrzeć kawał dobrej historii. Jestem zadowolona, że tak wyszło. Taki prezent od losu za dobre sprawowanie. A może to ten mój Anioł, z którym codziennie rozmawiam?

Za te pisane słowa, kiedy mnie nie było dziękuję. Nie mam głowy po 3 godzinach snów na dwie doby...

28 lutego 2005   Komentarze (13)

Na granicy pomiędzy murem a murem.

Dlaczego nie chcą przyjąć do uwagi, że człowiek może tak poprostu zniknąć. Nie, te wszystkie pytania, ciekawość. Po co? Po nowy temat rozmów w autobusie? Fałszywa serdeczność i szczycenie się chlubnymi celami. Nie chodzi o to, że teraz mnie coś zatruwa i dlatego tak postrzegam rzeczywistość. Czasem są okresy kiedy widzę inaczej.

Ja wiem, że można zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu. Przychodzi po Ciebie przyjaciel nazajutrz, a Ciebie nie ma. Pojawiasz się bez uprzedzenia w innym miejscu. Nie swoim.

Co robi 5 lat z człowiekiem? Dla 50dziesięciolatka to nie dużo. Dla mnie trochę mniej niż 1/3 życia. Stanę, w oczy popatrzę i powiem:poznajesz? Ciekawe....Jestem taka jak on wtedy, a tamten jest taki jak ja wtedy. I co? I nic, takie duże n i c. A zresztą, nieważne.

Poprostu spotkam jeszcze raz ścieżki na których miałam być a nie ma mnie. Albo jakoś tak. Wszytsko się skończy dobrze. Pomodlę się. Tydzień zajmie mi układanie w głowie. wrócę. Powiem: cześć, już jestem.

Ktoś na mnie czeka.

Do przeczytania. Za jakiś czas. Tym razem znikam nie z powodów osobistych. Nie dlatego, że egoistycznie mam zamiar uchować moje sprawy przed wszytskimi-jeżeli o mnie chodzi możecie je sobie zabrać, ale sa nikomu niepotrzebne-szmat dobrej historii-obiektywnie patrząc. Znikam, bo tak wypada. I bo muszę. Pozdrawiam.

22 lutego 2005   Komentarze (28)

Bez tytułu

Miałam ochotę gryźć, kopać, popychać-te panie w autobusie, przechodniów tarasujących chodnik, koleżanki przez 2 godziny omawiające różne rodzaje diet i kalorycznośc posiłków. I te ochy i te achy...To jakiś cud, że wytrzymałam.

***

wypaliłam paczkę papierosów

pisząc tonę wierszy

później zasnęłam

rano nie było nic

zapomniałam

w mojej głowie żyją

tylko białe

hihihi…

myszki

hihi

Swoją drogą, trzeba by było coś ze sobą zrobić.   Znów...

21 lutego 2005   Komentarze (14)

Udanego...

Obudziłam się, kiedy było ciemno, zdyszana po kolejnym koszmarze. Wyłączyłam budzik. Szczęśliwi czasu nie liczą. Potem nadszedł poranek dzień 1. Głowa bolała jakby ktoś strzaskał mi ją na drobne kawałki, szyja też dawała o sobie znać. Pamiętam gdzieś wychodziłam, kogoś spotkałam, o czymś rozmawiałam. Poszłam spać. Obudzona głosami rodziny o większym natęzeniu niż spodziewałam się. Kilka łyków wina, piwa...Stanowczo powinniśmy mieć bardziej wyposażóny barek. Uczyć się...O falach w fizyce doświadczając falowego przepływu bólu.

Kilka słów ze starym kumplem młodszym ode mnie. O coś się czepiał, coś obiecywał. Nieważne. Znów w słuchawkach więcej dB niż powinno być. Nie słychać kompletnie nic. Wieczorny spacer. Pozostałość z dawnych czasów. Kiedy to noc im ciemniejsza tym lepsza i...wbrew pozorom bezpieczna. Zależy kto idzie u boku. To było dawno temu. Tak dawno, że możnaby już nie pamiętać, a jednak się pamięta. Więcej wina, poproszę. Krwawi własna godność.Na tamowaniu ran się nie znam.Poczekam aż przestanie.

Idąc śladem słów pana A., wypowiedzianych na przełomie lat: Ja nie narzekam. Ja stwierdzam fakty.

20 lutego 2005   Komentarze (14)

Bez tytułu

Zważając na usilną prośbę mamy, pozwoliłam zawieść się tacie do sklepu, wybrać mi buty, przymierzyć mi je, zapłacić za nie i wrócić do domu. Osobiście uważam, że moje cieknące glany, doprowadzające moje stopy do bólu są najlepszymi butami. Tata jednak sugeruje, że na szykującą się wyprawę, takie buty to żadne. Tak jakby to w tym było najwążniejsze. Boję się trochę, ale wierzę, że to jest potrzebne. Inaczej być nie może.

Kiedy sprzątałam dzisiaj mieszkanie(czasami to mi się zdarza), zdałam sobie sprawę, że ono coraz bardziej dziecinieje. Od kilku dni czołowe miejsce pod oknem zajmuje chodzik, którym ponoć najłatwiej się jeździ do tyłu. Powietrze rozbrzmiewa donośnymi "bababa, maba, bama, agugu, iiiiieeeee".Na "siostra" jak narazie jeszcze miejsca nie ma. To małe stworzenie dało mi tyle szczęście w tak krótkim czasie, w zasadzie nie oczekując nic namacalnego wzamian. No może tylko(aż) miłości ale ona nie jest przecież postacią materialną.

Outside, odpowiedź na Twoje pytanie...Wiesz, z Nim znaliśmy się trochę. Zazwyczaj mijając się w drzwiach. Czasem ja pyskowałam Mu na dzień dobry. Ponad półroku temu okazało się, że On mnie kocha i nie przestanie nigdy. Kłuciłam się z Nim, nie chcąc odwzajemniać uczucia. Potem współczułam. Bo miłość bez wzajemności ...Jakiś czas później postanowiłam uchwycić się tej nitki i trzymać się jej, póki się da. Nie wiem, jak długo. Wiem, że żeby kochać Jego, trzeba także innych ludzi. Że nie zawsze mówi, kiedy pytam. Wiem, że mnie chroni, że bez Niego, to nie byłoby nic. Że nawet jak mi coś nie pasuje i się buntuję, to On i tak ma rację, co się okazuje potem. Nie wiem czy jest na pierwszym miejscu.Stanowczo przesadziłabym, gdybym tak powiedziała. Ale wybory, które podejmuję, są takie, żebym nie musiała się później za bardzo przed Nim wstydzić. To, że On mnie kocha w pewien sposób warunkuje to, że żyję. Pierwsze miejsce...jego chyba nawet nie ma. To wszystko się układa w taką całość. Jedno ciało. Nie wiem, czy jest to pełna odpowiedź na Twoje pytanie. W tej chwili tak myślę.

Na dzisiaj: nazywaj rzeczy po imieniu, nim zdarzą się w oka mgnieniu

19 lutego 2005   Komentarze (14)

Dzisiaj!

Rano...z rozklejanymi kawą oczyma, muzyką potraktowaną dość przedmiotowo-jako zagłuszacz własnych myśli, w napółdomkniętym płaszczu, rozwianych włosach....wdepłam w śnieg! Idę sobie tak jak zwykle, a tu nie dosć, że się okzauję, że pierwsza tędy, to jeszcze w dodatku po kolana zimnego puchu. A, bo ja wiem, że moje glany są wyjątkowe-przemakają!

