• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 6

< 1 2 ... 5 6 7 8 9 ... 20 21 >

Jutro.

  Jutro studniówka. Przyznaję się do zmniejszonej 10krotnie chęci  bycia na niej. Są lepsi i lepsiejsi. Ja jestem tylko lepsza, więc można mną kręcić. Nie tylko mną. Nie wiem...nie mam ochoty. Chaos, natłok myśli. Współczuję P. tyle siły w to włożył i nie doczekał się zapłaty. Sala wygląda tak inaczej, prawie zachwycająco. A P. jest chory i nie wie czy jutro przyjdzie. Przypomniał czasy kiedy mieliśmy pojechac na 3dniową wycieczkę do Kraka zamiast na studniówkę. Wtedy wszystko było prostsze, wyraziste, konkretne. Teraz rozmawiamy. Ufność wzajemna.

  M. widziałam dzisiaj ostatni raz. W sobotę rano wyjadę do mamy. To jedyne cieszę. A jeśli odzwyczaiłyśmy się od siebie bardziej niż...? Ale to nie może być możliwe.

  " Zobacz, wygląda na to, że walczę z tym czego najmocniej pragnę i nie umiem na to wpłynąć"...Posłużyć się jego słowami? Napisać, że nie wiem co ma wybrać? Byleby tylko nie zranił? Że już trochę rozsiadł się w moim życiu? Że do tamtego czwartku mógł iść bez większego uszczerbku...Że brakuje mi tych słów, spojrzeń delikatnych, uśmiechów...Przecież...Tak to jest, kiedy spotykają się dwie osoby nie mające nic przeciwko byciu samemu.

  A wynik z próbnych? Angielski podstawowy super, polski rozszerzony 3 wynik w klasie, a reszta na prawdziwej musi pójść lepiej o jakieś 10% :)

...Zatańcz ze mną jeszcze raz... I jak ja mam tańczyć na tej studniówce, jeśli M. nie będzie. A wsyztsko przez moją opieszałość. Ale ja do mamy jadę. Żeby tylko wsyztsko się udało.

26 stycznia 2006   Komentarze (8)

Credo

    Mam 18 lat i dla mnie nadal wierzyć to znaczy, wiedzieć, że taka jest prawda. Bo tak mnie nauczono. Że przebywam z ludźmi, którym ufam, więc wierzę, bo wiem, że mówią prawdę. I dlatego...Tak właśnie... Tata, wiem, że jest. Nie mogłoby go po prostu nie być. Człowiek nie byłby wtedy taki. Kolorowy, wrażliwy, delikatny i z empatią. Świat mógłby wtedy kręcić się w drugą stronę. Nie moża byłoby ufać, wygadać się Komuś, kogo nie widzisz, a jest. Jest jak zegarmistrz, ale nie wolterowski, tak trochę może. Stworzył ten świat, ale nie poszedł sobie, musi dokonywać przeglądu mechanizmu, zmeniać stare części, ciągle być, żeby wartość tego zegara drastycznie nie spadła. Poza tym On przychodzi tak, że Go czuć. Kiedy sie zapala świeczki, jest cicho i w głowie pojawiają się słowa. Np. takie" Bóg miłością jest, moje serce tą miłością płonie..." No bo od kogo tej miłości się uczyć? Takiej trwałej, błogosławionej. Przecież to co tworzy człowiek, kiedy nie myśli wartościami tylko popędem, to się zbyt szybko rozlatuje. Nie ma wtedy rozmowy między ludźmi. On jest i dlatego zawsze wtedy, kiedy mówię, że życie nie ma sensu, to wiem, że mimo mojej prawdomówności kłamię. Bo ma...bo są takie niebieskie schodki do Nieba. A kiedy się nie udaje, kiedy tracę bycie człowiekiem, wtedy tak wtedy zdala od ciemnych budek z kratkami,  szukam spowiedzi. To jakby On akceptował, że ja dziecko, ja człowiek, ja i moje wady. I wtedy z uśmiechem od nowa. Więc wiem, że jest. Bo ufam tylko tym, którzy są.

25 stycznia 2006   Komentarze (6)

***

   Nie jestem z siebie zadowolona. I wszytsko byłoby dobrze, gdybym umiała to zmianić. Muszę gdzieś wyjechać. Jechać, mieć nadzieję, rzucić wszystko, wracać. Tak się do tego przyzwyczaiłam. Do bycia obcą, że aż mi tego brakuje.

   4 dni. Coraz bardziej nie chcę studniówki. Nie umiem się bawić całą długość imprezy. Wiem, ze jak zwykle przyjdzie do mnie mój smutek i wtedy zacznę pryglądać sie innym. Nie jestem pesymistką, tylko zmęczona ostatnio. Boję się, że będę wyglądać gorzej od innych dziewczyn. Że mama mnie nie pożegna, kiedy będę iść na studniówkę. Za chwilę jadę tańczyć poloneza z M. Pytał mnie, dlaczgeo często się uśmiecham. Bo kupuję nieodporny na łzy tusz i nie mogę płakać. Zasnąć...spać. Tracę jakąś cząstkę siebie i nie umiem na to zareagować inaczej niż narzekaniem. Używam słów uchodzących za wulgrane. I sama zauważam, że nie pasują do mnie. Dzisiaj trudno jest być mną.
A on mi mówi o mnie tak dobre rzeczy, że mogłabym uwierzyć. Że trwać  tak długo jak to możliwe.

na wspomnienia bliższe
spoglądam
w te chwile wyciągnięte
z kleszczów wieczności
w pamięci odtwarzane
ciągle
jak to dobrze
chociaż raz być człowiekiem
taką małą kobietą

23 stycznia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

   A mi brakuje słów.

   I jeszcze krótkie pytanie: kim się jest, kiedy jest się Tobą?

22 stycznia 2006   Komentarze (13)

Z głową pełną marzeń.

   Nigdy nie myślałam, że będziemy z M. tacy podobni do siebie. Tacy poważni inaczej, równie zmienni. Ma pokłady wrażliwości i zrozumienia. "M., bo widzisz, Ty czasami coś do mnie mówisz i jak tak staram się zapamiętać, że przychodząc do domu zapominam podwójnie." Chęć zatrzymania czasu. "Gdy tak aptrzę na Ciebie...nie zasnę dzisiaj." Żeby nam nic nie uciekło. Ale czy to prawda, że lepiej teraz niż później? Mówi, że jestem pesymistyczna. Czasami szukam najwygodniejszego wyjścia. " Bo wiesz ile godzin jest do poniedziałku?"

    Nie wychodzą mi liczki. Mam na głowie kasztan. Za 5 dni studniówka, za tydzień wyjeżdżam..."trwaj przy mnie".Jadę do mamy. I tak bardzo się cieszę na nią i na Darka. Tak bardzo, że tylko przyśpieszyć czas. Bo doceniasz coś, jeśli tracisz od dawna. A ja...czasem myślę, że mam tyle rzeczy utraconych, że cenię prawie wszystko.

22 stycznia 2006   Komentarze (11)

Wczoraj.

   Takie wieczory jak wczorajszy to ja mogę mieć zawsze. Bo pierwszy raz przy M., a nie obok niego. Szczerze rozmawiając i tańcząc.I jest tak samo jak zmienny jak ja. Nie wie jakich nas widzi. Pytałam się czy chce mieć wolną rękę, bo miałam pomóc w nazywaniu tego, co cuzje. A jak on tańczy. A jaki przystojny. A jak ja dzisiaj tęsknię...I wiem, że ja muszę bez niego, bo tak bezpieczniej. I wiem, że z nim, bo to tak bezpiecznie.

   I rozczarowana. Sobą, tym co się nie udaje, brakiem czasu i mocnej woli. I nami, tą grupą ludzi, mówiąc o której mam zawsze błysk w oku i podziwiam i czuję się jedną z nich. I nagle poza.

   Czas.

20 stycznia 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

    Zmieniłam się ja. Zmieniłam się ja, zmienił się świat. Przesłuchanie wiadomości grozi bezgranicznym zdziwieniem dla ludzkości. Że można właśnie tak. Umierać na oczach gapiów i niszczyć własny dom. O co się wtedy dba? Przed chwilą usłyszałam, że nie będzie już nowych wierszy, bo nie ma człowieka. Że trzeba odkryć te już napisane. O św. Franciszku patronie ornitologów i ludziach, którzy odchodzą...Za szybko. Ale do nowego życia.

    Potrzebuję spokoju, stabilności, żeby już żadna problemowa dachówka nie spadała mi na głowę przez jakiś czas, aż odpocznę. I tej miłości tak potrzebuję...

18 stycznia 2006   Komentarze (15)

Jeden z wielu wtorków.

