3
W życiu piękne są tylko chwile...Śmignęło przez głowę zasłyszane w radiu. Nie umiem się nie zgodzić.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
W życiu piękne są tylko chwile...Śmignęło przez głowę zasłyszane w radiu. Nie umiem się nie zgodzić.
Właśnie, mam napisać notkę, i ...ktoś mnie męczy, że nie pisuję listów i emaili...To przynajmnije notke napiszę. Bo to lubię. W przeciwieństwie do uczenia się, które w obecnej chwili powinnam praktykować, zważywszy na mój obecny poziom wiedzy, albo raczej niewiedzy.
Dzisiaj mieliśmy ćwiczenia poloneza. A ja? No cóż, kiedyś na lodowisko zaklepałam sobie faceta do tańca, sama o tym nie pamiętając, ale mi przypomniał, a ja mu na to, że nie idę, a on, że mogę się jeszcze przecież zastanowić. A ja wczoraj obejrzałam film pierwszy od tygodni i napisałam esa, że idę na studniówkę, póxniej taki dyg, a moze będę musiała tańczyc z dziewczyną, a potem wskocz do K. Mówiłeś coś o polonezie? No to wiesz, tańczymy razem :-) Na to A., że zdecydowałam sie dosłownie w ostatniej chwili, tak kobieco. P. też idzie. A ten polonez to taki dziwny taniec jest, bo K. musiał mnie pilnować, liczyć i podtrzymywać, a ja miałam spodnie za długie, i jeszcze musiałam się mu w oczy patrzeć, tzn. na niego, ale on je ma na równi z moją głową.
I co ja biedna pocznę, tatuś znowu mi o parę dych forsy mniej zostawił.
Wdepuję na przestrzeń realizmu. Nie przeszkadzać. Pozdrowienia dla edukujących się.
-Ja tam nic nie wiem o miłości.
-Wiesz, wiesz, na pewno
-Nie. Nawet się nad tym zastanawiałem. Ale nic z tego nie rozumiem.
-Co masz na myśli?
-To znaczy...czasem miłość wydaje się łatwa. Na przykład łatwo jest kochać deszcz...i jastrzębie. I dzikie śliwki...i księżyc. Ale z ludźmi nigdy nie wiadomo. Wszystko jest jakieś zagmatwane. To znaczy, jednoą osobę możesz kochać w jakiś sposób, a drugą w inny. Ale skąd masz wiedzieć, że kochasz właściwą osobę we właściwy sposób?
-Nie jestem pewna, ale myślę, że takie rzeczy się wie. Jeśli tylko trafisz na tę właściwą osobę, zrozumiesz, że to jest lepsze niż deszcz i jastrzębie, i dzikie śliwki. Lepsze niż księżyc.
Niż to wszystko razem wzięte. "Tu, gdzie jest serce" Billie Letts
No to ja właśnie czekam, żeby zrozumieć.
Wróciłam. Stęskniona za domem. Errad miał rację- odnalazłam potrzebną mi radośći. I Dziadek miał rację, bo są ludzie, którzy mnie lubią, a ja ich lubię. I Was lubię też, bo jesteście dla mnie ważni. Nieznajomi znajomi.
Jak było? Do samej Warszawy powtarzałam, że ja chce do domu. Czym denerwowałam moją sąsiadkę, ale ona się nie gniewa.Potem na giełdzie najciekawsze były ruchome schody(-dajcie dziecku tą radość-)i to jak A. wchodzi pod górę po schodach zjężdżających na dół. I był tam jeszcze automat do robienia zdjęć. W sejmie, na szczęście, zamiast 3 godzin byliśmy może półgodziny. Ale traktowlai nas tam wzrokiem jakbyśmy chcieli im cały sejm do Bytomia wywieźć. Okazało sie, że pan G. jest siwy, pan R. bez kapelusza jest bardzije siwy, pan L. bardziej czerwony, a pani B. ma dosyć nieuporządkowane długaśne włosy, pewnie przeszkadzają temu panu, co się dzi obok. W dodatku posiedzenie sejmu trwało około 20 minut. Tak to ja nawet do szkoły mogę przychodzic. A wszystko tak szybko jakgdyby pan przewodniczący obradom chciał siusiu.
Potem miastozwiedzanie. Cały czas obok. Cały czas z P. Mamy podobne kanony wyglądu dziewczyn i chłopaków, ulubione kolory, podobają nam się takie same męskie rzeczy. On nie lubi koralików i mojej żółtej branzoletki. W kościele zamiast szukać czyjegoś serca rozmawialiśmy.Potem...potem była chwila mojego spontanu. Korzystając z jego komórki pisałam smsa do kogoś, kto dodał do ulubionych las. Powiedział mi-
-Aktor tam szedł.
Odwróciłam się. Te siwe włosy poznam wszędzie. Fakt, nie pamiętałam nazwiska, tzn. je przekręciłam.
-Idziemy za nim? to ja
-Nie. W tym momencie pobiegłam za Aktorem. To nic, że uszedł już daleko, a ja zdyszałam się nim pobiegłam. Sprawdziłam czy to na pewno on i wypaliłam bez zastanowienia:
-Niech Pan coś powie, bo bardzo lubię Pana głos. (ta moja bezpośredniość)
- Ale co ja mam powiedzieć? (przecież już samo to zdanie wystarczyło)
I gadaliśmy. Ja tylko chciałam, żeby mówił, mówiąc sama więcej niż on. P. doszedł w którymś momencie.
- Może Pan nam dać autograf?
On, jak to facet, miał wszystko uporządkowane i kalendarz przy sobie. A ja co? Przewracam wszystko w torbie, prawie mi wypada jabłko, znajduję kartkę korespondencyjną z P., darmową gazetę, aż w końcu zapiski gombrowicza, a w nich k a r t k ę w kratkę. No!
Powiedział nam:
-Trzymajcie sie, cześć.
Wyglądał na starszego niż w telewizji. Szedł jakiś zamyślony. Jeśli ktoś nadal nie wie czyj głos ja bardzo lubie, to powiem: Krzysztof Stelmaszyk. Ma ktoś jego mejla? Bo mając przy sobie dyktafon nie nagrałam nic z tej rozmowy. Ale to było genialne, wesołe i napewno go zaskoczyliśmy.
Musiałam tłumaczyć wychowawczyni na czym polega moja czynna napaść słowna na ulicy. Potem było schronisko. A tam bawiliśmy się we własnym gronie. A moje łóżko było centrem dowodzenia dla osób nie grających w karty. Tzn. najpierw jeden facet, potem dwóch facetów i ja, z tym, że ja mam najmniej miejsca. I P. był tak blisko. Bliżej niż na wyciągnięcie ręki. I w ćwirka graliśmy:"ćwirek numer jeden ćwirka do ćwirka numer 6" i machanie przy tym rękami przy głowie świadczący że nie wszystko tam jest dobrze poukładane. O i jeszcze, tam obok pałacu kultury jest 9 sex-shopów jeden przy drugim :) naprzemian z monopolowymi.Drugi dzień zaczął się 2 godziny przed pójściem spać.Rano zimno jak nie wiem co.Kolejne zdjęciorobienie we własnym gronie(tak bardzo je lubię). Wilanów, w którym wszyscy patrzyli się na nas jakbyśmy mieli zamiar któryś stół wynieść i Łazienki, w których nie było łazienek ale dużo pawi.Potem zakupooglądanie. I powrót do domu. Podobał mi się. jechaliśmy wieczórem, ciemno i ja obok kogoś, na czyim ramieniu można bezpiecznie położyć głowę. I jeszcze zostałam odwieziona do domu, nie ruszając w tym celu nawet palcem.