W macie kolejna osoba przeszła do grona tych, którzy dostali kapę z odpowiedzi. Na szczęście nie ja(egoizm).Na polskim, mieliśmy być cicho(My-licealiści), bo prof. chciałaby sobie porozmawiać. Ha!I gdyby ktoś nie uwierzył o godzinie 21 odrabiałam zadania na poniedziałek. Ja?! Dzisiaj!

I byłam jeszcze w parku...Zawsze, kiedy rano dojeżdżam autobusem mijamy się nawzajem-ja i park i marzę, żeby się w nim znaleźć. Dzisiaj chciałam z niego jak najszybciej wyjść. Białe gałązki, dużo puchu, dziwne chimeryczne kształty gałezi- a mi zimno było...

Przyszedł do mnie Ktoś, Kto musiał na mnie długo czekać. Tylko dlatego, że chciałam za Nim tęsknić..."W lekkim powiewie przychodzisz do mnie, Panie..." Potraktowałam Boga jak przyjaciela.

Rozmowa zz dawnym znajomym:Niech będzie między nami.(on) Ja:między nami nic nie było....

Bo modlitwa ma tą m o c !!

Powinnam być smutna, płacząca i niewiadomo jeszcze jaka, a tymczasem nic z tego.Na szczęście. Za wwczorajszą rozmowę. Kilka nowych, trwałych schodków. Pięknych, z marmuru....

18 lutego 2005   Komentarze (11)

Prowadź mnie......

PANIE PROSZĘ ZABIERZ MNIE
Panie proszę zabierz mnie tam, gdzie jest Twój tron.
Zabierz mnie od tłumu ludzi przed oblicze Twe.
Chcę być, Panie, blisko Ciebie, patrzeć w Twoją twarz
Świat zostawić gdzieś daleko, w Twych objęciach trwać.
Zabierz mnie tam, gdzie miejsce najświętsze,
Zabierz mnie przez Baranka Krew.
Zabierz mnie tam, gdzie miejsce najświętsze
Ogień włóż, dotknij ust, otom jest.

Podoba mi się głos, który śpiewa tą piosenkę. Kiedy wszyscy jesteśmy skupieni, palą się tylko świeczki wdziera się do moich myśl, zajmuje je, aż po chwili zaczynam śpiewać ze wszystkimi.

I nie wiem...tak bardzo chciałabym iść tą drogą, którą powinnam. W tym, a nie innym kierunku i nigdy nie mam pewności czy to tak. Dobrze, nie będę narzekać. Znów zębami wbiję się w pogryzioną już dostatecznie wargę i pójdę do przodu. Bo Ty tak chcesz. Przynajmniej będę w to wierzyć...Muszę.

Bo człowiek przecież musi mieć miejsce, gdzie czuje się bezpiecznie......a jak go nie ma, to słyszy tylko "współczujemy"...A do cholery jasnej, co mnie wasze współczucie obchodzi...

17 lutego 2005   Komentarze (10)

Życzenie

Tak bardzo bym chciała, żeby wszystko znów było dobrze...Od przyszłych dwóch dni zależy wszystko. W dosłownym i całościowym tego słowa znaczeniu. Niestety.

Jedenym plusem tego dnia jest to, że poszukiwany młodzieniec się znalazł...

16 lutego 2005   Komentarze (12)

Nie jest...a jednak jest

Jest już za późno

za późno

za...

jest

Jako że z założenia spis moich myśli powinien być cenzuralny, więc notki jako takiej nie będzie. Bo "kulturalnie, czy na temat" to jest rożnica...

15 lutego 2005   Komentarze (18)

I wszystko się może zdarzyć.

To nie powinno tak być. Człowiek przychodzi po dwóch dniach wolnego zmęczony do szkoły, a tu oprócz kilku domowych nieodrobionych zadań okazuje się, że mam...męża. No właśnie. Ja rozumie, dostać w walentynki kartkę ze słowami "kocham cię" albo coś w tym stylu, może jakiś kwiatek. No ale, żeby wciągu dwóch dni stać się mężatką i o tym nie pamiętać...Ha! Widać wino mi nie służy. Może jakiś likier wypróbować...

Dzień nawet udany. I bez nawet. Kilka osób chciało mnie objechać, ale się nie dałam. Ten talent się ma. A w dodatku, ten chłopak, którego rozpoczynania poszukiwań niedawno opisałam powoli się znajduje. Nie wiem, co to daje. Choć...chcę tylko z nim porozmawiać. Może kiedyś wyjaśnię dlaczego.

I jeszcze jedna miła niespodzianka. Kumpel z dawnych lat powiedział, mi dziś, że dopiero niedawno docenił spędzany razem czas(mądry Polak po szkodzie).

Teraz jestem opanowaną perspektywą relaksu. Posłucham, co lubi Żebrowski, kiedy kobieta...Bo ja, na przykład, wiem, co lubię, kiedy mężczyzna i wcale nie muszę z tego powodu wydawać płyt. Jeszcze Anita Lipnicka streści mi swoją rozmowę z królem, a SDM powie, że nie jest za późno. Zapalę świeczkę. Jej płomień będzie migotał na wszystkie strony. Przy świeczce poczytam kilka wierszy.

Zamiast dobranoc zwrócę się do gardła ze słowami " Tylko nie sprawiaj mi bólu...".

Później rozpocznę nowy dzień. Nazywa się wtorek, jak co tydzień. Wstanę z perspektywą, że wtorek, to już prawie środek tygodnia, choć wiem, że to trochę naciągane.

14 lutego 2005   Komentarze (10)

Szczęscie

A dzisiaj jestem szczęśliwa. I nawet mi nie brakuje dzwoneczka u szyi. Co nie znaczy, że go mam. Po prostu nie potrzebuję ( a motyw dzwoneczka pochodzi z wieży babel Szymborskiej).

Wrócił od dawna nieobecny tata(ostatni raz go w tamtym roku widziałam). Mało tego, że wrócił, zrobił to nie z pustymi rękami. Mam nowy aparat fotograficzny. No i wreszcie w naszym domu jest porządny ekspres do kawy. Nie muszę mówić, że jedno i drugie już wypróbowałam.

Powinnam częściej pić wino, bo jeszcze zapomnę jak smakuje. A swoją drogą jeszcze nigdy nie pisałam szkolnego wypracowania po spożyciu alkoholu(co znaczy, że czas zaczać). A poza tym tak jakoś mi lekko na sercu. I tak mi coś za uszkiem cichutko szepcze, że chyba pakuję się w opaly, bo liczba zajęć zaplanowanych w piątek na zbliżające się dni była o wiele większa niż ta wykonanych. Ale nie pamiętam, albo nie znajduję nic, co chciałabym zrobić w chwili obecnej. Oprócz obudzenia się ponownie w sobotę.

O i nawet przejawiałam chęć obecności na rekolekcjach stanowych dla młodzieży dzisiaj o 19. Ale prowadzący je karmelita nie brzmiał na tyle przekonywująco, żebym po 435 minutach kazania o trochę za dużym natężeniu decybeli chciała go słuchać ponownie. Ufam, że "nasze" rekolekcje przeżyję owocnie.