    Byliśmy dzisiaj w auli. I jedna myśl szybko przebiegła mi przez głowę. Że wcale nie chciałam zostać taką jaką jestem. Że mogłabym ze sobą nie rozmawiac. Ironicznie skwitowało mi się: dorastam. Potem w windzie, kiedy wracałam zmęczona, w tej lustrzanej windzie, spojrzałam na siebie i przypomniał mi się dom i w nim lustra naprzeciwko siebie. I stawałam wtedy i machałam rękami i liczyłam ile mnie było. Z reguły 12-15, więc nie byłam sama. I wpatrywałam się w siebie i zastanawiałam się jak będę wyglądać jak będę już duża. I chyba już wiem...
    W głośnikach A.M.Jopek i Maleńczuk"Tam, gdzie rosną dzikie róże"

17 stycznia 2006   Komentarze (15)

Rano

  Budząc się rano jeszcze nie pamiętam jak mam na imię. Wciąż jedną nogą jestem w tych fantastycznych światach, lewą już wyskakuję z łóżka.Skarżącym się na odsunięcie rękawka piżamy  ramieniem, zauważam chłód mojego mieszkania. Potrzeby fizjologiczne wyznaczają kierunek jeszcze nie otwartym oczom. Później wpadam do kuchni, żeby pojemnik pod prądem po jakimś czasie zaczął bulogtać. Wracam do łazienki i choć wiem, że zimna woda, postawiłaby mnie na nogi na 9 z 10 przypadków, wybieram ciepłą i psioczę dalej. Zauważam siebie w lustrze. Szum wrzątku nakazaje mi powrót do kuchni i zaparzenie mocnej, tym razem, herbaty. W międzyczasie kombinuję co zrobić, żeby jak najszybciej wrócić do łózka. Czasami nawet udaje mi się  na chwilę do niego wskoczyć, co skraca efektywnie czas dojścia do przystanku i zmusza później moje oczy do wypratrywania autobusu. Jeżeli bardzo sie śpieszę, to nie nadążam pożegnać się z lustrem, ale to nie problem, wystarczy tylko poczekać na nową windę i mam większe niż to z domu. Jeśli nikt nie jedzie to wyciągam błyszczyk, poprawiam czapkę i szalik. Jeśli ktoś jedzie, to najpierw się uśmiecham, a potem robię to samo. Po wyjściu na dwór stwierdzam, że nadal nic mi tu wiosną nie pachnie. No...Potem już zaczynam sobie na spokojnie przypominać co  zdażyło się wczoraj. Jeszcze w łazience, na szczęście, prawie zwykle  przypominam sobie w którym dniu właśnie wstałam. W autobusie też robię olbrzymie plany dnia, które mi nie udaje się zrealizować. Potem idę parkiem, w którym za ciepła można spotkać wiewiórki, muszę trzy razy uważać na tramwaj, potem na zakrętach i ląduję w szkole. Jeśli mam gorszy dzień, to stwierdzenie "nienawidzę - poniedziałków",kolejno dopasowane do następnych dni tygodnia, pojawia się z częstotliwością raz na półgodziny.

  A tak zareagował na mój opis K."Budząc się rano, pierwsza myśl mi sie nasuwa "Znow zaspalem" a tu jednak nie, wstałem, ale 2 minuty przed budzikiem. No to powolną ręką wyłanczam budzik i kładę się, żeby nadrobić 2 minuty. Nagle gwałtownie wstając, stwierdzam fakt "Kurde, znów zaspałem" i pędem się ubieram. W biegu szybko do łazieki, tu wpadając w witraże wylatuję spowrotem, biorę łyk zimnej herbaty i już po 8 minutach wychodzę, szybkim krokiem dochodząc do szkoły, spotykając znajomych myślę o kazaniu, które dostanę, lecz tu zdziwienie wielkie, zdążyłem. "Fiuuu... nareszcie". Siadajam w ławce, oczy mi się także przy tym zamykają. I uśmiech na twarzy zmieszany ze zmęczeniem, a uśmiech ten spowodowany tylko jednym "Jeszcze tylko 4 dni i wolne"

16 stycznia 2006   Komentarze (11)

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki...

Sączę tą spaloną kawę, choć dawno była pora na kupienie innej. Od niedawna niedziele nie polegają na wyskakiwaniu z łóżka przed 8. Do domu wróciłam dosyć późno, trochę już po dzisiaj było. Zasnąć nie moglam bardzo długo. Wiercąc sie w moim olbrzymim łóżku myślałam. Przypominałam sobie wieczorną rozmowę. Jakąś siłę niewiadomego pochodzenia i determinację. Żeby szła, że życie to walka, że nie popaść w schemat Twojej najbliższej rodziny, wyjść, wyjechać, zapomnieć, nie zgubić, dążyć. Walcz, życie to walka...A tamten kilka miesięcy temu mówił, że wcale nie, a ja nadal się z tym nie zgadzam. Mówiłam, że gdzieś jest Niebo, a ona powiedziała, że tam podatki i przeludnienie, a ja, że wierzę w inne Niebo, bo gdyby go nie było, to marna jest nasza dola. Pamiętaj, walcz! A mi łzy napływają do oczu.

Tak bardzo tęsknię. Ten odjeżdżający pociąg zimowego środowego poranka i łzy po obu stronach. Słowa, gesty, prawda. Nie poddawaj się. Bo albo pojadę do tego miasta, ktore rani, samo sobą, każdą ulicą i drzewem, albo widziałyśmy się ostatni raz.

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

I nie umiem już tu pisać.

15 stycznia 2006   Komentarze (11)

Drugi czwartek tego roku.

  Zmęczona. Zła. Z obolałym pośladkiem, pieczącymi oczyma. Ten stan można nazwać jedynie: "dajcie spokój!" I wreszice podoba mi się moja sukienka studniówkowa. O niczym innym iprócz szkoły, a zwłaszcza historii nie mogę myśleć. Nawet M. się na to zgodzić. Zadał mi jedno pytanie, które świadczy o tym, że słuchał mnie od początku naszej znajomości. Tzn. gdzieś od października. Opowiedz mi o swoim byłym chłopaku. Myślałam, że mu chodzi o K. i przypomniał mi się temu rok. Potem dopiero zaczęłam unikać jakiegoś trwałego łączenia mnie z kimś. Chodziło mu o A. i moje niedojście na jego studniówkę. Potem on opowiadał. Nie wiem dlaczego, nie wiem kim on ma być w  moim życiu, ale...nie zapomniał o niespodziance. Przyniósł mi dzisiaj zaproszenie na swoją studniówkę. Podoba mi się w nim to, że jest taki delikatny. Stanowczy a mimo to spontaniczny...I pewnie mogłabym jeszcze trochę napisać, ale przypomniało mi się, że przecież o niczym innym oprócz skzoły nie myślę...Jeszcze angielski na jutro.

12 stycznia 2006   Komentarze (13)

Dzień kolejny. Z ilu jeszcze?

  Wydaje mi się, że zdarzy się coś niedobrego. Jakoś tak się juz przyzwyczaiłam skulona wewnętrznie. Dokładnie to tam w środku, gdzie nie wchodzę nawet kiedy mam czas.

  Matura z historii...liczyłam kilka punktów więcej, ale zważywszy na to, że część pytań była z czegoś, co mnie nigdy nie interesowało(hoistoria bieżąca) to moje 73% w sumie mogą być. Rozglądałam się za biżuterią. Może do sukienki dopiąć broszkę? Gdzieś widziałam ładną, ale nie pamiętam gdzi i która. Nie chcę zostać z jednej chwili na całe życie na takim krażku, co to światła odbija.

  Mój 10ciodniowy znajomy, który miał wczoraj wysłać mi już ostatni sms na koniec naszej znajomości od wczorajszego wieczoru pisze znowu. Bo to było tak, że rzuciłam na niego okiem i mi się wtedy spodobał, no na tym sylwestrze. I 1 stycznia tak sobie miarkuję, że można by go  było zobaczyć, no nie? Zeby stwierdzić czy za jasności jest inny. No i widziałam go dwa razy. Raz sama chciałam, a drugi rz już sam przyszedł. W każdymbądź razie wczoraj już życzył mi udanej studniówki i powodzenia, bo podobno do siebie nie pasujemy. Ja mu napisałam, że nareszcie to zrozumiał i święcie uważałam sprawę za zamkniętą. Ale on mnie nie pojął tak własnie dokładnie. Jak mnie w takich strzegółach nie rozumie to jak chce mnie zrozumieć kiedy mi będzie źle? I dzisiaj się dowiaduję, że ja jestem ładna i że nawet mój sposób wypowiadania myśli mi się podoba. Tak szczerze mówiąc te ostatnie kilka miesięcy wiele mnie nauczyły. A zwłaszcza tego jak wyglądają ludzie, z którymi nie chcę mieć doczynienia.

  Jutro robię sobie wolne. Napiszę pracę o barwach życia. A jak im się nie spodoba...To się tylko uśmiechnę do siebie. Barwy mojego życia podobają mi się. O! 

10 stycznia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Zmęczona jestem dzisiejszym dniem. I żeby tylko nim. Może to moje oczekiwania są za duże? Ale jeżeli zawsze dawałam radę je spełnić, to czemu teraz nie? Świadomie czemuś zaprzeczałam, a jednak okazuje mi się to być potrzebne jak wszystko inne, co człowiek chciałby mieć. Ale ja nie umiem ja uciekam, ja nie potrafię, ja sama, w moim ciasnym na miarę świecie...I co tu mam sobie ze sobą zrobić? Na ryzykowanie nie zgodzę się, a bez tego nie ma wygranej. A od nauki głowa mi pęka.

I dopadła mnie świadomość zmarnowanych lat. Że wszystko można byłoby inaczej. Jak przedtem twierdziłam, że każdy dzień/krok/ruch był potrzebny, tak teraz wiem, że to było złudne...No właśnie, znowu ten Czas.

09 stycznia 2006   Komentarze (9)

Spontanicznie,niedzielnie,beztroskowo.

No z samego rana rozwala mnie ta niedziela. Najpierw mama puścila dwa razy dłuższego sygnałka budząc mine i ciesząc nie, że dzwoni. Bo u nas to jest zawsze podział taki: mama dzwoni, a ja piszę.Później siedzę przy kompie i wszyscy mnie śmieszą. I łyżkę kawy(no bo ona szkodliwa jest w ilościach, nie?) no to ja tą łyżkę to piję już z półgodziny, kurcze, jak piwo w knajpie. No i rozmawiam teraz z Sąsiadem. Znając życie znów będziemy rozmawiać ggowo a ja go zobaczę z dwa tygodnie, mieszka kilka pięter niżej. Bo ja lubię to gadu, śmieszne jest. I chyba znów mi się coś plącze( w mojej głowie zrodziła się idea zamiany piżamy na cos innego, bo słoneczko mi przygrzewa i ciepło jest). A tak w ogóle to przez tą, jak to K. określił pogodę ducha. No i nie biorę sobie wszystkiego do serca. Dzisiaj jest dzień historii Polski po 1863. A potem...potem to ja będę znów Aniołka udawać. I niesłychanie mnie to cieszy.

Bo tak w ogóle to nie jest tak źle, żeby nie moglo byc gorzej. O! Kolejny powód do szczęścia!

08 stycznia 2006   Komentarze (14)

Kolory.