A dzisiaj od rana tęsknię. Za P. oczywiście.
I wstydzę się za siebie. Bo zrobiłam coś nie tak, naważyłam kaszy, ale nie chcę jej jeść.
Postaram się poradzić sobie, pamietając, że gdzieś jest kraina szczęścia..Miałam telefon. Już nie jest wszystko dobrze. Płaczę. Cierpię. Boję się
Więc tak. Więc wyjeżdżasz, więc beze mnie...uświadomiłam go, że i tak się spotkamy, przecież mnie lubi. W dodatku to tylko na dwa dni. Ale ma do mnie pisać, chociażby smsy.
Dzień okropny. Albo i nie. Okropniejszy pewnie niejeden będzie. Nakarmiona słowami. Kolorem, myślami czyimiś, podkradniętym spokojem, dzieląc się rozumieniem, zajadając pączki z leśną herbatą. To wszystko wyjaśnia.
A jutro Warszawa. Jakaś nowość mi się przyda. Niedługo jednak napiszę modlitwę o monotonię. Posądzam siebie o pisanie biografii. Szczegóły wkrótce. Pilnie się uczę.
P.S. myślałam, że jeśli ludzie twierdzą, że brakuje im czasu, to ktoś jednak zgodzi się na dodatkowe życie. Zapomniałam, że to nie gra komputerowa.
Kiedyś, dawno temu, właściwie nawet już dobrze nie pamiętam tego moemntu, został dany mi prezent. I wszystko mogłoby być dobrze, ale on miał jakieś felery, w dodatku ja usilnie starałam się na niego zasłużyć, nie zniszczyć przedwcześnie i-o, zgrozo!-dobrze spożytkować. Prezenty, które zostają Ci dane na wyrost bywają nieco kłopotliwe, nigdy nie wiesz wyrzucić czy schować na dno szafy. No właśnie, dlatego tak siedząc i psując mój prezent coraz bardziej doszłam do wniosnku, że właściwie, nie jest mi potrzebne. Tak więc:
oddam w dobre ręce dobrze odchowane, ubrawione, kolorowe, nigdy nie szare, strasznie męczące 18 letnie z kilkoma miesiącami życie. Mogę nawet dopłacić. Znudziło mi się, nie mam na nie siły, zresztą, to jakiś wadliwy egzemplarz. Ale, potencjalny nabywcu, ono ma jakies walory, bo gdyby nie, czy czytałbyś teraz te słowa? Tak więc dobrze się zastanów, może się zdarzyć, że dobrze na tym wydziesz. Bo ja zrzekam się do niego praw.
I co? Leży przede mną ten cholerny wniosek mający wreszcie zrobić ze mnie kogoś normalnego i z rodowodem. Mam napisać własny życiorys. Im więcej faktów pozytywnych tym lepiej. Nie wystarczy ta krew, która we mnie płynie. Minie jeszcze tydzień i wreszcie ro zrobię stając się tym samym dla urzędników na okres dwóch lat numerkiem. A później tak, nie, ewentualnie warunek.
I gdybym miała wymieniać problemy, które właśnie dzisiaj się najaskrawiły trochę bardziej-pewnie po to,żeby mnie postraszyć, to wyszłoby ich trochę za dużo.
Do piątku żyję nadzieją. Od następnego poniedziałku tęsknotą.
Myłam sobie twarz, kiedy przypomniał mi się słoneczny Lwów. Przyjacieskie opatulenie i bezpieczeństwo. Wyłapałam tam pewny stan ducha. Taki sam jak w Krakowie i jeszcze jednym mieście mojego żalu.
Chwytam się jako ratunku słów" Wszystko mogę w tym, Który mnie umacnia". Sprawdzę, czy tym razem wypłynę na powierzchnię.
Coś mi mówi, że w moim małym świecie przychodzi czas milczenia. Za dużo słów i myśli. Zagłuszyć wszystko.
A dzień z tych dobrych. Warto pamiętać jedną przerwą, uśmiech, szkołę i ławkę na rynku, autobus uciekający i spacer osiedlowy.
Padnięta na ryjoczek. Do domu wpadłam o 17.30 na półgodzinki po obiad, potem wybieg w ciekawe towarzystwo.A teraz napisałam wypracowanie- żadnego polotu, nic z siebie, takie właśnie jak na maturę trzeba.
Ale informacja dnia -dostałam order P R Z Y J A C I E L A! Narysowany odręcznie specjalnie dla mnie wysłany pocztą.
Sz. twierdzi, że jestem realistką i marzyć nie umiem. Może i umiem, ale raczej w stylu smutnym. Ale z marzeń to się przecież na taki zbity pysk spada, że hej! Bo ja mam takie jedno, ale ono się nie ziści- o brązowej sukience z kapturem, który można wykorzystywać jak torbę i białym pasku do niej. A mogłę mieć tylko pewny współudział duchowy. Bo to jak moja rodzina jest.
Zastanawiałam się dlaczego od tak dawna nie piszę o Tacie. A to dlatego, że mam świadomość, że On jest. Tak jak ten Anioł na moim ramieniu, że wszystko co robię, robię z Nim, a wszystko, z czego rezygnuję robię przez Niego i dla Niego. Za to, że mnie przygarnął.
Lekki niepokój brakiem telefonu. Jeśli się nie uda, to znaczy, że On patrzył się z boku, no i właśnie co widział, zalatanie, rezygnowanie, chorobę czy...Wiedzieć chcę.
Jakoże pochwalić się mogę dwoma uzaleznieniami:kawa i internet.Kawa i komputer już były, a ja za chwilę wychodzę, żeby nie kusić się o notkę wieczorem(czas to pieniądz) napiszę teraz. Z ostatnią z października chodzi mi o to, że mam wrażenie, ze ludzie myślą o mnie lepiej niż powinni i ja nie wiem w czym ich niechcący oszukuję. Zresztą, sama sobie stawiam rosnące wymagania, a trudno z nimi iść. A dzisiaj zazdrościli mi(ale tak pozytywnie), ze tyle rzczeczów zdążyłam zrobić, bo: i internet oj chyba ponad 10 godzin, i rozmowy żywcowe około 5 i przytulanki braciowo-rodzinne, i sny kolorowo, siatkogranie, cmentarzochodzenie i mszosłuchanie, i nauko-robienie. A 5 dostałam! I nie chwaliłabym sie, gdyby nie była bardzo upragniona. I dziękuję za wczorajsze gadu. A dzisiaj na polskim stworzyłam credo tej religii, o której mówiłam pewnej pani z niebem na dłoni:
Gorliwie praktykuję
mój ateizm miłosny.
W konfesjonale uczuć
odpuszczam każdego,
który weźmie mnie
głębiej do serca.
Zasypiając marzę o ogniu
palącym serce
na wieki wieków amen.
Budząc się
liczę na to, że zmienny los
nie trafi mnie ze swojej
b r o n i
I jakby to głupie nie było, wybieram nie-czuć niż czuć, bo b e z p i e c z n i e j, no nie?