 A tak wygląda zajmujący część moich myśli mężczyzna o pseudonimie literacki Kłuciołek.

A i jeszcze. jedna obserwacja. Cieszę się, że kogoś znam

13 lutego 2005   Komentarze (15)

Prawo wg Ryszarda Krynickiego

Minionej nocy

Minionej nocy
przyśnił mi się napis w nieznanym języku:

Będąc człowiekiem
masz prawo do błędu -
ale masz prawo tylko do ludzkiego błędu,
ale masz prawo tylko do takiego błędu,
który potrafisz naprawić -

lecz nie masz prawa do błędu nie do naprawienia,
błędu, który zabija

12 lutego 2005   Komentarze (17)

i czasem nie wiem jak.

Jesteś blisko mnie

Jesteś blisko mnie, a tęsknię za Duchem Twym
Kocham kroki Twe , wiem jak pukasz do drzwi
Przychodzisz jak ciepły wiatr, otwieram się i czuję znów, że...

Twoja Miłość jak ciepły deszcz. Twoja Miłość jak morze gwiazd za dnia.
Twoja Miłość sprawia, że nieskończenie dobry Święty Duch ogarnia mnie.
 

Kolejny poranek. Jeden z tych piątkowych, kiedy czeka za cały tydzień nagroda-40 minut więcej snu. Brak jakiejkolwiek kawy. Szybki krok na kladkę schodową. Windo jedź! W głowie pustkę przedziera myśl "A jednak Pan Bóg mnie prowadzi". Tak nagle, bez rzadnego widocznego powodu zdałam sobie sprawę z tego, ile złych rzeczy mnie ominęło. Ze nie jest to sprawa tylko mojego wszechzaradnego i zabieganego Anioła, który w nagrodę ma swoje imię. W ciągu dnia przekonywanie się do tego, że "czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz".

Spotkanie z ludźmi, którzy są dla mnie bardzo ważni. I uświadomienie sobie tego wszestkiego. Bezmiar mojego egoizmu mnie bardzo przeraża. Moja pycha i niegodniość jeszcze bardziej. W życiu jeszcze nie odczuwałam takiego żalu. Chciałabym wszystko cofnąć. Ale tak naprawdę nie ma momentu do którego trzeba byłoby. Trzeba tylko, przypominając sobie piosenke śpiewaną ciepłym głosem Stokrotki "Zacznij od nowa, zacznij jeszcze raz".

Nie wiem co się stało, ale uwierzyłam w siłę modlitwy. Że nie są to zwykłe słowa, a Pan Bóg zrobi tak jak ze chce.

Byłam dzisiaj na dwóch mszach. To jest równoważne ilości mszy w ostatnim miesiącu. Choć jak to policzyć to byłam na jednej- w drugą weszłam w tym miejscu, w którym zamyśliłam się na pierwszej. Choć tak w pełni, to nie byłm na rzadnej. Adoracja Ciała Jezusa tylko w sercu kogoś obok...

Przez ostatni okres byłam gdzieś bardzo daleko Boga. Chyba Go nawet obraziłam. Tak mi strasznie przykro...

Bo tak na prawdę, to jestem szcześliwą dziewczyną. Tylko nie zawsze o tym pamiętam. Przydałby się jakiś przypominacz. I lubię moje życie. Jestem świadoma jego wyjątkowości. Nie wygląda ono jak życie moich znajomych. ma dwie epoki przez które nie ma mostu, odwrotu i porównań. Dwie twarze. Może to i lepiej.

11 lutego 2005   Komentarze (12)

Nastawienie

W głowie od kilku miesięcy słowa: ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił, do gwiazd jest bliżej niż krok...my, co ciągle czekamy by zmienił się los, już dość już dość już dość....Śpiewa to w mojej głowie ten głos, w którym bardzobym chciała zanurzyć się na dłużej.

Jeżeli chodzi o rozmowę, to fragment schodka dzisiaj dostałam. Ale nawet nie wiem, co o nim myśleć. Zdziwiona jestem, po prostu.

Czuję się tak straszliwie zmęczona, że już bardziej nie można. W dodatku przyszły tydzień zapowiada się jako trudniejszy. Ale, żeby nie narzekać. W końcu wystarczy powiedzieć, będzie dobrze, dobrze, dobrze, dobrze, dobrze- płytka się chyba zacieła-dobrze, będzie...

 

10 lutego 2005   Komentarze (20)

Dzień.

To miło, kiedy mój dobry Przyjaciel (ale nie najlepszy) na dzień dobry przytulając mnie, mówi "Cześć, Kochanie" I jak go nie lubić. To miło, kiedy śpię i ktoś inny ze snu mnie budzi. Ale najbardziej się cieszę, z tego, że u S. wszystko w porządku. Pamiętam, jak zobaczyłam ją wtedy. Wystarczyło spojrzeć...oczy bez blasku, zmęczona twarz. Powiedziała mi, co się stało. Nie uśmiachała się. Starałam się wprowadzić jakąś lekkość na czas wspólnej bytności w szkole. Jest już lepiej. Nie pytałam się, nie chcę za bardzo się wtrącać. Po prostu widzę. Bo takich trzech, jak nas dwie, to nie ma ani jednego...

Dzień automatycznie podzielił się na dwie części. W pierwszej występuje zadowolona z życia dziewczyna, w drugiej ktoś conajmniej pozbawiony emocji.

A 4 godziny spania na dobę kilka dni pod rząd to trochę dla mnie za mało. Głowa boli, kawa smakuje nie mieszana, każdy coś chce, gafa za gafą...Eh...Ale ja nie narzekam, bo wiem, że kiedyś będę jeszcze chcieć zawrócić te dni.

I jeszcze, kiedy usłyszałam, że M. to się zdziwiłam. Przy jego wartościach i sposobie życia. A później przypomniało mi się, że sama w tej sytuacji podobnie i to mi zatkało usta.

*

Z półki wspomnień: dawno już z nikim nie rozmawiałam. Tak naprawdę i szczerze. Nie o codzienności, ale o tym, co ważne. Brakuje mi tych schodków, tych stwierdzeń, które zwykłam wynosić po każdej rozmowie, do których często wracam. To są takie schodki, o które zachaczam kiedy spadam, a później po niech się wspinam i jest łatwiej znów wrócić na miejsce. To była jedna z namiastek rozmowy. Płakałam. Tak mocno, że drżałam. Nie tylko z płaczu, z zimna i ze złości. Uspokajał mnie. Że niby w porządku, trzeba przemyśleć. Musiałam wtedy starsznie wyglądać. Z katarem, czerwonymi oczami, potarganymi włosami. Wtedy zrobił coś, co było ważniejsze od słów. Poukładał mi grzywkę, przeczesał ją palcami i wyglądała już tak jak zwykle. Nie wiem, dlaczego ruszyło mnie akurat to. Własnie szłam dzisiaj przez park, kiedy mi się pzypomniał ten dzień. Jeden ze schodków.

09 lutego 2005   Komentarze (18)

Sprzedaję się.