Czuję się jak kot Szymborskiej. Może nie dosłownie. Bo i mieszkanie jest nie puste i ktoś tylko wyjechał. Jednak to tylko to oznacza czas nie do pokonania i odległość za długą. Ale przecież wiadomo o co chodzi. Że ktoś był, a teraz nie ma. Że w mieszkaniu jest inaczej niż było. Brakuje w nim tego ciepła, radości, uśmiechu i zrozumienia...Choć Kotem jestem już nie pierwszym raz, to jednak tak samo łaszczę się do rzeczy. Zauważyłam zapomnianą przez Babcię spinkę. Przypominam sobie... Dzisiaj rano oglądaliśmy zdjęcia z mojego dzieciństwa. Choć ktos by mógł powiedzieć, że to nie prawda, nie mogło być szczesliwe, odpowiedziałabym mu, że nie wie jeszcze co ma, że później już umiesz cieszyć się z jakiejś drobnostki, że wystarczy Ci zabrać coś, co już masz i potem oddać i jesteś szczęśliwy.

A szczęście jest koloru żółtego odcienia cytrynowego. Jak moje koraliki. Smakuje jak poranna kawa. Czasami przybiera kolor zielony. Wtedy nazywam je spokojem. Zieleń nawiedza mnie w snach. Staje się moją przyjaciółką-nadzieją. Z nadziei niedaleko w rozpacz, kiedy się obudzę, ta ma kolor brunatny. Złość to czerń połyskująca srebrem, a łzy to rozszczepione światło prowadzące do uśmiechu w kolorze pomarańczy. Miłosć w tej chwili pachnie cynamonem, choć czasami przybiera barwę bordową. Wiara jest w kolorze niebieskim. Jak każdy schodek prowadzący do Nieba, w marzeniach tych w kolorze lila, bo ten kojarzy mi się z lilią i jej zapachem. Szczęście, które się kończy ma kolor biały. To znaczy, że za chwilę zszarzeje.

05 stycznia 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Zupełna bezsilność. Mam wrażenie, że to wszystko się klei mnie. Nie potrafię wyjść i stanąć na własnych nogach, tylko ciągle na tych kolanach. Nie chcę już, żeby ktoś mi musiał pomagać. Jak się odwdzięczę? Nie chcę żeby moim majątkiem był uśmiech i słowa. Tym nic się nie osiągnie.

Wczoraj kiedy pisałam ten list zatęskniłam za czasami, kiedy wszyscy byliśmy rodziną. nic nie zwiastowalo tego, że nas tak porozrzuca. Było ciepło, bezpiecznie. U nich jak u mnie w domu. Nigdy nie chciałam od nich wychodzić. A zwłaszcza wieczorem, zimą. Pamietam ta droga wydawała mi sie taka daleka, a sama byłam już zupełnie senna. Wszystko było takie magiczne. Bardzo lubiłam jeść tam obiady, robiliśmy wojny poduchowo-ręcznikowe, lubiłam zostawać u nich na noc. I tez lubiłam jak do mnie przychodził. Póki byłam młodsza płakałam, że musi już iść. W naszym dużym mieszkaniu mogliśmy się bawić w chowanego, opowiadać sobie o wsyztskim, przeprowadzać eksperymenty, opalać się na balkonie. Póxniej, to były jedyne czasy, kiedy umiałam gotować. Olbrzymią radość sprawiał mi uśmiech na twarzy zaskoczonej zmęczonej Babci, która ...

A potem musiałam wyjechać. Całkiem nagle z nikim się nie pożegnawszy. 13letnie życie spakować do plecaka. Zacząc od nowa. Więc to dla mnie żadna nowość. Może wyzwanie czy będę potrafić znowu. A Kraków, bo tam są ka. i b jak byłam mała kiedyś i wszystko było zupełnie inne wtedy jakoś trafiłam na UJ i moim dziecięcym zupełnie wydumanym marzeniem było tam studiować.

Myślę sobie jeszcze, że ten cały pech mojego tamtego roku zaczął się w momencie, kiedy to miasto siłą ściągnęło mnie spowrotem. Burząc mój spokój i porządek przypominając o wszystkim i rozdrapując rany. Załuję, że kiedyś tak długo za nim tęskniłam. I potem musiałam tam wracać jeszcze 2 razy. Z każdym razem coraz gorzej, coraz bardziej przymusowo. W tym mieście mojego żalu mieszka moja Babcia, którą dzisiaj odprowadziłam na pociąg, która w chwili obecnej jeszcze nim jedzie. Która od zawsze jest dla mnie ważne. Dzięki której(jej dobrej) i tym gorszym ludziom, którzy mnie ranili jestem właśnie taka. I nie będę potrafić być zupełnie inną osobą. Nawet jeśli to jest łatwiejsze.

Dławią mnie łzy. Gdzieś sączy mnie ból. A na języku pytanie jak długo jeszcze. I dlaczego to wszystko ciągle dla mnie. Musi być chwila spokoju. Muszę naprawić moje zdrowie. Zawsze tak jest, że jakieś problemy mi się na nim odbijają i póxniej mam już podwójne kłopoty. Znów/cały czas/ tak bardzo się boję.

04 stycznia 2006   Komentarze (10)

Miłe słowa o mnie dla mnie.

  Obudzona zostałam odpowiedzią na pytanie:dlaczego mnie lubisz? Właściwie ta odpowiedź zostala zaniesiona mi do łóżka i otworzyła mi oczy: Bo: dużo myślisz i często o krok dalej, wychodzisz z ram, masz podobne poglądy na życie, czujesz potrzebę swojego rozwoju, doceniasz gesty, nie boisz się pytać/sprzeciwić, …,nie mówiąc już o wyglądzie, o tym, że umiesz o siebie zadbać, ani o czarującym uśmiechu i nie-to nie wszystko. Potem przewracając się na drugi bok, zasypiając z moim czarującym uśmiechem na twarzy, pomyślałam jeszcze o mojej klasie, która właśnie zbiera się na lekcje.

  I jeszcze Kamil pisał o kimś innym: nie moglibyście być razem, uświadomiłem to jak wracałem od Ciebie wczoraj. On by Ciebie nie zrozumiał. Też o tym wiedziałam zasypiając wczoraj.

  I zadowolona jestem w mojej pamięci dzięki której pamiętam co Kamil mówił jemu: że nie jestem dziewczyną dla niego, bo żyję inaczej, tak jakby trochę dawniej i jeszcze mieszam to z moją drogą życia, że potrafię uwodzić i najważniejsze, co powiedział, a wiedziałam, że z całych sił muszę starać sie właśnie to zapamiętać, że jestem kolorowa. Bo tylko na tym mi zależy.

  A o tym co złe nie będę pisać. Po to, żeby nie przypominać sobie, nie kryć łez, nie rozmyślać i żeby w końcu za jeszcze bardzo wiele nocy zapomnieć.

  Chcę stąd wyjechać. Ale jeśli wyjadę to będzie mi szkoda. Na razie po równo jest mi szkoda wyjechać i zostać. Bo jeśli nie Kraków to zostaję.

03 stycznia 2006   Komentarze (11)

Cały drugi styczeń, no właśnie, Aaa,...

  I...wystarczyło nie spać jedną noc, by nagle wszystko okazało się innym. Po pierwsze nagle mam niby to rok więcej niż mam. Ale gdzie tam, osiemnastkowość przecież przyjemna jest. Studniówka okazuje sie być za dwadzieścia kilka dni. I właśnie w tym roku sprawdzę potencjalne możliwości mojej jednej pókuli-tej humanistycznej, ta druga umiała kity wciskać i zostały mi tylko łądne ocenki na całe życie.

  Ale wracając do tej jednej nocy, która zaczęła się wieczorem. Trzęsąc się z zimna sprawdzałam jak smakuje przeźroczysta bielość, jak jeździ się autem, które od zawsze mi się podobał, z ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy i w dodatku nazywana całkiem normalnie, bo sąsiadka. Swoją drogą, moj sąsiad mnie zaskoczył zaradnościa i tym że dbał o wszystkich.

  I nie wiem, ale sprawę mojego serca lepiej zamknąć. Nie mogę o tym nikomu mówić, bo każdy się dziwi, że ja taka niezdecydowana, zapatrzona. Nawet mię to złości, ale nic na to nie poradzę. Jeśli to przeboleję. Może moje serce jest podzielne? Oby nie. Więc o tym sza!

  A najśmieszniejsze było to, że z imprezki nie wróciłam sama, bo...z kolegą! Do mojego pustego mieszkania.Aaa. A tym kolegą był Kamil. Bo jego rodziców nie było(dzisiaj okazało sie, że spali i nie chcieli mu otworzyć). Więc jedną godzinę przegadaliśmy o wszystkim po trochę. Wtedy siedziałam i nawet spisywałam się jako gospodyni, bo zaparzyłam herbatę. I potem sobie poszedł, bo powiedział, że pewnie już wrócili. I kiedy ja sobie chcę wziąć prysznic i iść spać, to on dzwoni i mówi, że musi wrócić.Aaaa! No i też gadaliśmy. I jka na niego patrzę, to on bardziej wygląda na psychologa niż ja.

  A dzisiaj trzeba było iść do szkoły.

  I pierwszy raz w swoim życiu panna M. ma postanowienie. Musi się zmienić, te dwie cechy, które jje się nie podobają. Dostać konsekwencją w twarz i trwać przy własnych poglądach w zaparte. I takie na zawsze-nie zmienić Drogi. Szczęśliwego!

02 stycznia 2006   Komentarze (11)

M.

Spadł śnieg. Moje osiedle okazało się wiochą zabitą deskami i nie można było się ruszyć. M. obiecał, że przyjedzie, bo się o mnie martwi. Czy mogę się w ogóle ruszać. Uśmiech zagościł na mojej twarzy i odpisałam mu, że tak 16.30 byłaby w sam raz. Na to on że pewnie wampirem jestem, bo zawsze ciemniejszą porę dnia wybieram. Żeby długo nie pisać-M. spóźnił się 2 godziny. I właśnie przed chwilą wróciłam do domu. Odprowadizłam go na przystanek żeby sprawdzić czy aby na pewno nie będzie na nim nocował. Zajechał autobus. Pożegnałam go jakby szedł na wojnę, choć własnie w tym momencie najmądrzejsze myśli wleciały mi do głowy. Tak to z nim miałam spędzić tego sylwka, ale z powodu problemów z gadu nie dogadaliśmy się i każdy idzie gdzie indziej. Załuję tego. Tak, Kamil ma rację, zmienna jestem i teraz jużbym chcętnie szła z M., no ale będę się bawić z jakimiś znajomymi z klasy Kamila i w ógle. Bo on to taka pomocna dłoń jest.

