Jutro.
Jutro studniówka. Przyznaję się do zmniejszonej 10krotnie chęci bycia na niej. Są lepsi i lepsiejsi. Ja jestem tylko lepsza, więc można mną kręcić. Nie tylko mną. Nie wiem...nie mam ochoty. Chaos, natłok myśli. Współczuję P. tyle siły w to włożył i nie doczekał się zapłaty. Sala wygląda tak inaczej, prawie zachwycająco. A P. jest chory i nie wie czy jutro przyjdzie. Przypomniał czasy kiedy mieliśmy pojechac na 3dniową wycieczkę do Kraka zamiast na studniówkę. Wtedy wszystko było prostsze, wyraziste, konkretne. Teraz rozmawiamy. Ufność wzajemna.
M. widziałam dzisiaj ostatni raz. W sobotę rano wyjadę do mamy. To jedyne cieszę. A jeśli odzwyczaiłyśmy się od siebie bardziej niż...? Ale to nie może być możliwe.
" Zobacz, wygląda na to, że walczę z tym czego najmocniej pragnę i nie umiem na to wpłynąć"...Posłużyć się jego słowami? Napisać, że nie wiem co ma wybrać? Byleby tylko nie zranił? Że już trochę rozsiadł się w moim życiu? Że do tamtego czwartku mógł iść bez większego uszczerbku...Że brakuje mi tych słów, spojrzeń delikatnych, uśmiechów...Przecież...Tak to jest, kiedy spotykają się dwie osoby nie mające nic przeciwko byciu samemu.
A wynik z próbnych? Angielski podstawowy super, polski rozszerzony 3 wynik w klasie, a reszta na prawdziwej musi pójść lepiej o jakieś 10% :)
...Zatańcz ze mną jeszcze raz... I jak ja mam tańczyć na tej studniówce, jeśli M. nie będzie. A wsyztsko przez moją opieszałość. Ale ja do mamy jadę. Żeby tylko wsyztsko się udało.