Kiedy wypowiedziałam te słowa, trochę głupio mi było. Potem myślałam, że jednak mam rację. Sprzedaż można nazwać wymianą towarów o równowarznej wartości. A co człowiek robi przez całe życie? Nie tylko chodzi o pieniądze. Małe dzieci, muszą się dobrze zachowywać, żeby otrzymać uśmiech, cukierek. Więc wymiana. Uczeń na sprawdzianach zamienia wiedzę na oceny(może to nie jest równowarzne), uczymy się, żeby w przyszłości zarabiać pieniądze. Im wyżesz kwlaifikacje, tym zarobek większy(teoretycznie). A co z urodą człowieka? Kosmetyki, robią nas pięknymi, wzamian za ich używanie mamy szansę wywrzeć korzystniejsze pierwsze wrażenie. Niestety, wiara też jest po czesci wymianą. Żyje się w miarę prawie, tylko po to, żeby pójść do nieba. Czasami mam ochotę wiedzieć, co robiliby ludzie, gdyby Bóg się nie objawił, ani nikt by go nie wymyślił. Mordowaliby się nawzajem? Całe życie się wymieniami. Nawet, jeżeli jesteśmy osamotnieni. Można to nazwać sprzedażą niekontrolowaną.

A z drugiej strony...Od dawna można było kupić sobie seks. Chwila rozkoszy, której poziom zależy od zapłaty. Od niedawna nawet miłość sobie można kupić.  Daleko szukać nie trzeba -Walentynki....

Ah, chyba się nie znam. Jest tylko Ktoś Jeden, Kto się nie sprzedaje. Ale tylko dlatego, że to wszystko Jego.  Jakieś za dziwne myśli mnie naszły.

Wiek...Zastanawiałam się nad tym ile mam lat. Rocznikowo 18, miesiącami 17,6;licząc od czasu kiedy byłam zarodkiem jakieś 18,1. Z charakteru pisma około 20, choć czasem dobijam i wychodzę na czterdziestoletnią kobietę. Z zachowania od 16 do 25. I dlaczego się później dziwią, że nie zachowuję się spójnie?

Nawet znam już odpowiedź na pytanie kim jestem. Człowiekiem. Uwzględniając płeć-kobietą. To jest obszerna wiedza, zważywszy na fakt, że niedawno odpowiedź brzmiała-skupiskiem cząsteczek, które myśli...

"Tak, jestem szczęśliwa brakuje mi tylko dzwoneczka u szyi" ...

08 lutego 2005   Komentarze (14)

Szukam.

Powiem czym zajmuję się przez ostatnie kilka dni. Nie cały czas, ale tak dorywczo. Szukam kogoś, kto mieszka dzielnice obok. Kogoś, kogo znam z imienia, z wieku i z myśli. Kogoś, kto mnie znał dwa lata temu. Kto twierdził, że nawet kocha. Ja chcę mu tylko spojrzeć w oczy... Idę po wsyztskich śładach, tkóre zostawiliśmy w tak krótkim czasie, nr telefonu, komórki, majl, adres szkoły i nic....

A ponoć w naszej epoce nie można zgubić człowieka.

do bezmyślenia i do beztęsknoty, poproszę...

07 lutego 2005   Komentarze (15)

Prawda jest jedna choć są prawd tysiące....

I właściwie moje dzisiejsze samopoczucie można opisać cytatem jedynego przeczytanego opowiadania Sapkowskiego:   -Twoja rana krwawi.
-Większość ran ma taką własność.

Potrzebuję wyspecjalizowanej opieki medycznej do tamowania krwi. Tylko niech nie trzeba się rejestrować. Nie będę czekać na badania aż do maja. Wtedy nie będzie czyjej krwi tamować.

Tylko wiem, że jeżeli choć trochę się lubię, to nie moge się poddać. Nie dlatego, że za punkt honoru wzięłam udowodnić mu, że się myli. Albo dlatego też. Ale przede wszystkim chcę mieć łatwiej. Czyli pozbyć się tego kamienia w środku.

Nienapisane na piątek wypracowanie zostało nienapisane na poniedziałek.

Darek przeszedł pierwsze kilka kroków. Oczywiście w kierunku ukochanej siostry. Wylądował z uśmiechem w moich ramionach. Sprawia, że warto czekać na kolejny dzień.

Rzucam się w wir pracy, bo tylko nawał obowiązków zwalnia od nawału myślenia.

06 lutego 2005   Komentarze (13)

Bez tytułu

Czasami mam ochotę tak podejść i powiedzieć: Pokochaj mnie. Zrób tak,żebym się w Tobie zakochała. Tak do końca. Niech będzie przez chwilę romantycznie. Tak,żebym zdazyła się wypalić. Później odejdź. I nie oglądaj się wstecz. Na szczęście, nim wcielę to w życie, ten nastrój mija. I znów patrzę na nich(płeć brzydszą) oczyma ateisty miłosnego.

A teraz przydałoby się znów znaleźć jakiś tenst w dźwiękach, który przeszywałby mnie w całości i niósł ciepłe ukojenie w śnie....

05 lutego 2005   Komentarze (20)

Dni, tydzień, czas

Tydzień z gatunku tych koszmarniejszych się skończył.W moim świecie tydzień ma 5 dni.Od poniedziałku do piątku. Dwa pozostałe są zawieszeniem. Jeżeli są wakacje nie ma tygodni, miesięcy jest czas. Najpierw mija powoli, zajmuję się szukaniem nowego miejsca. Kiedy je znajdę i przyzwyczaję się czas się rozkręca, biegnie dwa razy szybciej. I później od nowa.

Tydzień był troszkę inny, bo o feriach trzeba już mówić w czasie przeszłym. Do wakacji daleko. Rano widok za oknem, albo jego chwilowy brak nie zachęca do niczego. Poranna kawa pierwszymi łykami dodaje sił, aromat porusza się przełykiem, czasem wydaje się,że do aż do płóc. Ale to chyba drogą oddechową już. Kiedy już chcę jeszcze, i jeszcze okazuję się,że kawa wyszła. Co znaczy,że pozostało mi 10 minut do opuszczenia domu.

W drodze do szkoły najlepiej z nikim nie rozmawiać, myśleć i przekonać siebie do dobrego humoru. Po pierwsze dodaje pewności( dwie 5 z najtrudniejszych przedmiotów0, po drugie pozwala lepiej znosić niepowodzenia(oceny czastkowe z w-f 4,6,5 a ocena semestralna 4). I w dodatku można się jeszcze okazać komuś potrzebnym.

Kiedy tak wracałam dzisiaj wieczorem autobusem, zastanawiałam się. Było mi zimno i trzeba było odwlec od tego uwagę. Myślałam o Darku. Rok temu to był jeszcze jeden wielki znak zapytania. Jak to będzie, kiedy pojawi się malutkie dziecko w domu. Ja i 17letnia siostra. Dzisiaj wiem jak to jest. Ten przebłysk miłosci w niebieskich oczach powoduje,że wszytskie problemy umniejszają swoją skalę. Znaki zapytania, ruchy głowy, przytulenia, uśmiechy...Tak, nie tylko pozytywy-krzyk w nocy, kiedy warto byłoby się wyspać, siedzenie z nim, kiedy mam zamiar robić coś nowego. Ale nie tracę na tym. Zyskuję.

Doświadczenie dnia: w długiej spódnicy bez rozporka chodzi się jeszcze gorzej niż w związanych sznurówkami butach( w szkole dzień przebierańców. Przebrałam się niefortunnie za poetkę)

04 lutego 2005   Komentarze (20)

Czy pani kogoś szuka?

