• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 31 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy, strona 5

< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 20 21 >

Znowu z uśmiechem.

Ogromna siła wyobraźni.

Dzisiaj jest sobota, dzisiaj znowu mam kobiecość ją czuję. Przyszła chyba w południe. Już wtedy, kiedy zdążyłam posprzątać, wyczyścić biurko i ustawić na nim tulipany. Potem przyszedł Przyjaciel. A że jestem przekorna nawet wobec swojego organizmu, no to pojechałam na rower. Byliśmy w  wielu dziurach w mojej okolicy. Wydawało mi się, że kolokwialnie zdycham, zwłaszcza kiedy patrzyłam na wymijające mnie, nas auta. A teraz mam siłę, mam wiarę i nucę pod nosem. W zasadzie nuciłam całą drogę i momentami zdarzało mi się gwizdać. A, taka jestem!

22 kwietnia 2006   Komentarze (9)

Dzień nowy.

Muzyka jest stenografią uczuć.

Bo dziś był park. Ja chciałam. I grał zespół Maleńczuka, stali w oknie. On ma taką długą grzywkę i śpiewał chyba daleko, daleko. Ja zdążyłam na ostatnią piosenkę. Za  tydzień niedzielę mogę mu powiedzieć to, czego nie powiedziałam dziś.

Bo ja jestem całkiem wiedząca, żeby mieć taką właśnie średnią(jaką nie wiem, ale wyższą niż się spodziewałam), mogę porównać Broniewicza Ankę i Różewicza Teraz(o matce pięknie napisane) na 105%na próbnej maturze. Tych 5 %oczywiście nie mam, bo można tylko 100, ale mniejsza z tym. To tej mojej wiedzy nie starcza, żeby przewidzieć, domyślić się.

Ale nauczyłam się wiele rzeczy zauważać. Nareszcie słuchać.

Zakończone 36 dni abstynencji od ust M.

Dziś był ważny dzień. Jakie będzie jutro?

Jak to jest w ogóle?

Ja lubię zadawać pytania, odpowiedzi przynoszą dni. Czasami te odpowiedzi…mogłoby być łatwiej bez nich. Czasami uczą, otwierają oczy.

Napisałam dziś dwa listy. Wysyłam w poniedziałek. poniedziałek tymi ludźmi mieszkałam wciąż jeszcze przez większość mojego życia. Piszę listy, bo dzwonić nie lubię. Nie zapanuje się nad głosem, powie się prawdę jako smutniejszą niż jest. Wysyłając i otrzymując listy mam pewność, że przeszłość mi się nie wyśniła. Że jest prawdziwa. Że jest mną.

21 kwietnia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Życie to surfing, więc nie bój się fal.

Nie lubię być jakimś przypadkiem. Spotkanym po prostu, właśnie taką odmianą człowieka z dziedziczonymi cechami charakteru nawet po osobach, których  miałam okazję nie poznać(np. takich sobie dwóch dziadków). Niektórych słów nigdy nie powiem.

 

Byłam dziś u M. Jego dom napełnił mnie pogodą. Nie wiem, nie umiem tego nawet we własne myśli ująć…Zjadłam jego obiad rodzinny. Oj, prawie jak ostatnio u mamy. Później poprosiłam go żeby nigdy nie zniknął.

 

Ciekawe co zrobi z nami życie? Z tymi ludźmi, których spotykam codziennie, do których piszę i z którymi spędzam wakacje. Kto zaniknie, a kto wygra los na loterii. Komu się uda rodzina, komu praca, a komu wszystko.

 

M. dał mi swoje osobiste notatki do przeczytania. Zupełnie jakby siedział teraz w moim pokoju i mówił. I znowu mam gitarę. I ciasto.

 

I jeszcze dużo myśli tych nazwanych kłębi mi się w głowie. Zupełnie nie wiem czy je pisać.

Martwię się.

Nie umiem już tak specjalnie mówić z ludźmi. Może nigdy? Pachnę wanilią. Uwielbiam zapach wanilii. Mój błyszczyk też taki ma.

 

To ja wracam do ostatniego zdobywania wiedzy z przedmiotów niematuralnych. Jutro się jej pozbędę(tej wiedzy).

20 kwietnia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Wróciłam. Już nienawidzę powrotów. I żadnej wesołości nie było. Cierpliwa miłość połączon z oddaniem, zrozumieniem, wdzięcznością i żalem, że czas szybko płynie
Bo domów to ja mam dwa. Z jednego wróciłam, do drugiego pojadę we wrześniu. Mieszkam w mieszkaniu,które mogło być moim domem. Mogło.
Nienawiść jest czymś złym

A on czekał, odebrał z dworca, przyniósł tulipany, zabrał plecak odstawił pod drzwi. Śniło mi się, że za mnie...
Ja w moich marzeniach wygrałam w totka. I mogłam być całkowicie niezależna i czynić kochanych ludzi szczęśliwymi.
Nie lubię snów.

18 kwietnia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Nie wiem przypadkiem czy właśnie jutro nie zapakuję się do plecaka i znowu pojadę do któregoś z domów.
Gdyby tak, to niech Jezus zmartwychwstanie w sercu i w sumieniu każdego z nas.

Z uśmiechem...
11 kwietnia 2006   Komentarze (19)

Will any hopeful thoughts arrive?

I w żadną garść się nie wezmę. We wnętrznościach serce tłucze się jak oszalałe. Brakuje mi powietrza. Kiedy zabrakło mi go pierwszy raz nie mogłam oddychać. Zatrzymałam się ze ściśniętymi płucami. I było mi tego wtyd. Powinni mnie zanurzyć w spirytusie. Przynajmniej to, o co posiadanie w środku się podejrzewam. To piecze, boli, ale potem przynajmniej drętwieje. Sprawdzę wygodność leżenia z wzrokiem utkwionym w biały sufit.
Na dworze padał deszcz, zawiewał silny wiatr.
Momentami to jest nawet zabawne. Ono mi tak, a ja w tym momencie uchylam się. Ja atakuję, ono przegrywa, możemy nawet iść pod rękę. Ja i moja droga życia. Znowu wszystko się zmienia.
10 kwietnia 2006   Komentarze (9)

Niedziela.

Zburzył mi spokój swoim emilem. Chociaż bardzo chciałabym to wszystko zachować dla swoich myśli, to wiem, że jest to na tyle ważne, że nie chciałabym, żeby mi umknął jakiś szczegół. Wiem, że mam prawo do własnego postrzegania. I skwapliwie z niego skorzystam.

M. jeszcze wtedy, kiedy obok miał swoje miejsce, zupełnie inne, niż Ci, którzy byli dotąd. Nadal towarzyszy mi świadomość że wcale go nie poznałam. Ani trochę. Ze te spotkania nasze były usiane rozmowami zapełniającymi ciszę. Ale cisza, jak się okazuje, istnieje tylko w próżni.

M. świetnie tańczy. Taniec był tym polem, na którym najlepiej umieliśmy się dogadać. Jest szarmancki i opiekuńczy. Przytrzymywał mi kurtkę, gdy ją miałam ubierać, nosił mój plecak, kiedy był za ciężki, czekał mnie na dworcu kiedy wracałam, przynosił tulipany i

słodycze. Kiedyś przyniósł mi kubusia Prawie co wieczór wysyłał emila z głębin siebie. Jego emile bardzo mi się podobały. Nadal je wysyła. Nadal mają ten sam wydźwięk. Teraz zamiast radości przynoszą niepokój.

‘Mam Ci pisać że byłaś dla mnie innym światem? piękniejszym. Niestety zauważyłem że na Ciebie spadają moje pozostałości z tamtego. Chciałem za wszelką cene zmiany siebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to że wcale mi nie lepiej, a bardziej przytłoczyło i zabrało może najbardziej potrzebną osobe. I tylko licze dni dopóki ktoś Cie zupełnie skradnie. Twoj Ksiaże’

Niedziela palmowa zawsze była zapowiedzią czegoś wielkiego. Tych ważnych dni, które następują potem. To jest moja pierwsza niedziela palmowa odkąd jestem sama. Pamiętam kiedyś Babcia zawsze 'załatwiała 'poświęcenie palmy. Zawsze na nią czekałam i otwierałam jej drzwi. Potem, odkąd się przeprowadziłam święcenie palmy-zupełnie innej niż tamta, bo ją przygotowywała własnoręcznie Babcia- należało do moich obowiązków. Mam taką malutką święconą co roku. Wiem, śmieszne, dlatego w tym roku nie chciałam jej nawet wyciągać torebki. Wczoraj kupiłam nową-dużą, może kieydś indziej poświęcę. Smutek ogrniał mnie od rana po trochu. Siedzi we mnie perspektywa tych 3 czy 4 dni, które muszę jeszcze tutaj spędzić. Tego, że w zasadzie do nikogo się odezwać. Że czytam taką a nie inną książkę. Najpierw uczyłam się, a to zagłusza myśli, ale potem wzięłam tą samotność w tej sieci,

zaparzyłam już drugą kawę, włączyłam najsmutniejszą płytę jaką mam, mam ją prawie od roku, któś te piosenki uznał za najpiękniejsze, zgadzam się całkowicie.

Wyjątek od czytania zrobiłam pisząc smsa do M. Zadzwonił od razu. Nie umiałam z nim rozmawiać. Wiedział o co chodzi. O 19 msza. Nie jest chodzicielem na msze, mimo to zgodził się. Później mu wytłumaczyłam, że przychodzenie samemu do kościoła oznacza samotność. Trzeba najpierw iść, mijać innych ludzi, potem usiąść w ławce, a potem samemu wracać. Jakby się nie miało nikogo. Zrozumiałam moją mamę, której kiedyś bardzo zależało, żebym właśnie z nią szła. Muszę ją za to przeprosić, że nie chciałam.

