Zburzył mi spokój swoim emilem. Chociaż bardzo chciałabym to wszystko zachować dla swoich myśli, to wiem, że jest to na tyle ważne, że nie chciałabym, żeby mi umknął jakiś szczegół. Wiem, że mam prawo do własnego postrzegania. I skwapliwie z niego skorzystam.
M. jeszcze wtedy, kiedy obok miał swoje miejsce, zupełnie inne, niż Ci, którzy byli dotąd. Nadal towarzyszy mi świadomość że wcale go nie poznałam. Ani trochę. Ze te spotkania nasze były usiane rozmowami zapełniającymi ciszę. Ale cisza, jak się okazuje, istnieje tylko w próżni.
M. świetnie tańczy. Taniec był tym polem, na którym najlepiej umieliśmy się dogadać. Jest szarmancki i opiekuńczy. Przytrzymywał mi kurtkę, gdy ją miałam ubierać, nosił mój plecak, kiedy był za ciężki, czekał mnie na dworcu kiedy wracałam, przynosił tulipany i
słodycze. Kiedyś przyniósł mi kubusia Prawie co wieczór wysyłał emila z głębin siebie. Jego emile bardzo mi się podobały. Nadal je wysyła. Nadal mają ten sam wydźwięk. Teraz zamiast radości przynoszą niepokój.
‘Mam Ci pisać że byłaś dla mnie innym światem? piękniejszym. Niestety zauważyłem że na Ciebie spadają moje pozostałości z tamtego. Chciałem za wszelką cene zmiany siebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to że wcale mi nie lepiej, a bardziej przytłoczyło i zabrało może najbardziej potrzebną osobe. I tylko licze dni dopóki ktoś Cie zupełnie skradnie. Twoj Ksiaże’
Niedziela palmowa zawsze była zapowiedzią czegoś wielkiego. Tych ważnych dni, które następują potem. To jest moja pierwsza niedziela palmowa odkąd jestem sama. Pamiętam kiedyś Babcia zawsze 'załatwiała 'poświęcenie palmy. Zawsze na nią czekałam i otwierałam jej drzwi. Potem, odkąd się przeprowadziłam święcenie palmy-zupełnie innej niż tamta, bo ją przygotowywała własnoręcznie Babcia- należało do moich obowiązków. Mam taką malutką święconą co roku. Wiem, śmieszne, dlatego w tym roku nie chciałam jej nawet wyciągać torebki. Wczoraj kupiłam nową-dużą, może kieydś indziej poświęcę. Smutek ogrniał mnie od rana po trochu. Siedzi we mnie perspektywa tych 3 czy 4 dni, które muszę jeszcze tutaj spędzić. Tego, że w zasadzie do nikogo się odezwać. Że czytam taką a nie inną książkę. Najpierw uczyłam się, a to zagłusza myśli, ale potem wzięłam tą samotność w tej sieci,
zaparzyłam już drugą kawę, włączyłam najsmutniejszą płytę jaką mam, mam ją prawie od roku, któś te piosenki uznał za najpiękniejsze, zgadzam się całkowicie.
Wyjątek od czytania zrobiłam pisząc smsa do M. Zadzwonił od razu. Nie umiałam z nim rozmawiać. Wiedział o co chodzi. O 19 msza. Nie jest chodzicielem na msze, mimo to zgodził się. Później mu wytłumaczyłam, że przychodzenie samemu do kościoła oznacza samotność. Trzeba najpierw iść, mijać innych ludzi, potem usiąść w ławce, a potem samemu wracać. Jakby się nie miało nikogo. Zrozumiałam moją mamę, której kiedyś bardzo zależało, żebym właśnie z nią szła. Muszę ją za to przeprosić, że nie chciałam.
Ostatnio się tak złożyło, że prawie zawsze na mszę jeździłam z Przyjacielem. To było nasze cotygodniowe spotkanie, żeby nie zapomnieć siebie.
Dziś była smutna Ewangelia. Chciałam ją przemyśleć, ale nie zagłębiać się w siebie. Dlatego potrzebny był mi M. Później wtuliłam się w niego z całych sił. Odprowadził mnie pod same drzwi. Kiedyś zachowałam się podobnie. Pierwszego listopada dwa lata temu. Zadzwoniłam do chłopaka, którego ledwie znałam i miał iść obok mnie tam i z powrotem. Jak widać, niektóre rzeczy się nie zmieniają.