Wróciłam. To jest przecież dobre miejsce, z którego nie warto rezygnować. Pomimo tego, że krótko mnie nie było, to znalazłam odpowiedź na pytania. Bo kto szuka, ten znajdzie. I pracuję nad sobą. Uczę się psychologii na własnym przykładzie. Staram się to, co wiem, wcielać w życie. I nie być taką egoistką, tylko kimś, kto się dzieli tym, co ma. Choć mam niewiele, ale czasem wystarczy uśmiech. I usłyszy się za niego szczere dziękuję.

Niedawno szłam do naszego lasu. Byłam zdenerwowana. Krok był szybki, ręce w czarnym płaszczu, ulubiona czapka na głowie. Zimno było. Szłam zaśnieżoną ścieżką tam. Stała tam kobieta w starszym wieku. Przyglądała mi się. Udałam, że na nią nie patrzę. Nie chciałam brnąć w ten śnieg, więc po 20 minutach zawróciłam. Ona dalej tam stała. Odezwała się do mnie. Per pani, co mnie ogromnie zawstydziło.

-Czy pani kogoś szuka?Albo na kogoś czeka?
-Nie!
-Aha, rozumiem, to taki spacer w te i wewte.

I nie wiem dlaczego później nad tym myślałam. Bo właściwie albo jest zbyt ciekawska, albo wykazała troskę. Jakiś fragment uczucia. Nie pamiętam,żeby zagadywała przechodniów. Widziałam ją kilka razy. Piszę to dlatego, że jej słowa ciągle dźwięczą w mojej głowie. Ma ciepły, nie rażący głos..."Czy pani kogoś szuka?" ...Znalazłam. Wiem, kim jestem. Kim chcę być.

03 lutego 2005   Komentarze (16)

Pożegnanie.

nie ma zmiłowania

nie ma odkupienia

nie ma nas

nie ma

nie ma

         

      ***

 Postaram się nie wracać tutaj jak długo sie da. Nie wiem, może to bedzie dzień albo dwa, może tydzień. Może nie odejdę. Albo tylko pozornie. W końcu przyzwyczajeń nie da się łatwo zmienić. Będę pisać coś innego. W samotności moich myśli. Póki się nie pobieram.

Nie, nie stało się nic. Przynajmniej nic takiego, o czym trzeba byłoby głośno trąbić. Wypadałoby przyznać mu rację, że sama sobie nie poradzę, ale jestem uparta i spróbuję jeszcze raz.

Do przeczytania za jakiś czas. Pozdrawiam serdecznie.

P.S. chcę tylko znów wiedzieć kim jestem. Mniej-więcej. Raczej więcej.

28 stycznia 2005   Komentarze (30)

Ah, te żale...

Siedzę. Jest wieczór. Czytam książkę z gatunku "lekkich". I nagle w głowie błyska-przecież nie poradzisz sobie.No właśnie, co ja sobie, do jasnej cholery wyobrażam? Że mi się uda? A czy ja pierwsza? Czy ostatnia? To wszytsko jest śmiechu warte. Nie i nawet nie chodzi o to, że upadanie traktuję czasem jako pierwszy krok do powstania. Bo co? Ja sobie w tej durnej łepetynie ułożę i tak będzie? Ha! Kto by tak nie chciał.

Jedynym plusem ej całej sytuacji może być chyba to, że nie tak jak ostatnio codziennie zamiast modlitwy szepczę coś nieśmiało"przepraszam" tylko mam zamiar dłużej porozmawiać. Będąc jednym ze standartowych ludzi-jak mi źle, to Boże gdzie Ty jesteś.

Aj, mam dosyć. Tego, że ciągle trzeba biec, byle doprzodu, tego, że moja odpornosć psychiczna nie jest taka, jaką bym sobie życzyła. I jeszcze kilku innych rzeczy.

ALe to nic. Bo co to może znaczyć w porównaniu z historią świata? I kogo to obchodzi? Historia jednej dziewczyny, która nie lubi swojego imienia...

27 stycznia 2005   Komentarze (21)

pijani zapachem krążymy od gwiazdy do gwiazdy...

Nie. Ja nie moge tak zrobić, bo tym razem to ja będę osobą krzywdzącą.Niech nam wystarczy świadomosć, że byłoby wspaniale i może zatonęlibyśmy obopulnie we własnych oczach. Ale tak nie będzie. I nawet nie moja wina.

A tamten...gdyby teraz było kiedyś pobiegłabym do niego. Teraz jest teraz. I wiem już kim on jest i jaki. Typowy przykład faceta do niczego.

I jeszcze z tym co wiem. Że tak naprawdę ja i samotność to jedno. Że lubię mój tryb życia. Moje ścieżki, którymi chodzę. Że nigdy nie będę tradycyjna...

Ten spacer w lesie był poprostu wybrykiem. Za który mogę mu podziękować. Tak jak potrafię. Tylko tyle...

W te dwie noce spróbowałam poznać Poświatowską jako człowieka. Szkoda, że rozminęłyśmy się w czasie....ah ten czas....ktośby pomyślał,że go nie lubię. Nie, ja tylko lubię go zatrzymywać. W tej, a nie innej chwili...

25 stycznia 2005   Komentarze (18)

Blogi i ja

Blogi...bo myślałam na temat pozytywnych i nagatywnych aspektów ukazywanych w różnego rodzaju publikacjach. Że niby obnażanie swojego życia przed ludźmi, których nawet się nie zna. Ale to przecież nic nowego. A różne gazety, teleplotki. Ci różni ludzie przecież zdają sobie zupełnie sprawę, że o tym, co robią dowie się masa ludzi i co? przeszkadza im to w jakiś sposób? A taki blog na przykład-pozwala się w jakiś sposób otworzyć się na innych i stanąć twarzą w twarz z opisywaną sprawą. Bo to, co się przeczyta wygląda zupełnie inaczje, niż w momencie myślenia.

Jeżeli chodzi o mnie...pierwsze opowiadanie napisałam w wieku 6 lat. Siedziałam wtedy sama w domu. Było ciemno. Akurat pełnia. W sam raz na uwiecznienie na kartce A5. To była jeszcze taka z wąskimi linijkami. A później to pisałam pamiętnik. Z przerwami. Raz dłużej, raz krócej. Nieregularnie.W czasie tego pisania zrozumiałam dwie rzeczy-nie należy przesadzać z negatywnymi emocjami, bo kilka dni później sprawa może okazać się błahostką. Nauczyło mnie to pewnego dystansu do tego, co sie dzieje. I nie warto używać imion tych osób, o których piszę. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo przypadkowego trafienia w czyjeś ręce. Dlatego tutaj wpisując czyjeś słowa piszę tylko on, albo ona. Nie znaczy, że cały czas chodzi o jedną osobę.

Zakładając bloga nie byłam pewna jak długo wytrwam. Teraz cieszę się, że miałam taki pomysł. Po pierwsze, szybciej niż zwykłe pisanie, po drugie blogowanie pozwoliło poznać mi wielu wspaniałych ludzi. Których jakby nie patrzec normalnie-żyj ja kilka lat wcześniej lub później nigdy bym nie poznała. Cieszę się, że tak jest. I dziękuję wam za to.