Wracając do M. Jest on zupełnie inny niż wszyscy, którzy się o mnie ubiegali. Bo oon to robi tak stopniowo i wyważono i kulturalnie i ciepło. I pewnie będzie doskonałą osobą, żeby z nią zrobić ten krok i skoczyć już w taką pewniejszą dorosłość. Żeby to dziecinstwo nie wyłaziło ze mnie jak szydło z worka. Bo M. jest dojrzały. I cały czas mam ochotę w niego i do niego się przytulić i tak na zatrzymanie czasu. W nowym roku tak będzie. Mam nadzieję, że moja zmienność tego nie zmieni.

A ten kończący się rok był drugim z najtrudniejszych. Na szczęście się już kończy. Z planów na następny to chcę tylko jednego najbardziej: zostać studentką i przeprowadzić się. I żeby ludzie przy mnie byli.

30 grudnia 2005   Komentarze (14)

Jak prawie trafiłam do szpitala.

To miał być zupełnie zwykly dzień. Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Zamkniętymi oczyma wypisywałam potrzebne dokumenty. Potem odkryłam, że nawiedziła mnie moja kobiecość. Jak zwykle-nie w porę. W szkole rozmowa z dyrkiem-jaki on jest miły i w ogóle i zmiana deklaracji maturalnej- zdaję jeden przedmiot więcej.  Potem skórcz uniemożliwiający kroki, ale na szczęście autobus pod nos. W czasie łażenie po K-cach moja kobiecość stała się coraz bardziej natarczywa. A przecież w urzędzie miałam udawać dorosłą i samodzielną-a jak tu z grymasem bólu na twarzy? Ale udało się. I z głowy. Sprawa zakończona jeszcze w tym roku. Chociaż to dobrze. Potem natarczywiejąca coraz bardziej kobiecość i prawie omdlenie z bólu w Empiku. A miałam gazetę kupić. Znaleziona wreszcie apteka okazaa się zamkniętą, a tabletki w albercie obok. I ból. Największy w życiu. Ten ząb sprzed pólroku to jeszcze nic. Wdepnięcie do przychodni: Boli mnie...Nie mam jak wrócić do pustego domu. Pielęgniarka z zaszczykiem: Zaraz zemdleję...I kiedy już zapadałam w sen do bez-bólu krzyk i przenoszenie mnie na łóżko. Podobno postrach wśród czekających. Bolało dalej. Miły facet w średnim wieku wydający jakieś polecenia. A ja tylko zasnąć chcę. Jak w koszmarze. Prosiłam: Powiedz, że mi się śni....Niech nie boli proszę...Przecież jestem sama. Płacz z bólu. Oni dbający o mnie. Cisnienie podobno strasznie niskie-80/50 ja się na tym znie znam. Trzymanie mnie za puls. A to boli i boli. I kroplówka. I ból. I tak 4 godziny. A ja myślę, że już mnie prawie nie ma, że wszystko, co mam, byle nie to. A tu nic. I jakaś czekolada, i coś gorzkiego. Aż wreszcie, jak ręką odjął. Tylko: musisz iść do szpitala, albo niech ktoś po Ciebie przyjedzie. Zadzwoń po rodziców. Jesteś sama? Z kim mieszkasz? Jak tak można?Nie, nie pójdę do szpitala, kto mi piżamę przywiezie? Zadzwoń po koleżankę. S. przyjechała! Najszybciej jak mogła!! Kochana...prawdziwa...Moje nawijanie całą drogę, nasza wspólna herbatka, msza w moim kościele, spotkanie z Edytą. Potem wino od taty-dobrze robi. I potem dbaj o siebie. Ajakże. Muszę. Niech mnie już tak nie boli...Nawet zagryzanie dolnej wargi, skurczanie się, nic nie pomagało. Tylko pielęgniarki takie dobre i lekarz. A czułam się jakbym workiem była....

P.S. A ja myślałam, że życie samemu dobre jest. A chyba nie. Tylko nawet mama powiedziała, że najlepiej, to jak będę wszystko bezpiecznie kiedyś mieć, to żebym miała tylko dziecko. Że facet to najczęściej rzecz zbędne. A i mamie nie napiszę o tym moim przyppływie natrętnej kobiecości. I tych pytań o dziewiczosć i niedziewiczość. Chciało się powiedzieć: tak, jestem w ciąży i mam okres. Tylko sił nie było do mówienia. Byleby dobrze.

Teraz sennie. Bezpiecznie. W domu.

29 grudnia 2005   Komentarze (13)

Święta.

Koniec świąt. Mniej więcej tyle wynika z mojego powrotu. A duży bałagan po wyciągnięciu zapakowanych przez mamę rarytasów świadczy, że w tym domu jestem sama. Sprawia mi to ogromną ulgę, bo...ale to nieważne, to ta jedna, gorsza rzecz, która mogła nam zepsuć tamte święta, które się już skończyły. Przyznaje nieuzasadnioność moich obaw. Uśmiech Darka, ciepło Mamy i Babci, porozumienie z tatą, wujkowanie i ciotkowanie. Do tego mały pies i krysia-śmierdziel. I załowałam, że muszę wyjeżdżać. Dobrze, że nie uciekłam od tych świąt. Tylko o jednej rzeczy zapomniałam-o obiadaniu się. Tymbardziej, że mama nie dała mi zrobionej specjalnie dla mnie ulubionej sałatki. Pyszna. I makowca. Bo głupia powiedziałam, że nie chcę nieść. I wiśni w słoiczku. Ale mam wino od taty. I czuję się jak już jakaś zupelnie samodzielna osoba odwiedzająca własną rodzinę tylko w święta. A Darek tęsknił jak pojechałam. Mamy swój język. Mądry zamiast odpowiadać tak czy nie zaznacza tylko nie milcząc stwierdzając tak. I jak promienieją jego oczy. Dla mnie, dla nas. Tak ciepło było....Bo my rodziną jesteśmy. Chociaż nie wsyztsko nam się udaje, ale poradzimy sobie.

A dzisiaj wracałam pksami. Ile męczenia się i jak zimno. Potem zamiast żeby odpocząć jechałam do media marktu autobusem, który nie przyjechał. Potem na mszy. Dzisiejsze święto zawsze miało dla mnie jakieś szczególne znaczenie. Nie mogłam zrozumieć jak można było pozabijać tylu małych dzieciaczków. Teraz niewyobrażam sobie tego tymbardziej, kiedy wiem, co to znaczy towarzyszyć takiej kruszynce od samego początku.

Potem poszłam na spacer. Wyprosiłam się i wprosiłam się na sylwka, choć nadal chcę zostać w domu. Patrzyłam się na moje osiedle z góry i nawet zdążyłam się pokłucić.(kto, ja?). I nie zrobiłam tego, co chciałam.

Ale Święta były cudowne. Bo wszyscy blisko.

28 grudnia 2005   Komentarze (11)

Kochani!

Wesołych Świąt! Dużo radości, ciepła i rodzinnej atmosfery. Zatrzymania tych pięknych chwil w serduszku na zawsze. Błogosławieństwa  Bożego i stawania się dobrymi ludźmi, coraz bardziej. I żeby każdy dzień miał swój cel, prowadził do odnalezienia sensu życia.

Postaram się, żeby moje święta były dobre. Jutro wyjeżdżam. Oby było dobrze i ciepło. I gwiazdkę chcę prawdziwą i śnieg. A uśmiech namaluję sama.

22 grudnia 2005   Komentarze (25)

Gdzie jesteś?

Wyparzony język. Zmęczone ciało. Opuchnięte przecieplono-zimnione nogi. Nie zrobione nic, co miałoby być. Świat zawirował. Na złość. Pokurzenie wokoło. Zaguienie sensu i udawanie. Nic z tego mi nie odpowiada. Ja naprawdę muszę do bez-ludzi na dłużej. Inaczej nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta pani jeszcze nie będzie jutro szczęśliwa. Nie wyjeżdża. Nie dziś, nie jutro. Gdybym chociaż nie chciała z zimna w gorące. Moze wtedy coś by ze mnie było. Tak mi pusto w środku. Takie niedokońca prawdomówienie. Uciekanie. Zębów i pięsci zaciskanie. Śnieg.

Wczoraj dostałam tulipana od M. Dlaczego mnie do niego ciągnie? przytulił mnie jak mała dziewczynka tuli misia. Bo mi zimno było. Tak bardzo. I nie powiem mu prawdy. Nie teraz.

Bo to jest tak, że jak tylko pojawi się u mnie jakaś nadzieja, że mogę coś otrzymać od tego losu, to to znika. Nie ma. A moje ręce chwytają puste powietrze.

I na odchodne powiedziane w kościele: Ale Ty przyjdź do mnie, słyszysz...?

21 grudnia 2005   Komentarze (9)

Jeżeli.

Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego..

1.) JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:
- DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ.
- ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL
CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY.


2.) TO WSZYSTKO DOOKOŁA,
CO CIĘ SZCZELNIE OTACZA
NIE CZUJĄC TWEGO BÓLU,
JEST TO TAK ZWANY ŚWIAT.


3.) UBAWI CIĘ, ŻE JEST ON
REALNY I JEDYNY,
A LEPSZEGO NIE BĘDZIE
PRZYNAJMNIEJ PÓKI ŻYJESZ.


4.) GDY JUŻ SKOŃCZYSZ SIĘ ŚMIAĆ,
ODRZUĆ LOGICZNY WNIOSEK,
ŻE TAKI ŚWIAT BYĆ MUSI
PRZYWIDZENIEM LUB SNEM.


5.) TRAKTUJ GO CAŁKIEM SERIO,
JAK ON PRZED CHWILĄ CIEBIE -
DOKONUJĄC WYBORU
SPECJALNEJ CIĘŻARÓWKI,


6.) BY W OKREŚLONYM MIEJSCU
I UŁAMKU SEKUNDY
POTRĄCIŁA CIĘ, KIEDY
PRZECHODZIŁEŚ PRZEZ JEZDNIĘ. /Stanisław Barańczak.
19 grudnia 2005   Komentarze (13)

Dzisiaj.