Czuję w sobie gniew. No tak. Gdyby pozwolić łzą płynąć po twarzy to by mnie zalały. A mi sie już nie chce panować nad wszystkim, nad wypowiadanymi słowami, zwłaszcza. Bo jeśli do innych na święta przyjeżdża daleka rodzina, tak do mnie przyjechali rodzice. Przed chwilą odprowadziłam ich z powrotem. Wyściskałam brata, ucałowałam mamę i wracam do mojego życia, które całkowicie przestało mi odpowiadać. I nie wiem czy potrafiłabym na stałe dalej z nimi mieszkać, z krzykami brata, ale topnieje ich siła, przy jego całusach, pieszczotach i uśmiechach oczu, z tym, że ktoś za mnie ma prawo decydować o moim życiu. Ten gniew, żal złość, poczucie niesprawiedliwości rozpierdalają moje wnętrze. Stanowczo bardziej wolę być wyjeżdżajacą niż tą która zostaje...I coś mi tak cichaczem mówi, że wszędzie dobrze tam gdzie nas nie ma. Możliwe, że gdyby nie był w miesiącu taki wyjątkowy i bolący i szczęśliwy dzień, wktórym przyjeżdżają, to odzwyczaiłabym się całkowicie. Ironiczny głosik mówi: nie martw się, zobaczycie się na święta...
Na cmentarzu byłam. Ale nie umiem uszanować bólu innych osób. Bo Ci którzy odeszli mają Niebo, swoją ziemię na własność, krainę radości...A ja nikogo nie utraciłam aż w ten sposób. Dlatego się boję, że odejdzie ktoś mi bliski. Kiedyś...Tak anprawdę siłą napędową mojego życia jest to, ze odejdzie moja Babcia. I choć z nią nie mieszkam, dzieli nas 600kilometrowa odległość, to żyję potrochu dla niej. Jako jej ulubiona wnuczka, chcę żeby się cieszyła, że mnie ma. Że jej wyżeczenia nie poszły na marne, że o niej pamiętam...Teraz, kiedy rośnie liczba osób na których mi zależy boję się trochę bardziej. Bo przecież nikt nie mówił, że młodzi nie umierają. Nigdy się nie bałam mojej śmierci, ona byłaby tylko wyzwoleniem dla mnie...To odejście innych wpłynęłoby na moje życie, wyrywając kawałek mnie i zabierając ze sobą.
Niech już ściemnieje. Na ulicy nie będę zauważać ludzi, pójdę do mojego lasu się przejść, z tą muzyką, która zagłuszy wszystko.
Nie myśleć, nie oddychać, nie trwać...
Bo jestem gorsza niż o sobie myślałam. Ale nie wiem jak inaczej żyć.
Gdzie są te wyspy szczęśliwe?
I dlaczego bez odpowiedzi?
I ja nie wiem dlaczego tak jest, że tak żadko pisze/mówię, to, co naprawdę w jakiś sposób jest ważne, ba! może nawet najważniejsze.Ale nie jest tak lepiej, że ja uśmiechy dnia opisuję zamiast tych parszywych smętów, na które zawsze znajdzie się jakaś chwila? Kto tam wie. Nauczyłam sie, że na nic nie ma 100procentowej odpowiedzi. Trwam więc w niepewności.
Dzień wyjątkowy, bo wstałam o godzinie 4. A po co?No odpowiedź niezupełnie oczywista, jeśłi chodzi o moje wydanie, więc zdradzę-uczyłam się.Potem jakoś na chwilę nawiedziło mnie uczucie trzymania gwiazdki z nieba-mówię wam, genialne!Potem, co zdarzyło nam się pierwszy raz przestałam się odzywać do S. I chociaż trwało to może 15 minut, to uczucie było tak straszliwe. Że jak, że po co no i z kim się dzielić każdym dniem, do kogo się uśmiechać, i kto będzie wiedział to, co czuję, bez używania przeze mnie słów. No i potem znów było dobrze. Bo S. moją przyjaciółką jest. Taką z dwu równorzędnych najbliższych. I jeszcze park przez chwilę, liście codzień inne. O tej tęsknocie najwyższej.
Wracałam do domu autobusem. Kierowca i konduktor byli na tyle zniechęceni życiem, tak skutecznie uniemilali jazdę, że chyba każdy trzymał nerwy na wodzy. Niektórzy nieksutecznie. B się już lepiej czuje. Później takie zawieszenie w spokoju przez rozmowę. Takie nienazwalne i nieopisywane. potem byłam "u nas". Trzeba przyznać, że jest tylko jedna forma spłeczeństwa o której mówię "u nas". I tyle ulubionych ludzi...Bo ja ich lubię na tyle, że mogę dla nich tak wiele zrobić, tylko że nie wiem, co by mogło ułatwić im życie. Ale chciałabym, żeby się chociaż spokojnie uśmiechnęli myśląc o mnie. Uśmiech jest dobry.
Potem spacer z kimś, kto kiedyś był mi bardzo bliski To jest jedyna rzecz dla której nie lubię ludzkich zmian- niektóre oddalają od siebie bez czyjejś winy. A zimno było tak zimowo już.
Teraz malinowo-herbaciano. I śpiąco-gg-rozmowaniowo. Ale tyle różnych emocji, które były w moim środku, to dawno już nie miałam.
"Musisz być ostrożniejsza w wyrażaniu uczuć, ostrzegają mnie moi przyjaciele. Możesz się kiedyś pomylić. I zdarzy się, że obejmiesz niewłaściwego. Pewnie mają rację." Roma Ligocka A ja tak nie chcę. A jeśli tak, to nie ja.
A dzisiaj coś wyjątkowego. Trzyosobowy spacer parkiem, zsiad na polanie , wiewiórkowidok, słowo-wymienianie się, uśmiechanie, rozumienie. A wieczorem neologizmo-tworzenie.
Przyjdź.
Umaluję Cię moimi kredkami.
Tym zdziwieniem
Że jestem.
Wezmę Cię za rękę.
Pobiegniemy w kierunku słońca.
Z ostatnim jego promieniem
Znikając na zawsze.
P R Z Y J D Z I E S Z ?
To z wczoraj wieczoru. Za dużo o Małym Księciu we mnie. Listy piszę. Prawdziwe. Ktoś chce?
Pijąc herbatę w ulubionym kubku wielkości półlitrowego wiaderka myślę o czekającej na mnie historii, uzależnieniu pewnie od komputera, obiecywaniu sobie rzeczy, które nie nadążam zrobić i o pieprzonych urzędniczkach, którzy nic nie potrafią zrobić na czas. Mając podzielną uwagę słucham muzyki the white stripes i myślę nad znalezionym kiedyś cytatem:
"Twierdziła, że fantazje ułatwiają życie, rzeczywistość codzień po trochu zabija człowieka. Dlatego często chodziła z głową w chmurach. Nienawidziła spadanie do poziomu realizmu. Gdyby zabrano jej marzenia i różowe wizje z pewnością zaczęłaby znieczulać się wódką. To typ czlowieka, który nie przyzwyczaja się do rbzydoty i zła..." A można tak? Czy nie zgubi się po drodze życia? Jak trzeba? W którą stronę pójść?
Chwilowo radosna. Co nie znaczy, że cały dzień. Reszty nie powiem.
A herbatka leśna no i D. Warto było tak śpieszyć się i zostawiać bałagan wokół, żeby tylko być.