Lubię ludzi, z którymi "spotykam" się niemalże codziennie. Wydaję mi się, że widzę tą życzliwość Może i jesteśmy sowjego rodzaju społeczeństwem. W którym nie ma zazdrości. Na drugiego człowieka patrzymy oczyma jego myśli. Wszystko, co wiadomo o nim sam opisał. Tak, jak to czuje. Nie ma w tym żadnych plotek, fałszywych doniesień. Lubię też gadulcowe albo emajlowe rozmowy. To nie jest to samo, co rozmowa z nieznajomym na gadu. Tego kogoś się prawie zna. Tak, jak można. A co wy sądzicie na ten temat? Bo nie wiem czy tylko ja myślę w ten sposób

*
dzisiejszy dzień zaczął się czytaniem poświatowskiej. Tak do 2. Później pora na wizytę w łóżku. Sen trochę się spóźnił. Jakieś 3 godziny. Był krótkim gościem.Wyszedł po 9. Później, nic specjalnego. Albo...babcia, nie ta, co zwykle,zamiast dystansu zachowywała się wylewnie. Wygląda na to, że mnie lubi. Później telefon. "Jesteś? Pod twoim blokiem za 15 minut" To lubię...I spacer przy nadchodzącym wieczorze w świetle początkujacego księżyca. Las...Choinki opatulone śniegiem, dumne ze swej bieli...4 sarny...my wpatrzeni w nich jakby byli jakimś okazem, oni w nas-obopulne okazy z dwóch różnych światów...

Ja bardzo lubię życie sowy. To znaczy, że Morfeusz pościeli sobie w przedpokoju.

24 stycznia 2005   Komentarze (16)

Dziwne jest piękne twierdzę wciąż.

Wczoraj wyszłam. W domu nie miałam już zupełnie siły siedzieć. Miałam zamiar dobrze się bawić. Impreza, na którą trafiłam nie okazała się zbyt przyjemna. Byłam tam zaledwie półgodziny. Tak było mi doniczego ze sobą. Zadzwoniłam do przyjaciela. Za 15 minut pod jego blokiem. Godzina rozmowy.Pomógł mi powstać psychicznie.O 22 odprowadziłam go pod blok. Czasem lubię takie rozwiązania. Potem nie zawsze muszę wracać do domu. Tak zrobiłam i tym razem. Kiedy wróciłam mama spała na moim łóżku, Darek też. Rozłożyłam sobie w pokoju. Zasnęłam o 5. Wstałam o 12. Ciepły długi prysznic i poranna kawa, zapach ulubionego deo draju na moim umęczonym senm i ostatnimi dniami ciele pobudził mnie trochę do życia. Jakiś taki przypływ energii. Musiałam się powstrzymywać,żeby nie skakać z radości.

Ostatnie dni były  dziwne. Całkowicie odróżniające się od tych, na które byłam przygotowana. I nawet nie wiem, co o tym sądzić. Czasem czuję się jakbym to nie ja była. Tylko wiem,że takiej opcji nie ma. Bo jeżeli nie ja, to ktoś inny. A kogoś innego nie ma.

Bredzę? Eh...Chcę się zakochać. Ja, miłosny ateista chciałabym mieć serce w motylkach. Albo jak to tam jest...Może trzeba było mi się urodzić w 1810? W sam raz dojrzałość emocjonalna na środek romantyzmu.Powinnam być wtedy mężczyzną. Te ciągłe uniesienia, różne kochanki, ale jedna najprawdziwsza. Kilku dzieci różnych matek...Eh...co to było za życie.

***
bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata

23 stycznia 2005   Komentarze (17)

Na zawsze pragnę wielbić Go

 

Tu była notka, ale inna niż powinna być. Była też jeszcze jedna. Ale nie zapisana. Więc wszystko wskazuje na to,że nie mam nic do powiedzenia, albo to, co chciałam powiedzieć, nie było wystarczająco ważne,żeby tu być. Może jeszcze dwa stwierdzenia dzisiejszego dnia:

"Zaufałem memu Panu, On pochylił się nade mną i wysłuchał mego głosu" To własnie to zdanie sprawia,że z nadzieją spoglądam w każdy kolejny dzień. Bo jest Ktoś, Kto sprawi,że coś będzie. I godzę się na to kiedyś. Bo ono ma sens.

 Ona: a za co lubisz ludzi?

Ja (21-01-2005 21:32)
za słowa, głos, uśmiech, postawę do innych i zmniejszoną do minimum ilość kłamstwa

22 stycznia 2005   Komentarze (22)

Przyjaźń

Po ostatnich komentarzach na temat przyjaźni i moich rozmyślaniach chciałam ten stan wyświetlić jakoś bardziej trwale, a zatem:
W mojej definicji przyjaźń jest chwilowym układem dwóch osób. Uważam, że przyjaciół można pozyskać i utracić. Co też się kilka razy działo. Ale jest jeszcze jeden warunek-ktoś, kto był moim przyjacielem później nie może wygadywać o mnie niestworzonych rzeczy. Bo jeżeli tak robi, to widocznie, coś było nie tak, a ja naiwnie nie zauważyłam.
Przyjaźń może być trwała-wtedy, kiedy znamy się bardo dobrze i wiem,że o każdej porze dnia i nocy ja do kogoś, a ktoś do mnie; może być też i chwilowa-kiedy ja a gwałt potrzebuję pomocy i ktoś mi ją udziela, doradza i to w taki ciepły sposób, że nagle wychodzi słońce.
Jako, że nie umiem się kłucić-zdecydowanie jest to moja wada, moje stosunkli z luźmi ulegają pogorszeniu poprzez wzajemne oddalanie się. Raz było też tak, że pomimo iż przedtem patrzyłyśmy w jednym kierunku, to nagle ja odwórciłam głowę i wyruszyłam w zupełnie inną drogę. Tak się stało z jedyną osobą, którą znam na żywo z blogi.pl To ona mnie nazwała pierwsza przyjaciółką. W mojej definicji w przypadku przyjaźni chwilowej nie musi ona być obustronna.
Może za bardzo kręcę. Nie wiem...Tak to mniej-więcej wygląda w moich komórkach szarych.
Obecnie liczba moich przyjaciół trwale zmierza do zera. Może dlatego, że pod wpływem pewnego zdarzenia przestałam odczuwać potrzebę jakiejś trwalszej więzi z człowiekiem?
Nigdy nie uważałam, że przyjaźń powinna być prawie"dopóki śmierć nas nie rozłączy". Byłoby to prawie zbliżenie do rangi sakramentu. A na podstawie małżeństwa wiemy co to daje w naszych czasach. Dlatego ja też obiecuję sobie -żadnych ślubów-człowiek jako taki jest istotą bardzo zmienną, a jeżeli się w dodatku nie wie, kiedy umrze, to moze być dziwnie.
Więc siedzę sobie i tak myślę i wyszło mi na to, że na temat przyjaźni to ani dobrej wiedzy, ani teorii nie mam.
Jakkolwiek dziękuję Bogu za możliwość poznania tych osób, których uważam za przyjaciół.

Po zastosowaniu dwódniowej terapii potrafię patrzeć na ludzi z delikatną sympatią. Bo było to tak. Poprzez ciągłe nawwarstawianie się obowiązków, prawie niespanie, złość na siebie, złość na kogoś, wkurzenia na wtykanie się w moje sprawy poprzez osoby niepowołane, zdenerwowanie się na coponiektóre ploty ... w każdym bądź razie przestałam patrzeć na ludzi życzliwie. A terapia polega na tym, żeby przez jakiś czas nierozmawiać ze znajomymi, na każdym kroku spotykając osoby objętne. Aż w końcu doceni się własne znajomości i odczuje potrzebę porozmawiania z coponiektórymi ludźmi. Wiem, że to jest skomplikowane, ale mi czasem pomaga. Sama to wymyśliłam! W wakacje ponowne przyzwyczajanie się do ludzi zajęlo mi ponad tydzień.