Ostatnio się tak złożyło, że prawie zawsze na mszę jeździłam z Przyjacielem. To było nasze cotygodniowe spotkanie, żeby nie zapomnieć siebie.

Dziś była smutna Ewangelia. Chciałam ją przemyśleć, ale nie zagłębiać się w siebie. Dlatego potrzebny był mi M. Później wtuliłam się w niego z całych sił. Odprowadził mnie pod same drzwi. Kiedyś zachowałam się podobnie. Pierwszego listopada dwa lata temu. Zadzwoniłam do chłopaka, którego ledwie znałam i miał iść obok mnie tam i z powrotem. Jak widać, niektóre rzeczy się nie zmieniają.

09 kwietnia 2006   Komentarze (8)

Bez tytułu

Wczoraj zupełnie nieopatrznie zdarzyło mi się wygrac bilet w radiu. Film Jan Paweł II.Myślę o tym, o jego przesłaniu. Podobało mi się platanie śmiesznych i komicznych akcji. I to, że 'dzisiaj jest dzień, w którym bardzo kocham mojego Boga i mojego Papieża'.
Byłam z Przyjacielem. To jest tak, że nie wstydzisz się swoich emocji, łez. I złych wad.
08 kwietnia 2006   Komentarze (15)

Spostrzeżenia domniemane

          Skaczę pomiędzy angielskim-historią i polskim. Moje przeczucie mówi mi, że nietknięty jeszcze rosyjski z ledwością zdam. I wtedy to będzie dopiero zabawnie. Do szkoły potrafię chodzić z w miarę uporządkowaną przyjemnością, pojawiającą się ok. godziny 10 (wtedy budzi się mój mózg). Rano zdecydowanie po łazience i przygotowaniu śniadania zaspokajam kolejną potrzebę fizjologiczną-wchodzę na kompuer, oczywiście nie dosłownie, sprawdzam pocztę. Kiedyś zdarzało mi sie jeszcze wysyłać smsy na przywiatnie dnia. Z upływem czasu stały się nie aktualne. Wracając do szkoły. Jeszcze 19 dni nauki. Kilka skróconych lekcji. Pisane ostatnie kartkówki. Potem za kilka następnych dni będę pracować na bilet w podróż w nieznane. Może to będzie wygrana na loterii albo też wielka przegrana. Znowu nic nie wiem. już tylko naczytuję sobie wiedzę, żeby w potrzebnym momencie się otworzyła. Robię się starsza o rok. Rok, którego nie pamiętam. Rok zapisany. Czasami myślę...gdyby nie blog byłabym inwalidą pamięciowym? Rozmowa z K. "Ty mi powiedz jedno słowo, które użyłam podczas naszej rozmowy, a będę pamiętać wszystko, co mówiłam." Bez tego słowa to tylko biała kartka..
Przesycona egoizmem. Rozmnożył się jakoś i zaplenił mnie jak chaszcz. Zastanawiam się, co z tym zrobić. Ale to bardzo bezpieczne rozwiązanie. Kto świadomie chciałby siebie(ach, znowu egoizm) ranić?! Jeszcze nie wiem. Podziwiam tych, którzy mnie lubią(tak mówią) ja to im odradzam. Ich szczęście jest w tym, że nie znają mnie tak długo jak ja.
Ale łatwiej przychodzi słuchanie. I paralelizm sytuacyjny.
Muzyki już przy sobie nie noszę. Wystarcza śpiew ptaków, a niekiedy myśli są tak głośne, że nic nie trzeba. Aktywną postawę przybieram w godzinach od 11 do 14. potem ok. 18.30 na chwilkę. Po 19.30 trwa ona do około 23. potem zaczynam sobie złorzeczyć za jutrzejsze podrkążone powieki. Rano powinnam sie anuczyć powoli otwierać oczy. Może wtedy ze złosci nie bedzie bolała mnie głowa.
Życie jest dziwne, wiecie?

Acha i powtórzę za Staffem, że budując tym razem nie zacznę na żadnym piasku(za daleko), błocie(wysycha), skale(upada), zacznę od...dymu z komina. Zauważono, że komi właśnie świadczy o prawdziwym domu a dym z komina kojarzy się z ciepłem i kuchennymi zapachami pieczonego ciasta. Z zimowymi wieczorami. Nie, nie tęsknię za zimą. Ale wtedy jest przynajmniej wystarczająco długo ciemno. Jestem Marek. Nocny Marek.

05 kwietnia 2006   Komentarze (10)

Radioodbiornik

Tak sobie teraz siedzę i myślę, że dziś był dzień, w którym miałam się wyspać. Cząstkowe sukcewsy odnoszę. Tylko nie wiem czy są ważne.

A propos myślenia. W głowie jakieś gniazdo z myśli mi się utowrzyło. Chyba nawet dają znaki życia. nie ćwierkają tak melodyjnie jak witające wiosnę ptaki. To jest raczje nieprzyjemny szum źle ustawionej fali.

04 kwietnia 2006   Komentarze (10)

Dwa dni

Gdyby on jeszcze nie z mojego pokoju wyszedł. Gdyby tak został na tym chodniku. Ja tam zbyt często nie chodzę, to mijedsce omijałabym z daleka. Przyszedł. Potem znowu. Zostawił mnie w moim pokoju, choć z niego go wyprowadziłam. Wróci jak dorośnie. Mam nie czekać. Ja mam nie czekać kiedy to tak blisko. Kiedy żadnej podróży w perspektywie, a za oknem słońce. Co gorsze jest w tym wsyztskim to to, że nie wiem czy ja tak czuję, czy ja myślę, że tak czuję, a zasadniczo to zbyt wielka różnica. To było wczoraj. Dziś zupełnie inaczej.
Wczoraj jeszcze msza i czuwanie. To było coś niesamowitego. Wciąż trwa.
No i rozmowy z przyjacielem. Dobre jest to, że umiem się przy nim śmiać.
Bo ja potrzebuję czasu na zaakceptowanie zmian.
03 kwietnia 2006   Komentarze (11)

Song to say good bye

"Właśnie zadzwoniłeś! Zadzwoniłeś o kwadrans wcześniej, niż przewidywałam. Byłeś tu, w słuchawce!
I nie potrafiłam ci nic powiedzieć. I ty też prawie nic."*
Czy kiedyś przestanę mówić 'nie wiem'. Przyjdzie kiedyś chwila pewności? Jestem zła. Choć wiosna wybuchła ze wszystkich sił. Nagle ożył ukochany las.
I...przecież ja zupełnie nie wiem jak o tym napisać. Nawet jak myśleć. A przecież muszę napisać, żeby pamiętać. Bo pamiętać chcę.
Więc z dzisiejszym dniem skończyło się coś kalekiego, a jednocześnie pięknego. Wiem, że to się już nie powtórzy, nie w takim stopniu. Przecież nie będziesz tym, przez którego będę płakać. Siedząc teraz wiem, ile się nauczyłam. Przed chwilą wyszedł. Chcę, żeby tak jak mówił, nie poszedł sobie na zawsze, żeby był gdzieś blisko, gdzieś obok. Dopiero dzisiaj narodziło się we mnie zaufanie do niego.
Muszę przeczekać. Muszę to przetrwać. W mojej wyobraźni to była szansa, którą sobie daję, sprawdzić czy naprawdę może jednak, może dobrze byłoby gdybym potrfiła być przy czlowieku bliżej. Bliżej niż odległość monitora, nawał zajęć i wszystkiego innego. Ale dawne przyzwyczajenia wydają się bardziej aktualne niż wszystko inne.
Nie wiem jak to jest, znowu nie wiem. Dawno nie byłam bardziej zgubiona niż ostatnimi dniami.
*Marta Tikkanen 'Sprawy intymne'
01 kwietnia 2006   Komentarze (15)

Pt

Wiosna. Las. Chodzenie na lewo, bo żeby iść na prawo to trzeba WOS zdawać. Nasze własne schizy. Ze wsyztskich ludzi najbardziej lubię tych, którzy mi dobrze życzą. A już zwłaszcza moich przyjaciół.Ciekawe czy kiedyś rozszyfruję ten wpis i będę widzieć kogo dotyczył. Wiem, bo czasem sprawdzając poprzednie miesiące muszę przypominać sobie, kogo ten czy inny wpis dotyczył.
Bo to jest tak jak kupić bilet i wsiąść do pociągu wyższej klasy. Albo trzeba wysiąść, albo zapłacić mandat. Statek. Co do komentarzy-czynię kroki aby wiedzieć. Tylko nie wiem jak później to wykorzystać. Muszę przeczekać. Moze to nie jest takie ważne? Ale wszystko jest w życiu potrzebne.
31 marca 2006   Komentarze (7)

I hope

Na dziś pasuje to. Przerobione wczoraj w ostatnich godzinach mojego urzędkowania na komputerze.

Dziś dzień zawodu. Trochę łez i smutku. Mama przyjechała niespodziewania, a ja i telefon do szkoły zapomniałam i po lekcjach nie wróciłam do domu. I choć nie był to czas zmarnowany, to nie mogę sobie tego darować. Mama mówi, że już wiecej do tego mieszkania nie przyjedzie. Ja ją dobrze rozumiem, azyl mam tylko w moim pokoju, tylko ja mam system nieprzejmowania się ludźmi tymi, których nie cenię. Zbyt wygodne, wiec niemądre? Nie wiem, zapobiegawcze trochę.

W dodatku... nie wiem jak o tym rozmawiać, jak rozpoznać bliskość, jk się zachować, jak czuć, jak nie bazować na intuicji, jak zachowywać się normalnie, żartować przy nim i opowiadac o sobie. Już rzadko mówię o sobie(o wiele mniej niż keidyś), a przy nim to w ogóle. Wiem, że jest ważny. Ale to wszystko. Nie wiem nawet, co o tym myśleć. Nasze słowa zostaną między nami, mimo to czytając jego emil popłakałam się. Czy to dobre? Czy złe? Pytania.