Najpierw byłam w kościele. Jakoś bardziej przekonuje mnie forma komunii przez chwilę na mojej ręce, bo wtedy widzę w co wierzę i jaka Miłość jest lekka. Potem trochę spóźniona na spotkanie z M. Tak naprawdę, to cały tydzień na to czekałam. Nie wiem, co w nim jest. Ulicochodzenia, witrynooglądanie, a potem taka knajpka z kanapą do siedzenia. I rozmowy o wszystkim i niekrępująca cisza. I moje, mogę robić, coś, na co mam ochotę cały wieczór?(przeciez konkretna jestem) i jego ramię, i moja głowa przy jego głowie. I czas, to sobie nie idź, mi tak dobrze, nie idx, proszęęę...Szedł. A mi było i tak dobrze, bo śnieg łaciaty za oknem, muzyka, bo on mnie akceptuje i w dodatku powiedział, że światowa jestem. I jest pierwszy, który mi sie podoba i z charakteru i z wyglądu. Jeszcze o tym nie wie. Choć podobno kilka razy go dzisiaj zawstydziłam. Ciekawe, cyz napisze mi dobranoc. Nie chcę jakoś zawalić. Tym razem powinno się udać. I powiedział, wyjdziesz za mnie? A ja, jeśli spełnisz kilka warunków. A on ze spadochronem skakał. I gdybym wiedziała, że umrę przed trzydziestką to zaryzykowałabym ten zamąż. Z pierścionkiem z białego srebra. Marzę sobie, choć to niezdrowe. Nie chcę bez niego. Zadawał pytania a ja odpowiadałam i byłam zdziwiona tym, co mówię. Niech się uda...Mała dziewczynka we mnie bardzo tego chce. Ta duża już zresztą też. Ciekawe jaki on jest? Z tej strony, z której go jeszcze nie znam.

Tata przyjechał. Spotykając  go w przedpokoju powiedziałam, że prędzej spodziewałabym się św. Mikołaja. Zabranie mnie na wigilię do nich jeszcze trochę i połączyłoby się z opuszczeniem ostatniej klasowej. A moja klasa nie jest na tyle zła, żeby ominąć taką okazję. Oprócz tego, miałam plany na czwartek wieczór. I tak mam obawy co do tych świąt. Nie chcę ich, końca roku. Mój pokój, świeczki i muzyka-tyle mi wystarczy. Nie mam siły do niektórych ludzi.

18 grudnia 2005   Komentarze (11)

Bezład.

Marudzę. Zasypiam. Nie śpię. Dziwny dzień. Głowa boli. Obudziłam sie dzisija, bo brakło mi tchu w moim śnie. Przypomniał mi się jak wracala z zakupów. Wytwory mojej podświadomości i ostatnich kilku dni. Nie uczyłam się jeszcze.

Wczoraj udawałam aniołka. W długiej białej albie. I pierwsza wigilia w tym roku i oplatek, który smakuje jak zwykle, życzenia wywołujące łzy i uśmiech. Wizyta Ulubionych. Krótka, ale sprawiająca radość. Zmęczenie i padnięcie. W Tym roku lubię nas bardziej niż tamtych. Jedyna grupa ludzi, o której nie mówię ja i oni, tylko my. Spać.Muzyka. Przychodzące listy.

17 grudnia 2005   Komentarze (13)

Czwartek

Tak naprawdę to myślałam, że ten dzień będzie zupełnie inny. Bardzo bałam się tego, co okazało się być nieszkodliwym. A nie wzięłam pod uwagę zupełnie innej sytuacji. W zasadzie nic się nie zmieniło, tylko moja rozdmuchana, przejaskrawiona nadzieja...cóż, tylko potem wyrzuciłam ją w koszu. A łzy, te pod czas rozmowy to schowałam gdzieś do koperty. I mówi mi się po cichu, że czasami, kiedy już myślisz, że nie dasz rady, to dopiero wtedy przekonasz się o swojej wytrzymałości, o sile uścisku jakim samą siebie przywołujesz do porządku. Może tak własnie powinno być? Nie jestem pewna. I jeszcze jedno. Tak jak jest ze słowami nigdy, zawsze, kocham Cię- z ich zbyt częstym powtarzaniem, coś przecież tracą, to tak samo jest ze słowami "to nic." Kiedy już masz coraz więcej takich zlewających to nic, przecież, nic...to jedno więcej już nie robi różnicy. I film dzisiaj obejrzałam. I też nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Tytuł "Znaleźć Nibylandię" No właśnie.

Matura nie okazała się wilkiem, diabłem tymbardziej Niewyszukanym rzepoleniem o miłości i dorastaniu, a chwilę przed o tym czy wygląd miasta wpływa na społeczeństwo je zamieszkujące. Szczerze mówiąc, myślałam,że jak będę pisać próbną, to tyle rzeczy odnośnie przyszłości będę wiedzieć i że bardziej stabilna będę, też myślałam. Dostałam także dzisiaj tulipanka. Nie, nie zwiędnie za kilka dni. Bo to taki papierowy. I tym większy mój podziw. A przecież to ja lubię zadziwiać. Ale to dzisiaj...Tak, znów ten M. Może dlatego nigdy nie ma do końca złego, ani do końca dobrego dnia? A szklanka jest do połowy pełna?

15 grudnia 2005   Komentarze (16)

Rozmyślania do mojego Anioła.

Aniele...Myślę sobie tak na głos trochę. Wiesz, czego nie zdążyłam dzisiaj zrobić i co mi się udało wbrew wszystkiemu. Tak bardzo chciałam wiedzieć jaki jesteś, że księżkę o Was czytałam. Pamiętasz, jak z Tobą rozmawiałam? I mówiłam, że dobrze sie spisujesz, bo w jednym kawałku ciągle jesteś. Babcia mówiła, że jak dziecko się przewraca, to Anioł podkłada poduszkę i dlatego jest tak mało potłuczone. Moja była taka delikatna w dotyku, czerwona i chyba zamszowa. Bardzo lubiłam jak mi ją podstawiałeś, może właśnie dlatego ciągle mam tyle blizn? Mówiłam Ci zawsze dobranoc. A dzisiaj mówię do Ciebie, bo chcę wiedzieć czy rośniesz razem ze mną. Co wiesz? Jest Ci wygodnie siedzieć na moim ramieniu? Kiedy rozmawiasz z innymi? Dlaczego mnie nie szczypiesz kiedy robię źle? Przecież jesteśmy razem, nie? Ja bez Ciebie, Ty beze mnie-nijak. Wiesz, wiesz, bo jak inaczej- Babcia mówiła, że oprócz takich standartowych Aniołków od początku świata, to Aniołami stają się umarłe dzieciątka. Nie będę już dłużej mnożyć- potrzebuję Twojej obecności, żeby mi było raźniej. Zauważyłeś? Już nigdy nie mówię, że jestem sama. Wiem, nie da się. Z jednej strony Tata, z drugiej Ty. Będziesz mnie pilnować? Tak do tych Świąt, w których nie wiem czy chcę uczestniczyć. Chcesz? Będziemy razem łowić uśmiechy, radować się, skakać, dziwić ludzi, przypominać im dzieciństwo? Biegać ulicami trzymając się za ręce? Fajnie Ci, możesz przybierać postać jaką chcesz...Wiesz, kiedyś z ostatnim słonecznym promieniem znikniemy na zawsze...A wtedy nie będziesz dla mnie tajemnicą. Jak trafię odrazu do Nieba. A jak będziesz mnie pilnowac i ja siebie, to może coś z tego będzie? Będę się starać. I nie dlatego, że to dopiero drugi dzień, a ja się boję tego, co będzie w czwartek. Jak przebrniemy przez czwartek to będzie jeszcze ciekawiej. Powodzenia nam.

13 grudnia 2005   Komentarze (14)

Reszta w pamięci.

Teraz tak. Zeby nie zapomnieć, bo częściowo taką właśnie rolę pełni mój blog-wyrzucania rzeczy robiąc miejsce nowym i w dodatku można do tego wracać później.

Jeden z ulubionych pokoi, słowa, muzyka, wewnętrzne namaszczenie. Z postanowienia poprawy posprzątałam pokój.

12 grudnia 2005   Komentarze (10)

Lubię zimę.

A dzisiaj umówiłam się z M. Pierwszy raz jak go zobaczyłam, to pomyślałam, że właśnie tak może wyglądać mój przyszły mężczyzna. Ale pewnie nie zwróci na mnie uwagi...I co? Zaprosił mnie na swoja studniówkę! I powiedział, że wiedział od razu, że chce iść tylko ze mną. Nawet jeśli kłamał, to mi i tak się spodobało. I gadaliśmy o sobie  i o wszystkim i był park, zamarzniety mostek, czerwone uszy...A potem poslziśmy do F. to taka herbaciarnia z dobrą herbatą i drinkami. I tam jest tak genialnie indyjsko. No i ja chciałam krwawą merry, a on jakiś tam russia. I się okazało, że to moje to było tak ostre, że zapalniczka a ogień z buzi, a jego słodko-delikatne. To się zamieniliśmy. A potem chciałam sprawdzić w jakiej odległości od świeczki zapali się serwetka. A potem ją oddałam M. Bo się kopcić zaczęła. A ci tacy co obok siedzieli to odrazu wyszli. Ale tak swojsko i bezpiecznie mi obok niego. A on nie chciał uwierzyć, że mi się różne ciekawe rzeczy zdarzają. Bo on mi się podoba, no! I umiem wymienić jego zalety. A moją wadą podobno jest to, że gór nie lubię(żeby tylko to)

A teraz przypomniało mi się, że zapomniałam się pouczyć.

cuda są wewnątrz.
cuda są tylko wewnątrz.
zmysły kierują się do wewnątrz.
zmysły powoli zaczynają się
odwracać.

11 grudnia 2005   Komentarze (14)

Prawda.