A i jutro jadę się rozerwać. No nie dosłownie. Tak tylko na lodowisko. A przedtem wizyta u dentysty grr...

20 stycznia 2005   Komentarze (13)

Dzieckiem być.

Takie dzieci...Tak słodko i niewinnie potrafią wyglądać. Dorośli...Świat zła i zawisci. Też byli dziećmi jak nie patrzeć. I najbardziej boję sie, że przyjdzie taki moment, kiedy nie zostanie we mnie ani grama dziecka. I bronię się. Dzieci potrafią myśleć mitycznie, tak jak filozofowie, więc ja też staram się dostrzegać magię, dzieci się uśmiechają, więc ja też. Nie stosują się do reguł. Bo po co niektóre absurdalne...
19 stycznia 2005   Komentarze (13)

Dzieci i lekarze.

-Mamo, mamo, a ten lekarz przystojny był!
-A widziałaś obrączkę?
-Ale to pierwszy brunet, który mi sie podoba...

Zawsze musi być ten pierwszy raz. Używam ferii opiekując się Kłuciołkiem.Zostanę żłobkolanką. No, ale przynajmniej mam plany na przyszłość...

18 stycznia 2005   Komentarze (23)

Zwykłe słowa...

Doświadczać tęsknoty to gorzej niż po prostu cierpieć. Cierpiąc można wyrzucać wulkany złości na siebie, na beznadziejność świata. Tęskniąc chce się tylko przyśpieszenia do następnego "witaj" albo cofnięcia do pożegnania. A co jeżeli tęskni się za całym światem, który nie zmieniał się etapami, ale pewnego dnia tak poprostu zniknął? Kiedy nie można wyrzucać,że nie ma za czym, że smutek miasta o zmierzchu nic nie znaczy, że ludzie wszędzie mają podobne cechy charakteru, trochę różnią się twarzami, ale nie ma przecież niezastąpionych. Ze kraina dzieciństwa nadal nią jest. Z wyolbrzymieniem i lekkim patosem. Kiedy żal ściska za gardło i pomimo czasu czuje się nieprzystosowanie do nowego...Czasami są takie dni, kiedy wydaje mi się, że to sen, tylko obudzić się i dziesięcioletnia pewna siebie dziewczynka w akcji. Z przyjacielem.

Tak, mam talent do tracenia przyjaciół. Nie tych takich pustych, bo oni ...ten stan to dla nich tylko słowo, ale tych, których uważam za prawdziwych. Ufam, przyzwyczajam się do słów, charakteru, obecności i nagle nic. W cholerę wzięło to wszystko...

Ten dzień dzisiaj nie był normalny.Nie, że narzekam. Ludzie, bliscy w okół, moja rodzina...nie potrafię zrobić, żeby było jak dawnije. I to nie są myśli moje i ich, nie żadna kłutnia...mechaniczne uszkodzenia zdrowia. Bo po co są choroby?

17 stycznia 2005   Komentarze (14)

Świętowanie niedzieli

Nie potrafię przypomnieć sobie powodu, który kazał mi iść na nieszpory do kościoła. Może dlatego, że ferie. Zważywszy na moje kryteria niespzorów(podział na dwa chóry i śpiew gregoriański) było to nie lada poświęcenie.W kązdym bądź razie jako nawiązanie do tradycyjnych nieszporów było tylko "Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu". Śpiewać mnie nie nauczyli, więc darowałam sobie. Przynajmniej dzisiaj. Natomiast przyglądałam się odkrytemu dopiero niedawno ołatrzowi ukazującemu otrzymanie stygmatów przez świętego Franciszka.Dla ogólnego wprowadzenie-nasz kościół jest z neobaroku(rok produkcji 1917),przeważają brązy mieszane ze złotem. Ołtarz sam w sobie ciekawy, po bokach nawiązujące do średniowiecza ilustracje życia św. Franciszka. M.in. rozmowa z ptakami. Swoją drogą, gdyby żył w naszych czasach musiałby rozmawiać z komputerami, bo to dla  naszego pokolenia stanowi najwyższą wratość...Przyznam się do niekompetencji w biografiach świętych, także w tej od Franciszka-film, który mogłam obejrzeć na jego temat został nazwany przez autoprytet za słodko-pierdzący, więc w tym czasie zajmowałam się problemami natuiry duchowej-moimi i Kwiatuszka. Teraz nadrabiam. A zwłaszcza jakoże jestem MF TAU. Poza tym w naszym kościele jest pełno aniołków. I wbrew mojej miłosci do nich, te mi się nie podobają-za pulchne, za złote, za mało ludzkie i w dodatku bez uśmiechu. Jedyne pulchne anioki, które mi sie pdobały były na reprodukcji pewnego obrazu Maryi i Dzieciątka. Może dlatego, że dominował błękit i były kwiatki. Poza tym wtedy byłam dzieckiem i na świat patrzyłam raczej w sposób mityczny. Później obrazu już nie było. To-to wszystko zdążyłam przemyśleć w niecałe półgodziny,ilustrując w pamięci obrazami. Co nie znaczy, że obyło się bez kolizji- w pewnym momencie zamyślona byłam na tyle,że zapomniało mi się klęknąć.A potem to już można było iść do domu.

W domu pokładałam się z bólu. W czasie relaksującej w zamiarze kąpieli zdażyło mi się wyskoczyć z wanny, ociekając wodą skręcając się z bólu cierpieć fizycznie i psychicznie-nie powiem podwójna przyjemność-zamów teraz...

Później, kiedy już ochłonęlam, wydało mi się nie tak źle-do tego kim jestem trzeba byłoby dodać trochę pewności siebie, odporności psychicznej i umiejętności fałszowania-nie tego w śpiewie, tego w rozmowie z niektórymi.

A tymczasem nadejście nocy kończy mój strudzony lenistwem dzień...

16 stycznia 2005   Komentarze (15)

Uśmiechnę się.

Bo to byłoby śmieszne, gdybym wpadła w pułapkę, której się najbardziej boję. Tylko którą?

Już prawie się poddałam. Nie pamiętam, co mnie powstrzymało, ale chyba było dobre.

Boże, czemu na świecie tyle fałszu? A tak poza tym, ciekawe czy On wie,że przydałaby mi się jakaś porządna modlitwa do Niego... Może kiedyś. Ja. Znajdująca Jego ślady w każdym dniu. Nie rozmawiam z Nim. Bo... nie ma bo...serce i usta milczą. Bo jest takie miejsce w człowieku na którym nic nie ma.

Ale energią promienieję. Za dnia. Noc jest porą ciszy i refleksji. Pierwszy taki księżyc w moich oczach...Dziękuję za słowa

15 stycznia 2005   Komentarze (16)

Ikar zostaje!

No i mam ferie. Teoretycznie na te dwa tygodnie moim kochankiem miał zostać Wokulski, miałam popełnić zbrodnię i uzyskać karę, ubrać się w kamizelkę, porozmawiać z menelem gdańskim, popływać ze szwedami świetnie się bawić na weselu i zwiedzieć brzeg niemnu. Uzyskane w ten sposób doświadczenia zpierwiastkować, zastosować później do funkcji logarytmicznej i opisać to wszystko we wpływach pana tadzia na poezję współczesną.Ale uzyskawszy rozgrzeszenie od kochanej pani nazywającej nas rybeńkami mam zamiar po prostu jak to humanista potrafi odpocząć.