Widzieliśmy kaczki na zamarzniętym jeszcze jeziorze. Wiosna, parkowe błoto... Ja naprawdę nie wiem.

30 marca 2006   Komentarze (13)

"A do domu proste drogi..."

   Już w niedzielę płakałam. Było mi bardzo smutno. Tymbardziej, że zadzwoniła mama a ja nie umiałam dokończyć rozmowy niepłacząc. Była taka odległa. Napewno siedziała w pokoju u góry, Bratek już spał, światło było delikatnie przesłonięte. Długo nie mogłam zasnąć. Wstałam, o dziwo, prawie od razu po budziku.Chciałam ubrać się jakoś bardzije kobieco(buty na obcasie i inne), ale na szczeście, przeważyła moja praktyczność. I kiedy tak sobie szłam do skzoły zadzwonił telefon. Jedna krótka rozmowa sprawiła, że choć byłam na jednej lekcji w skzole, później już nawet zmieniłam miasto pobytu.Samochód jeszcze 3 osoby. Jeden sklep, bardzo miły pan obsługujący. W trakcie zakiełkował pomysł, jeżeli będę tak blisko ammy to czemu do niej nie pojechać. Później na tyle ogarnął mnie entuzjazm wizyty, że praktycznie przesłonił wszystko inne. Autobusy miałam jeden po drugim, nawet kierowca, który powiedział, że to nie jego przystanek na nim-że się zatrzymał. Rzekł mi nawet :"Do widzenia, Pani!" Deszcz padał coraz większa, a mimo to było ciepło na tyle, że pozwoliło mi to iść w rozpiętym płaszczu(trochę za kolana, skórzany, zielony, podkreśla talię osy) ze słuchawkami na uszach, środkiem drogi i śpiewać. Im dalej szłam tym więcej było śniegu, mimo to wiosenny nastrój nie zniknął, wręcz przeciwnie, po wejściu do małego lasku(tam już była droga polna) wzrósł. Potem zupełna niepsodzianka, bo przecież miałam być wieczorem, Takie słodki uściski Bratka. Na obiad nawet trafiłam i od razu zajęłam miejsce honorowe-przy małym stoliczku brata na taboreciku a moja zaszczytna funkcja polegała na czas od czasu dokarmianiu go. Bratek nawet zbojkotował poobiednią drzemkę wybierając zabawy w pościeli z siostrą. Potem mi opowiadał, on już dużo umie. A zawsze pamięta, że aniołek ma buciki. Bo ma! Mama mówiła, że Bratek ma problemy z zasypianiem i budzi się w środku nocy, tej nocy spał, a jedyną jego wadą(zaletą) było to, że podkopywał się w moją część łóżka. Rano obudził się ucieszony i przypomniałam jak kiedyś miał niepsodzianką, że kiedy szedł spać mnie nie było, a rano nagle spałam obok niego.Jak on się do mnie tuli, wczoraj np. siedzimy przeglądamy obrazki, popatrzył na mnie i nagle ni z tego, ni z owego, bach i objął mnie ramionami całując w policzek. Z mamą rano piłam kawę  i wczorja po obiedzie też. Rozmawiałam z nią, opowiadałam jej wszystko(no, prawie) Bylo po prostu genialnie.

   Jechałam z powrotem i miałam lekkiego zonka, bo komórek mi wysiadł, a za oknem ciemno, a katowice nie były stacją końcową. Ale na szczeście wszedł przesympatyczny dziadek ze swoim wnuczkiem, może 3-4 latka. I nie dość, że miałam rozrywkę, to jeszcz emogłam wyobrażać sobie Bratka w jego wieku( a on umie już powiedzieć ile ma lat!). Tamten Pan też mi powiedział: Dowidzenia pani. Ja mu też.

   I tylko nie wiem czy ja byłam dwa dni w domu czy właśnie dwa dni w nim nie byłam. Za tym, że jednka byłam przemawia ta fala zarzutów, której nie pozwoliłam dojść do głosu podczas telefonu. Czamu nie powiedziałaś i takie tam inne. Tłumaczyć się nie będę. To bezsensu. Z kimś, kto nie słucha rozmowa jest tylko stratą czasu.

   Jeszcze jedno, kilka dni wcześniej u sąsiadki tam zmarł syn. Mama dziś rozmawiała, z jeszcze jedną też już w starszym wieku, która powiedziała, że mimo iż od śmierci jej syna minęło już 20 lat nadal jej go brakuje i czuje to bardzo. Dało mi to dużo do myślenia.

28 marca 2006   Komentarze (11)

Pustak.

Pisze list
Przerywa
drze papier
wrzuca do tekturowego pudła
leżą tam podarte wezwania
listy które otrzymuje
na które odpisał nie odpisał/ T. Różewicz

Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. Poczucie totalnej klęski zagnieździło się gdzieś wśrodku. Wszystkie próby odczepienia go ode mnie nie udają się. Na ulicach brudno, błoto, deszcz już nie puka o szyby. " Stwórz we mnie serce czyste"

Jedyne co dzisiaj to napisałam 1,5 lista. Nowy tydzień. Jeszcze syzbszy upływ czasu.

26 marca 2006   Komentarze (15)

Tulipan

   Jest sobotni wieczór. Wychodzę z domu do koleżanki a pod moimi drzwiami jakby nigdy nic leży tulipanke, w dodatku żółty i podpisany, że do mnie. Ja jakby nigdy nic podnoszę go i dopiero później zaczynam się dziwić. Muszę wrócić do domu i wstawić go w wazon. Poprzedni wykońcyzł się dziś rano(tulipan). No i się cieszę, jestem radosna, aż uświadamiam sobie, że był pod moimi drzwiami i nie zadzwonił. I wtedy się złoszczę. A potem już idę słuchając muzyki. Potem rozmawiam, słucham. A teraz jestem w domu i mój tulipan się do mnie wdzięczy.

25 marca 2006   Komentarze (12)

To nic. NIC.

Żeby nie myśleć o niczym zrobiłam sobie dzień dziecka albo wiosny. Nawet wieczór ze świeczką mam.

On mi mówił, że przyciągam. Że nie zawsze tych dobrych. Więc rzucam monetą. Niekiedy trafnie. Nie jestem pewna, ale teraz moneta stanęła na środku. Poza tym ciągle lubię łażenie po ciemku. A jak szarzeje, to zagladać ludziom za okiennice ich oczu. W szczególnych przypadkach lubię kiedy odwracają wzrok. I uśmiech dziś spotkanego pana też lubię. Miał oczy takie brązowe. I im dłużej żyję tymbardziej nie wiem kim jestem. Na biurku mam napar rumianku, uwielbiam go stosować zamiast toniku. Tak bardzo koi sen.

Aniele Boży, Stróżu mój...Czasami łapię się na tym, że wychodząc z domu już w windzie prawie nieświadomie zaczynam szeptać właśnie te słowa...

24 marca 2006   Komentarze (12)

Przedostała się w parszywy czas.

   Wszystkie inne czynności są przerwaniem muzyki. Rozmowy z ludźmi także. Placebo [Meds]. Na większość czasu. Na teraz Coma 100 tysięcy jednakowych miast. Pasuje do mnie na dziś. Parszywość.

   "Mimo prawdy porzuconej na rozstajach dróg, potrafimy w rzeczywisty sposób znaleźć się już. W domu będzie lepiej, a do domu proste drogi". To właśnie marzenie o przyszłym domu dodaje mi sił, żeby robić wsyztsko teraz najlepiej jak umiem, najmocniej i najsilniej. Wiem, że złudna ta nadzieja, ale lepsza taka niż żadnej."Nie zabraknie mi sił." "Czas poplątał kroki, jest łagodny i beztroski" tu akurat jest inaczej. Choć czas, na jego temat już nie będę się wypowiadać. "Nauczyłem się umierać w sobie" Prawda"Nauczyłem się ukrywać cały strach" Jednak nie, wyłazi bokami."Zapomniałem, że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być". Może nie giną, ale znikają. Nie ma ich, jakby nie było, jakby pamięć fałszowała, jakby nic nie było realnym, wszystko wymysłem mojej wyobraźni. Przestroga. Nieufność."Dobre Niebo, kiedy wszyscy śpią...Tylko błagam, nie załamuj rąk, chroni nas Bóg". Na to tylko liczę. Tego sie trzymam jak zbawiennej poręczy. "Nieodległa w snach" Tak M. pisał do mnie. "To ja, ten sam, od tylu lat...sam".

Dziś M. To wystarczy.

23 marca 2006   Komentarze (9)

Coś.

   Więc dziś jest Światowy Dzień Poezji. A co oznacza, że o żadnej wiośnie nie będzie tu mowy. My drzemy ze sobą koty. Będziemy za to rozmawiać o święcie obchodzonym w niektórych miastach, a zwlaszcza w Paryżu(zawsze chciałam tam mieszkać. Albo w jakimś małym holenderskim miasteczku z dużym młynem i małym tulipanem). Wracając do tego święta to bardziej chciałabymfestyny i czytanie wierszy niż topienie marzan. Choć z drugiej strony, kto wie czy nie kazaliby nam siłą czytać tych wierszy w skzole zamiast żeby wypuścić zgłodniałych słońca dzieci ze szkoły. Mniejsza o to.