Bo ja tylko piszę. I nie umiem powiedzieć tym osobom, których się tyczy, co jest. Brak odwagi i starch i uległość i wycofywanie się, aż w końcu te głupie łzy. I poczucie winy wobec Babci, zawód sprawiany codziennie drugiej, wieczny bałagan, brak rozmowy z Mamą, uciekanie od taty i pozorne otwarcie się przed innymi mające na celu zamaskowanie wszystkiego. Czy aby nie tak wyglądam na codzień? Właśnie wyszła mi najaw ta prawda, na którą polowałam od kilku miesięcy. Opadły mi klapki z oczu. I pomyślałby ktoś, że coś zrobię. Niesamowicie boję sie tych świąt. I czuję się jak to gówniane dziecko. I w dodatku piszę o tym tutaj. Ale pewnie to, co jest ukryte pod górą lodową i tak pozostanie we mnie. Tylko jeden fragment wyskoczył w te wakacje, ale to i tak niczemu nie służyło. Człowiek zawsze jest tym, co przeżył. Zgniłą kupą wspomnień, którym nie ma siły stawić czoła i dlatego rusza na poszukiwanie jakiegoś szczęścia, które jest iluzją. Jego wyimaginowane poszukiwania dają mu pretekst do niewtrącania się w życie innnych. Do zamykania jadaczki i udawania. Do siedzenia w swoim sercu zamkniętym na cztery spusty, bo inni mają gorzej, wiec nie przeszkadzaj, mają lepiej, więc będą się śmiać. A potem przychodzi chwila olśnienia, że to nie tak trzeba było i nagle okazuje się, że już za późno, bo niebo nad sobą widzisz ostatni raz.

I wcale nie jestem dobra. Pewnie to tylko kwestia niekłamania i nie mówienia prawdy, która jest zła. I tu był jeszcze fragment, który zdecydowałam się zachować dla siebie. Kto wie, może kiedyś będzie mi dane poprawić w sobie człowieka?

Spotkałam się dzisiaj z koleżanką. Ją mało obchodziło czy mówię, a mnie co ona mówi. I tak rozmawiałyśmy ponad godzinę. Pozór.

 

10 grudnia 2005   Komentarze (15)

Plus minus

Przed wczoraj moje biórko pełne było świec. A pokój wypełniony muzyką po brzegi. Choć muzyka była smutna, to tak ciepła i uspokajająca...I przy świecach książkę czytałam. I pracę pisałam. I tak błogo już potem było, ale wtedy się jutro zaczęło. A jak wstałam rano, to na mojej twarzy nie zdążyłam uśmiechu narysować. A potem, wieczorem, to było tak, jakby nad moim niebem kolorowa tęcza sie pojawiła. No bo są Ci, właśnie Ci, a nie inni ludzie, do których lubię wracać. Bo cos, co nas jednoczy jest silniejsze niż słowa. I mama zadzwoniła. I wkrótce przyjadą. Zawsze, kiedy ja sie nauczę żyć bez nich, to zawsze wtedy muszą się pojawić. No i zostaje jeszcze powiedzenie o tym felernym aparacie. No dupa, normalnie. Może powiedzieć im, że jestem w ciaży, a później, że to tylko aparat? Ale chyba w moim przypadku to nie przejdzie, bo oni nie są za postępowymi technikami psychologicznymi. Oj!

I kiedy tak sobie wczoraj wracałam przypomniała mi sie chwila sprzed dwóch dni. Wracałam wtedy ze szkoły i na przystanku widziałam koleżankę z gimnazjum, która wlaśnie wyszła z więzienia. Na moment nasze oczy się spotkały. I w tym spojrzeniu było tyle takiego jakby obronnego bólu, aż do agresji. Odwróciłam wzrok i nie powiedziałam jej cześć. I tak to wraca do mnie. Ale nie wiem jak miałam sie zachować. Wczoraj przed naszą szkołą zdażył się wypadek. Zmarła kobieta. Jej ciało leżało na ulicy przezdwie godziny. W tej czarnej folii, obce... Dokąd my idziemy?

10 grudnia 2005   Komentarze (14)

"Wola na ziemi nie jest taka jak w Niebie"...

M sprawia wrażenie łagodnej, delikatnej i, dla tych, którzy jej nie znają, cierpliwej.

Kiedy jest zła na usta cisną jej sie wulgaryzmy. Zaciska pięści, a jej szczęki twardo opierają się jedna o drugą. Najbardziej złości się wtedy, kiedy coś, na czym jej zależało, nie wychodzi. To nic, ze mogła to sobie wcześniej odpuszczać całkowicie. Czasami słowo, wywołujące wspomnienie przywodzi ją do płaczu. Wyobraź ją wtedy sobie.Ma zastrzone rysy twarzy, ściśnięte pięści i łzawiące oczy. Karykatura normalnie. W dodatku nie jest pewna czy za to, co powie nie trzeba będzie potem przepraszać. Dlatego zawsze, kiedy ją to nachodzi chowa się w jakimś kącie. Musi być ciemno i musi być muzyka zagłuszająca oddech. Jeśli się w nią zatopi, to przejdzie jej. Uśmiechnie się nawet. Wie, że to może być błahy powód, tylko jej stosunek do niego wywołał tą złość.Może to i świadczy o słabości charakteru i niepanowaniu nad uczuciami, ale od ludzi wtedy uciec musi. Kiedyś uciekła w szczere pole na 2 godziny. Było zimno. Zapadał wieczór. Dzisiaj, na szczęście, dom jest pusty.

Przecież nic się nie stało. Nie po to się jest odpowiedzialnym i samodzielnym, żeby się przejmować czymś takim. Ale ta radość z kilku godzin przed. Bieganina, układanie w czasie, nadzieja, spięcie i chwalenie się od tygodnia wbrew niezrozumianym spojrzeniom znajomych. Gdyby nie ta cała otoczka to naprawdę nic by się nie stało. Więc to moja wina. A poza tym, jak powiedział, że ja zrozumiem, że przecież jak na mój wiek i w ogóle, to przypomniało mi się może innych sytuacji, kiedy przez to właśnie zrozumiem traciłam to, co dla mnie ważne. Nawet przez to, że ja zrozumiem i poradzę sobie, nie mieszkam z Mamą, z Darkiem i z tatą. Mama ostatni raz dzwoniła tydzień temu. Ja nie umiem się do niej od dwóch dni dodzwonić. Ok, to może jeszcze udam, że się nie martwię

Za kilka godzin mi przejdzie. Chciałam, żeby ten dzień był dobry. Nie wyszło mi.

08 grudnia 2005   Komentarze (11)

Relacje między

Prezentacja z polskiego nabiera kształtów. Na razie tyle. Wszędzie mokro.

Moja klasa stała się zupełnie inna. Rozmawiam z ludźmi, z którymi nigdy dotąd. Jesteśmy bardziej całościowi, niż w tamte dwa lata. Jak pomyślę, że niedługo każdy wyląduje gdzie indziej, no to...I jeszcze P. czuję jak dogadujemy się coraz bardziej. Staram się zauważyć ten proces. Bo jeśli chodzi o inne osoby, to jakoś to uleciało. Nagle, teraz wiem, że bez tej osoby byłoby w moim życiu bardziej pusto. Inaczej jest z internetem. Uważam, ze można zaprzyjaźnić się przez internet, nawet łatwiej niż w rzeczywistości. Szczerzej. Bo nie boisz sie, że ktoś zabierze coś, na czym Ci zależy. I że zdradzi. Bo w sumie, nikt oprócz was/nas dwoje nie wie, że się znamy. Bo niby jak, nigdy się nie widząc. No to w takiej internetowej relacji łatwiej jest zauwazyć moement, w którym przyzwyczajasz sie do drugiego człowieka.

Dziś do napisania listy 2 mam.

07 grudnia 2005   Komentarze (7)

List.

Kochany Święty Mikołaju!

Jakoże dzisiaj trochę się spóźniłam, zresztą w tym roku za dużo listów piszę, to spróbuj wypełnić moje życzenie w przyszłym roku. Nigdy nie pisałam do Ciebie listów. To takie śmieszne. Wiadome przecież było to, że moja mama spotykala Ciebie razem z kłapouchym zajączkiem w lesie, kiedy wracała z pracy. A w lesie zbyt dużego wyboru nie ma. Zresztą zawsze przynosiłeś dobre cukierki. Pamiętam raz chciałam Ciebie zobaczyć, ale nie dało się tak jak w tych opowieściach o Tobie,żebyś wszedł przez okno albo przynajmniej przez nie zaglądał, bo na 5 piętrze mieszkałam. Mikołaju, nie znasz mnie zbyt dobrze. Nigdy nie przyniosłeś wymarzonego prezentu. Może dlatego, że za mało o nim marzyłam? Marzenia dobijają rzeczywistość. Ale może warto. Choćby po to, żeby było po co żyć, nie uważasz? Zresztą masz przy sobie Aniołków...A one są jak uśmiech. Tak samo ciepłe i nieuchwytne.

Nigdy Ci o tym nie mówiłam, ale jak kiedyś dojrzeję tak bardzo, żeby móc oddać głowę za czyjeś życie, to wtedy będę mieć syna. Będzie się nazywał jak Ty. I będzie wrażliwy. Też jak Ty. I dobry. Ale też musi być twardy, bo inaczej nie da sobie rady.

Ale na razie mam 18 lat i proszę Cię o bezpieczeństwo, o szczęście przez 3 dni na 10 możliwych, o radość przez 5 minut codziennie, o szczęśliwosć w oczach mamy i uśmiechu brata, o zdrowie i spokój dla Babci.O uporządkowanie w domu kogoś, do kogo tak trochę ostatnio się przywiązałam i o moich przyjaciół. Podejrzewam, że pieniędzy nie masz, słodycze Ci się skończyły, skarpetki kolorowe też pewnie wyszły, a kolczyki sama mam jakie lubię. Jeszcze gdybyś mógł, to naucz mnie witać kazdy nowy dzień uśmiechem, a nie grymasem twarzy. Poza tym, mógłbyś poprosić Tatę, żeby mi wreszcie dał jakieś olśnienie odnośnie tego, co będę robić za kilka miesięcy. I wiesz, chciałabym za kilka lat mieć swój bezpieczny dom. Może być całkiem mały, mogę w nim nawet mieszkać z kimś. Takim kimś, który będzie mnie złościł i radował. I ja go mogę też. Ale jeśli go nie będzie. Albo będzie o wiele bardziej zły niż dobry, to wolę sama. Siebie mogę znieść.