Kiedy przeglądałam mojego bloga z włączonymi głośnikami stwierdziłam, że ten mój kochany Ikar, prototyp anioła zaczyna mnie już doprowadzać do szału. Chciałam mu uzmysłowić, że ma się wynieść. Ot naprzykład dla Placebo"Protect me from what I want", ale później przypomniałam sobie te chwiel"poszybować chociaż raz", to, że dla wielu osób kojarzę się z tą piosenką. Ikar zostaje. Znów on i ja. Będzie zabawa.

A tak poza tym z głębi mnie przyszła ta dziewczynka, którą szukałam jeszcze całkiem doniedawna. Teraz jestem pewna, chcę ją porzucić. Ona nie zmieniała się razem z moimi postępami. Tak, czasami szło się nią dobrze zasłaniać. Wiem, że bardziej lubią tą przyjazną dla śodowiska dziewczynkę w żółtej koszulce a napisem I love flowers, ale ona zostaje w albumie wspomnień. Tamta dziewczynka nie była w żaden sposób atrakcujna, może z atymi dołeczkami w policzkach.

Nie, to nie znaczy, że na codzień po ulicy będzie chodziła refleksyjna osoba. Będzie miała tylko taki błysk w czasem nieobecnym wzroku. Wypowiadała się spokojnym tonem i miała chwile zamyślenia, kiedy wypada sę w rytmu by później odkryć go na nowo. Ta nowa osoba będzie mną. Kimś, kto wie czego się od niego oczekuje i kimś kto wie czego się spodziewa.

I tak mi lżej. Bo wiem, że smutek jest posłuszny i potrafi pójść, kiedy się go poprosi, przekona albo ukaże inne wyjście z sytuacji. Można mu albo sobie powiedzieć, ze przecież zawsze mogło być gorzej, więc to, co jest teraz jest dobrze. Ba nawet może bardzo dobrze i później tak nie będzie. Więc szanuj to bardzo dobrze, co? Wiem,że to mówię tak teraz, że jutro...że jak się zdenerwuję, ale jak z powrotem ochłonę to wróce do tego. I będę iść z tymi słowami i , jak dobrrze pójdzie, z uśmiechem...

14 stycznia 2005   Komentarze (20)

Bez tytułu

A jutro koniec semestru. Oceny na miarę zasług. To co chciałam, to mam. Np. 5 z historii.

A i moje życie wreszcie przychamowało. Bo od października biegło tak, jakby ktoś na nie czekał. Ten bieg zaczynał mnie wykańczać. Fakt, jeszcze nie powróciłam do normy, ale mam nadzieje, że niewiele mi zostało.

A spać to ja chcę jeszcze od wczoraj.

13 stycznia 2005   Komentarze (20)

Days before you came.

„Gdzie jest prawdziwe życie?(…)Miłość nigdy nie była wytchnieniem, raczej jedynym sensownym pretekstem, pozwalającym na kontynuowanie egzystencji, jednym z rzadkich narkotyków zdolnych złagodzić jego radosny pesymizm.(…)Więzień publicznie demonstrowanej pogody, gromadził przyjemnosci, dostarczał otoczeniu okazji do zabawy i śmiechu ze wszystkiego być może po to, by przekonać samego siebie, że życie nie zasmuca go aż tak mocno”(Autobiografia pewnej miłości)

  Nie wiem dlaczego. Te słowa w pewny sposób odzwierciedlają moje podejście. Rzuciły mi się w oczy zmuszając do ponownego myślenia. Przede wszystkim środki stylistyczne(oksymorony?) radosny pesymizm. Bo można. Bo tak. Udowadnianie sobie. I ucieczka przed rutyną. Dlatego przestałam być smutna, bo to stawało się już nudne. Lubię mieć własny punkt widzenia. Nic na to nie poradzę. Ale jeden lipcowy tydzień nauczył mnie szanować chwilę. Przeżywać ją tak, żeby wspomnienia były przyjemne. Zastosowałam się do tego. Wymaga trochę samozaparcia.

Widziałam dzisiaj pewnego mężczyznę. Znam go z imienia i z przypadku. Coś mu się stało. Poukładany i pogodny dzisiaj sprawiał wrażenie roztargniętegi, nieuporządkowanego i zaniedbanego. Pogrążony w Pismie Świętym. My się nie znamy, a jednak się znamy. Widzę go raz na miesiąc, tak jak on mnie.Przez chwilę odbijałam się w jego oczach. To było dziwne, ja mu się przyglądałam. W pewnym moemncie zdałam sobie sprawę,że to są jego oczy i że patrzy na mnie, a ja odrobinę za długo. Chciałam coś powiedzieć, ale odwróciłam głowę. Bezsensowność sytuacji.

Uczę się uśmiechać.

11 stycznia 2005   Komentarze (17)

Najważniejsze to powstawać.

Żyję i wciąż się kłucę. I wiem,że jestem zdana na siebie. Pomimo przyjaźni.

Takie poddawanie się ma sens. Bo później można powstawać. A im częściejtym więcej barier trzeba pokonać.

W szkole wystawianie ocen. Są to jedyne dni, w których nie cieprię mojej szkoły jako miejsca przebywania. Bo wszyscy się denerwują, nauczyciele zwlekają do ostatniej chwili a ja już nie mam siły na nic.

A i uruchamiam program naprawczy. Nie ma co się użalac nad sobą. Zawsze dobrze mi idzie, do momentu kiedy ktoś się nie zapyta jak się czuję. I wtedy od nowa. Muszą? No pytam się.

10 stycznia 2005   Komentarze (15)

Protect me from I want.

Powiedział mi też, że sama sobie z tym nie poradzę. I jak zwykle(niestety) miał rację.

Wydawało mi się wtedy,że zdołam pokonać tego ciemnego potwora. Tymczasem przegrywam bitwe za bitwą. Z każdym dniem coraz gorzej. Wydaje mi się, że to ciepło, które mam ze mnie uchodzi.Nie miałam przyjemności swierdzić faktu, że widok krainy dzieciństwa się zmienił. Wróciłam do mniej odległych wspomnień, tych,które zaczęły mnie zmieniać. Zdziwiłam się tym, jakim się okazał. Jak doskonale grał. Jest jedyną osobą, którą podziwiam za grę aktorską życia. Kameleon. Nie wyślałam,że się nabiorę. A teraz podświadomie go naśladuję. Dziwne. Te pólprawdy w okół.

Od dawna najbardziej chcę,żeby ktoś mnie pocieszył.I nawet to klamliwe"Będzie dobrze" chcę usłyszeć. A najlepiej byłoby gdyby ktoś zaproponował mi testowe, z wariantami, wyjścia z sytuacji. Ne, nie potrzebuje recepty na życie, tylko delikatnych sugestii. Ja tylko chcę do stanu wewnętrznej równowagi. A świat okazuje się być okrutniejszy niż myślałam. To znaczy,że obniżył poziom.

08 stycznia 2005   Komentarze (16)
< 1 2 ... 9 10 11 12 13 ... 20 21 >
Moje | Blogi