   Większa jest o to, kogo się czyta. Przynajmniej w moim pokoju. Przed chwilą czytałam słowa B. Maja, że poezję lubią niepogodzeni z rzeczywistością. A, niech mu będzie. Ja najpierw polubiłam Norwida. To było jakieś 5 lat temu. Miał coś w sobie, zresztą nadal ma. Jeszcze Byrona wtedy lubiłam i Rilkiego. Potem Miłosza. A potem klasyczne wiersze mi się znudziły i zaczęłam woleć takie bez reguł. Ulubionych wierszy mam 4 zeszyty i trochę więcej.Przed chwilą się okazało, że ten z numerem drugim się zgubił. Jak wszystko mi ostatnio. Ale głowę mam przyczepioną do szyi. Następnie zaczęłam lubić ks. Twardowskiego. To oznacza, że przeczytałam wszystkie jego wiersze. Szymborską też miejscami lubiłam, w sumie to nadal trwa. M. in. na wieży babel,"Kot w pustym mieszkaniu", końcówkę "Pejzarzu". Białoszewski, Kamieńska i wiele mniej znanych poetów.

   Ostatnio siedzę w Barańczaku. Trochę z przymusu, bardziej z wyboru. Jakieś jego słowa łażą mi po głowie( na szczęście się nie śnią), a najgorsze jest to, że muszę je skleić w humanistyczne przesłanie. No i ostatnio odkryty Różewicz. Genialny Pan. Kartotekę przeczytałam nadgorliwie, ale strasznie mi się podoba. I przypadkiem wzięłam do rąk "Wyjście-wejście". A tam wiersz "Ostatnia rozmowa":"jaki sens ma życie
jeśli musze umrzeć?"
kładąc palec na ustach
odpowiedziałem Ci w myślach
"życie ma sens tylko
dlatego
że musimy umierać"
Rzucił mi się w oczy m. in. dlatego, że kiedyś otrzymałam od znajomej osoby najkrótszy w życiu email. Było w nim napisane:"Życie ma sens." I tych słów czasami chwytam się jak ostatniej deski ratunku.
"z kwiatów jestem
z ptasiego skrzydła
wiatr we mnie mieszka
kiedy rozwinięta
wiatr chłonę
krople zielonego deszczu
budzą mnie z wiosną
i przecieram oczy"

21 marca 2006   Komentarze (16)

Niedziela.

Niedziele były postrzegane jako nudne i spokojne. No bo praktycznie do godziny 18 tak było i tym razem. O 18.20 z K. umówiona na dola na wspólnomszopójście. Nie było go. jak się okazało czekał na przystanku, a autobus zdążył ucicec. Bo K. zakwasy ma. No nic, że świadomością, że się spóźnimy staliśmy następne 11 minut na tym przestanku. Potem w autobusie chciałam się podzielić  tą wieścią z M. pisząc do niego esa, ale mi się znudziło. Potem szliśmy przez park ściażkami odrobinę po omacku. K. opowiadał trovchę o swojej klasie, którą miałam okazję poznać. Podzieliłam się z nim moim odkryciem, że najtańszym sposobem antykoncepcji jest bezpłodny mąż. Później K. się potknął-i jego zakwasy się odezwały. I trzeba było czekać aż odsapnie. Ale zdążyliśmy na przedczytaniem, bo jeszcze pieśni do Ducha były. I niefortunnie wybrałam ławkę, bo pani nie chciała się posunąć i trzeba było się gnieść. A jak patrzyłam z jakim namaszczeniem K. wstaje i siada, to było mi go szkoda, zresztą każdy kto miał powazne zakwasy to wie. A w kazaniu było o ptasim mleczku->bo najpierw się je czekoladę. Ale ogólnie to kazanie było o uczuciach. Jak wychodziliśmy z kościoła, to powiedziałam K. że dzisiaj jest dzień, kiedy go lubię najbardziej. Potem szliśmy na autobus opowiadalam mu, co zdarzyło się ostatnim czasem. trochę śmiesznie było. Potem na przystanku o wizualizacjach i m. in. o tym, że ja w windzie myję zęby, bo tam takie duuże lustro jest. A nieprawda, bo łazienkę mam stale wolną. Ale w ogóle taka wesoła się czułam i wolna. Potem poslziśmy na spacer dookoła osiedla w sumie gadając nawet trochę naprzemian. Bo ja opdobno nigdy nie chcę iść do domu. I kiedy my tak gadu-gadu, niedziela przecież kojarzyła się z telefonami od mamy. I kiedy ja chcę sprawdzić czy dzwoniła...okazuje się, że telefonu nie ma. To było już trzy godziny później.Taka panika z mojej strony. "K., ale pamiętasz, kiedy ja miałam ręce w kieszeni? Bo wtedy już były puste. Gdzie on może być?" No i sprawdzanie w autobusach. Z jednego wyskakiwaliśmy, to ja zdażyłam, ale K. trochę rękę przytrzasło(ale on nadal mnie lubi), później na następny przystanek przyjeżdża drugi autobus i ja iegiem, a on z tymi zakwasami za mną. No i sprawdzam czy jest. Nie ma. A taka dziewczyna się pyta czy szukam phona, a ja, że no tak. I miała go biletosprawdzaczka, a to był jej ostatni kurs. I mi oddała. I ja chyba jestem głupia, bo mam szczęście, ale nadal nie umiem w to uwierzyć. Fakt, że gubiłam go już dwa razy i znalazłam. Chyba św. Antoni mnie lubi. Potem jeszcze suzkaliśmy niegazowanej wody. I tak chodnikiemprzebiegła czarny kot. K. do mnie"Wierzysz w przesądy?" Ja;"Nie, ale M. zawsze przechodzi w takich sytuacjach pierwszy". Wracaliśmy już na dobre do domu, bo K. to mój sąsiad.  No i jako nagrodę za te wszytskie troski, pomyślałam, że Twist się przyda. On: ale caly czas mówiłaś o piwie. No i z tym Twistem w buzi-"wiesz, ale ja Cuie jednak lubię" I K. się zaksztusił. A ja w śmiech. I póxniej jeszcze było wciągaj, wciągaj. I kolejna wizualizacja. A teraz siedzę w domu, ręce już nie są przemarznięte. Uf...

I pomyśleć, że tej nocy cały sen, który pamietam to tango z Moulin Rouge El tango de Roxanne, i że budziłam się w nocy ze słowami tej pieśni, a tam taki zgiełk.

Ale pryznajmniej śmiesznie było.

I bliscy ludzie są jak ulubione gwiazdy. Kiedy znikają można poszukać następnej, ale to już nie będzie taka sama...

19 marca 2006   Komentarze (7)

Miasto mojego żalu.

MIASTO MŁODOŚCI

Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami,
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.
Potykając się, szedł i patrzył zamiast nich
Na światło, które kochali, na bzy, które znów kwitły.
Jego nogi, bądź co bądź, były doskonalsze
Niż nogi bez istnienia. Płuca wdychały powietrze
Jak zwykle u żywych, serce biło
Zdumiewając, że bije. W ciele teraz biegła
Ich krew, jego arterie żywiły ich tlenem.
W sobie czuł ich wątroby, trzustki i jelita.
Męskość i żeńskość, minione, w nim się spotykały,
I każdy wstyd, każdy smutek, każda miłość.
Jeżeli nam dostępne rozumienie,
Myślał, to w jednej współczującej chwili,
Kiedy co mnie od nich oddzielało, ginie,
I deszcz kropel z kiści bzu sypie się na twarz
Jego, jej i moją równocześnie. / Cz. Miłosz

Trudno byłoby o tym nie napisać, ale własnie to tłucze się w mojej głowie najbardziej. Jeszcze ten tak doskonale pasujący znaleziony dzisiaj wiersz. Bo jakżeby inaczej to nazwać. Chodzenie ulicami lat dziecinnych, trochę innych, wbrew upływu czasu młodszych, bo wyremotnowanych. Zaglądanie napotkanym ludziom w twarz. Przecież ja tu kiedyś mieszkałam, musze kogoś znać. Tyle ich było. Jakiejś radości mimo smutku, wspólnych spacerów, albo nas pięciu wtedy. Moja druga miłość(nie, nie każda jest ponumerowana). Pewnie to nie miłość, ale wtedy to było ważne, więc się liczy. Wtedy jeszcze wierzyłam, a teraz próbuję. A ścieżki wsyztskie pamietałam, tylko na miejscu niektórych powstały moje domy. I tak jakby mnie nie było. Czas... 

18 marca 2006   Komentarze (10)

Warto.

Zasadniczo rzadko oglądam filmy. Tylko ostatnie trzy dotknęły mnie do łez i myślę, że wiele ukazały.

Pierwszy z nich to Znaleźć Nibylandię.Podobał się od początku. Z zachwytem oglądałam kolejne sceny, obserwowałam, po to, żeby dojść do płaczu nad końcem życia(a raczej tym, czego boję się-śmiercią kogos bliskiego), a na końcu zobaczyć, że miłosć istnieje i zmienia ludzi. Ta dobra czyni ich lepszymi.

Kolejny film to Hooligans. Bardziej osadzony w naszych realiach zwłaszcza po ostatnich piłkarskich wydarzeniach. Zresztą i w nim dochodzi do podobnych zajść.Giną ludzie w imię jakiejś absurdalenej idei, wyboru złego sposobu na hobby. Zżera ich nienawiść, zazdrość, potrafią się sprzedać. Główny bohater na końcu idzie ulicą wieczorową porą, pokonał swój strach, zaczął na nowo życie, stał się bardziej świadomu i śpiewa "Wciąż dmucham w powietrze piękne bańki mydlane". Była to ich piosenka. Nauczył się tego, żeby się nie poddawać. Żyć tym, co dla niektórych może wydawać się dziecinne, zbyt wymarzone...żeby "sięgać tam gdzie wzrok nie sięga" i nie dać się zastraszyć.