Tylko widzisz, Mikołaju, jak tak teraz patrzy i myślę o tym, że Ty czytasz to własnie w tym momencie, to podejrzewam, że łatwiej dla Ciebie byłoby gdybym napisała coś o nowych spodniach, wygodnych butach albo rękawiczkach. Wiesz, jak przyjdziesz do mnie, to Cię przytulę tak ciepło, tam buzi w Twój czerwony policzek  i usiądę na kolanach jakbyś był moim dziadkiem. I przez chwilę będę wiedzieć jak to jest kiedykolwiek  go mieć. Pewnie już sobie gdzieś lecisz, więc do zobaczenia w przyszłym roku.

P.S. u mnie wszystko dobrze.

06 grudnia 2005   Komentarze (11)

Upupienie.

W tym urzedzie, w Katowicach, celowo upupiłam się Gombrowiczowskim stylem. Bo jako upupione dziecko miałam prawo nie wiedzieć, pytać się i uśmiechać. Zresztą z plecakiem i przyczepionym do niego Dusiołkiem, bałaganem i nieuporządkowaniem, stertą rzeczy w rękach, szaliku, czarnej czapce z sercem, zatopiona do chwili temu w muzyce, no jak tu było wyglądać dojrzale? Już prawie załatwione. W szkole pierwszy raz podobało się od bardzo dawna. Mama odczytująca smsy powinna teraz być ze mnie dumna.

A propos jutra, Mikołaj to kiedyś był, ale potem poszedł do Nieba, a tam nie ma żadnych fabryk z cukierkami, kosmetykami, skarpetkami itd, więc nici z czegoś jutro pod poduszką. Więc kupiłam sobie balsam do ciała odmładzający. Jutro będę mieć pupę niemowlaka. Jak upupiać się to do końca. Optymistycznie wracam do kafki, ale nie tej z mleczkiem, tylko tej z procesem. I to dopiero jest początek mojej dzisiejszej edukacji.

05 grudnia 2005   Komentarze (14)

Niedziela, szczęście, czas.

Najbardziej nie lubię niedziel i poniedziałków. Może i powinnam. Ale wtedy czas szczególnie szybko płynie, a ja dowiaduję się jak wiele nie umiem. Po rozmowie z ludźmi dosżłam do wniosku, że osiadam na mieliźnie, a ludzi w okół mnie nigdy nie zrozumiem. Męczy mnie też ciągłe dawanie sobie obietnic i potem nie nadążanie z ich wypełnianiem. Położyć sie i zapomnieć. A jak mi się nie uda? Nie uda mi się to, na co tak liczę? I po co się oszukiwać, jakoś dążyć do szczęścia? Może ono nie jest wpisane w scenariusz życia? Może biegnąc za nim gubi się bardzo wiele innych rzeczy?

I czuję jak oszukiwałam się myśląc, że coś robię dobrze i właściwie. A ten Turnau wywołany z pamieci mówi, że "zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze" A ja bym mu powiedziała, że tak nie idzie, ze wtedy byłoby za prosto. Że wtedy, kiedy mieliśmy naprawdę okazję być szczęśliwymi, to nikt z nas nie wiedział czym jest szczęście. Wrócić do dzieciństwa, tam było tak bezpiecznie. Nie musieć odpowiadać za to, co się czuje i czego nie. Nie śpieszyć się i nie bać się czasu. Bo on jest najstraszniejszy.

04 grudnia 2005   Komentarze (12)

Niebo z widokiem na raj.

A ON kocha. Pokazał gdzie jest dom. Przebaczył. Tęsknota delikatna jak ptasie piórko, jak mgiełka, tęsknota za Niebem. I Aniołami. Bo On jest obok mnie cały czas. Ja czasem uciekam, chowam się, zalepszam się od tej, którą jestem. Zapominam o prezentach, uśmiechach radościach. Potem przychodzę. Pukam, a On otwiera. Przytula. Daje mi moje uszlachentiające cieprienie, a potem ja opowiadam jak nauczyłam się dzięki niemu różnych rzeczy. Potem siedzimy sobie w ciszy, albo ja Go zagaduję. A On słucha albo sprawia mi wrażenie, że Go nie ma. A potem się znajduje razem ze szczęściem albo z antysamotnością. "Za darmo ukochał mnie Pan" Jedyna pewna rzecz na tym świecie. A ja do Nieba chcę. I ciągle. I ciągle. Bo niebo do wynajęcia jest. A tam...tam to dopiero będzie poezyjnie, prawdziwie, szczęśliwie i z wielką, bardzo dużą Miłością. Bo On dał mi odczuwać. Czuć.

Nazywają Go Ojcem, ale ja bardziej lubię Tata.

02 grudnia 2005   Komentarze (16)

1st of December

Chwilowo bezpiecznie. I to jest najważniejsze.

Poza tym jako takie sukcesy na polu edukacyjnym.

I cukierki od chłopaka z grupy z angielskiego. I zaproszenie na koncert do Tychów na wygrane bilety. "Bo wiesz, gdybym ja miał Twój numer, to bym do Ciebie wczoraj napisał..." Ściem? A gdyby napisał, pojechałabym? W każdym bądź razie interesująco. I prawie mam suknie na studniówkę. I czekam poniedziałku.

A na jutro jeszcze nic. Eh, to nasze starsze pokolenie o przyśpieszonym końcu semestru. I propozycja o Mamy o zakupienie sobie własne prezentu mikołajkowego i zwrot kosztów. Rozwazy się. A, i nie pamiętalam jak się nazywa to pod prysznic. To znaczy żel. A ostatnio nie pamiętałam, co faceci noszą pod spodniami jak jest zimno. Tzn. kalesony.

I grudzien zaczął się od nowa. Pierwszy raz spodobało mi sie puste okienko do zapełnienia.

01 grudnia 2005   Komentarze (15)

Bez tytułu

Wzięłam tyłek w garść i przestałam się strusić. Zrobiłam to, czego się bałam tak bardzo. Jak to będzie? Byle nie jakoś.

Mama, ja Cię bardzo kocham!
nie żartuję ani trochę!
Przecież jak się kogoś kocha,
To jest ważna rzecz.

Najpierw wysłałam Mamie to. Dzwoniła. A potem się popłakałam, bo ją kocham i tęsknię. I chcę, żeby była ze mnie dumna. I żeby była szczęśliwa, najszczęśliwsza w swoim życiu. Z nami. Moja ważna dla mnie Mama.

30 listopada 2005   Komentarze (8)

Bez tytułu

Kurs angielskiego. Ustny. Miałam opisać taką panią na obrazku: Jest ubrana w spódnicę, żakiet, białą bluzkę i...nie ma majtek! Miało być o rajstopach, ale nie na to słówko spojrzałam. Ale ryczeliśmy ze śmiechu.

List przyszedł. Choć krótki za to sympatyczny. W "Charakterach" piszą o mnie. Tzn. o moim zachowaniu. Zmienić się, nie zmienić? Bo gdyby wyjść siebie, stanąć obok i jeden dzień za sobą cały czas chodzić, to wtedy byłabym mądra. A tak?

Zadziwiłam się życiem. To na ten wieczór jedyne uczucie.

29 listopada 2005   Komentarze (15)

Z uśmiechem.

Wstałam za późno. Zamkniętymi oczyma nastawiłam wodę na kawę. Zawlokłam ciało do łazienki. Poszukałam w kranie wody i ...nie znalazłam. Więc ząbki umyłam tą dla kwiatków.

Z mojej kartkówki z historii:
Przyczyna rewolucji lutowej:
Na dworze cara był Rasputin, który źle się zachowywał.
Dopisane czerwonym:
Pokazywał język?

*
Z K. Ja:
-Ale wiesz, jedziemy tą windą z lustrem, chcę widzieć jak wyglądam.
- Ładnie, to wystarczy?
Jechaliśmy tą z lustrem. Tańczyliśmy walca na chodniku.
I coś jeszcze śmiesznego było, ale nie pamiętam.
Mama dzwoniła. Martwi się o mnie znów. Tak, uczę się i będę wierzyć w siebie. Anything else? Lubię ją. I mojego brata też. Mama do Darka:
-Nie płacz, z Manusią rozmawiam.
Słychać było jego śmiech. Ciekawe jak się tęskni nie mając jeszcze dwóch lat?

28 listopada 2005   Komentarze (11)

Tam dom Twój, gdzie serce Twoje.

A ja jestem! Już jestem, już jestem.Te trzy dni minęły cholernie szybko, ale takie ciekawe były, że nawet nie wiem, jak je sobie z mózgu zasegregować. Czwartek był najciekawszy fizycznie. W szkole szybko poszło, wsiadłam do auta moich kochanych dziewczyn i wylądowałam w Krakowie. Nie zgubiłyśmy drogi, słuchałyśmy się i rozmawiały. Potem była bardzo ciekawa kolacja w moim ulubionym pokoju. I tak spokojnie i ciepło. Jeszcze później już w takim innym domku były przywitania, rozmawiania i harbatki gruszkowo-melisowe(pyszne). Spać poszliśmy całkiem późno, a wstałyśmy dosyć wcześnie. Był kompleks zepsutej spłuczki w ubikacji, gadającej automatycznej sekretarki. A wieczorem w kręgu mojej jednej wielkiej rodziny. I dużo Braci. I śmiesznie, i ciekawie. Jak tak biorę do ręki słowa, to są za lekkie, więc...nie napiszę.

Poznałam nowych ludzi. Znalazłam to, czego potrzebowałam, teraz to zapisać, nie zgubić i realizować. Mieliśmy dużo o Wspólnocie. Ale to tak fajnie lubić ludzi z pierwszego wejrzenia i być dla nich życzliwym.

A dzisiaj byłam w domu, który mógłby być moim przyszłym. I był Brat od ulubionych okularów i piosenki, Brat od krzyża w różańcu i od głębokiego głosu, Brat od Pepsi Twist i Brat Lemon. Lubię życzliwych, dobrych ludzi, takich, przy których nie boję się siebie. A Brat od piosenki zadawał pytania. A ja...a na nie nie było jednoznacznej odpowiedzi.