I choć jak co piątku, uciec od siebie, biec coraz szybciej, uciec od tego człowieka we mnie. To szczęśliwa, bo z Tajemnicą wśrodku, bo On ją dał, bo to mój wybór i ilekroć przyjdę...Tata jest.
Poza tym coś złego się dzieje. I podejrzewam, że nie potrafię tego zmienić. I nigdy już nie będzie tak. Bo codziennie inaczje. I nie chcę...Niech ta noc trwa. Bo lubię topić się w niej.
A K. napisał tak :"Eliksiru snu nie spijaj bowiem sama od Siebie posiadasz Piekne sny W których sama jesteś wróżką
(...)czyli jestes Ludkiem odkrywczym Ciekawy tego swiata i widac dostrzegasz wiecej piekna na tym swiecie niz inne osoby" i jak tu się nie cieszyć. A na ulicy dwaj zagłuszając mi muzykę mijając mimochodem rzekli: " Kolorowa, uśmiechnij się!"
Może dla takich chwil...może warto? Bo mi jest dobrze, mam wszytskie odczucia powody do radości w postaci promyków słońca, ciekawych form chmur, ludzi spotkanych na ulicy, tego, co mam, bo moje. A jednocześnie chwilę później tak mi źle, jakbym zamiast serca jakiś drewna kawałek miała.
Kawa. Rano. Sen w strzępkach i wyczytane to:
"...kiedy już został mi tylko jej zapach-okno zamykałem, żeby go nie wypuszczać, i włosy pojedyncze odnajdywałem gdzieniegdzie na kocu, na koszuli mojej, koszuli, którą uwielbiała wkładać do nocnych bezsenności, rozmów, na balkon wychodzeń i przeciągnięć księżycowych, gęsich skurek, do łózka powracań, wtuleń. A kiedy już tylko zapach i włosy i jej ślady pomniejsze ze mną zostały, byłem jak pies, który nigdy pojąć nie zdoła, że pani wyszła po to, by wrócić, bo panie zawsze wychodzą na zawsze, a my, psy, za każdym razem umieramy na ostateczne osamotnienie, tedy kazdy ich powrót do nas jest powrotem niespodziewanym i wskrzeszajacym. A kiedy tak już znikała, myślała mi się nieprzerwanie, skórą, krwią, tętnem, i uśiłowałem sobie przypomnieć jej twarz, i z tęsknoty nie mogłem, i bez skutku próbowałem sobie uzmysłowić, skąd się znamy, kim jesteśmy. Kiedy jej nie było, nie było jej odwiecznie; kiedy wracała, nie pamiętałem, żebyśmy się kiedykolwiek rozstawali." W. Kuczok "widmokrąg"
(a tego tam nie miało być)
Dostałam dzisiaj list. Sz. pisze niemalże zwiewnie i tak ciekawie, że czuję jakbym też tam była. W dodatku pisze tak jak myśli i dodaje jeszcze morał twierdząc, że amreyki nie odkrył. Tak mi się miło jechało autobusem czytając ten list. Potem spotkałam S. Nie widziałyśmy się od aż piątku. I kolorowych uśmiechów w związku z tym ile było, jakby miesiąc minął. Na biurku żółte klonowe liście. Na dworze coraz zimniej. Powietrze wręcz zaczyna zimę sugerować.
Oddycham. Wdychana mieszanina tlenu, azotu i innych takich pachnie wieczorem.
Kawa spijana do godziny 12. Wgryzanie się w Kapuścińskiego. Druga kawa. Herbata afrykańska. Wieczorny spacer z młodocianym chłopakiem i dobrą koleżanką. I jeszcze pies. Aż dziw, że mu uszy nie zwiędły. Ciekawe, jakie sny go spotkają...A na koniec jeszcze mejl z dużą dawką optymizmu i ulubionym "trzymaj się dzielnie". Pewnie ma rację. Pewnie muszę się trzymać. Ale nie zawsze potrafię. Dobranoc.
A jutro dzień pisania życiorysowych listów.
No więc...Trzeba byłoby jakiś chociaż tort z tej okazji kupić, albo ciasteczka, bo dzisiaj mijają dwa lata od momentu mojego zamieszkania na blogach. I strasznie dużo się zmieniło, chociaż herbata nadal u mnie obowiązuje. Nie jestem chora, swoje odchorowałam we wrześniu, bardziej pewna siebie, z włosami mojego modelu, z ciuchami mojego łączenia, z pewną nadzieją, bezfaceciata, bez przyjaciela, któremu nawet nie zdążyłam powiedzieć, że nawet umiem bez niego sobie poradzić, ze wspaniałymi zdjęciami, ulubioną spódnicą, czerwonym paskiem i kolczykami z Krakowa, nowym bratem i śmierdzielem, z tym co czuję i jak to nazywam. Tylko dzień taki inny pogodowo dzisiaj był. Ale go nie żałuję.
Życie to gra. Ty bawisz się tym, co o Tobie sądzą inni. Oni bawią się tym, co sądzą o Tobie. Bo co tak naprawdę można wiedzieć o człowieku dzisiaj, żeby na 100procent było aktualne jutro? No chyba, że człowiek ma monotonne życie, ale moje do takich nie należy.
ta pani palipani obok
mruga zieloną powieką
wrzuca łzę w rozcieńczoną kawę
pani spod okna
patrzy - daleko
pani z kwiatkiem w butonierce
słucha szumu
strzepniętego popiołu
jutro wyjeżdża
będzie szczęśliwa
O, jakbym chciała należeć do tych szczęśliwych wyjeżdżających.
Bo czasami bardziej poznasz ludzi, jeśli z nimi wypijesz. A dzisiaj chciałam być dziecinną blondynką, cokolwiek o mnie by myśleli. To był sposób na odgonienie tego, co mnie męczy i niszczy od środka. I udało mi się, tak lekko, czasami umiem jeszcze udawać, zadziwiać.
Nie wiem kim jestem, sam nie wiem kim mogę być.
Bo ja tylko do Krakowa chcę. Na zawsze, na wieki i do końca. Jak żyć, żeby przeżyć.
Dlaczego nie mogłam być roślinką, żyjącą krótko, bez słów, obumierającą na jesień na zawsze? Czemu stworzył mnie człowiekiem?
Bo żeby był ktoś, mówiący z boku, co robię nie tak.
Utulam moją samotność z wyboru.
*
-Ładnie dziś wyglądasz.
-Ściemniasz.(zbyt długo mnie nie widziałeś...)
Melancholijnie. Smutno. Niektóre rzeczy docierają do mnie ze zdwojoną siłą. Myślałam, że ta bariera, choćby to, że ciągle coś robię, nie pozwoli na to.
Nie wiem gdzie jestem i dokąd zmierzam. Dlaczego?
Im więcej rzeczy mam zrobić, tym większą satysfakcję daję mi skreślenie ich z listy i zaliczenie do wykonanych.
Ucząc się uśmiecham. Mój znajomy i ja .
*
Jak to było u mnie?Pewnie inaczej, bo cytując za niedawno otrzymaną korespondencją: pojecie normalnego zycia jest rozne, ale nie ulega wątpliwości, że Twoje jest inne niz Twoich rówieśników. Żeby wiedzieć jaki jest sens życia, trzeba mniej więcej poznać siebie. Przede wszytskim wiedzieć, co jest długoterminowo dobre. Wtedy można już o czymś decydować. Sensem życia jest najwazniejszy cel, do którego się dąży. Tak jest wtedy, kiedy życie nie jest monotonne, każdy dzień chwyta się jak ostatni. Swoją drogą, jak mogę o tym pisać ja, kiedy jeszcze niedawno rządziłam się w chwilach nieciekawszych dewizą: Wierzę, bo jest łatwiej, ufam, bo wypada, żyję, bo muszę.