Moulin Rouge musiał bardzo długo czekać. Zresztą to pierwszy film w całości obejrzany bez napisów. Myślałam, że będzie kankan, jakiś bal-lekko i przyjemnie. A tymczasem czy nie najbardziej brutalny film jaki kojarzę. Nie, oni nie tłuką się, nie chrzeszczą ich kości, to tylko serca i dusza. Przy czym tym niezainteresowanym chodzi tylko o widowiskę, dobrą zabawę, o połechtanie siebie kosztem kogoś. Jakby przesłaniem filmu było graj póki możesz, dopóki starcza Ci sił. Chociaż...czasami warto postawić na jedną kartę. Zwłaszcza wtedy(a zawsze tak jest), kiedy niewiadomo ile jeszzce do końca. A piosenka to Josh Groban Your song, no i jeszcze El tango de Roxanne to wtedy, kiedy trzeba zagryźć wargi i powiedzieć- nic się nie stało.

Jeżeli chodzi o mnie, to znowu jestem chora. Jeszcze nie zdążyłam się pozbierać po poradnim przeziębieniu jak przyszło mi nowe. W tym roku choruję średnio raz w tygodniu. Ot dla przykładu-katar mi się skońcyzł w tamten czwartek, tylko po to, żeby pojawić się w piątek wieczorem.

17 marca 2006   Komentarze (14)

Pisanie.

    Miałam niewiele ponad 5 lat. Zapadał letni wieczór. Trzeba przyznać, że nasze podwórko było piękne latem-wierzby, kasztany, klony a pomiędzy nimi porozsypywane huśtawki. Z okna widziałam następny blok, w oknach którego odbijało się zachodzące słońce. Wtedy pamiętam był już wieczór. Księżyc był taki...teraz bym powiedziała romantyczny...taki ni to flirtujący, ni to zamyślony. Wtedy potrzebowałam na to więcej słów i to chyba był pierwszy raz kiedy coś napisałam z tego, co mi się umyśliło. Czytać też wtedy strasznie lubiłam. Szybko mi to szło, dlatego przeczytałam wszystkie dostępne w bibliotece bajki-zajęło mi to jakieś dwa lata. Żadnej nie pamiętałam, wszystkie kończyły się dobrze, każda droga miała dwa rozwidlenia, trzeba było wybrać jedno, żeby przeżyć. Potem pisało mi się już zawsze. Nigdy tak bardzo regularnie-wszak wtedy miałam do dyspozycji wyłącznie kartkę i długopis, a dużo napisać w takich układach nie można, bo boli ręka. Tylko raz przeczytałam od początku do końca jeden z pamiętniczków. Czego się nauczyłam to nie pisać w złości o ludziach. Zresztą, jak teraz widać, o ludziach innych piszę bardzo mało. Człowiek to taka szkatułka-niewiadomo jak ja nieść i co cennego jest w środku, żeby nie upuścić. Potem jeszcze układało mi się słowa obok siebie. Kiedyś nawet nazywałam to wierszami, ale teraz nie-to tylko słowa tęsknoty i żal na świat, nic szczególnego, każdy to ma. Bardzo często piszę listy. Właściwie to gdzieś od 10 lat, a tak regularnie od 6. Mój najdłuższy miał 16 kartek. Nietrudno się domyślić, że do przyjaciela.

    Nie umiem nie pisać. Prześladują mnie myśli. Mam ich za dużo, trzeba wyrzucać. Jeśli ich nie mam, to znaczy, że dzieje się coś złego. Nie znajduję siebie w sobie. Jest bez-myśl.

16 marca 2006   Komentarze (15)

Bez tytułu

   Przyjechałam do domu (który to już?ale tam jest dom, bo tam jest mama) w piątek wieczorem. Bratek już spał. Byłam trochę zmęczona, kleiły mi się oczy. Przytuliłam się do mamy. Opowiadałam o wszystkim to znaczy o tym co ludzie, co w szkole przy pączku roboty mojej mamy. Później poslzyśmy do góry i też rozmawiałyśmy. Tak, ja teraz wiem, jak cenne są rozmowy z mamą. Później mama jeszcze coś opowiadała, ale w obawie, żebym zamiast słuchać nie zasnęła, zrobiła to przede mną. A rankiem była niespodzianka-Bratek obudził się i tu dosłownie-oczom nie umiał uwierzyć. Bo byłam obok. I ta jego radość, błyski w oczach. Wspólne zabawy w domowych pieleszach. To wszystko jedyne, wyjątkowe, bezcenne. I jeszcze Klucha- to królicha, która wygląda jak moja maskotka do snu (taka duża). Sobota myliła bardzo szybko, a niedziela o wiele szybciej. I trzeba było jechać. Bratek obraził się na mnie jak tylko zobaczył spakowany plecak. Obrócił się plecami. Później przez okno machał mi ręką. I trzeba czekać miesiąca później.

  W sumie to tylko przyśpieszenie o kilka miesięcy. Dużo się nauczyłam. Przede wszystkim wiem, jak cenna jest moja mama.

  Poniedziałkowe poranki jak zwykle koszamrne, w ogóle poranki są koszmarne. I wieczory przed snem-obawiam się, że się nie wyśpię i więcej czasu zajmuje mi zasypianie. Jak na przekór.

  Obserwuję ludzi, próbuję się zdystansować. Ostatnio zauważam podobieństwa w zachowaniu tych osób z kręgu w którym siłą rzeczy zmuszona jestem przebywać. Jak to jest, że każdy myśli, że jest wolny, a tak naprawdę naśladuje innych? Czasami to jest dobre. Jeżeli łapie się na tym, że powtarza się gesty ukochanej osoby, te, które innym sprawiają radość. A co jeżeli powtarza się tamte, raniące i rani się tym podwójnie. Jak daleko człowiek musi być przekonany o swojje nieomylności, żeby ciągle twierdzić, że się nie zmieni, bo nie widzi potrzeby. Brak refleksji? Zarozumialstwo? Egoizm? Wiem, ja też.

13 marca 2006   Komentarze (12)

Bez tytułu

3 dni-wydawałoby się, że conajmniej tydzień, w drodze powrotnej były już jedną chwilą.

To tylko droga przez to kim jestem, przez wszystkie tworzące mnie cegły.

Więcej nic nie wiem. Rozpoczynam walkę. O moje dalsze cegłówki. Może być ciężko, może być bardzo ciężko, ale od czego zaciska się zęby i idzie się dalej?

Pokoju więcej do serca poproszę.

12 marca 2006   Komentarze (15)

Na 3 dni.

   Uff. Staram się tylko pamiętać co obiecałam przywieźć. Pewnie lubię męczące podróżami dnie. Kraków-Częstochowa. Ciekawa tego, co mnie spotka. Z pytaniami do wyjaśnienia.

   Żeby tylko było dobrze.

   A dziś M. Mój M. Lubię wchodzić z nim do księgarni. Czytać wybrane fragmenty książek.

    Ciekawe do czego to wszystko prowadzi. Czasami wydaje mi się, że pownno się żyć, choćby ze względu na zwykłą przyzwoitą ciekawość.

09 marca 2006   Komentarze (20)

Drżenie

Stojąc przed lustrem odkryłam, że żyję dopóki drży moja lewa pierś. Więc życie to tylko drżenie. Początkowo zamurowało mnie dosłownie. Wszystkie filozoficzne, naukowe rozprawy, każdy wiersz, to na nic. Tylko drżenie. Miłość pewnie, jeżeli oczywiscie jest, to jakiś ułamek ledwo zauważalny. Wszystko inne jeszcze mniej istotne. Za czym więc biegniemy, jeżeli...?

Pilnuję tego drżenia. Sprawdzam czy jest. Czasami się przesuwa, serce jest gdzieś w kolanach. Wtedy to oznacza, że bardzo się boję, że z łatwością znajdziesz mój puls. Czasami to jest trudne.

Proza życia-drżenie.

A chmury są wyłącznie koloru szarego.

08 marca 2006   Komentarze (15)

Homo sum.

   Człowiek to zwierzę-wystarczy dobra kolacja z doskonałym aromatem pobudzającym zmysły, żeby podnieść poziom radości i nasilić zmęczenie.

   Z pozostałości człowieka tej wyższej  mojej warstwymuszę napisać, że właśnie jest wypełniona pustką. Czasami osiąga monumantalne rozmiary. Kiedy indziej jest praiwe nie widzialna, jednak czuję jak mnie wsywa gdzieś wgłąb. Próbowałam już różnych rzeczy, jakichś powrotów do któregoś z poprzednich stanów, ale ona nie znika. Ta pustka nie jest pustynią. Przynajmniej nie taką, do której jestem przyzwyczajona. Mam z Nim kontakt, mwóię do Niego, wiem, że jest. Przychodzę, klękam, mówię jest tak a tak. Potem, że zdarzyła mi się taka albo inna sprawa. I czuję, że mnie słucha. Zwłaszcza wieczorami. Może On ma wtedy więcej czasu? Nie wiem, najważniejsze, że jest. Może jeżeli On jest, to tamta pustka nie jest taka bez dna? Zupełnie już nie wiem. Walczę z nią, zaciskam zęby, przygryzam wargi, próbuję nie czuć.

   Dlatego jeszcze wiem, że potrzebuję zmiany. Ufam w to, że jeżdżenie wieczorem pociągiem nie przyniesie mi nic złego. Tylko jak pomyślę, co mnie spotka kiedy już dojadę. Twarz Bratka, jego słodkie przytulenia, rozmowa z mamą. Wolę zaryzykować. Zwłaszcza, że w tym samym dniu będzie Kraków. Tak, żyję już wizją piątku rano.

   Zmęczona kładę się spać. Spróbuję śnić o czymś pięknym.

06 marca 2006   Komentarze (10)

Postanowienia.