A dzisiaj wróciłam do domu. I już taka nerwowa, zła i cała z zimna. I list w którym Babcia stawia zarzuty. Może i ma rację. I telefon od mamy z dodaniem mi sił. I myślę, że jakoś sobie poradzę.

Bo są ludzie i miejsca, do których będę wracać. Tam, gdzie jest mój dom. Gdzie jest pokój, dobro i życzliwość. Gdzie ja jestem częścią czegoś. I to takie wzniosłe i serdeczne zarazem. I masz poczucie przynależności i bycia potrzebnym. I tyle masz, że całe Twoje bogactwo zawiera się w dwóch słowach: Tata i Niebo. Kiedyś...być może oba się połączą. I znajdę mój kawałek nieba. I jeszcze przed tem będę bardziej dla ludzi, nawet, jeżeli zranią, i tego muszę się nauczyć.

27 listopada 2005   Komentarze (12)

Gdybyś

"Gdybyś dwa razy żył, to jeszcze mógłbyś sobie pozwolić na to, żeby tylko jedno życie przeżyć spokojnie. Ale żyjesz tylko raz. I tylko raz masz szansę ocenić wszystko w prawdzie, powiedzieć wszystko, co myślisz, powiedzieć "tak", powiedzieć "nie", zrobić wsyztsko, co chcesz - stać się człowiekiem. Tylko jeden raz masz taką szansę." chwalcie i wywyższajcie Go na wieki.

Ze śpiworem i plecakiem. Znowu. Jutro. Do niedzieli.

23 listopada 2005   Komentarze (16)

Bez tytułu

Kawa najsłodsza na końcu. Dzień dzisiejszy mógłby się już skończyć, to jest najlepsze wyjście na jakie sobie może pozwolić.

Tak. Nie zna się prawdy o sobie i drugim człowieku. Z moją klasą spotykam się codziennie. I tak mało o nich wiem. Tych rzeczy, w których moglibyśmy się nawzajem wspierać. Być przy sobie. Przecież...A co będzie później?

Ogarnęło poczucie szarości. Szare niebo odbijało się w szarych kałużach, mijane szare kamienice. Szarzy ludzie w kolorowych szalikach. Zło, które własnie dzisiaj dominuje wszystko. Splot okoliczności? Przypadek? Dlaczego? Tyle ludzi cierpi. Gdybym wiedziała, że zostało mi dziesięć lat życia...nie potrzebuję zawodu. Wybrałabym pracę z ludźmi. Z tymi, którzy nie mają domów i celu w życiu.

On cierpi. Pocieszyłam go kilkoma słowami. Boję się, że to za mało.

Kiedyś usłyszałam, że jesteśmy takimi ludźmi, którzy zniosą swoje cierpienie, tylko nie umieją patrzeć na ból bliskich im osób.

Kiedy będą szczęśliwe dni?

22 listopada 2005   Komentarze (14)

Śnieg, bałwan, dziecko.

Jak ktoś mi dzisiaj w mejlu zauważył, że pisze właśnie dzisiaj, bo ja nie lubię poniedziałków. Nie lubię porannych poniedziałków, kiedy nie pamiętam gdzie są moje oczy, kto mi je skleił, gdzie jest plecak, a w zasadzie, co najważniejsze, gdzie mi się podziały dwa wolne dni. O zgrozo! Dzisiaj prawie bym biegła na autobys, ale przyjęłam taktyę zachowania równowagi. W szkole źle. Mówiąc cenzuralnie. Tylko kilka przyjemnych rzeczy było i jedna osoba.

Wracałam ze szkoły. Szyja omotlana szalikiem( O! wczoraj normalnie proboszcz mi go pochwalił, co przekazałam mamie jak dzwoniłam, bo to ona go na drutach zrobiła), czerwona czapka z uszami, spadające rękawiczki z tamtegorocznego Orsaya i zjeżdżające szelki plecaka. Nogi obute w glany ciągnęłam za sobą i...czułam się maksymalnie jak takie dziecko pierwszoklasowe. Z zadziwieniem dla śniegu, że biały i że się topi, dla butów, że ciężkie i plecaka, że po co mi on. Tak, to ja mam 18 lat i jestem odpowiedzialną osobą.

A potem...no to najpierw byłam w moim ulubionym miejscu, cicho, śpiew ludzi i taki spokój, który można nazwać błogim. Potem wracałam do domu z K. I tańczyliśmy poloneza na chodniku. Ale to nic, potem byliśmy bałwanami. Obsmarowani od stóp do nóg nawzajem z prawie zgubionym moim telefonem, dużą dawką uśmiechów i tą dziecinną moją i jego częścią. Ja swojej nie oddam tak długo jak będzie mi sprawiała przyjemność. A najfajniejsze było wtedy jak czułam jak mi spodnie do tyłka przymarzają, a w kieszeniach miałam ogromne zapasy śniegu. A ile go w buzi było w międzyczasie. I bitwę śniegową wygrałam ja. Rewanż w przyszły poniedziałek.

A teraz się uczę. O lewelach i Lelewelasto-krukowieckich.

I wszystko byłoby już tak g e n i a l n i e dobrze, bo do tych rzeczy, które mi nie pasowały zdążyłam sie juz przyzwyczaic, tzn. uodpornić, gdyby nie pawien młodzik(najdelikatniejsze słowo jakie znalazłam). Bo on mnie zmusza, żebym go pokochała. I prawie w tym celu szantarzuje. Tak nie można...Ja...nie umiem. 

21 listopada 2005   Komentarze (8)

W graść się wzięłam!

Udało mi się wszystko, co zaplanowałam. Może tylko oczy się kleją. I mata i hista i praca z PO i obydwa zadania z angielskiego. W dodatku mama dzwoniła mówiąc do mnie głosem szczęśliwym. Zaproponowała przyjazd po kasę. Została na wsi z dwoma chłopcami: jeden ma na imię Darek, a drugi to młody szczeniak. Darek ma katar. Tata w Niemczech zarabia pieniądze. Jeszcze nie wie, że nie musi mi nic dawać, bo jakaś tam przekładnia poszła w cyfrówce, więc 2 stówy kosztuje naprawa. Nie, nie możemy kupić nowego, bo mieszkając osobno, ktoś z nas by go nie miał. I jak ja mu to powiem?

Zaraz się wezmę za Gombrowicza. Jego ironię schwytam w lot. Napisze do mnie ktoś mejla? Ja bardzo lubię odpisywać. Przypomniało mi się o dwóch listach do napisania.

Można przyjmować Komunię na ręce. To znaczy, że przez chwilę już oficjalnie będę trzymać ból i Miłość całego świata. To uczucie jest niesamowite. Radosne i smutne zarazem.

I jakiś program do segregowania zdjęć ktoś może polecić? Udanego tygodnia.

20 listopada 2005   Komentarze (9)

Bez tytułu

Bezsłownie i śniegowo.

Dziekuję za słowa.

19 listopada 2005   Komentarze (15)

Rodzina. Tylko rąbek mojego widzenia.

Czy możesz wyobrazić sobie życie zupełnie bez rodziców? Uzasadnij swoją odpowiedź.

Kiedy usłyszałam, że ja mam na to pytanie odpowiedzieć, zaniemówiłam w sensie faktycznym. Czułam jak nie mam czym oddychać, czerwienią mi się uszy i aczynam płakać. Mój organizm nigdy mi aż tak nie odmówił posłuszeństwa. Widziałam tylko S. Że się na mnie patrzy i wie o czym ja myślę.

O! Dzisiaj własnie minęło 4 miesiące i 1 dzień od kiedy rodzice się wyprowadzili. Jak jest? Nie radzę sobie i płaczę(ten w radiu właśnie śpiewa, że chłopaki nie płaczą. no cóż, kobietą jestem). Mówili, że mamy ich budzą i robią śniadanie. Budzik nastawiam dwa razy. Śniadania nie jem. Piję kawę. Czasami musi być maksymalnie gorzka. Jest cicho i ciemno. W pokoju obok śpi babcia. Szybko wychodzę z domu, słuchawki na uszy. I myślę. O tym jak mało mi forsy zostało,c o nie zrobiłam, jak będzie z maturą, jak długo będę jeszcze mieszkać w tym miejscu i że fajnie byłoby być przytulonym przez mamę. Tak. Mam te 18 lat i jestem samodzielna. Tylko sobie nie gotuję, bo to jest czasochłonne. Najbardziej boję się wieczoru, kiedy będę wychodzić na studniówkę. Poza tym przyzwyczaiłam się do niewitania mnie i nieżegnania jak wyjeżdżam.

Mam zawsze mówiła mi coś słodkiego, samo patrzenie się na nią poprawiało humor. Mama przytulała i rozmawiała. Mama nieodłącznie kojarzy mi się z Darkiem.

Dopóki nie wzięłam Darka na ręce nie chciałam mieć dzieci. Miał całe pół roku, już siadał, kiedy pierwszy raz wylądował u mnie na rękach. Teraz, jak przyjeżdżają na ten jeden dzień pierwsze, co robimy, to wtulamy się w siebie. Ja wiem, że on tęskni. Nie wiem jak jest z małżeństwami. Za bardzo w nie nie wierzę. Jestem samotnikiem. Zrezygnowanie z własnej wolności i części zasad jest dla mnie conajmniej niepokojące. Do tego dochodzi jeszcze wiernoścć i chociażby te skarpetki.

I nie wiem czy będę potrafić kiedyś znów zamieszkać z rodzicami. Jeśli dojdzie do tego, to będzie oznaczało, że nic mi się nie udało, że nie mam pracy, pieniędzy, mieszkania i miłości.

18 listopada 2005   Komentarze (20)

Na chwilę tu jestem i tylko na chwile

Jest tak pięknie, że muszę to zapisać. Kolejne szczęście, zazdrość radosna, uśmiechy, kolorowe obrazy, miłe wagarowanie i życie, które zawsze mogłoby być takie.

17 listopada 2005   Komentarze (18)
< 1 2 ... 5 6 7 8 9 ... 20 21 >
Moje | Blogi