Standartowo żyje się po to, by mieć rodzinę, pieniądze i dzieci. To znaczy, trzeba wierzyć w wielką miłość, w to, że praca może być dochodowa, dzieci są słodkie, kochane przez oboje rodziców i prawie nie sprawiają problemów, a w dodatku udaje im się to, co nam nie. Wracając do dziewczynki. Pojawiła się. Kochana przez mamę i Babcię. Razem z nimi przechodziła przez kłopoty finansowe. Sąsiad jeden, drugi, wujek, spotkany na ulicy z wyrazu oczu, rzaden nie był podobny do czyjegoś księcia, wyglądali raczej na gwałtownych. Ale udawało jej się to, co mogła chcieć mama. No tak, zdaje się, że były takie cele, które sprawiały, że budziła się rano, wiedziała, że to, co robi, jest ważne, daje jej satysfakcję, w związku z czym uśmiechniętym człowiekiem jest.
Był ciemny zimowy wieczór. Jak to w takie wieczory bywa, siedzenie w domu nie jest niczym przyjemnym. Zwłaszcza, kiedy wypiło się już niejedną paczkę herbaty, ulubiony żółty kubek znudził się niesamowicie, czytanie książek boli, a wełniane skarpetki gryzą w stopy. Stąd ten spacer w światłach padających z okien na zmrożony śnieg. Dziewczyna trzyma swojego chłopaka z konieczności za rękę i mówi mu, że uważa, że typowy scenariusz życia już przeżyła. Zbytnio nie przejmuje się śmiercią, bo do świata przywiązana za bardzo nie jest. Chłopak przytacza jakieś argumenty słuchane przez nią jak wiadomości z ucha w ucho. Czas, jak to on zwykł, mija niepostrzeżenie…W przeciągu miesiąca dziewczyna powinna napisać cokolwiek o sensie swojego życia.
*
Dziewczynka, którą byłam-
znam ją, oczywiście.
Mam kilka fotografii
z jej krótkiego życia.
Czuję wesołą litość
dla paru wierszyków.
Pamiętam kilka zdarzeń. (Śmiech, W. Szymborska)
Na pewno pytania po co się żyje, nie zadaje się w wieku 5 lat. Ale jako rzeczywistość przyjmuje się fakt o księciu, jakimśtam koniu i na pewno o długo i szczęśliwie. Owo zakończenie nieskończonej ilości bajek przyjmuje się jako cel życia, pewnie do moementu, w którym oczy przestają patrzeć jednokierunkowo Wtedy można mieć lat 8, 14 w niektórych scenariuszach życiowych nawet 20parę.
Słońce się do mnie uśmiechnęło. Nie będąc wcale zimnym. Liść jesienny był jak wiersz ulubiony. A on patrzył się tak jak ja lubię. I wszystko jest nieważne. Dam radę, bo nie chcę, żeby było gorzej.
Kolorowym uśmiechem.
Życie zawsze wydawało mi się jako takie, że krok do przodu i o głowę wyższe. Choćbym jak nie stawała na palcach jutra nigdy nie mogłam dojrzeć. Zwłaszcza, gdy miałam je dokładnie zaplanowane, gdy zależało mi na nim, jak na niczym innym. Dlatego przestałam. Aż w końcu doszłam do momentu, kiedy we własnym życiu się topie, kiedy ono ogrania mnie z zewsząd i pochłania jak jakieś grzęsiste błoto. I choć po to, żeby uświadomić mi, że mam bardzo dobrze, wystarczyłoby zabrać mi którąś pozostawioną rzecz...to pewnie wtedy rzeczywistośc wydawałaby mi sie rajem. Tak jak czas do maja. Może dlatego, że teraz go widzę, jest jeszcze mniejszy niż ja.
Bo jak przyjąć coś o rozmiar za duże?
"Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszkania. Nie łudź się: nie wrócą nigdy tamte "dobre czasy". Nie odnajdziesz swoich dawnych znajomych ano oni w tobie nie odnajdą tamtego człowieka. Będziesz dla nich upiorem dawnych lat. Bo inny jest świat, który był wtedy twoim, bo innym jest świat, w którym żyjesz.
Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do ludiz i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wsyztskiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek inicjatywy, kiedy się przkeonasz, że nikt nie może na ciebie liczyć i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś dotąd zdziałał- wtedy na pewno przyjdzie światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że jest ci wdzięczny albo może dostaniesz piękny list, albo ktoś się do ciebie uśmiechnie."
Czekam. Ja spróbuję pozapalać gwiazdy.
No jestem. Oczy kleją się. Coraz bardziej chora. Nie ma układu, któryby nie szwankował w ostatnim tygodniu choć raz. Skłonna jestem powiedzieć, że najbardziej ze wszystkiego potrzebuję zdrowia. Nawet jeśli to nie dokońca tak.
Znów przez chwilę myślałam nie w tym języku.
A najśmieszniejsze jest to, że wszystko, co nie zrobię jest jednakowo złe. A z tego nie wynika tym razem, że jednakowo dobre, bo o wiele więcej w tym negatywów. Po spaniu ostatni raz w noc na niedzielę i to jako tako, gdyż mój nieprzewidywalny organizm postanowił zastrajkować nadmiar stresów, poszłam dzisiaj do szkoły. Na sprawdzianie z maty, nawet dosyć ważnym, nasunęło się jedno zdanie o pomocy Ducha Św., a mianowicie, że powiedział nie tym razem.
A my przemijamy. Jakoś daremnie poszukując szczęścia.
Tym, co ciągle jeszcze skleja mój świat jest nadzieja.
Bo jeśli ja mówię, że znikam, to znaczy, że mnie nie znajdziesz. Ani przez mejl, gadu, telefon, nie spotkasz w klasie i na ulicy. Bo przejdę ten korytarz, który moje zycie stworzyło tylko dla mnie. Tak na pstryk z jednego świata i jego obyczajów do drugiego. I z powrotem. Wydaje mi się, że będzie nerwowo. Tato...Zostaję w Twoich rękach mając nadzieję, że to, co robię jest dobre.
Wrócę w poniedziałek w okolicach 6 rano z zamarem udania się na 8 do szkoły.
I znów potem będę inna.
A jeśli...to to miejsce jest dla mnie ważne. Nie ze względu na to, co piszę, ale na ludzi, którzy są. Tak więc-trzymajcie się.
A mnie niech Pan błogosławi i strzeże. No i pokój też mógłby dać.
Bo ja mam tego dosyć! I sorry,ale nie mam zamiaru dłużej udawać. Bo jeśli Twoj niby raj okazuje się być gorszym od piekła, to szlag Cię trafia tak zwyczajnie. Że, wszystko, co cenisz jest Ci zabrane, że jesteś nikim. Nikim. I jeszcze raz. No może tylko powłoką ludzką. Że ludzie, którzy ustawowo powinni zabezpieczyć Ci życie. Nie liczy się to, jak będzie jutro, tylko to, jak w tej chwili się czuję. Że obiecywała jak nie wiem, że ja taka dobra i odpowiedzialna jestem. Cholera! Mam dosyć! Tak jest od zawsze. Czy naprawdę jestem nic nie warta, żeby można mnie było tak łatwo wymienić? Dlaczego?- No, wykrzycz to, dalej. Nierealne. Czy tak trudno coś dla mnie zrobić? Za te pieprzone 18 lat. Skądże. Gówno nierealne. Wyrzucić uczucia na śmietnik. Podpalić. Cokolwiek.