  Czas ucieka między palcami. Wiosny jak nie było tak i nie ma. Za dużo we mnie o sobie. I jeszcze parę innych wad się znajdzie, na nowy model nikt mnie nie zamieni. Nie wiem co robić dalej. Polubić ludzi, ale to jest chwilowo trudniejsze niż uczenie się historii. Trzeba by poświęcać im czas i słuchać. Nie umiem ich słuchać odkąd wiem, że czasami mówią nieprawdę. I sama muszę mówić mniej. I w tym tygodniu komputera tylko półgodziny dziennie. Wiersz przeczytać, zapalić świeczkę, pomodlić się dłużej. I chcieć rano wstawać. Tego w tym tygodniu chcę. I byle do piątku, właściwie już czwartek wieczór będzie właściwie na miejscu. I z M. porozmawiać naprawdę.

05 marca 2006   Komentarze (10)

Sobotnio-poranne rozmyślania przy łyku...

Towarzyszy mi smak kawy. W nastroju rozleniwienia. Powinnam szybko wybiec na zakupy, a potem poświęcić się prezentacji maturalnej i obcowaniu z panem Barańczakiem. Jeżeli zrobię ją do końca czeka mnie w przyszłym tygodniu nagroda.

Denerwuje mnie świadomie bądź nieświadomie. Jest dla mnie dobrym materiałem do trenowania panowania nad uczuciami. To jest lepsze niż bieganie niewiadomo w jakim celu. Chociaż obecnie tego też potrzebuję jak cholera.

Wczoraj był dosyć dziwny dzień. Muszę M. powiedzieć, że nie traktuję nas jako zabawę. Wyrosłam już z tego. W tej chwili jestem o tym przekonana. Właśnie w tej, która może za chwilę minie wraz z tym przekonaniem.

W tej kaplicy było wczoraj nabożeństwo. I tak się czułam jakbym stała w progu. I nie przekroczyłam go do końca, aż wreszcie musiałam wyjść.

Tak się zmieniłam w moim widzeniu siebie. Nie znajduję w sobie tej dziewczynki. Całe szczęście, że jej radość pozostała we mnie. Wszytsko takie konkretne-zrobić to i to, pójść tam i tam. Powiedzieć właśnie to. Wieczorem chwila na małe rozmyślanie, wrywanie się w łóżko bez jakichś specjalnych przygotowań. Budzenie się z tym samym wyrzutem do kolejnego dina, że za szybko przyszedł. Z przerażeniem czasu, który upłynnia się tak szybko i tym, że do m. jeszcze tak mało umiem. Podali nam już nawet terminy ustnych. Ki czort mnie podkusił na rosyjski? Kiedy ja się tego nauczę? Zwłaszcza, że mi pomieszają się w głowie języki-to potem takie dziwne, że nad każdym będę musiała zastanawiać się. Czasami to lubię. Mówiąc w rosyjskim będę pamiętać tylko angielski i odwrotnie.

Ale gna mnie nadzieja. Nadzieja zawieść nie może.

04 marca 2006   Komentarze (19)

Prośba.

    Leniwie obudziłam się. Był czas na kawę i rozmowę podczas której ja, że jestem łagodnością. Później przechodzenie przez tory tramwajowe-jednak boję się tramwajów. Ale w tym momencie uświadomiłam sobie, że przepełnia mnie jeszcze entuzjazm, bo tylko kilka lekcji, a spotkam się z M. Później już myślałam o moim wniosku, który mnie nadszedł na niezawołanie- że własciwie lepiej przyjąć, że jestem Burakiem, bo wtedy każde ponad bukrakowate zdarzenie daje radość, a jeżeli stworzę sobie niedościgniony wzór, to po prostu się niedoścignę-proste. No, spróbuję.

   Z M. wspólne czytanie książek w księgarniach, trzymanie się za ręce. Jego zarost. Nie jestem pewna, zresztą. Jeżeli on chce być czekany przeze mnie, to może pozwolić sobie na chwile szczęścia. Zwłaszcza, że to jedna z nielicznych rozrywek na które sobie pozwalam-właśnie te spotkania z nim.

   Mam szatański plan na piątek-niedzielę zatygodniową. Szatański, bo jak się ziści, to będzie tak...A na razie mnie to motywuje.

...i zrozum to wreszcie, nie liczy się nic, liczą się przyśpieszone tętna.Choćby chodziło o zwykłą adrenalinę.

   Wczoraj stałam na przystanku i przypomniała mi się piosenka, tu załączę jej tłumaczenie, lubiłam ją od zawsze czy to przez głos śpiewającego, czy przez treść: Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze się nie zagoiła. Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze boli.

02 marca 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Mój Bóg( J.Twardowski napisałby po prostu Bóg) jest dzisiaj gwiazdą. Gromadzą się tłumnie, ciągną za sobą dzieci niewiele im tłumacząc. Kiedy już wchodzą do tego pomieszczenia chcą być jak najbliżej tego miejsca i w dodatku najwygodniej. Kiedy im to się nie udaje, a już goni ich czas, w zasadzie On już się pojawił, nagle stwierdzają, że właśnie tam jest wygodniej. Pani obok dostaje z bara, a pan po lewej niechcący nadepnięty na nogę(mógłby sie przecież szybciej przesuwać).Potem się trochę nudzą, zwłaszcza ci stojący, ale najwazniejsze jak zwykle jest na samym końcu, więc nie mogą tak zwyczajnie wyjść, no bo jak? Później dają Jego, w takim białym opłatku. Formuje się kolejka, ale byle szybciej Go mieć, tamta staruszka znowu mogłaby szybciej się ruszać. Potem nareszcie jest moment właściwy i mówią posypmy głowę popiołem. A czemu go tak mało? Można troszkę więcej? A jeszcze moje dziecko w wózku, ono też by chętnie. Za 37 dni ci sami ludzie znowu przyjdą tlumnie.

Wiem, było tam grono tych osób, którzy wiedzieli o co naprawdę chodzi. Ale smutno mi mimo wszystko. Bo bardziej chodzi o tradycję. I jeszcze myślę, że ja najchętniej Wielkanocną mszę w drewnianym kościółku w którym będzie 10 osób. Będzie cicho i On zmartwychwstanie  tak, że to poczuję.

Ta msza posłużyła mi jak małe rekolekcje. Bo jestem też zła, za dużo myśląca o sobie, mało szanująca innych ludzi i ich pracę. I w moim życiu chcę tylko nie zgubić Jego. Ten, do którego przychodzę jest delikatny. I jest Miłością.

01 marca 2006   Komentarze (15)

W pułapce.

   Podenerwowana i niespokojna. Chora od czwartku ( jeżeli płuczecie gardło wodą z solą nie dawajcie jej tyle co cukru, bo grozi to utratą zmysłów językowych na jakiś czas. Poza tym robiąc inhalacje rumiankiem wskazane jest nieoddychać za głęboko, bo niechcący można wciągnąć ów płyn w swoje własne prywatne usta). FanFan(kiedyś nazywałam go Śmierdzielem, od dzisiaj FanFan, bo skoro Tulipan to i on) no to też jest chory. Wczoraj przyszłam na jedna lekcję do szkoły, ale dostałam uwagę od pani na której lekcję nie przyszłam, więc dzisiaj nie ruszałam dupy w ogóle.

   Zniechęcenie, jakaś obawa no i absurd. To wszystko się miesza w mojej biednej głowie. Jeżeli nie przyjdzie wiosna to wyjdę. M. wczoraj w moim pokoju wydawał się taki odległy.

Vrouw po holendersku kobieta. Mało romantycznie.

    Dobrze, że nie ma człowieka obok. Przynajmniej nie musze się przyjmować. Jak zwykle wszystko mi wolno. Człowiekiem wolnym jestem, ale to śmieszne. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Byłam małą dziewczynką. Teraz miałabym być duża, pewna siebie, zdolna i udana. Zawsze myślałam jaka będę w tym wieku. Kiedyś myślałam jeszcze, że później będzie lepiej. Teraz wiem, że później będzie gorzej. Że to co dobre, to właśnie było w tym okresie, kiedy o tym nie myślałam.

   Buntuję się. Ale jedynym wyjściem jest zgodzić się na warunki obok. Wychodzę.

28 lutego 2006   Komentarze (5)

Ja?

Mamuś mi dzwoniła. I ma katastroficzne wizje w stosunku do tego, co się wokół mnie dzieje. A ja nic. Tylko znowu trochę chora. Inchalacje robiłam z rumianku. Nie cierpię lekarzy. A ciąży nade mną jeden taki(albo jedna zryźliwa babska, okaże się).

Uczyłam się dzisiaj i wczoraj.

Mam wrażenie, że w moich żyłach zamiast krwi krąży muzyka. Chciałabym...tyle wszytskiego jest, co bym chciała. Ostatnio układam sobie wizje mojego własnego pokoju. Ma być taki ze ścianami w trzech kolorach. Trochę wzorków na suficie. Łóżko z dojściem ze wszystkich stron-najlepiej materac. Ksiązki pod ścianą na podłodze. Kawałek mięciutkiego dywanu. Jeden kwadratowy talerz. W kolorze wiadomym. I z pościelą taką w której ledwo dotkniesz zasypiasz.

Jeszcze myślę, że gdybym była mężczyzną nosiłabym kilkudniowy zarost. Golf, dżinsy i marynarkę. Moja woda toaletowa byłaby...taka jakaś ciekawa. Byłabym brunetem.

Jestem kobietą. Kiedyś będę mieć dziecko. Czasami lubię sukienki i spódnice-latem. Lubię kwiaty, najlepiej suszone polne. Poezję też lubię. Lubię delikatność. Nienawidzę kłótni i podniesionego głosu-kłucić się nie umiem. Lubię brzoskwinie i arbuzy. Pióro z czarnym atramentem. Każdą moją czapkę i szalik. Kolorową wiosenną kurtkę. Lakiery do paznokci. Moją bruno banani ( z dopiskiem'not for everybody'). Poranną kawę kiedy przez okno wlewa mi się słońce. Świeczki. Dawne zdjęcia.