Zabierz ode mnie wszystkich ludzi, zwłaszcza tych, obiecujących cokolwiek. Wszyscy sobie idźcie. Z nikim też można żyć.
I żadnych uśmiechów do mnie. I nie zapychaj mi głowy wiarą w lepsze jutro.Bo co lepsze, to gorsze.
I k....Nie ma mnie.
Radiohead: 2+2=5
I nie wiem dlaczego pomyślałam o nim. Powietrze przecież pachniało zupełnie inaczej. Zjawia się w moim życiu regularnie raz na półroku. Czy aby przypomina o tym, że wtedy powiedział, że będzie czekal aż zmienię zdanie. I czekał. Za każdym razem widziałam go z inną. Może zgodziłabym się na tę zabaw, bo nią miała być, gdyby nie ten wzrok wtedy. Z tej samej beczki, tylko z innego punktu- o tych dwóch estem spalona. A deklarowali conajmniej przyjaźń. A wszystko z tego powodu, który czułam, albo raczej nie czułam.
A dzisiaj mam katar. Ostatni raz tak sie czułam u Babci w lipcu lecząc się grzańcem. Wtedy dni przeżywane jakby ostatnie. I nie wiem, co się stało z moim zdrowiem.
Wyrabiam się z tym, co planuję. Zbyt ironicznie nastawiając się do rzeczywistości, ufając jej za mało- za dużo. Fakt, pewne rzeczy boję się wypowiadać nagłos. Dlatego, że się spełnią i dlatego, że się nie. Kruche to wszystko jest.
Obserwuję u siebie taką twardość. Bo przecież czucie jest złe, brak uczuć też. Ale z tego zdania nie wynika to, że wszystko jest złe. Na szczęście.
No i? Miałam nie chorować. A tu boleję na gardło.Przynajmniej się wyspałam.
Poza tym nie pytam, bo odpowiedzi nie ma. Funkcjonuję. Tylko jakoś tak w sumie bez polotu. Gdyby mi ktoś skrzydła dał. Przeczytałam książkę o aniołach. Są to elektrony z duszą, telepatycznie myślące, zhierarchizowane, przypisane częściowo ludziom, mogące przybierać dowolny wygląd.
A słońce fałszywe jest.
Problem z butami to cieknące, kolor skarpetek odgadła InnaM, a co do pytania Avy - A nic. Ja też, tylko nie zawsze mi się to podoba. Bo jeśli każdy dzień jest inny, to inaczej się do niego ustosunkowuwojemy się, a nasza matryca pozostaje taka sama.[przyp. matryca w znaczeniu dusza] Ah, zrobiłabym jakieś cholernie dobre zdjęcie. Poza tym, z dzisiaj: Idzie ruda i blondynka. Taka ona blondynka jak ja ruda.
Ilość wypitych herbat niezliczona. Godzin nad historią trzy. No a jutro od-nowa.
Wczoraj nabyłam sobie przyjaciela. Jeszcze za życia starego ogarniało mnie przerażenie, że można nabyć sobie kogoś do pieszczenia,dbania, a nawet komunikowania się za20 złotych. A jednak można. I tak o to, od godziny 16.10 wczorajszego dnia w moim domu mieszka Śmierdziel. Jego imię powinno sugerować, że jest facetem płci świnka morska, no i że jest tak samo rudy jak ja. Bo chomik jest anemiczny, a koszatniczka zachowuje się jakby ktoś jej pięty przypalił.
Poza tym za trochę więcej kasy kupiłam sobie buty. Z nadzieją, że rozwiązą mój odwieczny problem. I skarpetki, takie rzucające się w oczy, choć mówię na to trochę dosadniej.
Głowa huczy od przemyśleń. Dlatego nie mam czasu je zapisywać. Albo może usilnie zapycham głowę czym innym, żeby nie tym samym? Ależ ile można się w jakiś sposób roztkliwiać, zmieniać niezmienialne? Gdyby szło choć kilka razy żyć. A jednak nie. A może tak bardzo teraz jestem inna w mych ulubionych dziedzinach, że nie chcę w nie wchodzić, żeby nie zgubić się w labiryncie? Poza tym chciałabym coś zrobić głęboko modernistycznego. Tylko what?
Piątek, rano, piję kawę. I myślę, że w porównaniu z analogicznym okresem w tamtym roku jest tak samo. Choć uczucia są inne, to gdyby je zsumować byłyby na tym samym poziomie. A szczęście jakoś nadal krąży we krwi. Że jest piątek to znaczy, że dałam radę.
A! I kupię sobie chomika.
A o tym nie pisałam od 20 dni. Tzn. nie pisałam w ogóle. No a o czym? A o maturze. I tu wielgachny uśmiech na buzi. No bo ja naiwnie myślałam, że jeśli to będzie tak jak w 2 klasie, to będę miała tyle czasu, bo i godzin mniej i w ogóle. A tu tak, że hej. Temat maturalny to:Przedstaw autobiografię jako źródło inspiracji literackich na wybranych przykładach. Chociaż...tyle mi się podoba. I który ja mam zrobić tak, żeby był zapamiętany? No a poza tym-psychologia stosowana? Psychologia? Filologia polska edytorstwo? Historia? Czy MISH? Albo w ogóle co i gdzie? No i jeszcze co z angielskim? I kiedy ja wkuję historię? I jak będzie potem? Żadnych przedmiotów do których nawykłam? A no i gdzie się podzieje moja potrójna ławka? A i iść na studniówkę? Skąd kasę? A tak bym chciała robić zdjęcia...Całe życie kupę zdjęć i pisać...
A poza tym zakręciłam się. Nie poznają mnie. Rozumiesz, na ulicy ludzie mnie nie poznają. I zmieniłam "imaż". Skąd ja tylko wariuję kolorami, kolczykami, koralikami. Kupić buty, spodnie, swetr, bo zimno idzie. Jesienią pierwszy raz zapachniało jeszcze 5 września. Teraz to już...Kiedy idę ulicą wracając ze szkoły przypominają mi się czasy mojej pierwszej klasy. Chciałabym siebie spotkać. Ale wtedy porównywałabym się do innych. A to szkodzi.
No i...Babcia zachorowała raz. Na tyle, że erka... A mnie nie było i nie mogło być. Mama dzisiaj smutniejsza dzwoniła. A jej nie ma...
Ale nic. Grzeczne dziewczynki bywając niegrzecznymi zaciskają zęby, malując szminką uśmiech i idą wprzód. A kiedy nie mogą wtedy się modlą. Bo to dobry sposób jest. Bo Anioł, Tata...i dużo innych, tych już szczęśliwych na zawsze ludzi tam jest. Może kiedyś też tam przyjdę? Jak już zdam maturę i potem, kiedy osiągnę sukces, albo i nie, ale lepiej tak. I kiedy życie stwierdzi, że ma mnie już dość.