26 lutego 2006   Komentarze (15)

...rozpamiętywanie jest zajęciem starców...

Ogarnia mnie ze wszystkich stron. Znam ją dobrze, w końcu kiedyś byłyśmy ze sobą tak długo. Nazwy się tęsknota. Jest nieodlączną częścią mojego życia. Nie wiem już za którym domem tęsknię. Ale nie chciałabym, żeby mnie wtedy ktokolwiek widział. Nie widzę jak rośnie mój Bratek. Minęly już chwile jego życia, których obawiałam sie najbardziej, jeszcze wtedy, kiedy go nie było. Tęsknię za Babcią. I mamą, która dzwoni coraz częściej.

Są chwile, kiedy nie umiem. Później muszę iść dalej.

25 lutego 2006   Komentarze (7)

Jedyny tak czwartek w tym roku. Pączkowy....

Tyle miałam myśli z nim idąc, dzieląc się pączkiem i mleczkiem ptasim. A myśli ulotne jak chwile. I jeszcze widziałam taką panią z miłą twarzą. Ona spojrzała na mnie, nie zdążyłam się uśmiechnąć. Odwróciłam się uśmiechnęlam się, ona też,  spojrzałam na M. i poszliśmy dalej lekkim krokiem do przodu.

Dzień, w którym wszystko było dobrze. Zmęczona, śpiąca. Bo on mnie lubi za mój uśmiech.

A teraz uczyć się, uczyć się, uczyć się. A przedtem jeszcze kąpiel. A potem sen. I dzień kolejne. Czy to nie dziwne? Ilekroć zaśniemy na dłużej trzeba witać poranek. A od niego wszytsko zależy. Ten dzisiejszy z jasnym słońcem, płatkami z mlekiem, grzankami z ulubionym dżemem i herbatką malinową. Chcieć więcej?

23 lutego 2006   Komentarze (14)

Bez tytułu

Przyjechał dzisiaj do mnie. Z zimnymi dłońmi na ciepły spacer. Beztroskim uśmiechem niewiadomej przyszłości. Kim on dla mnie jest? Którego dłoń w mojej, moja głowa na jego ramieniu. Pytał się mnie dlaczego nie mówię o przedtem. Bo jest tylko tu i teraz.

Tak, to ja żyję przeszłościa lubiąc każdą teraźniejszość, jeżeli już minęła. Bo są takie dni.

Poza tym jeszcze przedtym coś zupełnie innego. W 3 osoby. Jak ja to lubię. Ciszę tego miejsca i wydłużanie czasu.

Tato, daj mi sił, żeby iść, do przodu. Tam dokąd poślesz.

Dzisiaj piszę list do mamy. Tak jak kiedyś.

22 lutego 2006   Komentarze (14)

Śmiać się chce, a najbardziej chce się...

Tak czasami mogę sprawdzić co myślałam wybranego dnia rok temu albo nawet dwa. Czasami już nawet nie pamiętam dlaczego właśnie tak było.

Poza tym właśnie kończy się rok od kiedy wszystko się zaczęło. Albo skończyło. Do tamtej pory było bardziej poukładane i spokojne. Tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Teraz jestem mądrzejsza, bo wiem, że to teraz, każdego dzisiaj mogę żałować, bo może być łatwiejsze i przyjemnijesze niż każde następne jutro. Zwłaszcza to następujące za kilka lat.

Nie widziałam go już od tygodnia. Mój M(bo nie wiem kim on jest. Na pytania innych: mój chłopak?mój kolega za mało,mój przyjaciel za dużo, więc zostaje samo mój). Bo w moim świecie prawie wszystko jest na M, albo żółte, chyba że kolorowe.

21 lutego 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

Bo to zmniejszenie zaufania dla ludzi sprawiło, że się uśmiecham. Rozmazują się wtedy kontury. Wszystko jest takie lekkie, piankowate. Wszystkie obietnice traktowane+/-50%. Liczenie na siebie. Bo gdyby nie to, wtedy jest się człowiekiem zależnym, wuiązanym. Oczekującym. A własnie kiedy się nic nie chce, wtedy można otrzymać najwięcej. Najczęściej od ludzi nie oczekuję nic. Więc wszystko dobre jest darem. Tylko od tych ważnych...Tak, tak samo jak od siebie za dużo. To nie jest złe. Już nie osądzam ludzi. Wiem, że wszystko ma swoje drugie dno. Wszystko można uzasadnić, uciec od słów. Więc jeżeli świat to błahostka, to jest on kolorowy. Zresztą kolory są dobrym sposobem na przetrwanie. Jest Ci smutno? Wyobraź sobie kolor pomarańczowy. Albo ubaw kiedy zajadasz cytrynę. Zieleń łąki z dmuchawcami. Lody cieknące po brodzie.

Tak, człowiek nie może być sam. Jestem z tych, którym trudniej być z innymi niż ze sobą. Może kiedyś pokonam swoje uprzedzenia?

Nie, nie jest źle. 

20 lutego 2006   Komentarze (10)

Spis tego, co było. Zwłaszcza co jeszcze...

czasami wydaje mi się że mam haczyk z żyłką w sercu. mam nadzieję to Ty go zarzuciłaś.To sam nie wiem. szukać też nie będę na siłę.
Tak napisał. Czytałam przy kawie w żółtym kubku.

Wczoraj było tak...Przedpołudnie całkiem nawet z wesołymi momentami. Ja już uśmiechać się umiem. Potem fotel, tak ten, który zamiast budki. Z zupełnie innym nastawieniem. Przedtem padał deszcz. A ja szłam myśląc. Są dni, kiedy lubię deszcz. A kiedy już mówiłam i kiedy słuchalam, no to wtedy wiedziałam, że to co się dzieje jest w jakiś sposób słuszne. Oprócz tych momentów, kiedy robię źle. No i że śmierć (już/ jeszcze) nie dla mnie. Jeszcze skok ze spadochronem. Auto rozpędzone na maxa. Tango z tym, który choć przez chwilę będzie wyglądał na jedynego. I... że jeszcze tyle chwil, w których mój Pan na moich wyciągniętych rękach w białym opłatku złoży swoją Miłość.

Wczoraj spotkałam koleżankę. Zmieniła się-zciekawiała. I potem kogoś, kto kiedyś był. I rozmawialiśmy i kiedy ja mu powiedziałam czym dla mnie jest pani m., jak to wszystko wygląda, to wtedy on mi powiedział coś, czego miał nie mówić. Więc już(znowu) wiem.

18 lutego 2006   Komentarze (16)

Pogodnie.

Kiedy piję poranną kawę o pogodnym poranku przypominam sobie swoją mamę. Jak siedziałarano na krześle przy stole w kuchni. Wtedy mieliśmy jeszcze taką dużą kuchnię-były w niej przynajmniej 3 schowki na chowanego. Mama piła kawę w ozdobnych malitkich filiżankach. Bradzo lubiła przy tym zjeść ciepłą bułkę z masłem. Czasami zostawiała na filiżance ślady szminki. Natomiast zawsze łyk kawy i ostatni kęs bułki. Czasami wypijałam ten łyk a ona żartobliwie się złościła, że cały czas miała wyobrażenie jak to przyjdzie i go do kończy. Małe filiżanki sygnalizowały, że jest jakieś święto, na codzień były odrobinę większe. Poranki zawsze były wtedy spokojne. Może dlatego zawsze, kiedy tylko spotkam się z mamą mam ochotę napić się z nią kawy-tej z ekspresu w małych ilościach. Ja i mama-jak dwie przyjaciółki doświadczone życiem.

Odkąd jestem dorosła moje wspomnienia stały się pogodniejsze.

Wczoraj wróciłam z dwoma paczuszkami delicji. Czarnych i białych. Białe już zjedzone, dobre były. I to potraktowanie mnie dobre, ciepłe jakgdybym...

Wracając odkryłam, że rozgrzebywanie świeżej rany jest dobre- przyzwyczaja Cię w końcu do jej istnienia.

Na razie nie rozmawiam z ludźmi, którym nie ufam. W ogóle, prawie o niczym. Chowam się za uśmiechem. A dzisiaj postanowiłam pouczyć się i...nie poszłam do szkoły. Miałam też gorączkę. Ale już druga noc z rzędu przespana spokojnie. Bo ja wstanę, choćby nie wiem co.

16 lutego 2006   Komentarze (18)

A lutego czternastego....

Więc...Przed chwilą wyszedł ode mnie. Był u mnie pierwszy raz. wysprzątałam mój pokój, a sprzątanie sprawiło mi przyjemność. Teraz, kiedy go nie ma mogę go w nim szukać jego drobnych śladów, takich jak urywki myśli. Jest dla mnie kimś wyjątkowym, mimo to o kochaniu nie ma mowy. Nie za bardzo w to wierzę...Udawanie. Tego mnie nauczyły obserwacje i własne życie.  Tyle czasu rozmawiać. O wszystkim, dalekim i bliskim i o spólnych wspomnieniach. I o tym wypadku nareszcie z nim mogłam porozmawiać. Napewno podświadomie na to czekałam. Teraz w moim pokoju 3 bukiety kwiatów. Dwa z tulipankami. I butelka po winie. I uśmiech. Bo kiedyś on nie chciał, żebym odszedła. A teraz ja nie chcę tego samego. Może zamieszkać w moim życiu. Widzę jego zalety i wady. Razem z nim patrzę na jego pasje. A on na moje. Mimo, że wiem, że nie zawsze rozumie dlaczego to jest dla mnie tak ważne. Ale tyle czasu rozmawiać o wszystkim...