Nie uwierzysz. Gdybyś mnie znał na codzień namaclanie też byś nie uwierzył. Chociaż ze mną przecież różnie bywa. Tak, oczywiście, że wycieczka była planowana od połowy sierpnia. Tylko miałyśmy gdzie spać. A jak sie okazało w czwartek nikt nie przygarnie dwie dziewczyny. No i powstaje dylemat-realizować wymarzone czy zwiesić głowę na kwintę.Ten dylemat trwał w piątek na pierwszej lekcji. Dialogami typu:
-Szkoda,że tak wyszło.
-No...
-Ale już na przerwie:
-Jedziemy?
-Jedziemy!
-To czekaj, pojadę do domu po plecak.
To nic, że moja klasa miała w-f, a ja tylko 90 minut na dojechanie do domu, spakowanie sie, prysznic i takie tam inne. Fakt, że żadna z nas nie miała laci pod prysznic, no ale ręcznik przecież był.Tego dnia nic nie byo normalne i zaplanowane jak np. rozmowa z wychowawczynią, sam wyjazd, czekanie na pociąg nie an tym peronie, niewiadoma gdzie będziemy pać jawiała się jako problem drugorzędny. Była jedna rzecz, którą musiałymy zrobić. Znaleźć trzech Ulubionych Braci, o których też nie było wiadomo, ze są.Ale.Pociąg przyjechał z opóźnieniem. A Kraków...Moja miłość od pierwszego wejrzenia, zauroczenie z dawnych lat...Korzystałam z szlaków pokazanych przez P.( też jednego z favourite). I ten element zaskoczenia, kiedy Brat z ulubionym krzyżem był:
-Co wy tu robicie?
A w myślach: Jest na to odpowiedź?
Nie! Naprawdę niesamowite było to. Tyle radości, szczęscia i uśmiechu. Zapomnienia o tym, co było, jest, tam za zamknietymi drzwiami. Innych ludziach. Tylko 4 osoby liczące sie przez dwa dni. No i jeszcze ja. I ulubione oczy z uśmiechem, okulary z brodą, a przede wszytskim słowa, uśmiechy! Tak! Warto było.
Nazajutrz:
-Gdzie spałyście, w błocie?
-Pod mostem.
-Nie, w parku na ławce.
A tak naprawdę u szarytek. To też zostawię dla siebie. Chcę pamietać nienaruszone.
Na jakiś czas, Pamiętniczku, Twoja Pani jest wyleczona. Na długo, niech tak będzie. Bo ona chce B Y Ć. Z uśmiechem, szcześliwa, radosna, pokorna, a także kimś, kto zna odpowiednich dobrych ludzi. I nie ważne co ktokolwiek mysli.
Owszem, nie zmieniłam się. Bo mój stosunek do tych osób się nie zmienił, a więc model zachowania też nie, bo po co, jeśli jest tylko kilku takich ludzi, z czego właśnie mniejsze kilka jest blisko, a reszta-no, gdzieś w Polsce.
I wiem już, że: "To nieprawda, że masz pecha i zawsze ci się w życiu nie szczęści. Nie łudź się, że dla ciebie powinny być przygotowane optymalne warunki, żebyś mógł bez przeszkód rozwinąć wszystkie swoje możliwości i nie tracić czasu i energii na błąkanie się, na powroty w to samo miejsce, na zabezpieczenie sobie minimalnych warunków egzystencji." A więc trzymaj mnie, bo biegnę dalej. A właściwe pytanie-My nie damy rady?
Bo przecież dobry bieg nie jest zły.
I uśmiechnij się, jeśli właśnie skończyłeś czytać.
Bo Kraków nocą, pociąg nocą, Katowice nocą, moje zaspane osiedle nocą...Bo piękne to jest! A kraków nigdy przedtem tak jak dziś...Wiem, co mówię.
Drogi Pamiętniczku...
Bo widzisz, Twoja Pani jest chora. I nie chodzi o to, że zemdlałaby w szkole. To tylko plus minus parę głębszych wdechów. Twoja Pani boi się, jest śmiertelnie przerażona, ma za małą odporność na wieczór, no i nie można zostawiać jej ze sobą sam na sam, bo zupełnie nie wie, czego się można po niej spodziewać, ona się nawet w lustrze nie poznaje. Nie, ona się uśmiacha. Podobno ładnie to robi. I szcześciem napawa ją każdy nowy poranek, bo znaczy, że jest jasno. I nawet sobie wymyśliła swoje własne szczęście. Ona nawet lepiej już z ludźmi rozmawia. Ale płacze, co tu dużo udawać. Nie zawsze, nawet rzadko, kilka chwil, to taki przedział w dobie pojawia się na łzy. Rozumiesz? I zapomniała Twa Pani marzyć.
A te najwspanialsze wakacje, które miała zatraciły twarze. Pamięta słowa. Czyjeś oczy bez uśmiechów.
Bo nawet mózg do Pani mówi: "Koleżanko, nie łudź się, Twoja droga jest zupełnie inna. Przechodnia. Przyszłaś tu, w to miejsce, w te bloki bez duszy. Pójdziesz potem w jakimś kierunku. Za kilka miesięcy. Nawet je na palcach potrafisz zliczyć"
Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
No więc dobra, napiszę. Mam czerwone włosy. Albo jakieś takie. W każdym bądź razie jak to powiedziała szanowna sprzedawczyni, podobno znająca się, że to nie będzie wyglądać tk jak na etykietce. I nie wygląda!! Bo tamta miała choć ciut brązowe. A to-to to jakaś dziwna mieszanina. Ale nic. Sama chciałam. Kto to widział w jednym tygodniu dwa razy używać szamponetek. Pierwszy raz w identycznym kolorze jak własny, a na drugi doigrałam się. A poza tym robić sobie samej dziurkę w uchu kolczykiem patrząc się w lustreko. Podobno hardcore, a dla mnie luz. Poza tym IRA śpiewała na Gwarkach dla mnie Ikara. No może nie dla mnie, ale musiałam im pomagać razem z taką panią, która żłopała piwo. A jakich bodygradów przez przypadek nagabiłam z dosyć ulubioną Magdą: Ty, Magda, puść go, to nam drogę utoruje. 2 metry wysokości i prawie 1, 5 w barach. Noc się zaczęła później niż się skończyła. I myślałam, że na rzomowach z Tatą będę musiała się zbierać z podłogi z powodu zawężonego dopływu powietrza. A zupa z tytki była tak spieprzona, że po dodaniu wykluczającej pieprz ilości wody, do jedzenia nadawał sie tylko makaron. A deszcz padał zupełnie jak ten pod moimi powiekami. A poza tym ja nie mam faceta, bo ja potrzebuję dwóch. O! A jeszcze nie znam żadnego, który by sie na drugigo zgodził. Jeden ma być romantyczny, a drugi stanowczy. Bo mixu takiego nie mają. A zatem zostaję sama. W mieszkaniu milczącym dziesięć dni- od jutra 8.
Tfu, z moimi czerwono-bordowo-mahoniowymi wlosami.
Bo ja bym jeszcze chciała tak kolorowa zawirować, nie emocjami, ale ruchem. I chyba na troszkę stąd się zmywam. Oczyszczę atmosferę. Tak się podobno mówi. Adieau.
Dobra, pozwalam sobie.