Jestem chora. Przeziębiona i pewnie z gorączką. Zaraz spać. A jutro...albo zmagania z matą przy tablicy(swoją drogą dzisiaj taki spokój kiedy pytała mnie czegoś, co ja nie mam zamiaru umieć, bo mi to niepotrzebne jest) albo wjdzie, że się migam. Ale nie mam siły. Moje zdrowie...Może najwyższy czas na jego naprawę? Znów 3 nowe karteczki z receptami. Wykupię? Poczekam aż samo przejdzie?

Tym, którzy wierzą w miłość, bo wiedzą, że jest- tym własnie życzę doświadczania jej przez cały rok. A tym, którzy poddają ją pod wątpliwość-pozytywnego rozczarowania. I uśmiechu wszystkim razem i każdemu z osobna.

14 lutego 2006   Komentarze (7)

Dzień po.

Kiedy zasypiałam przypomniałam sobie rozmowę sprzed dwóch lat. O tym, że nie woln robić zawsze tak jak nakazują emocje. I że już się z tym zgadzam. Spałam niespokojnie, przeraziłam się końcem ferii i dudniącymi w głowie myślami. Rano pierwszy raz od bardzo dawna zjadłam z apetytem śniadanie. W szkole było tak typowo. I że tylko dwa miesiące do wakacji. A ja miałam pelne serce kamieni. Więc poszłam je wyrzucać.

Kiedy myślę do jakiego zwierzęcia można mnie przyrównać, to wydaje mi się, że najbardziej pasuje owczarek. Czasami ze stojącymi uszami, dumny i siedzący na tyłku, kiedy indziej smutny z klapniętymi i oczami na widok których chce się płakać. Potrafi atakować, ale nie zawsze czyni to chętnie. No i umie lizać rany. I skulać się.

Przeszkadzają mi moje myśli. Chwilami jest w porządku, kiedy indziej nie, już nawet gloryfikowanie wspomnień nie pomaga, no bo w imię czego?

Na jutro kupiłam M. aniołka. Przyda się mu jakiś Stróż. Tak, zgodziłam się na zabawę w walentynki.

Z biblioteki wyszłam z tym, czego najbardziej potrzebuję- trzema tomikami poezji- powtórzony Barańczak, wrażliwy Pieczyński i piękną kobietą Poświatowską. Zapowiada się ciekawy wieczór. Ze świeczkami, z wierszami i różą. Trzeba sobie robić dobrze, a jak?

13 lutego 2006   Komentarze (7)

To co ważne jest...

Więc tak. Wysłałam emaila do Stanislawa Barańczaka, pseud. Barbara Stawiczak, brata Małgorzaty Musierowicz. I nie wiem czy przeczyta, ale dla mnie to i tak wyczyn.

Poza tym biorę się w garść i do przodu. W końcu życie, to kurka, tylko jedno jest, a czasu...tego czasu tak cholernie mało. Już minęło mi pierwsze poranne przerażenie. Teraz tylko radość, że w całości jestem sobą, we wszystkich moich częściach i każda działa, oprócze zepsutego wcześniej kolana.

"Niech mnie Pan błogosławi i strzeże. Niechaj Pan daje pokój mi. On radością wypełnia serce me. Zawsze ze mną jest."

Najważniejsze to mieć przyjaciół.

12 lutego 2006   Komentarze (10)

Niezapomniana studniówka.

Przyjechał po mnie. Miał długą czerwoną różę, którą próbowałam wstawić do wazonu z jeszcze niezwiędlym tulipanem. Jego krawat był naprawdę śliczny. Za kierowcę robił jego starszy o kilka lat brat. Później powiedział, że jadac na studniówkę mial niezbyt dobry humor. A więc udaje przy mnie. Kupa osób przesstawianych mi z imienia, z których pamiętam tylko tych wyróżniających się czymś szczególnym. Polonez znowu na chwiejnych nogach, zesresowałam się, odwrotnie niż przy moim. Później było wspaniale-jego śpiewane "zawsze tam gdzie Ty", moje myślane, że my ze sobą przecież nie umiemy rozmawiać, więc dlaczego mnie do niego ciągnie. Jego znajomi ulubieni od razu.nawet korzystałam z podstołowych zapasów, ale tylko dwa razy-jak to on określił dzielnie to znoszę. Później chwila nudy, znowu porwanie do tańca. No i koniec...Ale nie koniec wszystkiego.

Władowaliśmy się do auta brata jego dobrego kolegi. Było nas w nim 6. Ja ta szósta na kolanach. Jechali mnie odwieźć minęli dwa skrzyżowania zjazdowe i trzeba było naokoło zajeżdżać. To było chwilę przed 6, śnieg...I wyjechał tramwaj. Wiedzieliśmy, że nie zdąży zachamować...Wjechaliśmy w niego, najpierw przodem później nas odwróciło i tyłem, posypało się szkło z szyby tylnej, na szczęście wypadło na wewnątrz. Wylądowaliśmy w zaspie...Tak, to była niezapomniana studniówka. Przerażenie opanowało dopiero po wyjściu z auta. Że co by było, gdyby...Że chyba cud że nic się nie stało, bo autko z tych mniejszych było.

Tak mi nieswojo teraz.

12 lutego 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Tyle jego słów w tej mojej głowie mam...Tylko jakąś ścianę czuję. Tarzaliśmy się w śniegu, próbowaliśmy ukraść traktor, bo on "tylko nosi moje zakupy". Powiedziałam, że bez niego nie umiem wyjść z domu-jak w środę mnie przyprowadził, tak dzisiaj dopiero wyszłam, bo zadzwonił.

Mimo to nie chce mi się nic. Czuję się na zdechlaka i lenia. Siłę człowieka widać kiedy radzi sobie z przeciwnościami życia?

A jutro studniówka. Jego. Nasza.

10 lutego 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Gdyby wsyztskie dni były jak ten można by mówić coś o zmarnowanym życiu. Usprawiedliwia mnie bolące gardło i pyszna kolacja, którą zrobiłam sobie sama. Może jednak dogadam się dzisiaj z tymi komórkami w głowie? O, jeszcze prałam ręcznie dzisiaj. Więc może nie tak źle? I...gdzie ta garść w którą mam się wziąć?

09 lutego 2006   Komentarze (9)

Show must go on.

Do czerwoności wyszorowałam moje ciało ze złości i żalu. Otarłam ze smutku i łez. Utuliłam w wyimaginowanym zaciszu.Czarną mocn herbatą zalałam udawanie i nieszczerość. Więc to prawda...

Podaj mi tę łyżeczkę,
łyżeczkę życia.
Nie chcę już, nie chcę tego picia,
pozwólcie, że zwymiotuję.
Wiem, że życie to garnek pełny,
że świat jest dobry i zdrowy,
ale mnie życie w krew nie wchodzi
mnie tylko uderza do głowy.

Napisać, żeby pamietać? A jak to się ma z przebaczeniem, z tą chwilą radości dzisiaj przy tym bezdomnym. Proszę panią, ja nie mam domu. A ja? Czy jak się ma czegoś za dużo to nie oznacza, że wcale sie tego nie ma. Wczoraj chciałam mu opowiedzieć historię. To było już dzisiaj nad ranem. O dziewczynce bez ojca. Z Mamą, Babcią i starszym przyjacielem jako całym światem. I o jednym dniu, dzisiaj rocznica. 5 nawet. Czy mogę już teraz mówić do Pana tato? I ta zamiana całego mojego pokoju, przyjaciela i Babci na tą rodzinę, która się...Przerwał mi w połowie. Bo ja mu raz ufałam, potem powiedział, że nigdy, potem już do końca przestałam go szanować. Ten płacz, urywany sen i chłodny oficjalny ton. Bo ja albo lubię na maksa, albo nie zauważam. Bo ja się odwinę za wszystko...Mama zostawiona na przystanku, płacz Bratka i włóczenie się autobusami. Bo ja jeżdże z domu do domu. Zamknięte od środka drzwi tego drugiego i dobijanie się. Przedtem tulipankowe przywitanie mnie przez M. Pierwszy raz od bardzo dawna ktoś czekał na mnie, bo wracam. Choć nie chciałam, żeby był. Bo w takich dniach jak ten nie powinno się mnie widzieć, bo kiedy idę ulicą patrzę się w oczy ludziom, a oni odwracają wzrok.

Po kolei. To dojechałam dobrze. Był słoneczny i mroźny dzień. Dojście do domku piechotą zajęło mi godzinę. Nic groźnego, może tylko pobocze za wąskie. Potem uśmiechy i przytulenia. Mama i Bratek. I piec, w którym się drewno pali i rury za płytko położone, które zamarzły. Mama z mądrością życiową i doświadczeniową. Mama przyjaciołka, siostra, powierniczka. Mama kochana, tęskniąca. Słuchanie, czytanie. Bawienie Bratka. Tańczenie razem z nim, bawienie w samoloty. I jego płacz i sen i to, że na mojej czesci łóżka, a ja nie mam gdzie. A potem strach jak nigdy dotąd, choć kilka ju przedtem. Mama mówiła, że muszę iść, pozbierać się, trwać...Moja mama, kiedy mnie żegnała, to było już jak kilka razy dotąd z nią i moją Babcią, jej siostrą, z nami wszystkimi. Bo taka jest konieczność." A jednak często niemal wbrew sobie, przymykam oczy i wracam w moje utracone życie."

I jadąc miałam już momenty zaparcia się w sobie, siły do walki, wytrwałości i odwagi i przed ołtarzem dziś. Tylko ja nie dam rady. A teraz wróciłam, jak gdyby nigdy nic.Pozornie.

08 lutego 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

No i już po. Spałam 2 godziny, za dwie następne mam autobus. Może dobrze, że nie miałam żadnych roszczeń do studniówki, bo mogłabym się rozaczarować. Tak -była po prostu. Jedyna i do końca. Przetańczona z partnerem od poloneza. Z opuchniętymi nogami i z nerwami przygotowań.

28 stycznia 2006   Komentarze (19)
< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 20 21 >
Moje | Blogi