Szklany człowiek jako ktoś bez uczuć i emocji, szkłany człowiek jako ktoś, czyje emocje są widoczne do ogółu. I nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart. Dom z echem. Nie chciałam iść do tetru, to teatr przyszedł do mnie i mam swoją rolę Dobra, powiedzmy, że jestem odpowiedzialna i dojrzała. Ale to ma jakiś kres. Zasadniczo czekałoby mnie to samo za rok. Ale ego forma teraz jest inna. Narzucona, niewspółmierna do moich oczekiwań.
Zdolna dziewczyna poradzi sobie. Byłaby mniej zdolna wszytsko byłoby inaczej, tylko w którym momencie? Zasadniczo nie podoba mi się to. Najchętniej cofnęłabym się do 4 lat wstecz. Wtedy jeszcze było cokolwiek. A może właśnie to było udawanie? Bo ten kompletny brak relacji. A przecież się godził na mnie, z pełną świadomością, że jestem. Więc o co chodzi? Że dorosłam? Godził się na wydatki i na używanie tego tytułu. Tymczasem nie jest tak. Bez pretensji i bez rozmów.
Po prostu. Jak mnie coś weźmie to biegam. To dlatego w biegach jestem najszybsza.
Będąc osobą otwartą jestem nieprzystępna, jako spontaniczna wykazuję się dużą zasadniczością jako spokojna jestem dosyć buntownicza, jako odpowiedzialna staram się być sypatyczna. I powstaję ja w taryfie mix.
Mieszkam w świecie złudzeń. Łudzę się sama i pozwalam mnie łudzić.
Na głowie szampon koloryzujący o gatunku koloru koniak. Za dziesięc minut się okaże jak wyglądają moje nowe włosy. Plecak zmienił zupełnie swój wygląd. Jest najstarszy i najbradziej ulubiony. W dodatku nowy znajomy został odesłany do reklamacji. 21 dni czekania. A najważniejsze: "Nie napiszę.Nie zrozumiesz, Choć masz takie mądre oczy.Nie napiszę.Nie przeczytasz. Bo po co o słowach słowa?"
Sprzedane podręczniki i gitara. W pokoju ten sam bałagan.
*"Już do ciebie nie napiszę"B.Brede-słowa towarzyszą zawsze, kiedy coś niezmiennie musi pozostać tylko dla mnie.
Wykończyłam się zupełnie. Kolorowo było. Nie zawsze. Lubię dni naładowane emocjami. Najlepiej tą lepszą ich stroną. Drepcząc ulicami osiedla powiedziałam do siebie w myślach, że kameleonem nigdy nie byłam, a ot moje uczucia tak. Zabawne nie być pewnym co się poczuje za chwilę. Korzystając z tego fotela, wchodząc po schodach zmienionych światłem, głównie z powodu jaśniejszego przemalowania, słuchając, przerywając, mówiąc, śmiejąc się, zauważając błysk w czyimś oku, taki z którego widać to bardziej dobre człowieczeństwo, przypominający o Pani od Tulipanka. Uśmiechnąc się. Nie za pogodna jestem ostatnio?
Mam problem z ubieraniem się: na chwilę przed wyjściem chcę wyglądać jak grzeczna dziewczynka, potem jak rozczochrana panna, a jeszcze później jak dziecię buntu. W końcu wychodzę łącząc w sobie wszystko na raz. A wokół, w tym pokoju, zostaje ślad, że tu byłam. A zafarbuję sobie włosy na bursztynowy kolor. Musi być ciepły, ale niespotykany. Mam nadzieję, że taki jest.
Niedziela trochę inna. Może dlatego, że dwa razy byłam u Taty i że w mojej ulubionej spódnicy. Czarnej długiej. Raz po sandałowsku a raz po czarnotramkowsku, i że w koralikach z uśmiechem i taką wylewającą się radością.
"Dobrym słowem można żyć chwilę, godzinę, dwie, dzień cały. Dobre słowo jest w stanie uratować cię w chwili rozpaczy. Bez dobrego słowa trudno jest żyć. Dlatego nie wstydź się, że cię pochwalono, nie gardź dobrym słowem. Nie bój się, że ci może ono przewrócić w głowie. Przecież dostateczna ilość złych słów spada na ciebie codziennie. Dobrym słowem można żyć długo. Dlatego dawaj je ludziom, gdy na to zasłużą. Bo potrzebują ludzkiej akceptacji. Bo bez niej trudno jest żyć. Nie bój się, że im to w głowie może przewróci. Otrzymują codziennie swoją porcję złych słów. Nie tylko od innych ludzi, od ciebie też".
A ja znam tylu waznych i dobrych ludzi...Żeby oni byli szczęśliwi, tacy spokojni,tym właściwym spokojem...Ale też umiejący żyć. W radości i w bólu. I ja też chcę umieć.
Tak. W moim życiu trwa teraz cykl poszukiwania wartości słowa. Podchodzenia do niego ze wszystkich stron. Przedtem były cykle przyjaźni, ufności, cykl miłości do kogoś jako na całe życie został zawieszony, był cykl wiary i na pewno wiele innych.
Chcę pisać. W głowie niewiadomo skądowe pytanie: Czy są jakieś wymagania. To chyba ja raczej mam do siebie. Uśmiecham się szczęśliwie. Bez powodu. Tak najlepiej. Mam zabanwie podkręcone włoski. Z przymróżeniem oka zadaje sobie pytanie o własny wygląd po jutrzejszym obudzeniu. Za niecałe 2 godziny będzie niedziela.
A dzisiaj był ciekawy dzień. Z porą na nowe doświadczenie. Wydawało mi się, że trudniej jest dać ludziom ignora w realu. A tymczasem niezupełnie. Wystarczy założyć słuchawki tak głośno, że nic i świat wokół wygląda jak nieme kino kolorowej jakości. I mniej wnikałam w piosenki,a bardziej w to jakimi widzę ludzi. Oni mówili coś do siebie, a nie umieli się porozumieć. Ich twarze zdradzaly, że wzajemnie się nie słuchają. Szli dziwnie machając trochę za długimi rękoma. Nikt się nie uśmiechał. Biegli, mijali się. Samotni. Wiem, ja też jestem takim ludziem. Tylko tym razem zawsze mogłam udać, że nie słyszę, że mój świat- nawet nie musiałam się do niego przyznawać, był dosyć widoczny, wchłonął mnie na tyle, że trochę potrwa nim z niego wyjdę. To było tak...że było cicho. Po prostu.
Dzisiaj cały dzień chodziłam bez twarzy. Wtedy, kiedy wparowałam na trzecią od końca lekcję-religię-jej ostatnie 20 minut, mówiąc dzień dobry, tak i wtedy w zbiorowości ludzi, kórych nie widziałam od 2 miesięcy. Tak, w oczach iskierki radości były, ale nie wiedząc później jak się zachowywać, wsłuchujac się w Magdę, poszłyśmy w zupełnie inne miejsce. Bardziej pasujące do nas, jeśli chciałyśmy pogadać we dwie. Nie wiem jak to jest. Od dawna nie miałam masek. A teraz po prostu muszę, bo nie wiem, co jest na mojej twarzy.
A potem wieczorny spacer z nowym znajomym. Jest taki romantyczny, delikatny, zachwycający i dostosowuje się do moich potrzeb. Jedyny jaki mi odpowiada. Nazywa się odtwarzacz mp3. Niebo pachniało marzeniami gwiazd, las przelewał czyjeś życie, a starszawy pan, mijający mnie autkiem prawie zarwał sobie zawieszenie na dziurach.